sobota, 23 kwietnia 2016

Ogłoszenie parafialne!

 Witam kochane kaczuchy! <3
Od pewnego czasu w mojej głowie zakiełkował pewien pomysł. 
A możne by tak coś nowego? Cos niespotykanego? 
Tym razem, będzie to... tyryryry, SIATKARZ I MODELKA. 
Ktory siatkarz? 
Na razie pozostanie to moja słodką tajemnica. 
Tymczasem zapraszam na prolog: 
http://youknowimoneofakind.blogspot.com/ lub po prostu klik.
Dajcie znać, co o tym myślicie! 
Milego czytania, buziaki! :* 

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 22

    Nie wiedziałam co mam robić, ale nie przejmowałam się zbyt zaistniałą sytuacją. Jak kocha to wróci, nie? Z powodu zbliżającego się weekendu i powodu do zabawy, mianowicie - powołania do Kadry Narodowej, postanowiłam wybrać się z resztą drużyny do klubu. Posiedzieć, zjeść coś, wypić drinka. Czekał mnie już tylko dzisiejszy ranny trening i popołudniowy mecz, i resztę weekendu miałam wolne. Z dobrym humorem ruszyłam spacerkiem na halę, pogoda dopisywała - śniegu nie było, słońce świeciło. Jeszcze tylko gdybym mogła zdjąć kurtkę i ubrać trampki, to byłoby idealnie. Koniec stycznia nie wybierał, wyczekiwałam wiosny z utęsknieniem. Kilkuminutowy spacer trochę mnie rozruszał, mimo wszystko byłam na hali grubo przed czasem. Przebrałam się w pustej szatni, weszłam na płytę boiska i zabrałam kosz z piłkami. Ćwiczyłam rzuty bieżne, przeróżne wkrętki itd, w miarę możliwości. Cieszyłam się, że moje naprawione kolano się nie odzywało. Załamałabym się, gdyby kontuzja się odnowiła, w końcu muszę pokazać na co mnie stać na zgrupowaniu. Chodziłam jak na skrzydłach, z wysoko uniesioną głową - w końcu jestem na tyle dobra, że spełniłam jedno z moich wieloletnich marzeń. Nim się zorientowałam - zebrała się reszta drużyny i trener. Zrobiliśmy lekki trening, który miał nas bardziej rozruszać, później fizjoterapeuta się nami zajął. Mężczyzna, gdy zajmował się moim kolanem, niejednokrotnie zapraszał mnie na kawę. Przyznam, że teraz zaczęłam chodzić do niego z ogromną niechęcią. W końcu stał się dość natarczywy i omijałam go szerokim łukiem.
 - Ola, czemu nie idziesz na masaż? - Spojrzałam przez ramię, wołał za mną trener. Zbliżyłam się do mężczyzny.
- Trenerze, czuję się dobrze. Nic mnie nie boli i uznałam, że nie jest mi to potrzebne. - Uśmiechnęłam się i uniosłam kciuk w górę.
 - No dobrze, niech Ci będzie. Ale to pierwszy i ostatni raz. - Pogroził mi palcem, rzucił; ''Do zobaczenia na odprawie przed meczem'' i sobie poszedł. W szatni szybko się przebrałam i ruszyłam zdecydowanym krokiem. Idąc przez park, widziałam ludzi, którzy wychodzili na spacer z dziećmi czy psami. To pierwsze mnie nie interesowało, chyba, że dzidziuś mojego brata. Natomiast pies... Hm, mam swojego psa w Chorzowie, ale nie wyobrażam sobie mieć takie bydlątko w mieszkaniu w bloku. Może sprawiłabym sobie jakieś maleństwo? Może yorka? Zawsze jest z kim wtedy wyjść na spacer. Chociaż może kota? Nigdy nie miałam kota. Hm. Przemyślę to. Przez ostatnie dni czułam się troszkę samotna i zagubiona, chciałam się rozerwać - dlatego to wieczorne wyjście. Po części byłam rozbita przez sytuację do jakiej sama dopuściłam w moim życiu. Jakby mu zależało to by się odezwał, prawda? Ale odkąd Lijek wyszedł z mojego mieszkania panowała cisza. Kolejne kilka godzin minęło tak, jakbym była w transie. Nim się zorientowałam, a zjadłam lekki posiłek i wychodziłam na halę. Tym razem jako środek transportu wybrałam samochód z uwagi, że będę zmęczona. Nie informowałam nikogo osobiście o meczu, po prostu było mi to obojętne czy matka zobaczy mecz w telewizji czy na żywo. Pewnie i tak nie ma czasu. Weszłam na halę; wokół niej kręciła się już ochrona i kilka nieznanych mi osób. Autokar drużyny z Jeleniej Góry już stał na parkingu. Spóźniłam się? Spojrzałam na komórkę - 15:59. Mecz zaczyna się o 18, jestem idealnie, aby się przebrać i rozgrzać. Weszłam na halę i ruszyłam prosto do szatni. Drzwi szatni były uchylone, wraz z moim wejściem nastała cisza.
 - Co jest? Obgadujecie mnie? - Mruknęłam do nich i zaczęłam wyciągać strój z torby.
 - Nie słyszałaś? - Głos zabrała nasza bramkarka, Weronika. Podniosłam brwi i usiadłam na ławce.
 - Co miałam słyszeć? - Spojrzałam na Angelę, która unikała mojego wzroku. Nagle wiązała buty.
 - Nie mówcie jej teraz! - Paulina krzyknęła z łazienki. Uśmiechnęłam się, a moje serce prawie stanęło.
 - Powiedzcie mi. Chcę wiedzieć. - Zażądałam, opierając dłonie na bokach.
 - Karolina rozpętała burze w klubie. - Moje serce stanęło, magle zaschło mi w ustach. Co z grą Marcina? 
Pokazałam ręką, żeby kontynuowały.
 - Rozpętała burze w klubie, bo do jej tatusia dostarczyła zdjęcia twoje i Marcina z sylwestra i normalnych, codziennych sytuacji. Prezes wzywał do siebie Marcina i z tobą pewnie też będzie chciał rozmawiać. To jego jedyna córeczka...- Na jednym wydechu wyrecytowała mi to Weronika. Wzięłam głęboki oddech i błyskawicznie się przebrałam. Wyskoczyłam z szatni i ruszyłam na halę, a Angelika za mną.
 - Ola, głuptasie poczekaj! Gdzie ty tak lecisz? - Złapała mnie za rękę, chcąc abym zwolniła. Gwałtownie się do niej odwróciłam.
 - Czemu mi nie powiedziałaś? - Popatrzyłam jej w oczy, spuściła wzrok i puściła moją rękę.
 - Nie chciałam cię denerwować przed meczem, wiem, że masz pewne problemy ostatnio.
 - Problemy? Ma mnie w dupie! Taka prawda! Gdyby mu zależało to by u był, dalibyśmy radę razem! A gdzie jest? Nie wiem. Nie rozmawiałam z nim od kilku dni, bo nie potrafił spakować manatków i przyjechać do mnie. Obiecał i słowa nie dotrzymał. - Pokręciłam głową, gestykulując.
 - Nie wiedziałam, że to tak wygląda. - Blondynka położyła mi rękę na ramieniu i posłała pokrzepiający uśmiech. Pokręciłam głową i zaczęłam biegać po boisku, aby się rozgrzać. Rozgrzewka i odprawa minęła szybko i sprawnie. Nim się obejrzałam, a już podstawowa siódemka wychodziła na boisko. Ustawiłam się w obronie i spojrzałam w bok; na trybuny. Machała do mnie z nich moja rodzicielka z swoim ''przyjacielem'', a niedaleko nich siedział Marcin z.. Karoliną. Nasz wzrok się spotkał, a mi momentalnie zrobiło się słabo. Oczy zaszły łzami, ale odwróciłam głowę i patrzyłam na przeciwniczki. Gwizdek. Mecz się rozpoczął. Niestety całkowicie mi nic nie szło. Próbowałam grać różne zagrywki, niestety - albo gubiłyśmy piłkę, albo rzucałyśmy słupki lub w bramkarkę. Przy stanie 8:3 zostałam ściągnięta z boiska. Płakałam schodząc. Usiadłam obok miejsc dla rezerwowych na parkiecie, a łzy ciekły po moich policzkach. Trener Wąs wziął czas dla naszej drużyny. Zjechał każdą z osobna, a na końcu ryknął do mnie:
 - A ty skończ się mazgaić i właź na boisko! - Podniosłam się z ziemi i weszłam na boisko. W ataku próbowałam wchodzić między dwie zawodniczki, niestety drużyna z Jeleniej Góry słynęła z tego, że grały bardzo brutalnie. Po paru minutach byłam już dość mocno poturbowana. Zapanowała wrzawa na trybunach, gdy zawodniczka z drużyny przeciwnej, pociągnęła mnie za koszulkę w momencie rzutu. Upadłam na ziemię i nie miałam ochoty z niej wstać. Podbiegli do mnie fizjoterapeuta wraz z lekarzem klubowym. Usiadłam.
 - Wszystko w porządku? - Pokiwałam głową, mając lekki grymas na twarzy i wróciłam do obrony. Przetarłam dłonią czoło i spojrzałam na Marcina. Obok Karoliny, siedział jej tatuś ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w boisko. O nie. Nie dam jej tej satysfakcji. Wzięłam się w garść i zaczęłam dawać z siebie 200%, ale nie dawało to zbyt dużych skutków. Zbyt dużo błędów robiłyśmy. W obronie próbowałam utrzymać dwie zawodniczki na raz, skończyło się to tym, że dostałam ''niechcący'' w twarz od jednej z nich.
 - To niesportowe zachowanie! - Usłyszałam krzyk z trybun. Głos należał do nikogo innego jak z grupki utworzonej z Marleny, Liska, Marty, Kamila i mojego brata. Nie zauważyłam ich wcześniej. Mecz zakończył się stanem 30:24 dla drużyny gości. Płakałam, a wręcz wyłam jak schodziłam z boiska. Klęskę poniosłyśmy jako zespół, ale poniosłam ją też jako jednostka - i w życiu prywatnym i zawodowym. Schowałam twarz w dłoniach, usiadłam na ławce i pozwoliłam łzom płynąć. Wstałam tylko, aby podziękować kibicom z resztą drużyny, ale nie umiałam pohamować tego, co się działo z moją twarzą. Policzek mnie piekł i zdawałam sobie sprawę, że tym razem skończy się siniakiem jak nic. Mimo wszystko, nasza rzeczniczka prasowa pociągnęła mnie za sobą, ponieważ miałam udzielić wywiadu.
 - Rozmawiamy z Aleksandrą Lewandowską, główną rozgrywającą Vive Tauron Kielce. Dzisiejszym meczem same skomplikowałyście sobie sytuację, przegrywając na własnym parkiecie z drużyną zajmującą miejsce zaraz po Was w tabeli. - Reporter oddał mi głos.
 - Szkoda tego meczu, bo uważam, że mogłyśmy dać z siebie więcej. Sytuacja była na tyle skomplikowana, że poprzez błędy własne, przeciwniczki odskoczyły z wynikiem i musiałyśmy gonić. Wydaje mi się, że mogło się udać, ale brakowało zimnej krwi, opanowania. Grałyśmy od początku nerwowo. Dzisiejszym meczem mogłyśmy postawić tzw:''kropkę nad i'', i zapewnić sobie spokój do końca play off-u. Niestety teraz czeka nas nerwówka do końca. Teraz to mecz w Kościerzynie będzie mieć duże znaczenie. Potrzebujemy dwóch punktów jak tlenu. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
 - Doszła do nas informacja, że dostałaś powołanie do kadry i już wkrótce wyjeżdżasz na zgrupowanie.
 - Tak, dokładnie.
 - Powodzenia w takim razie życzymy, owocnej współpracy z kadrą szkoleniową.
 - Dziękuję bardzo. - Podałam rękę reporterowi oraz kamerzyście, który to nagrywał i zaczełam iść w stronę band reklamowych, aby przywitać się z bratem i resztą przyjaciół, ale powstrzymał mnie widok Marcina i Karoliny. Stanęłam jak wryta, blondynka posłała mi promienny uśmiech i tu, w jednym momencie stały się dwie rzeczy na raz. Robert chwycił Marcina za ramię, aby się obrócił w jego stronę, a mi usunął się grunt pod nogami.

PERSPEKTYWA... ROBERTA LEWANDOWSKIEGO. 
Złapałem Marcina za ramię i chciałem się zapytać, co on odstawia za akcje, ale nie zdążyłem. Odwrócił się w moją stronę, i w tym czasie usłyszeliśmy z różnych stron krzyki ludzi. Jedyne co w tym chaosie wyłapałem to: ''Ola''. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem zgrabną brunetkę lezącą na parkiecie. Olałem Lewandowskiego i biegiem ruszyłem w stronę siostry. Ochrona chciała mnie zatrzymać, gdy przeskakiwałem bandy reklamowe, lecz ukazałem im wejściówkę vip, załatwioną przez siostrę dawno, dawno temu. Doskoczyłem do siostry i zacząłem ją cucić. Nie reagowała na bodźce. Mówiłem do niej, potrząsałem nią lekko - nic nie pomagało. Sprawdziłem czy oddycha - oddech był ledwo wyczuwalny. Przyjechało wezwane pogotowie, lekarz klubowy i fizjoterapeuta robili wszystko, co tylko mogli. Kazano mi się odsunąć od małej. Marcin stał niedaleko i przyglądał się całej sytuacji z zaciśniętymi rękoma. Matka była na skraju załamania, zabawiała ją przyjaciółka Marty. Jak dobrze, że Ania została w Niemczech. Pogotowie zabrało Olę do szpitala, razem z najbliższą grupą ich przyjaciół i naszą matką pojechaliśmy za karetką.Brunetka nie odzyskała przytomności w drodze do szpitala, została natychmiast skierowana na badania. Słyszałem tylko, jak lekarz krzyczał za pielęgniarką, która wiozła łóżko z nieprzytomną dziewczyną.
 - Ciśnienie tętnicze, EKG, badanie internistyczne i neurologiczne, morfologia, stężenie elektrolitów, pełna diagnostyka. - Siostrze podano tlen, ale dostała drgawek. Chciałem wejść do sali, do której ją zawieźli, ale niestety pielęgniarka mnie nie wpuściła. Wróciłem do poczekalni, gdzie przebywała zdenerwowana mama i reszta ferajdy. Do szpitala wszedł Lijewski.
 - Co ty tu jeszcze wyrabiasz? Widzisz do jakiego stanu doprowadziłeś moją siostrę? Zabije cię. - Złapałem go za kurtkę i miałem ochotę podnieść na niego rękę, ale mama w ostatniej chwili chwyciła moją rękę.
 - Zostaw Robert, Ola leży tam nieprzytomna, nie wiadomo co z nią jest, a ty chcesz bić mężczyznę, którego kocha? Chcesz, żeby była na Ciebie zła, jak się obudzi? Bo się obudzi, prawda? To moja córeczka, na pewno się obudzi... - Łzy zaczęły płynąć z jej policzków, szlochała, jej ''chłopak'' przyszedł, przytulił ją do swojej piersi i pokazał mi, że zaopiekuje się mamą. Kiwnąłem głową, aby podziękować. Usiadłem obok Angeliki i Michała ze spuszczoną głową.
 - Słuchajcie, wiem, że możecie mnie winić o to, co się stało. Sam siebie o to winię, że nie wyjaśniłem wszystkiego z Olą wcześniej. Rozwiązuje sprawę z Karoliną i jej ojcem, ale potrzebuję czasu. Miałem jej to wytłumaczyć po meczu. Kocham ją, naprawdę ją kocham i czuję w głębi serca, że jest tą jedyną. - Głos szczypiornisty rozniósł się echem po szpitalnym korytarzu. Zerwałem się z krzesła.
 - Nie ma mowy nawet! Dość tego! Ola zostanie zabrana do Dortmundu, skończyło się. Zapewniłem jej mieszkanie w najbezpieczniejszej okolicy jaka może być, dostała samochód i fundusze na życie. Nie ingerowałem w to, co robi ze swoim życiem, a wręcz dałem wolną rękę. I jak na tym wyszła? Leży tam teraz i nie wiadomo co z nią będzie. W dupie mam jej kontrakt, stać mnie, żeby nawet zapłacić karę, ale Ola jedzie do Dortmundu i koniec, kropka. - Powiedziałem na głos to, o czym myślałem przez ostatnie minuty.
 - Nie możesz jej niczego nakazać, jest pełnoletnia. - Udzielił się Marcin. - Nie powinieneś ingerować w sprawy między mną, a nią.
 - Jakie sprawy między Tobą a nią? Marcin, co myślisz, że dlaczego była taka rozstrojona na meczu? Widziała Ciebie i Karolinę. Weronika wygadała się, że jest afera w klubie wywołana przez Karolinę. A poczuła się tak, jakbyś ją olał. - Wybuchnęła Angelika. Wymierzyła palca w szatyna. - Powinnam ci skopać dupę ty świnio! Pluję sobie w brodę, że was do siebie zbliżyliśmy! - Angelika wróciła na miejsce, obok swojego narzeczonego. Spojrzałem na ''partnera'' siostry. Usiadł na ziemi załamany, schował twarz w dłoniach. Czekał na wieści, tak jak pozostała dziewiątka.
 - Rodzina pani Aleksandry Lewandowskiej? - Lekarz w białym fartuchu i papierami w dłoniach, zapytał. Odpowiedzieliśmy chórem:''tak''. - Cóż, niech połowa państwa idzie do domu odpocząć, już po 22.
 - Co z nią? Co z moją córką? - Zapytała płaczliwym głosem rudowłosa kobieta po 40 zwana inaczej moją matką.
 - Aleksandra ustabilizowała się, jednak nadal się nie wybudziła. Szereg badań jest prowadzony, na razie dostaliśmy wyniki badań krwi. Wynika z nich, że ma bardzo zaawansowaną anemię, która nie wiadomo czy nie wpłynęła na powstanie białaczki, bo krwinek czerwonych jest naprawdę mało. Wszystko wyjdzie w badaniu szpiku kostnego, na które musimy mieć zgodę pacjentki. Poza tym, jest bardzo wyczerpana. Ciśnienie śródczaszkowe w normie, głowę ma mocną. Reszta badań jest w trakcje. - Marcin zerwał się z miejsca i zaczął chodzić w kółko po korytarzu.
 - Czy mogę ją zobaczyć? - Zapytał w końcu lekarza.
 - Niestety nie, trwają badania. Myślę, że rano maksymalnie po jednej osobie, będziemy mogli wpuścić do jej sali. Proszę iść do domu i się przespać. - Cały czas w głowie dudniły mi słowa: białaczka, białaczka, białaczka. Czy nasz ojciec na to nie chorował przed śmiercią w wypadku samochodowym? 



Cześć kachuchy! Mam nadzieję, że się podoba? Ta nasza Olka, to ciągle ma jakieś problemy. Jest tu ktoś jeszcze? Moje kochane! Pobudka! Wróciłam:* Starałam się, aby wyszło dłużej niż ostatnio i chyba mi się udało, ale to już wy ocenicie. Pamiętajcie, że komentując motywujecie! Do następnego! <3