wtorek, 6 września 2016

Rozdział 24

Pogłaskałam się po moim już dość zaokrąglonym brzuszku, przypominając sobie jak to było, jak mając dwadzieścia trzy lata na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. Może wrócę wspomnieniami do tego, jak do tego doszło? Przyjechałam do Polski, raptem na kilka dni. Marta i Kamil poprosili mnie o zostanie ich świadkową na ślubie kościelnym. Nikt nie wspomniał, że drużbą zostanie nikt inny jak pan Lijewski. Zabawa na weselu była przednia. Naprawdę dobrze się bawiłam. Aż chyba za dobrze. Co tu dużo mówić, wypiliśmy za dużo i stało się. Wylądowaliśmy w najbliższym hotelu. Teraz jestem nad morzem z Angeliką Jurecką, która wybrała się ze mną na urlop. Michał jest na zgrupowaniu, więc korzystamy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i zarzuciłam na ramiona lekki sweterek. Wieczory bywają chłodne. Wyszłam z pokoju i zapukałam do pokoju blondyny. Drzwi akurat się otworzyły.
- Chodźmy. - Siedząc na plaży i mocząc stopy, Angela wstąpiła na temat, którego chciałam uniknąć.
- Jesteś w ciąży. - Uśmiechnęłam się szeroko, a dłoń położyłam na brzuchu.
- Jak widać. - Wzruszyłam ramionami.
- No pochwal sie! Chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec. Oliwier będzie. Oli. Oliwier Lewandowski. - Angela pokiwała głową.
- A gdzie tatuś małego? - Spojrzałam na nią marszcząc czoło.
- Angela, jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłaś w Kielcach i w ogóle. Ale to nie jest twoja sprawa. To jest moje dziecko. I tylko moje. - Wstałam, otrzepałam krótkie spodenki i ruszyłam brzegiem plaży. Szczypiornistka poszła za mną.
- Nie rozumiem jednego, Ola. Kiedyś byłaś całkiem inna. Taka pełna życia, wszędzie cie było pełno, dałabyś się pokroić za ręczną. A teraz? Będziesz miała dziecko, nie chcesz się nawet przyznać z kim. Co na to twoja matka? Brat?
- Nie Angelika, to ty nie rozumiesz albo nie chcesz zrozumieć. Ludzie się zmieniają. Wszyscy układają sobie życie, więc ja też chce! Chce mieć kogos, o kogo będę mogła się troszczyć, kogo będę miała kochać. Swoje dziecko. - Blondynka podeszła do mnie i przytuliła, dłoń kładąc na brzuchu.
- Rozumiem. No już stara dupo, za dwa dni masz urodziny! Aż w to nie wierzę! Nasza Olcia taka już stara, tylko mam nadzieję, że nie zaczniesz mi tu rodzić. - Roześmiałam się na jej spanikowany wyraz twarzy.
- Kochana, jeszcze siedem tygodni, mamy czas z Olim. - Tak naprawdę to przed wszystkimi ukryłam fakt, że z Oliwierkiem mam zamiar zamieszkać na Warszawskim Żoliborzu, w skromnej małej, parterówce. Pozbierałam wszystkie pieniądze jakie miałam, ruszyłam konto, na którym miałam pieniądze po swoim ojcu i okazało się, że stać mnie na mały domek. Według mnie trzy pokoje, kuchnia i łazienka zupełnie nam starczą. Do tego kawałek ogródka, niemal wymarzone miejsce. Z Angelą poszłyśmy coś zjeść i rozeszłyśmy się do pokoi. Kolejne dwa dni minęły bardzo szybko. Żarłam, jak za trzech! Przyjaciółka się ze mnie cały czas śmiała. No i nadszedł! Dzień moich dwudziestych czwartych urodzin - piętnasty lipca. Obudziłam się dopiero o godzinie dziesiątej. Nie śpiesząc się, wstałam i poszłam pod prysznic. Uwielbiałam dotykać mój brzuszek, czułam się wtedy niesamowicie. Ciąże znosiłam naprawdę dobrze, nie miałam żadnych mdłości ani nic. Promieniowałam. W Niemczech skończyłam studiować filologię niemiecką i po urodzeniu dziecka, planuję pracować w domu - w wolnej chwili robić tłumaczenia. Pomalowałam się trochę, ubrałam się w czarne leginsy i białą tunike. Ubrałam baleriny - z takim brzuuchem nawet nie ryzykowałam ubrania szpilek. Akurat mój telefon się rozdzwonił. Odebrałam.
- Olka! Na dole czeka na ciebie taksówka. Wsiądź do niej i o nic nie pytaj. - Nie zdążyłam się odezwać, a dziewczyna się rozłączyła. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam to, co blondynka kazała. W głębi ducha, zastanawiałam się, co ta wariatka znów wymyśliła. Taksówka dowiozła mnie pod pobliską hale. Taksówkarz jedyne co powiedział, to, że mam wejść do środka. Weszłam na hale, a tam zostałam... Okropnie dużo twarzy! Wszędzie były balony i serpentynki. Rozpoznałam twarze Marty, Kamila, Liska, Marleny, Angeli, braci Jureckich oraz wieele innych twarzy. Zapanowała cisza. No tak, nie wspominałam nikomu poza Angelą, że jestem w ciąży.
- No wiem, że przytyłam, okej! Ale nie gapcie się tak! - Wszyscy się roześmiali. I tak się zaczęło. Każdy mi składał życzenia, ściskał, gratulował. Jak już myślałam, że przywitałam się z wszystkimi, postanowiłam chwilę odpocząć i usiadłam z boku. Ktoś mnie zaszedł od tyłu.
- Cześć. - Podskoczyłam w górę i obejrzałam się przez ramie. Marcin usiadł obok mnie, trzymając bezpieczny dystans. - Nie złożyłem Ci jeszcze życzeń. Wszystkiego najlepszego, zdrowia dla maluszka, no i szczęśliwego rozwiązania. - Uśmiechnęłam się i podziękowałam. Zapanowała między nami cisza.
- Ola... Który to tydzień?
- Marcin, to nie jest twoje dziecko. - Podniósł głowę i popatrzył na mnie. - Masz żonę, zajmij się nią. - Wstałam i poczłapałam w stronę Marty. Dziewczyna przytuliła mnie.
- Kto by pomyślał, ze Ola zostanie mamuśką! Który to tydzień? - Westchnęłam zrezygnowana. Wiedziałam, że tak będzie.
- 30. - Dziewczyna wyglądała, jakby o czymś myślała, a za chwilę wyjęczała w moją stronę.
- 30 tygodni temu braliśmy ślub z Kamilem. - Patrzyłyśmy sobie w oczy. - Boże Olka! Musisz mu powiedzieć! - Tak się złożyło, że ruda była jedyną osobą, która wiedziała o mojej przygodzie z rozgrywającym.
- Nie i od ciebie też ma się nie dowiedzieć, to jest tylko moje dziecko. Z resztą ja nic od Marcina nie chcę. - Marta w szoku kręciła głową. Więcej nikt o nic nie pytał, no może poza Kasą, który rycząc na całą hale, dopytywał się o płeć dziecka.
- Kasa, cholera no! Oliwier będzie! - Ryknęłam z pełną buzią jedzenia, co wszyscy skwitowali szerokimi uśmiechami. Brakowało mi tego, niegdyś bardzo bliskie mi osoby, teraz prawie obcy. Zwłaszcza niektórzy. Nie myślałam o przeszłości, myślałam o przyszłości mojego maleństwa. Pogadałam sobie z każdym po trochu, popijając soczek pomarańczowy. Ok. Godziny siedemnastej ziewnęłam długo. Plecy mnie bolały, w końcu taki ciężar nosić na brzuchu to masakra.
- Może cię odwioze? - Zapytał Lijek, który najwyraźniej widział moje ziewnięcie.
-Super by było, tylko się ze wszystkimi pożegnam.
- Poczekam na zewnątrz. - Kiwnęłam głową i pożegnałam się z każdym z osobna, obiecując niedługo się odezwać. Wsiadłam do czarnego bmw Marcina i podałam mu adres hotelu.
- Długo zostajesz? - Pokręciłam głową.
- Może ze trzy, cztery dni. Małemu - położyłam dłoń na brzuchu - Chyba się tutaj podoba. - Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jak to?
- Każdy jego ruch czuję, już bliżej niż dalej do porodu. Teraz już mu się tam ciasno robi. A od trzech dni siedzi spokojnie, za to jeść dużo chce. Przepraszam. Zanudzam cię, ale jestem tak zakręcona wokół dziecka, że to masakra. - Roześmiałam się.
- Spoko, to jest oczywiste. - Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Gdy zatrzymaliśmy się pod hotelem, Marcin nieśmiało się odezwał.
- Może spotkamy się jeszcze? - Popatrzyłam na niego i pokręciłam przecząco głową. Wysiadłam i weszłam do hotelu, nie obracając się nawet na chwilę. Usiadłam na łóżku, już w swoim pokoju tymczasowym. Zaczęłam głaskać swój brzuch. Damy sobie radę. Sami.

środa, 25 maja 2016

Rozdział 23

   Suchość w ustach nie pozwoliła mi dalej leżeć. Otworzyłam powoli oczy. Jarzące światło paliło mnie w oczy. Po chwili jednak przyzwyczaiłam wzrok do światła i rozejrzałam się po jasnoniebieskim pokoju w jakim się znajdowałam. Leżąc w szpitalnym łóżku, podłączona kabelkami do bliżej niezidentyfikowanych urządzeń nie miałam zbyt dużego pola do popisu. Na parapecie stały cztery wazony z bukietami kwiatów i kilka pluszaków. Umieram czy co? Nikogo ze mną w sali nie było. Aparatura spokojnie sobie pikała. Lewą ręke miałam podłączoną do kroplówki, która powoli sobie kapała. Położyłam głowę na poduszkę i zamknęłam powieki. Czemu się tutaj znajduje? Co się stało? Mecz. Był mecz. Przegrałyśmy czy wygrałyśmy? Dostałam piłką czy zaryłam głową o parkiet? Zemdlałam? Ktoś mnie napadł? Skupiłam się na swoim ciele i zaczęłam zastanawiać nad stanem mojego ciała. Coś mnie bolało? Chyba tylko trochę głowa i plecy. Ale poza tym czułam się taka... Jakby wyspana? Znalazłam na małej szpitalnej szafeczce swoją komórkę. Dziś 31 stycznia. Cholera! Zerwałam się do góry i wyrwałam sobie welflon z żyły. Krew zaczęła mi płynąć strumieniami po ręce. Co teraz Olka?!  Wstałam na równe nogi i zginając rękę w łokciu zaczęłam iść powoli w stronę drzwi. Zakręciło mi się w głowie. Otworzyłam drzwi i trafiłam na idącego lekarza z pielęgniarką korytarzem.
- Przepraszam, chyba potrzebuję pomocy. - Ostatnie słowo wyszeptałam wręcz, łapiąc się za krwawiącą rękę. Młoda kobieta od razu do mnie podbiegła.
- Co pani zrobiła? - Lekarz szybkim krokiem podszedł do mnie i obejrzał moją rękę. Zostałam szybko zabrana do dyżurki pielęgniarek, tam mój łokieć został opatrzony, następnie kazano wrócić mi do łóżka i zrobiono kolejne wkucie welflonu - tym razem w prawe zgięcie łokcia.
- Czy ja mogę wiedzieć czemu się tutaj znajduje? I ile przede wszystkim? Tak się składa, że za parę dni mam zgrupowanie kadry narodowej. - Blondynka spojrzała na mnie, jakbym zabiła jej kota patelnią.
- Straciłaś przytomność po meczu, uderzyłaś dość mocno głową o podłoże, w dodatku wyniki miałaś niezbyt dobre... Dlatego lekarz za zgodą rodziny przytrzymał cię w śpiączce farmakologicznej na te kilka dni, aby dać twojemu organizmowi odpocząć, złociutka.  - Uśmiechnęłam się słysząc pieszczotliwe słówko. Ponownie zmarszczyłam nos.
- Ile dokładnie spałam?
- Kilka dni. - Pokiwałam głową. - A kiedy będę mogła iść do domu?
- Wszystko zależy od ponownych wyników. Cztery, może pięć dni. Zaraz przyjdzie do Ciebie lekarz. - Podziękowałam blondynie, a ona poszła sobie. Oparłam się o poduszki. Leżałam tutaj tydzień. Co z kadrą? Czemu nie pamiętam tego co było przed moim omdleniem? Nie nacieszyłam się samotnością, ponieważ zaraz przyszedł lekarz. Lekarz, który wypytał mnie o to jak się czuje i powiadomił, że dzwoniono do mojej rodziny z faktem, że się obudziłam. Westchnęłam. Może oni mi coś wyjaśnią. Obróciłam głowę i patrzyłam na widok, który rozciągał się za oknem. Kilka minut później do sali wpadł jak burza Robert, zaraz za nim Ania, a na końcu nasza mama. Cała trójka patrzyła na mnie z nieokreślonymi minami.
- No co? - Wydukałam, nie mogąc znieść tej ciszy. Mama usiadła na skraju łóżka i zaczęła głaskać mnie po włosach. Robert chodził w kółko po pokoju, a Ania chyba nie wiedziała co robić i chodziła za nim, powtarzając: tylko spokojnie. Uniosłam brwi wysoko.
- Wytłumaczycie mi o co chodzi? Co sie stało?
- Co się stało? Zacharowywujesz się tutaj na śmierć, masz ostrą anemię, podejrzewano komórki białaczkowe u Ciebie, a ty pytasz co się stało? Nie wspominając o wstrząsie mózgu! Spotykasz się z zaręczonym facetem, który cały czas cię zwodzi i okłamuje! - Zmarszczyłam brwi.
- Marcin zerwał z Karoliną. - Moja mama pokręciła głową.
- Kochanie, wybuchła afera związana z Tobą i Marcinem w klubie, dowiedziałaś się przed meczem. Na meczu byli razem, gdy ich zobaczyłaś, niedługo potem straciłaś przytomność. - Patrzyłam po ich twarzach.
- Nie, to nie jest prawda.
- Niestety jest.
- Dostałaś od nas wolną rękę. Kupiłem ci mieszkanie, mama samochód. Dostałaś od nas wszystko, miałaś się tylko uczyć i grać. Spełniać swoją pasje. A ty, olewałaś uczelnię, harowałaś ponad wszystko i jeszcze spotykałaś się z zaręczonym facetem, który przyprawia Ci rogi! Dlatego jedziesz z nami do Dortmundu, albo wracasz do Chorzowa. Skończyła się samowolka. Możesz wybrać. - Zaniemówiłam.
- To ja już nie mam nic do powiedzenia? Jestem dorosła.
- A zachowujesz się jak małolata. Rzeczy masz spakowane, mieszkanie wystawiłem na sprzedaż. Rozmawiałem z prezesem klubu, sam zaproponował ugodne rozwiązanie umowy.
- A kadra?
- I tak nie możesz jechać, najpierw musisz wrócić do pełnej formy. - Zacisnęłam usta i pokiwałam głową.
- Wyjdźcie. - Anna i moja rodzicielka spojrzały na mnie zdziwione. - No już! Zostawcie mnie samą!

3 miesiące później....
Kwiecień w tym roku naprawdę rozpieszczał nas pogodą. Temperatura dochodziła nawet do 25 sropni celsjusza. Wszystko wokół mnie kwitło, łącznie z ludźmi. Ania w piątym miesiącu ciąży rozpylała wokół siebie czar. Czar uśmiechów i dobrego humoru. Na wszystkich to działało, tylko nie na mnie. Rzuciłam studia. Zacznę od początku, od października na tutejszej uczelni. Postanowiłam również, że zmienię kierunek - psychologia. To jest moje powołanie. Nie gram już, na razie zrobiłam sobie lrzerwę, co będzie dalej? Nie mam pojęcia. Urwałam kontakt z ekipą z Kielc, jak i zarówno z Chorzowa. Miałam żal do brata, jednocześnie będąc wdzięczna mu. Wyrwał mnie z czegoś, co było naprawdę chore. Albo się kocha, albo nie. Proste. Przerwałam swoje przemyślenia i spojrzałam na wejście do salonu. To pani Lewandowska wpadła jak burza do domu.
- Olka! Oleńko ma!
- Czego chcesz, potworze niedobry? - Zawołałam, zamykając książkę, którą trzymałam na kolanach. Odłożyłam ją na stolik. Żona Roberta padła na sofę obok mnie, ciężko dysząc.
- Boże, jestem taka ogromna. A tu jeszcze cztery miesiące. - Zaczęła głaskać się po brzuszku.
- Przeleci szybciej, niż Ci się wydaje. Kiedy poznamy płeć?
- Jakoś czuję, że to będzie chłopiec. Ale nie do tego zmierzam. Idziemy na zakupy! - Spojrzałam na nią, jak na nienormalną. Oszalała z tymi zakupami. Westchnęłam.
- Muszę? - Pokiwała głową i zerwała się do góry. No nic, ogarnęłam się na szybko i pojechałyśmy. Tak oto utknęłam w dziecięcym sklepie, wybierając ciuszki i inne pierdoły. Cztery, a może pięć codzin później wylądowałyśmy w włoskiej restauracji. Ann, poinformowała mnie, że niebawem dołączą do nas panowie - Lewy, Błaszczykowski oraz Piszczek. Zamówiłyśmy sok pomarańczowy,  czekając na panów. W końcu ta szalona trójca wpadła, robiąc zamieszanie. Rozdali kilka autografów i przysiedli się do nas.
- Cześć młida, dawno Cię nie widziałem! - Piszczek zmierzwił mi włosy i posłał szeroki uśmiech. Uśmiechnęłam się i zabrałam za przeglądanie karty. Po zjedzonym posiłku, chłopcy zabrali nasze zakupy i poszli odprowadzić do auta. Trzymałam się z tyłu, gdy Piszczu zwolnił i zrównał się ze mną krokiem.
- Ola, może dasz się wyciągnąć na spacer wieczorem?
- Robert Ci kazał? - Popatrzyłam na niego, krzywiąc się.
- Nie, po prostu... Nigdy nie było okazji, żeby pogadać sam na sam. - Wzruszył ramionami. - I tak pomyślałem, że może..
- To nie myśl. - Rzuciłam i przyspieszyłam. Na szczęscie znaleźliśmy się czy combiku Ani. Ta, wymieniła już sobie samochód. Zapakowaliśmy zakuoy, chłopcy rozjechali się swoimi autami, a my wsiadłyśmy do samochodu, którym przyjechałyśmy. Wchodząc do domu, od razu poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Coś mnie podkusiło i sięgnęłam po laptopa. Weszłam, na pierwszą lepszą stronę plotkarską. Zachłysnęłam się powietrzem, gdy przeczytałam nagłówek.

MY JUŻ WIEMY! MARCIN LIJEWSKI I CÓRKA PREZESA VIVE TARGI KIELCE, KAROLINA ZA ROK POWIEDZĄ SOBIE SAKRAMENTALNE "TAK"!
Już w kwietniu, przyszłego roku ta para powie sobie sakramentalne tak! - Donosi nam przyjaciel narzeczonych. Przeczytałam tylko tyle i zamknęłam z rozmachem laptopa. Co ja przeżywam? Jakiegoś głupiego ćwoka? Pf! Nie ma czego. Laptopa rzuciłam na podłogę i sięgnęłam po komórkę. Przejrzałam listę kontaktów, zatrzymując się na dłużej prxy numerze Piszczka. O nie! Pokręciłam głową i rzuciłam telefon w kąt. Zeszłam schodami w dół, ubrałam się i wyszłam na spacer. Łaziłam po mieście, błąkając się bez celu. W końcu usiadłam na ławce, pod jakimś blokiem, a łzy zaczęły same płynąć po moich policzkach.
Retrospekcja
Biegałam po ogrodzie śmiejąc się wniebogłosy. Lijewski skradał się tuż za mną, lecz przez wojnę, którą prowadziliśmy na śnieżki uciekałam przed nim. Nagle poczułam jak się przewracam i ląduje w stercie śniegu! O nie, Marcinku! W porę złapałam go za rękę i wylądował tuż za mną. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Spojrzałam mu w oczy.
- Kocham Cię. - Uśmiechnęłam się, a on podniósł rękę i pogłaskał mnie po policzku.
- A ja, Ciebie. Tylko ty. - Zbliżył swoją twarz do mojej i mnie pocałował.
Koniec retrospekcji

Pokręciłam głową. Jaka naiwna byłam! Najgorsze było to, że naprawdę się zakochałam. Kochałam go. I dlatego jestem teraz tu, gdzie jestem. A on nie próbował się ze mną kontaktować. Rozpłakałam się jak dziecko. Zaczęło się ściemniać, więc uznałam, że czas zbierać się do domu. Po drodze zachaczyłam o sklep monopolowy i kupiłam pół litra wódki. Jak już oznajmiłam przyszłym rodzicą, że wróciłam i nie jestem głod a, znalałam się w swoim pokoju. Przeprosiłam laptopa, komórkę i razem z nimi postanowiłam się napić wódki.

Perspektywa Roberta.
- Kotku, nie uważasz, że z Olką coś zlego się dzieje? - Ania leżąc w łóżku, zadała mi to pytanie.
- Nie, dlaczego? - Usiadłem na skraju posłania, pochłonięty rozmową z żoną. Westchnęła, gładząc się po brzuszku.
- Bardzo się zmieniła. Kiedyś była żywiołowa, ciężko było za nią nadążyć, wszędzie było jej pełno. Teraz jest zamknięta w sobie, odpowiada półsłówkami, ciężko jest ją wyciągnąć z domu. Nie mów, że nie zauważyłeś!
- Myszko, ona po prostu spokorniała. - Żona popatrzyła na mnie z politowaniem.
- Ona od trzech miesięcy nie dotknęła piłki. - Teraz to ja zamilkłem. - W dodatku z dnia na dzień marnieje w oczach.
- Wiedziałem, że trzeba będzie wysłać ją do jakiegoś psychologa.
- Myślisz, że to załatwi sprawę?
- Yep.
- Obyś się nie mylił, obyś się nie mylił. Dobranoc, Robert. - Obróciła się i zgasiła lampkę nocną. Położyłem się obok w łóżku, ale jeszcze długo nie mogłem zasnąć. 

sobota, 23 kwietnia 2016

Ogłoszenie parafialne!

 Witam kochane kaczuchy! <3
Od pewnego czasu w mojej głowie zakiełkował pewien pomysł. 
A możne by tak coś nowego? Cos niespotykanego? 
Tym razem, będzie to... tyryryry, SIATKARZ I MODELKA. 
Ktory siatkarz? 
Na razie pozostanie to moja słodką tajemnica. 
Tymczasem zapraszam na prolog: 
http://youknowimoneofakind.blogspot.com/ lub po prostu klik.
Dajcie znać, co o tym myślicie! 
Milego czytania, buziaki! :* 

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 22

    Nie wiedziałam co mam robić, ale nie przejmowałam się zbyt zaistniałą sytuacją. Jak kocha to wróci, nie? Z powodu zbliżającego się weekendu i powodu do zabawy, mianowicie - powołania do Kadry Narodowej, postanowiłam wybrać się z resztą drużyny do klubu. Posiedzieć, zjeść coś, wypić drinka. Czekał mnie już tylko dzisiejszy ranny trening i popołudniowy mecz, i resztę weekendu miałam wolne. Z dobrym humorem ruszyłam spacerkiem na halę, pogoda dopisywała - śniegu nie było, słońce świeciło. Jeszcze tylko gdybym mogła zdjąć kurtkę i ubrać trampki, to byłoby idealnie. Koniec stycznia nie wybierał, wyczekiwałam wiosny z utęsknieniem. Kilkuminutowy spacer trochę mnie rozruszał, mimo wszystko byłam na hali grubo przed czasem. Przebrałam się w pustej szatni, weszłam na płytę boiska i zabrałam kosz z piłkami. Ćwiczyłam rzuty bieżne, przeróżne wkrętki itd, w miarę możliwości. Cieszyłam się, że moje naprawione kolano się nie odzywało. Załamałabym się, gdyby kontuzja się odnowiła, w końcu muszę pokazać na co mnie stać na zgrupowaniu. Chodziłam jak na skrzydłach, z wysoko uniesioną głową - w końcu jestem na tyle dobra, że spełniłam jedno z moich wieloletnich marzeń. Nim się zorientowałam - zebrała się reszta drużyny i trener. Zrobiliśmy lekki trening, który miał nas bardziej rozruszać, później fizjoterapeuta się nami zajął. Mężczyzna, gdy zajmował się moim kolanem, niejednokrotnie zapraszał mnie na kawę. Przyznam, że teraz zaczęłam chodzić do niego z ogromną niechęcią. W końcu stał się dość natarczywy i omijałam go szerokim łukiem.
 - Ola, czemu nie idziesz na masaż? - Spojrzałam przez ramię, wołał za mną trener. Zbliżyłam się do mężczyzny.
- Trenerze, czuję się dobrze. Nic mnie nie boli i uznałam, że nie jest mi to potrzebne. - Uśmiechnęłam się i uniosłam kciuk w górę.
 - No dobrze, niech Ci będzie. Ale to pierwszy i ostatni raz. - Pogroził mi palcem, rzucił; ''Do zobaczenia na odprawie przed meczem'' i sobie poszedł. W szatni szybko się przebrałam i ruszyłam zdecydowanym krokiem. Idąc przez park, widziałam ludzi, którzy wychodzili na spacer z dziećmi czy psami. To pierwsze mnie nie interesowało, chyba, że dzidziuś mojego brata. Natomiast pies... Hm, mam swojego psa w Chorzowie, ale nie wyobrażam sobie mieć takie bydlątko w mieszkaniu w bloku. Może sprawiłabym sobie jakieś maleństwo? Może yorka? Zawsze jest z kim wtedy wyjść na spacer. Chociaż może kota? Nigdy nie miałam kota. Hm. Przemyślę to. Przez ostatnie dni czułam się troszkę samotna i zagubiona, chciałam się rozerwać - dlatego to wieczorne wyjście. Po części byłam rozbita przez sytuację do jakiej sama dopuściłam w moim życiu. Jakby mu zależało to by się odezwał, prawda? Ale odkąd Lijek wyszedł z mojego mieszkania panowała cisza. Kolejne kilka godzin minęło tak, jakbym była w transie. Nim się zorientowałam, a zjadłam lekki posiłek i wychodziłam na halę. Tym razem jako środek transportu wybrałam samochód z uwagi, że będę zmęczona. Nie informowałam nikogo osobiście o meczu, po prostu było mi to obojętne czy matka zobaczy mecz w telewizji czy na żywo. Pewnie i tak nie ma czasu. Weszłam na halę; wokół niej kręciła się już ochrona i kilka nieznanych mi osób. Autokar drużyny z Jeleniej Góry już stał na parkingu. Spóźniłam się? Spojrzałam na komórkę - 15:59. Mecz zaczyna się o 18, jestem idealnie, aby się przebrać i rozgrzać. Weszłam na halę i ruszyłam prosto do szatni. Drzwi szatni były uchylone, wraz z moim wejściem nastała cisza.
 - Co jest? Obgadujecie mnie? - Mruknęłam do nich i zaczęłam wyciągać strój z torby.
 - Nie słyszałaś? - Głos zabrała nasza bramkarka, Weronika. Podniosłam brwi i usiadłam na ławce.
 - Co miałam słyszeć? - Spojrzałam na Angelę, która unikała mojego wzroku. Nagle wiązała buty.
 - Nie mówcie jej teraz! - Paulina krzyknęła z łazienki. Uśmiechnęłam się, a moje serce prawie stanęło.
 - Powiedzcie mi. Chcę wiedzieć. - Zażądałam, opierając dłonie na bokach.
 - Karolina rozpętała burze w klubie. - Moje serce stanęło, magle zaschło mi w ustach. Co z grą Marcina? 
Pokazałam ręką, żeby kontynuowały.
 - Rozpętała burze w klubie, bo do jej tatusia dostarczyła zdjęcia twoje i Marcina z sylwestra i normalnych, codziennych sytuacji. Prezes wzywał do siebie Marcina i z tobą pewnie też będzie chciał rozmawiać. To jego jedyna córeczka...- Na jednym wydechu wyrecytowała mi to Weronika. Wzięłam głęboki oddech i błyskawicznie się przebrałam. Wyskoczyłam z szatni i ruszyłam na halę, a Angelika za mną.
 - Ola, głuptasie poczekaj! Gdzie ty tak lecisz? - Złapała mnie za rękę, chcąc abym zwolniła. Gwałtownie się do niej odwróciłam.
 - Czemu mi nie powiedziałaś? - Popatrzyłam jej w oczy, spuściła wzrok i puściła moją rękę.
 - Nie chciałam cię denerwować przed meczem, wiem, że masz pewne problemy ostatnio.
 - Problemy? Ma mnie w dupie! Taka prawda! Gdyby mu zależało to by u był, dalibyśmy radę razem! A gdzie jest? Nie wiem. Nie rozmawiałam z nim od kilku dni, bo nie potrafił spakować manatków i przyjechać do mnie. Obiecał i słowa nie dotrzymał. - Pokręciłam głową, gestykulując.
 - Nie wiedziałam, że to tak wygląda. - Blondynka położyła mi rękę na ramieniu i posłała pokrzepiający uśmiech. Pokręciłam głową i zaczęłam biegać po boisku, aby się rozgrzać. Rozgrzewka i odprawa minęła szybko i sprawnie. Nim się obejrzałam, a już podstawowa siódemka wychodziła na boisko. Ustawiłam się w obronie i spojrzałam w bok; na trybuny. Machała do mnie z nich moja rodzicielka z swoim ''przyjacielem'', a niedaleko nich siedział Marcin z.. Karoliną. Nasz wzrok się spotkał, a mi momentalnie zrobiło się słabo. Oczy zaszły łzami, ale odwróciłam głowę i patrzyłam na przeciwniczki. Gwizdek. Mecz się rozpoczął. Niestety całkowicie mi nic nie szło. Próbowałam grać różne zagrywki, niestety - albo gubiłyśmy piłkę, albo rzucałyśmy słupki lub w bramkarkę. Przy stanie 8:3 zostałam ściągnięta z boiska. Płakałam schodząc. Usiadłam obok miejsc dla rezerwowych na parkiecie, a łzy ciekły po moich policzkach. Trener Wąs wziął czas dla naszej drużyny. Zjechał każdą z osobna, a na końcu ryknął do mnie:
 - A ty skończ się mazgaić i właź na boisko! - Podniosłam się z ziemi i weszłam na boisko. W ataku próbowałam wchodzić między dwie zawodniczki, niestety drużyna z Jeleniej Góry słynęła z tego, że grały bardzo brutalnie. Po paru minutach byłam już dość mocno poturbowana. Zapanowała wrzawa na trybunach, gdy zawodniczka z drużyny przeciwnej, pociągnęła mnie za koszulkę w momencie rzutu. Upadłam na ziemię i nie miałam ochoty z niej wstać. Podbiegli do mnie fizjoterapeuta wraz z lekarzem klubowym. Usiadłam.
 - Wszystko w porządku? - Pokiwałam głową, mając lekki grymas na twarzy i wróciłam do obrony. Przetarłam dłonią czoło i spojrzałam na Marcina. Obok Karoliny, siedział jej tatuś ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w boisko. O nie. Nie dam jej tej satysfakcji. Wzięłam się w garść i zaczęłam dawać z siebie 200%, ale nie dawało to zbyt dużych skutków. Zbyt dużo błędów robiłyśmy. W obronie próbowałam utrzymać dwie zawodniczki na raz, skończyło się to tym, że dostałam ''niechcący'' w twarz od jednej z nich.
 - To niesportowe zachowanie! - Usłyszałam krzyk z trybun. Głos należał do nikogo innego jak z grupki utworzonej z Marleny, Liska, Marty, Kamila i mojego brata. Nie zauważyłam ich wcześniej. Mecz zakończył się stanem 30:24 dla drużyny gości. Płakałam, a wręcz wyłam jak schodziłam z boiska. Klęskę poniosłyśmy jako zespół, ale poniosłam ją też jako jednostka - i w życiu prywatnym i zawodowym. Schowałam twarz w dłoniach, usiadłam na ławce i pozwoliłam łzom płynąć. Wstałam tylko, aby podziękować kibicom z resztą drużyny, ale nie umiałam pohamować tego, co się działo z moją twarzą. Policzek mnie piekł i zdawałam sobie sprawę, że tym razem skończy się siniakiem jak nic. Mimo wszystko, nasza rzeczniczka prasowa pociągnęła mnie za sobą, ponieważ miałam udzielić wywiadu.
 - Rozmawiamy z Aleksandrą Lewandowską, główną rozgrywającą Vive Tauron Kielce. Dzisiejszym meczem same skomplikowałyście sobie sytuację, przegrywając na własnym parkiecie z drużyną zajmującą miejsce zaraz po Was w tabeli. - Reporter oddał mi głos.
 - Szkoda tego meczu, bo uważam, że mogłyśmy dać z siebie więcej. Sytuacja była na tyle skomplikowana, że poprzez błędy własne, przeciwniczki odskoczyły z wynikiem i musiałyśmy gonić. Wydaje mi się, że mogło się udać, ale brakowało zimnej krwi, opanowania. Grałyśmy od początku nerwowo. Dzisiejszym meczem mogłyśmy postawić tzw:''kropkę nad i'', i zapewnić sobie spokój do końca play off-u. Niestety teraz czeka nas nerwówka do końca. Teraz to mecz w Kościerzynie będzie mieć duże znaczenie. Potrzebujemy dwóch punktów jak tlenu. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
 - Doszła do nas informacja, że dostałaś powołanie do kadry i już wkrótce wyjeżdżasz na zgrupowanie.
 - Tak, dokładnie.
 - Powodzenia w takim razie życzymy, owocnej współpracy z kadrą szkoleniową.
 - Dziękuję bardzo. - Podałam rękę reporterowi oraz kamerzyście, który to nagrywał i zaczełam iść w stronę band reklamowych, aby przywitać się z bratem i resztą przyjaciół, ale powstrzymał mnie widok Marcina i Karoliny. Stanęłam jak wryta, blondynka posłała mi promienny uśmiech i tu, w jednym momencie stały się dwie rzeczy na raz. Robert chwycił Marcina za ramię, aby się obrócił w jego stronę, a mi usunął się grunt pod nogami.

PERSPEKTYWA... ROBERTA LEWANDOWSKIEGO. 
Złapałem Marcina za ramię i chciałem się zapytać, co on odstawia za akcje, ale nie zdążyłem. Odwrócił się w moją stronę, i w tym czasie usłyszeliśmy z różnych stron krzyki ludzi. Jedyne co w tym chaosie wyłapałem to: ''Ola''. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem zgrabną brunetkę lezącą na parkiecie. Olałem Lewandowskiego i biegiem ruszyłem w stronę siostry. Ochrona chciała mnie zatrzymać, gdy przeskakiwałem bandy reklamowe, lecz ukazałem im wejściówkę vip, załatwioną przez siostrę dawno, dawno temu. Doskoczyłem do siostry i zacząłem ją cucić. Nie reagowała na bodźce. Mówiłem do niej, potrząsałem nią lekko - nic nie pomagało. Sprawdziłem czy oddycha - oddech był ledwo wyczuwalny. Przyjechało wezwane pogotowie, lekarz klubowy i fizjoterapeuta robili wszystko, co tylko mogli. Kazano mi się odsunąć od małej. Marcin stał niedaleko i przyglądał się całej sytuacji z zaciśniętymi rękoma. Matka była na skraju załamania, zabawiała ją przyjaciółka Marty. Jak dobrze, że Ania została w Niemczech. Pogotowie zabrało Olę do szpitala, razem z najbliższą grupą ich przyjaciół i naszą matką pojechaliśmy za karetką.Brunetka nie odzyskała przytomności w drodze do szpitala, została natychmiast skierowana na badania. Słyszałem tylko, jak lekarz krzyczał za pielęgniarką, która wiozła łóżko z nieprzytomną dziewczyną.
 - Ciśnienie tętnicze, EKG, badanie internistyczne i neurologiczne, morfologia, stężenie elektrolitów, pełna diagnostyka. - Siostrze podano tlen, ale dostała drgawek. Chciałem wejść do sali, do której ją zawieźli, ale niestety pielęgniarka mnie nie wpuściła. Wróciłem do poczekalni, gdzie przebywała zdenerwowana mama i reszta ferajdy. Do szpitala wszedł Lijewski.
 - Co ty tu jeszcze wyrabiasz? Widzisz do jakiego stanu doprowadziłeś moją siostrę? Zabije cię. - Złapałem go za kurtkę i miałem ochotę podnieść na niego rękę, ale mama w ostatniej chwili chwyciła moją rękę.
 - Zostaw Robert, Ola leży tam nieprzytomna, nie wiadomo co z nią jest, a ty chcesz bić mężczyznę, którego kocha? Chcesz, żeby była na Ciebie zła, jak się obudzi? Bo się obudzi, prawda? To moja córeczka, na pewno się obudzi... - Łzy zaczęły płynąć z jej policzków, szlochała, jej ''chłopak'' przyszedł, przytulił ją do swojej piersi i pokazał mi, że zaopiekuje się mamą. Kiwnąłem głową, aby podziękować. Usiadłem obok Angeliki i Michała ze spuszczoną głową.
 - Słuchajcie, wiem, że możecie mnie winić o to, co się stało. Sam siebie o to winię, że nie wyjaśniłem wszystkiego z Olą wcześniej. Rozwiązuje sprawę z Karoliną i jej ojcem, ale potrzebuję czasu. Miałem jej to wytłumaczyć po meczu. Kocham ją, naprawdę ją kocham i czuję w głębi serca, że jest tą jedyną. - Głos szczypiornisty rozniósł się echem po szpitalnym korytarzu. Zerwałem się z krzesła.
 - Nie ma mowy nawet! Dość tego! Ola zostanie zabrana do Dortmundu, skończyło się. Zapewniłem jej mieszkanie w najbezpieczniejszej okolicy jaka może być, dostała samochód i fundusze na życie. Nie ingerowałem w to, co robi ze swoim życiem, a wręcz dałem wolną rękę. I jak na tym wyszła? Leży tam teraz i nie wiadomo co z nią będzie. W dupie mam jej kontrakt, stać mnie, żeby nawet zapłacić karę, ale Ola jedzie do Dortmundu i koniec, kropka. - Powiedziałem na głos to, o czym myślałem przez ostatnie minuty.
 - Nie możesz jej niczego nakazać, jest pełnoletnia. - Udzielił się Marcin. - Nie powinieneś ingerować w sprawy między mną, a nią.
 - Jakie sprawy między Tobą a nią? Marcin, co myślisz, że dlaczego była taka rozstrojona na meczu? Widziała Ciebie i Karolinę. Weronika wygadała się, że jest afera w klubie wywołana przez Karolinę. A poczuła się tak, jakbyś ją olał. - Wybuchnęła Angelika. Wymierzyła palca w szatyna. - Powinnam ci skopać dupę ty świnio! Pluję sobie w brodę, że was do siebie zbliżyliśmy! - Angelika wróciła na miejsce, obok swojego narzeczonego. Spojrzałem na ''partnera'' siostry. Usiadł na ziemi załamany, schował twarz w dłoniach. Czekał na wieści, tak jak pozostała dziewiątka.
 - Rodzina pani Aleksandry Lewandowskiej? - Lekarz w białym fartuchu i papierami w dłoniach, zapytał. Odpowiedzieliśmy chórem:''tak''. - Cóż, niech połowa państwa idzie do domu odpocząć, już po 22.
 - Co z nią? Co z moją córką? - Zapytała płaczliwym głosem rudowłosa kobieta po 40 zwana inaczej moją matką.
 - Aleksandra ustabilizowała się, jednak nadal się nie wybudziła. Szereg badań jest prowadzony, na razie dostaliśmy wyniki badań krwi. Wynika z nich, że ma bardzo zaawansowaną anemię, która nie wiadomo czy nie wpłynęła na powstanie białaczki, bo krwinek czerwonych jest naprawdę mało. Wszystko wyjdzie w badaniu szpiku kostnego, na które musimy mieć zgodę pacjentki. Poza tym, jest bardzo wyczerpana. Ciśnienie śródczaszkowe w normie, głowę ma mocną. Reszta badań jest w trakcje. - Marcin zerwał się z miejsca i zaczął chodzić w kółko po korytarzu.
 - Czy mogę ją zobaczyć? - Zapytał w końcu lekarza.
 - Niestety nie, trwają badania. Myślę, że rano maksymalnie po jednej osobie, będziemy mogli wpuścić do jej sali. Proszę iść do domu i się przespać. - Cały czas w głowie dudniły mi słowa: białaczka, białaczka, białaczka. Czy nasz ojciec na to nie chorował przed śmiercią w wypadku samochodowym? 



Cześć kachuchy! Mam nadzieję, że się podoba? Ta nasza Olka, to ciągle ma jakieś problemy. Jest tu ktoś jeszcze? Moje kochane! Pobudka! Wróciłam:* Starałam się, aby wyszło dłużej niż ostatnio i chyba mi się udało, ale to już wy ocenicie. Pamiętajcie, że komentując motywujecie! Do następnego! <3

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 21

Czułam się nieswojo, właśnie takiej sytuacji się bałam, w dodatku czułam jak policzek mi pulsuje.
- Chciałam z Tobą porozmawiać, ale widzę, że już zabrałeś tę szmatę do naszego domu. - Dziewczyna dotknęła ręką włosów i uśmiechnęła się do swojego byłego. Zmarszczyłam brwi. W co ona gra?
- Mojego domu. - Poprawił ją. - Który swoją drogą zostanie niedługo sprzedany, wracam do starego mieszkania. - Oczy dziewczynt szeroko się otworzyły.
- Jak to? Chcesz sprzedać dom? - Mężczyzna wzruszył ramionami.
- A po co mi, samemu taki dom? Ola na razie ze mną nie zamieszka, dzieci w najbliższym czasie nie będę miał, a samemu to trochę nieswojo tak tutaj. - Ominął nas i zabrał jabłko ze stołu w kuchni. Wgryzł się w nie a ja rzuciłam mu paczkę aspiryny i butelkę wody. I po cholerę on się przed nią tłumaczył? To nie jest jej sprawa.
- A ty, mała zdziro, może zostaw nas samych? - Popatrzyłam na nią.
- Jeszcze raz mnie tak nazwij, a nie ręcze za siebie. - Automatycznie podeszłam do niej o krok bliżej, no w tym wypadku schodek niżej.
- Mała zdzira. - Wysyczała, a ja poczułam jakby nieznany dotąd ogień zapłonął we mnie. Rzuciłam się do niej, ale gdy moja ręka była już milimetry od jej twarzy, silne ręce mnie złapały i odciągnęły na bok.
- Olka! Idź na górę, sam to z nią załatwie! - Wzrok Marcina mówił wszystko, dlatego odwróciłam się na pięcie i wmaszerowałam do sypialni. Nawet nie skomentował tego, jak mnie nazwała. Ściągnęłam z siebie jego koszulkę, ba! Ja ją zerwałam i poszłam pod prysznic. Zamknęłam dokładnie drzwi w łazience, odkręciłam gorącą wodę i usiadłam w kabinie prysznicowej. Objęłam kolana ramionami. Niech ona da nam spokój. Ja chcę żyć spokojnie. Chcę wieść spokojne i nudne życie. Chcę do domu. Do mamy. Chcę znów mieć dwanaście lat. Przepraszam, że żyję. Nigdy nie będę miała takiego życia jak chcę, nie przy tym wieszaku. Boże! Jakie to jest pojebane. Czy nie dość już się napłakałam? W życiu nie wylałam tyle łez, ile odkąd jestem z Marcinem. Łzy same płynęły po moich policzkach. Wstałam i wystawiłam twarz w stronę lecącej wody. Siedziałabym tak w nieskończoność, gdyby nie to, że chciałam już się znaleźć we własnym domu. Wytarłam się i ubrałam wczorajsze ciuchy. Teraz zaczął się problem - jak mam wyjść, żeby nie przeszkodzić im, ale zarazem tak niezauważalnie pitnąć? Zeszłam po cichu ze schodów, nie dochodziły mnie żadne dźwięki. Zajrzałam lekko w stronę salonu, na szczęście oboje stali do mnie bokiem. Nie mogłam oczom uwierzyć - Marcin stał i przytulał do siebie blondynkę. Pokręciłam głową, nadal bezszelestnie dotarłam do drzwi wejściowych domu, otworzyłam je i nimi trzasnęłam. Ruszyłam szybko, mimo dziesięcio centymetrowych szpilek przed siebie. W piętnaście minut znalazłam się w swoim mieszkaniu. Marty w nim nie było. Rozebrałam się, ubrałam krótkie spodenki i pierwszą koszulkę, która wpadła mi w ręce. Zażyłam tabletkę nasenną i położyłam się do łóżka.
     Obudził mnie ból głowy, nie był on spowodowany żadnym kacem ani nic takiego, po prostu miałam migrenę. Świetnie rozpoczęty nowy rok. Do moich drzwi ktoś bezlitośnie się dobijał, wstałam więc i otworzyłam.
- Ola głupolu, co tak wcześnie uciekłaś? - Wzruszyłam ramionami i wpuściłam mężczyznę do środka.
- Nie chciałam Wam przeszkadzać. - Marcin zatrzymał swój wzrok na mnie.
- Ola, pogięło cię? Mnie już z tą kobietą nic nie łączy i to od dawna. Tylko ona nie chce tego przyjąć do wiadomości. - Podszedł do mnie bliżej i przytulił do swojej klatki piersiowej. - Wiesz, że ona będzie robiła wszystko, żeby uprzykrzyć nam życie. Nie odpuści tak łatwo, jak myślałem. - Wyszeptał i objął mnie jeszcze mocniej swoimi ramionami. Ma rację. Odsunął mnie od siebie i popatrzył na moją twarz.
- Płakałaś? - Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się.
- Ale nie wrócisz do niej?
- Nigdy w życiu! Kocham tylko Ciebie! - Wspięłam się na palce i cmoknęłam go prosto w usta. Zalegliśmy na kanapie, moja głowa spoczęła na kolanach Marcina. Masował mi skronie swoimi dłońmi, co przynosiło niesamowitą ulgę. Wkrótce potem do mieszkania powróciła moja ciężarówka, Marta. Oczywiście z Kamilem.
- Cześć wam. - Kiwnął w ich stronę Marcin.
- Cześć, cześć. Musimy porozmawiać w cztery pary oczu. - Oznajmił Kamil, posadził Martę na fotelu, a sam klapnął na jego oparciu. Spojrzałam zaintrygowana na dziewczynę, przecież wiedziałam o ciąży. O co chodzi? Podniosłam głowę z kolan mojego mężczyzny i czekałam, co para przed nami nam powie.
- Jestem w ciąży, ale to pewnie wiecie. A przynajmniej Ola. - Tu rudowłosa popatrzyła na Marcina przepraszającym wzrokiem.
- Stary, gratulacje! No, no to się postarałeś! - Marcin przybił sztamę ze skrzydłowym i zajął miejsce obok mnie. Widząc minę rudej, załapałam o co chodzi i jęknęłam.
- Niee! Nie rób mi tego, błagam! Nie zostawiaj mnie tutaj samej! - Rzuciłam jej się na kolana, jęcząc płaczliwym głosem. W salonie zapanowała cisza.
- Ola, nie wydurniaj się. - Głos Kamila wyraźnie ją przeciął. Podniosłam wzrok na niego. Morderczy wzrok.
- To wszystko twoja wina! - Wycelowałam w niego palcem. - To przez Ciebie ona chce się wyprowadzić, bo to przez Ciebie jest w tej cholernej ciąży! I z kim ja teraz będę plotkowała, spędzała wolny czas? Kto będzie mnie pocieszał i doprowadzał do łez szczęścia? Nikt! Puste ściany! - Zawołałam zrozpaczona. Marcin złapał mnie i posadził na sofie, samemu klękając przede mną. Otarł łze z mojego policzka.
- Piękna, co ty wyprawiasz? Są młodzi, zakładają rodzinę, chcą być razem, więc w czym problem? Powinnaś ich wesprzeć, to nasi przyjaciele. Nadal będziesz widywała Martę. Zawsze możesz zamieszkać ze mną myszko. - Podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy.
- Naprawdę? Zamieszkasz ze mną?
- Tak. Będę codzień rano z tobą biegał, robił ci śniadania, czekał w domu, gdy będziesz wracała z wykładów. - Rzuciłam mu się na szyję.
- Ale ty się wprowadzisz tutaj. - Zdziwiony uniósł brwi.
- No nie wiem... - Wydęłam lekko wargi, spojrzałam na niego zza rzęs, a on pokręcił głową zaciskając powieki. Otworzył je i się zgodził. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Dobra, trochę przesadziłam no. A co planujesz w związku ze studiami? - Przyszła mamuśka wzruszyła ramionami.
- Dociągnę jakoś do konca tego roku, a potem wezmę rok urlopu dziekańskiego czy jak to się tam nazywa a potem wrócę. - Pokiwałam głową, no tak, to logiczne.
          Po kilku dniach trzeba było wrócić do rzeczywistości - studia, Marcin, trening, Marcin, dom. I tak w kółko. Marta się wyprowadziła, a mój ukochany nadal się nie wprowadził, mimo tego że spędzał u mnie dość sporo czasu. Męczyła mnie jedna sprawa - mianowicie sprawa mojej Chorzowskiej drużyny. Jako były kapitan jestem zobowiązana im pomóc. Tylko jak? Tu rodziły się wątpliwości. Nie mogę urazić obecnego kapitana, ale co, jeśli będą wszyscy mieli do mnie pretensje o to, że się wtrącam? Przede mną ciężka decyzja. Na dodatek bezmózgi, które ze mną studiują nie pomagają. Oczywiście mam na myśli mężczyzn. Odkąd Marcin przyjechał po mnie swoim BMW a oni nas widzieli, nie dają mi spokoju. Jakieś zaczepki, gra słów czy gwizdy, gdy przechodzę korytarzem - to naprawdę działało na moje ciśnienie. Jeden z nich, który w zeszłym roku oberwał ode mnie w twarz zaparł się, że utrudni mi życie. Mogłam o tym powiedzieć Lijewskiemu, ale nie chciałam go w to mieszać. W dodatku czuję się taka samotna w pustym mieszkaniu. Westchnęłam i rozmasowałam sobie skronie. Nie wiem co dalej z tym wszystkim będzie. Spojrzałam na zegarek, 17;36. Czas się zbierać na trening. Ubrałam się ciepło, złapałam torbę oraz klucze do auta i pognałam.
- Witam szanowne koleżanki! - Przywitałam wszystkie radośnie i zaczęłam całą procedurę składającą się z przygotowywania do treningu. Kobiety odpowiedziały mi równie chętnie. Przebrane przeszłyśmy więc na halę, gdzie trener Wąs już na nas czekał.
- Siadajcie dziewczęta, musimy porozmawiać. - Zgodnie z jego poleceniem, usiadłyśmy. - Mam dla Was powołania do kadry. - Między nami zapanował szum. Trener uciszył nas ruchem dłoni. - Angela, Nikola, Weronika, Paulina i Ola, moje gratulacje. - Po kolei rozkał każdej z nas białą kopertę z odręcznie napisanym imieniem i nazwiskiem. Dziewczyny piszczały, przytulały się a ja siedziałam jak wryta. Boże! Dostałam powołanie do kadry narodowej! Zerwałam się na równe nogi i wskoczyłam na plecy Angeliki. Zaczęłyśmy się ściskać i gratulować sobie nawzajem. Trener przywołał nas do porządku.
- No, tylko mi tam nie gwiazdorzyć! Zgrupowanie zaczyna się 3 lutego. A na razie was proszę o skupienie się na nadchodzącym meczu. - Tak się rozpoczął nasz trening. Kolejne dwie godziny, aż chciało mi się żyć. Dałam dziś z siebie dwieście procent, co skutkowało tym, że padałam z nóg. Przebierając się w szatni spojrzałam na komórkę i zmarszczyłam brwi.
- Dziewczyny, a co z powołaniami do męskiej kadry? - Ściągnęłam koszulkę i stałam w samym staniku sportowym.
- Albo już dostali, albo dopiero dostaną. - Głos zabrała Natalia.
- Jakby już dostali to bym o tym wiedziała, Michał by na pewno coś o tym wspomniał. Ba! Pierwszy by się pochwalił. - Parsknęłam śmiechem widząc blondynę. Stała przed lustrem nad umywalką, jedną ręką próbując utrzymać spadający z jej mokrego ciała ręcznik, a drugą ręką usilnie próbowała wyprostować włosy prostownicą. Parsknęłam śmiechem. Ona jest niemożliwa!
- No co? Śpiesze się! - Trzy minuty później już naciągała na siebie spodnie i malowała rzęsy. I już jej nie bylo, wyleciała jak z procy. Pozbierałam resztę swoich rzeczy, ubrałam kurtkę i wyszłam z hali jako ostatnia. Wracając do domu, zrobiłam duże zakupy. Właśnie skręcałam na moje osiedle, gdy zadzwonił mi telefon.
- Halo?
- Cześć kochanie, czekam na Ciebie pod blokiem, ale coś długo cię nie ma. - Głos Marcina był pełen troski. Jak to dobrze, że go mam.
- Byłam na zakupach, mówiłam Ci, żebyś wziął klucze do mieszkania to jak zwykle mnie nie słuchasz. Teraz stój i marznij. W ogóle kolego, to miałeś się do mnie wprowadzić a odwlekasz to w nieskończoność. - Lekko się rozgadałam.
- Znów zaczynasz? Mówiłem Ci, że potrzebuję czasu. - Zbulwersowany ton Lijewskiego ostudził mój zapał.
- Zaraz będę. - Warknęłam i zakończyłam rozmowę. Akurat podjechałam pod blok, zaparkowałam więc i wysiadłam, wyżywając się na drzwiach samochodu. Marcin podszedł, by pomóc mi z zakupami. W ciszy weszliśmy do mieszkania i odłożyliśmy zakupy na blat w kuchni. Zdjęłam ubranie wierzchnie i zajęłam się rozpakowywaniem produktów. Mężczyzna odchrząknął.  - Nie porozmawiamy? - Westchnęłam i obróciłam się w jego stronę.
- Chcesz gadać? Okej. Co ze sprzedażą domu? Obiecałeś, że wprowadzisz się do mnie. - Zacisnęłam usta w wąską linię i patrzyłam na niego.
- To nie takie łatwe.
- Co dla ciebie nie jest łatwe? Pójście do biura nieruchomości i załatwienia kilku formalności czy może zebranie manatków i przywiezienie ich tutaj? - Uniosłam wysoko brwi. Mam dosyć jego wymówek.
- To nie jest tak jak myślisz. Została jeszcze Karolina, ona jest też zaangażowana w ten dom. - Stanął naprzeciw mnie. - Oluś.. - Dotknął ręką mojego policzka. Strzepnęłam ją, gwałtownie kręcąc głową.
- Nie. Załatw to albo nie mamy o czym rozmawiać. - Popatrzył mi w oczy, po czym obrócił się i wyszedł z mieszkania. Nie zawołałam za nim. Ile można bawić się w kotka i myszkę?

Witam moje drogie czytelniczki! Mam nadzieję, że się spodobało. Pozdrawiam!

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

piątek, 11 marca 2016

Rozdział 20

O nie. Kompletnie zapomniałam. Damian. Kurde! Przecież to z nim byłam umówiona na tego sylwestra. Uśmiechnęłam się zawstydzona.
- Cześć Damian. Plany troszeczkę się... Zmieniły. - Marcin w tym momencie odchrząknął, aby zwrócić uwagę na siebie i nasze splecione dłonie. Spojrzenie Damiana powędrowało na miejsce, gdzie znajdowały się nasze ręce. Trochę niezręcznie to wyszło.
- Zdążyłem zauważyć. To co, skoro jestem nieproszonym gościem to spadam. Bawcie się dobrze. - Ruszył w naszą stronę, gdy gospodarz zabrał głos.
- Stary no, nie rób z igły widły. Zostań, baw się. W końcu jesteś kolegą Oli, nie? To nie twoja wina, że tak głupio powiem, zapomnianym. - Uśmiechnął się i podał butelkę piwa, mojemu znajomemu, który ją przyjął i po chwili wahania, dołączył do reszty gości. Odetchnęłam z ulgą. Dzięki bogu, obyło się bez żadnych spięć. Po przywitaniu z wszelkimi obecnymi osobami, dostałam drinka, którego specjalnie dla mnie skomponował sam Karol Bielecki. Sączyłam go, siedząc na kanapie i przeszukując spojrzeniem grupę znajomych. Parę metrów dalej stał Marcin ze swoimi stałymi towarzyszami. Mężczyzna cały wieczór wodzi za mnie spojrzeniem. W końcu zauważyłam rudą burzę loków, która pędziła w moją stronę.
- No, no Lewandowska! Wystroiłaś się jak Beyonce! Te nogi! Ciekawe kogo tak kusisz? - Posłałam jej głupkowaty uśmiech i poczochrałam po rudych puklach.
- Ty za to, Martusiu jakoś się nie wysiliłaś. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. Zdziwiona jej podejściem uniosłam brwi wysoko w górę.
- Dobrze się czujesz? - Teatralnie przyłożyłam rękę do jej czoła, aby sprawdzić czy nie ma gorączki. Trzepnęła mnie w dłoń.
- No właśnie, troszkę mnie mdli. - Zmrużyłam oczy niczym wąż.
- Tylko nie mów, że jesteś w ciąży. Ile ty masz w końcu lat? 19, a tak właściwie za dwie godziny dwadzieścia rocznikowo. I co wtedy ze studiami? A nasze mieszkanie nie pomieści niemowlaka i tego całego chaosu w związku z nim związanego. Pamiętaj, że ja muszę się wysypiać, w końcu studia i treningi to rzeczy, których nie mogę sobie popsuć. - Przyjaciółka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma. - A, no i byłabyś gruba. Cholernie gruba. - Zmarszczyłam nos i zaśmiałam się pod koniec.
- Jesteś okrutna, wiesz? Moment, a twoja bratowa nie jest w ciąży przypadkiem?
- No jest, ale wiesz to będzie mój chrześniak, którego nie będę miała dwadzieścia cztery godziny na dobę tylko raz na jakiś czas. - Uśmiechnęłam się i upiłam konkretnego łyka drinka.
- Właściwie to... No, jestem w ciąży. - Spuściła głowę. - I właśnie zdałam sobie sprawe z konsekwencjami, które z tego wynikają.
- Marta! Nie o to mi chodziło, słuchaj ja... Przepraszam. Nie chciałam Cię w żaden sposób urazić ani tego dziecka. - Pogubiłam się w tym co mówiłam. Powiedziałam szczerze, to co myślę na temat posiadania niemowlęcia w domu. Z drugiej strony, to jest moja przyjaciółka i pewnie liczyła na wsparcie z mojej strony. Przytuliłam ją, tak po prostu. Obiecałam, że będzie dobrze. Pokiwała głową i odsunęła się ode mnie. Później obie zaczęłyśmy się bawić. Tańczyłyśmy, szalałyśmy i ja, piłam. Zatańczyłam kilka razy z przyjaciółmi, ale w większości bawiłam się z Angeliką, Martą i Pauliną. W końcu wybiła godzina zero, co równało się z rozpoczęciem nowego roku. Zabraliśmy szampany i plastikowe kubeczki na zewnątrz do ogrodu Jureckich. Dzidziuś, Kasa i Krzysiek wzięli się za odpalanie fajerwerek, z czego mieli niesamowitą radość. Marcin też miał ochotę postrzelać sobie, ale uznał, że w tym roku podaruje tę zabawę. Zaczęliśmy odliczać na głos i tak rozpoczął się nowy, 2016 rok! Wraz z wybuchem fajerwerek silne ramiona przyciągnęły mnie do siebie i odnalazły moje usta. Uniósł mnie do góry i zakręcił nas dookoła własnej osi.
- Ola, wyjdź za mnie! - Krzyknął, gdy zatrzymał się w miejscu. Otworzyłam zdziwiona usta i się roześmiałam.
- Zwariowałeś?! - Pokręcił głową przecząco. - Przypadkiem mi tu nie klękaj ani nie wyskakuj z pierścionkiem! Dopiero co się pozbyłeś jednej narzeczonej! A znamy się tak krótko... - Złagodniałam. - Jestem młoda, znamy się pare miesięcy, dajmy temu czas, co? Proszę.
- Dobra, omówimy jeszcze tę kwestię. - Złożył krótki pocałunek na moich ustach, a ja złapałam za telefon, przeprosiłam i odeszłam od tego całego zgiełku. Najpierw numer wybrałam do mamy, o którą byłam spokojna - spędzała romantycznego sylwestra w Zakopanym u boku swego partnera.
- Słucham?
- Mamo? Cześć, słuchaj chciałam złożyć Ci najserdeczniejsze życzenia noworoczne! Dużo szczęścia, zdrówka, uciechy i dumy ze mnie i mojego braciszka, zdrowego wnuka oraz wszystkiego, co najlepsze. Aby ten rok był jeszcze szczęśliwszy od poprzedniego! - Wyrecytowałam na jednym wydechu.
- Dziękuje córeczko! Tobie również życzę, aby ten rok był udany i owocny w sukcesy, abyś się pięła w karierze i podnosiła poziom swoich umiejętności. Miłości w życiu, żebyś nie była sama w tych Kielcach. I zdrowia, zdrowia przede wszystkim. - Uśmiechnęłam się do siebie.
- Dziękuje! Postaram się wpaść w odwiedziny niedługo! - Zakończyłam rozmowę i wybrałam kolejny numer, tym razem do brata.
- Cześć, tu Robert Lewandowski. Aktualnie nie mogę rozmawiać, ale jeśli zostawisz wiadomość to oddzwonię. Jeśli to ty Olka, to szczęśliwego nowego! - Roześmiałam się, zostawiłam wiadomość na poczcie i wróciłam do znajomych. Noc minęła bardzo szybko po imprezie wszyscy wracali w szampańskich nastrojach do domu. Humor miałam cudowny, ale byłam tak wymęczona i może troszkę pijana, że jedyne o czym marzyłam to o śnie. Tym razem jednak pojechaliśmy do domu Lijewskiego. Do domu, który już niedługo będzie wystawiony na sprzedaż. Co do tego nadal miałam mieszane uczucia. W końcu piękna posesja. Pół godziny staliśmy pod domem, gdyż a) najpierw Marcin nie umiał znaleźć kluczy, b) jak już je znalazł - nie umiał trafić kluczem do dziurki. Śmieliśmy się przy tym niczym małe dzieci. Dostaliśmy się do domu, rozebraliśmy w drodze do sypialni i zasnęliśmy, gdy tylko nasze głowy dotknęły poduszek. No, przynajmniej ja.
     Ostry ból głowy przywitał mnie następnego dnia. Otworzyłam jedno oko i zlustrowałam spojrzeniem mojego mężczyznę, który nadal ubrany chrapał w najlepsze. Zegarek wskazywał godzinę dziewiątą, mimo to susza w gardle i ból głowy nie dawały mi spać. Szturchnęłam lekko Marcina.
- Jak się czujesz? - On tylko westchnął przez sen, obrucił się na drugi bok i spał dalej. Wzruszyłam ramionami, zarzuciłam na siebie jego klubową koszulkę i zeszłam do kuchni. Zabrałam butelkę wody, paczkę tabletek i zaczęłam wchodzić po schodach, gdy zaskrzypiały drzwi wejściowe. Stanęłam sztywno i nasłuchiwałam. Stukot wysokich obcasów rozniósł się echem po korytarzu. Tak jak się niespodziewanie spodziewałam - szczupła blondynka weszła do salonu. Stanęła zaskoczona wlepiając swój wzrok we mnie. Omiotła spojrzeniem mój strój, jej oczy ciskały gromy.
- A ty, małolato, co tutaj robisz? - Jej jadowity głos rozsadzał mi czaszkę.
- Wstałam po wodę i tabletki dla mnie Marcina. W końcu świętowaliśmy sylwestra, nie to co ty. - Sama doszłam do wniosku, że go nie obchodziła, bo naprawdę gdyby dobrze się bawiła poprzedniego wieczoru nie stałaby teraz tutaj, wyglądając jakby zeszła właśnie z wybiegu. Zmarszczyła brwi i zrobiła trzy kroki w moją stronę.
- Jak śmiesz? Trochę wstydu dziewczyno, śpisz z nim w łóżku, w którym ze mną spędzał noce? Żałosne. Jesteś młoda, głupia, ale zobaczysz jak szybko się Tobą znudzi. Nie takie panny Marcin obracał. - Jej uśmiech był pełen jadu i politowania? Tak. Politowania. Mrugnęłam. Rzeczywiście. Coś w tym jest. Walecznie uniosłam głowę do góry i spojrzałam jej w oczy.
- Karolina, czego ty jeszcze chcesz? Marcin Cię nie kocha i zrozum to! Wybrał mnie. Wygrałam. - Po tych słowach gorycz się przelała. Poczułam silne uderzenie w twarz i piekący policzek. Odrzuciło mnie w bok. Złapałam się za miejsce, które mnie zabolało i spojrzałam na nią zszokowana.
- Uważaj co i do kogo mówisz, bo gdyby nie kontrakty, które macie podpisane, a zwłaszcza ty, już byście szukali sobie klubu do grania. Nie zadzieraj ze mną, głupia zdziro!
- Co tu się dzieje? - Głos Marcina rozniósł się echem po domu. Schodził powoli po schodach, a jego spojrzenie przeskakiwało z jednej ba drugą.
- Karolina, co ty tutaj robisz? I to o tej porze?

Witam! Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział, czekam na wasze opinie:*

czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 19

- Marcin! A co ty tu robisz? - Uśmiechnął się na mój widok.
- Kochanie, pomagam przy hm... Przesuwaniu mebli!
- No jakoś nie widać! - Całe towarzystwo buchnęło śmiechem na czele z Marcinem. Zagryzłam policzki od środka, aby również nie zacząć się śmiać. Lijewski, który trzymał w jednej ręce butelkę Soplicy, a w drugiej czteropak piwa odstawił wszystko na stolik.
- Muszę wam wszystkim coś wyznać, a raczej MY musimy. - Podszedł do mnie zataczając się lekko na boki, po czym przytulił mnie, wtulając moje plecy w swoją klatkę piersiową i obejmując szczelnie ramionami.
- Mówiłem, że jest w ciąży. - Szepnął konspiracyjnie Michał. Popatrzyłam na niego i pokazałam mu, że jest nienormalny, pukając się w głowę.
- Zerwałem z Karoliną. - No, czyli nic nowego. Wzruszyłam ramionami i rzuciłam:
- Angela, to co, idziemy szykować powoli żarełko na jutro? - Wszyscy, zwłaszcza przyszła Jurecka patrzyła na mnie oczami wielkimi niczym pięciozłotowe monety.
- Ja wiem, że jestem pijany, no ale chyba coś źle zrozumiałem. - Sławek zabrał głos. - Zerwałeś z Karoliną? Jak? Czemu? I dlaczego przytulasz tak Olę? Wiem, że się przyjaźnicie, ale to chyba przegięcie, stary. - Odchrząknęłam.
- Mamy romans od kilku miesięcy. - Jeszcze większe zdziwienie wstąpiło na twarz bramkarza, aż zakrztusił się sokiem, który aktualnie przełykał.
- Co wy macie? - Popatrzyłam si3 na niego jak na idiotę.
- Nie podejrzewałeś? Przecież to widać było na pierwszy rzut oka. - Dzidziuś zabrał głos. - To za to pijemy? Za to, że w końcu robisz porządek w swoim życiu? To panie muszą się napić z nami. - Wziął dodatkowe dwa kieliszki i wlał do nich wódki. Wcisnął mi do ręki jeden, a swojej narzeczonej drugi. Nie czekając na innych, wypiłam duszkiem kieliszek.
- Zerwałeś z nią! Jesteś wolnym człowiekiem! - Wykrzyknęłam do Marcina i rzuciam mu się na plecy.
- No... Niekoniecznie jestem wolny. - Moja radość chwilowo przygasła.
- A to niby czemu?
- Mam Ciebie, nie? Zostaniesz moją kobietą? - Zarumieniam się, słysząc te słowa. Wszyscy na nas patrzyli. Dziobnęłam Marcina palcem wskazującym w brzuch.
- Przecież jestem. Cały czas byłam. - Podszedł do mnie i pocałował. Co prawda, czuć było od niego wódkę, ale jakoś wytrzymałam. Gdy skończyliśmy okazało się, że towarzystwo się zwinęło do prac przygotowawczych, ale znając Angelikę, to chciała nam zapewnić chwilę prywatności.
- Nie przesadzaj z piciem, dobrze? Pamiętaj, że 2 stycznia masz zgrupowanie. - Pokiwał głową. Poszłam pomóc w kuchni, natomiast Lijo zaczął przesuwać rogówkę razem ze Sławkiem i Michałem. Trochę mozolnie im to szło, w końcu trochę wypili. Nie przejmując się nimi, stanęłam obok przyjaciółki i w ciszy kroiłam warzywa na sałatkę. Blondynka, rzuciła nożem o blat i przyciszyła muzykę lecącą w tle. Odwróciła się w moją stronę.
- Dobra, mów. - Zaczęłam się śmiać. Wiedziałam, że to powie. - Olka, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności! - Trzepnęła mnie ścierką po tyłku.
- Ała, to bolało!
- Bo miało! Mówże dziewczyno! - Westchnęłam i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Co ci mam powiedzieć? W końcu będzie dobrze! Będziemy razem na poważnie, skończy się ukrywanie po kątach, a zacznie normalny, zdrowy związek! Zobaczymy co z tego będzie. - Uśmiechnięta kroiłam warzywa dalej, a blondynka patrzyła na mnie, też się uśmiechając.
- Serce mi rośnie, jak widzę jaka jesteś szczęśliwa. - Pocałowała mnie w policzek i wróciła do przyprawiania gigantycznych ilości kurczaka. Cztery sałatki i trzy ogromne ciasta dalej, usiadam w końcu na krześle.
- No, a resztę jutro dowiezie catering. - Popatrzyam na nią z mordem w oczach.
- Nie mogłaś wszystkiego zamówić? - Wzruszyła ramionami.
- Niektóre rzeczy lepiej jest przyrządzić samemu. - Pokręciłam głową w geście rezygnacji.
- Zobaczmy jak poszło facetom dekorowanie salonu, bo coś cicho się zrobiło. - Tak jak powiedziałam, tak też zrobiłyśmy. Weszłyśmy do salonu i uznałyśmy, że nasi mężczyźni to wielkie dzieci. Sławek, odwalił swoją część roboty i zwinął się do domu taksówką oczywiście, a nasi mężczyźni... Zasnęli na kanapie. Popatrzyłyśmy na siebie z Angelą.
- No co? Trzeba to zrobić za nich. - Dziewczyna powiedziała i już chciała brać się za dmuchanie balonów, gdy złapałam ją za łokieć.
- Nie. Nie zrobili tego dziś? Zrobią jutro rano. Gorsze jesteśmy, zeby robić wszystko za nich? Nie ma takiej opcji.
- Ocho, Olka feministka! - Parsknęłyśmy obydwie śmiechem. Podeszłam do kanapy i potrząsnęłam Lijewskim. Gdy w końcu podniósł głowę i popatrzył na mnie, zapytaam rozbawiona:
- Już 23. Jedziesz ze mną do domu czy zostajesz u Michała?
- Jadę, jadę. - Niezdarnie podniósł się z tej nieszczęsnej kanapy.
- Dobra kochana, lecimy. Przyjsć jutro wcześniej, żeby ci pomóc? - Gospodyni machnęła ręką.
- Tylko swojego pijaka podrzuć, żeby zrobili to, co do nich należy. - Pokiwałam głową, pożegnałam się z przyjaciółką i poszam do samochodu, w którym Lijek już na mnie czekał. Wsiadam na miejsce kierowcy i odpaliłam silnik.
- Do domu jedziemy? - Gdy kiwnęłam głową, zmarszczył brwi. - Którego?
- Mojego. - Na tym nasza rozmowa się zakończyła. Weszliśmy po cichu do mieszkania, rozebraliśmy się i niemal od razu zasnęliśmy wtuleni w siebie niczym dziecko w matkę.
     Kolejny dzień był szary i nijaki. Lubiłam, gdy budziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno, niestety zima ma takie minusy, że tego brakuje. Odwróciłam głowę w bok, jednak mojego mężczyzny w łóżku już nie było. Spojrzałam na zegarek - za dwadzieścia dziesiąta. Spałam prawie dziesięć godzin. A z drugiej strony, dawno tak dobrze mi się nie spało. Mniejsza z tym. Gdzie jest Marcin? Wstałam i narzuciłam na siebie krótki, satynowy szlafrok. Całe mieszkanie było puste, więc puściłam sobie telewizor i przygotowałam płatki owsiane z kawałkami owoców na śniadanie. Oglądałam w spokoju telewizję, jednocześnie malując paznokcie, a ukradkiem zerkając na godzinę. W końcu złapałam za komórkę, wybrałam numer do Marcina i czekałam, aż odbierze.
- "Cześć, tu Marcin Lijewski. Zostaw wiadomość, na pewno oddzwonię, strzałka." - Rozłączyłam się i niemal zazgrzytałam zębami. Nienawidzę, gdy ludzie nie odbierają ode mnie telefonu. Odłożyłam telefon na stolik, a zamek w drzwiach zabrzęczał. To pewnie Ruda. Zamiast mojej współlokatorki, do mieszlania wszedł Marcin. Zamknął za sobą drzwi, klucze rzucił na komodę w przedpokoju i zdjął kurtkę.
- Dzień Dobry kochanie, już nie śpisz? - Spojrzałam na niego jak na idiotę, gdy położył dłoń na mojej nagiej łydce. Zimną dłoń, dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Zabrałam nogi z zasięgu rąk mężczyzny.
- Gdybym spała to bym tutaj nie siedziała, prawda? Gdzie byłeś? - Ziewnęłam i podniosłam kubek z kawą do ust.
- Pomagałem Jureckiemu przy dekorowaniu domu. Zła na mnie jesteś za wczoraj? - Zmarszczyłam brwi, udając, że myślę.
- A tak naprawdę, za co miałabym być zła? Bo chyba nie rozumiem.
- No, upiłem się troszkę. - Wzruszyłam ramionami.
- Każdemu się zdarza, a ty chciałeś uczcić coś, co zakończyłeś. - Zrobił dziwną minę i podrapał się po swoim trzydniowym zaroście.
- Co dokładnie masz na myśli? - Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Nie pamiętasz? A, och, no chyba, że tak. - To nieprawda. Nic nie zakończył. Nie zostawił Karoliny.
- Hej, młoda, żartowałem! Chciałem się troszkę z tobą podroczyć. - Uniosłam głowę i zobaczyłam jego cwaniacki uśmieszek. Zapałam poduszkę leżącą za mną i przylałam mu. Tak zaczęliśmy bić się poduszkami, niczym dzieci. Niestety sytuacja obróciła się przeciwko mnie i skończyłam leżąc na dywanie i zwijając się ze śmiechu. Marcin natomiast, będąc na wygranej pozycji, usiadł na mnie i zaczął mnie jeszcze bardziej łaskotać. Zdarłam sobie gardło błagając, by przestał. Moje męczarnie w końcu się skończyły, ale nie dlatego, że Lijewski się nade mną zlitował. Po prostu jego brzuch upomniał się o jedzenie i powędrowaliśmy do kuchni.
- Przecież wiesz, gdzie mam lodówkę. Zjedz coś. - Sama usiadłam na blacie obok lodówki.
- Nie, ty też coś zjesz.
- Ale ja nie jestem głodna! Jadłam owsiankę, jak wstałam.
- To prawie pięć godzin temu! Musisz jeść. Spaghetti? - Westchnęłam ciężko.
- Dobrze tato. Może być, ale carbonara, mam ochotę na ser. - Wymyśliłam i posłałam mu promienny uśmiech, na co on wywrócił oczami. Ugotował, zjedliśmy, ja pozmywałam. Później uznałam, że najwyższy czas, abym zaczęła się szykować. Wzięłam długi prysznic, goląc dokładnie nogi i myjąc włosy ulubionym szamponem. Owinęłam się w ręcznik i nałożyłam maseczkę na twarz, którą po dziesięciu minutach zmyłam. Włosy podsuszyłam i wyszłam z łazienki.
- Już myślałem, że się tam utopiłaś. -Lijewski przerzucił swoje spojrzenie z telewizora na mnie i zagwizdał. - Tak masz zamiar wyjść? Obawiam się, że jedyne gdzie mogę cię tak puścić to do sypialni. - Puścił mi oczko, a ja pokazałam mu język.
- Właśnie się tam wybieram. - Odwróciłam się i kołysząc lekko biodrami poszłam do sypialni. Długo nie musiałam czekać, stojąc przed lustrem ręce rozgrywającego oplotły moją talię, a usta zaczęły całować miejsce pomiędzy ramieniem a szyją. Przymknęłam powieki i odchyliłam głowę do tyłu, dając mu lepszy dostęp do szyi. Odwrócił mnie przodem do siebie i nie przestając całować położył dłonie na moim tyłku. Zaczęliśmy zmierzać w stronę łóżka, gdy w ostatniej chwili się opamiętałam.
- Nie kochanie, nie mamy na to czasu. Po imprezie, jak będziesz w stanie. - Pokazałam mu język i uciekłam z łóżka, w którym on już leżał. Wydął wargi niczym obrażony dwulatek, a ja się roześmiałam. Wyciągnęłam z szafy dwie kreacje - klasyczną, małą czarną i granatową sukienke, która kończyła się zaraz pod tyłkiem. Zabrałam resztę potrzebnych rzeczy i udałam się do łazienki. Najpierw dokładnie wytarłam całe ciało i nasmarowałam je balsamem. Następnie czas przyszedł na makijaż - nałożyłam podkład, zrobiłam kreski eyelinerem, powiekę pomalowałam błyszczącym cieniem. Całość dokończyłam tuszując rzęsy. Pomrugałam oczami i obejrzałam dokładnie swoją twarz. Jest okej. Stanął przede mną niesamowicie ciężki wybór - która sukienka? W sumie, jak szaleć to szaleć! Sięgnęłam po granatową. Po jej ubraniu okazało się, że świetnie wybrałam - wcięcie w talii zostało podkreślone, odkryte nogi kusiły a Marcin dostanie zawału jak mnie ujrzy. Włosy wyprostowałam, a usta podkreśliłam czerwoną szminką. Wskoczyłam w szpilki i wyszłam z łazienki.
- Gdzie jesteś? - Krzyknęłam w głąb mieszkania.
- Tu! - Poszłam w stronę, z której dochodził głos. Gdy stanęłam w progu, Marcin podniósł wzrok na mnie i zawiesił się na kilka dobrych minut. W końcu zaśmiałam się i okręciłam dookoła.
- Może być? - Mężczyzna wstał i po raz kolejny zaczął ogarniać mnie spojrzeniem.
- Czy może być? Nieziemsko wyglądasz! Zastanawiam się czy cię tak wypuścić z domu, bo jak ktoś mi Cię porwie? - Pokręciłam głową, udając oburzenie.
- Pomijając ten temat, nie wiesz co z Martą? Nie ma jej w domu cały dzień. - Wyjaśniłam, siadając na kanapie.
- Rano coś wspominała o tym, że będzie cały dzień u Kamila i widzimy się u Jureckich. - Pokiwałam głową i popędziłam mojego mężczyznę, aby zaczął się szykować. Oczywiście, wszystko robił na ostatnią chwilę. Było dziesięć po dwudziestej, gdy uznał, że jest gotowy i możemy jechać.
- A myślałam, że to kobiety lubią się spóźniać. - Pokazałam mu język, na co dostałam kukstańca w bok. Jechaliśmy taksówką, bo oboje zamierzaliśmy pić. Parę minut później wchodziliśmy do rezydencji Jureckich. Stanęłam w progu salonu przyklejona do boku Lijewskiego, gdy wzrok wszystkich skupił się na naszych splecionych dłoniach i moich nogach.
- Ola? Z tego co pamiętam to, chyba umawialiśmy się razem... - O nie. Kompletnie zapomniałam.

Cześć, cześć i czołem! Tak jak obiecałam - oto jest, magiczna 19.
Może ktoś mi polecić jakieś fajne blogi do poczytania? Do następnego!