poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 21

Czułam się nieswojo, właśnie takiej sytuacji się bałam, w dodatku czułam jak policzek mi pulsuje.
- Chciałam z Tobą porozmawiać, ale widzę, że już zabrałeś tę szmatę do naszego domu. - Dziewczyna dotknęła ręką włosów i uśmiechnęła się do swojego byłego. Zmarszczyłam brwi. W co ona gra?
- Mojego domu. - Poprawił ją. - Który swoją drogą zostanie niedługo sprzedany, wracam do starego mieszkania. - Oczy dziewczynt szeroko się otworzyły.
- Jak to? Chcesz sprzedać dom? - Mężczyzna wzruszył ramionami.
- A po co mi, samemu taki dom? Ola na razie ze mną nie zamieszka, dzieci w najbliższym czasie nie będę miał, a samemu to trochę nieswojo tak tutaj. - Ominął nas i zabrał jabłko ze stołu w kuchni. Wgryzł się w nie a ja rzuciłam mu paczkę aspiryny i butelkę wody. I po cholerę on się przed nią tłumaczył? To nie jest jej sprawa.
- A ty, mała zdziro, może zostaw nas samych? - Popatrzyłam na nią.
- Jeszcze raz mnie tak nazwij, a nie ręcze za siebie. - Automatycznie podeszłam do niej o krok bliżej, no w tym wypadku schodek niżej.
- Mała zdzira. - Wysyczała, a ja poczułam jakby nieznany dotąd ogień zapłonął we mnie. Rzuciłam się do niej, ale gdy moja ręka była już milimetry od jej twarzy, silne ręce mnie złapały i odciągnęły na bok.
- Olka! Idź na górę, sam to z nią załatwie! - Wzrok Marcina mówił wszystko, dlatego odwróciłam się na pięcie i wmaszerowałam do sypialni. Nawet nie skomentował tego, jak mnie nazwała. Ściągnęłam z siebie jego koszulkę, ba! Ja ją zerwałam i poszłam pod prysznic. Zamknęłam dokładnie drzwi w łazience, odkręciłam gorącą wodę i usiadłam w kabinie prysznicowej. Objęłam kolana ramionami. Niech ona da nam spokój. Ja chcę żyć spokojnie. Chcę wieść spokojne i nudne życie. Chcę do domu. Do mamy. Chcę znów mieć dwanaście lat. Przepraszam, że żyję. Nigdy nie będę miała takiego życia jak chcę, nie przy tym wieszaku. Boże! Jakie to jest pojebane. Czy nie dość już się napłakałam? W życiu nie wylałam tyle łez, ile odkąd jestem z Marcinem. Łzy same płynęły po moich policzkach. Wstałam i wystawiłam twarz w stronę lecącej wody. Siedziałabym tak w nieskończoność, gdyby nie to, że chciałam już się znaleźć we własnym domu. Wytarłam się i ubrałam wczorajsze ciuchy. Teraz zaczął się problem - jak mam wyjść, żeby nie przeszkodzić im, ale zarazem tak niezauważalnie pitnąć? Zeszłam po cichu ze schodów, nie dochodziły mnie żadne dźwięki. Zajrzałam lekko w stronę salonu, na szczęście oboje stali do mnie bokiem. Nie mogłam oczom uwierzyć - Marcin stał i przytulał do siebie blondynkę. Pokręciłam głową, nadal bezszelestnie dotarłam do drzwi wejściowych domu, otworzyłam je i nimi trzasnęłam. Ruszyłam szybko, mimo dziesięcio centymetrowych szpilek przed siebie. W piętnaście minut znalazłam się w swoim mieszkaniu. Marty w nim nie było. Rozebrałam się, ubrałam krótkie spodenki i pierwszą koszulkę, która wpadła mi w ręce. Zażyłam tabletkę nasenną i położyłam się do łóżka.
     Obudził mnie ból głowy, nie był on spowodowany żadnym kacem ani nic takiego, po prostu miałam migrenę. Świetnie rozpoczęty nowy rok. Do moich drzwi ktoś bezlitośnie się dobijał, wstałam więc i otworzyłam.
- Ola głupolu, co tak wcześnie uciekłaś? - Wzruszyłam ramionami i wpuściłam mężczyznę do środka.
- Nie chciałam Wam przeszkadzać. - Marcin zatrzymał swój wzrok na mnie.
- Ola, pogięło cię? Mnie już z tą kobietą nic nie łączy i to od dawna. Tylko ona nie chce tego przyjąć do wiadomości. - Podszedł do mnie bliżej i przytulił do swojej klatki piersiowej. - Wiesz, że ona będzie robiła wszystko, żeby uprzykrzyć nam życie. Nie odpuści tak łatwo, jak myślałem. - Wyszeptał i objął mnie jeszcze mocniej swoimi ramionami. Ma rację. Odsunął mnie od siebie i popatrzył na moją twarz.
- Płakałaś? - Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się.
- Ale nie wrócisz do niej?
- Nigdy w życiu! Kocham tylko Ciebie! - Wspięłam się na palce i cmoknęłam go prosto w usta. Zalegliśmy na kanapie, moja głowa spoczęła na kolanach Marcina. Masował mi skronie swoimi dłońmi, co przynosiło niesamowitą ulgę. Wkrótce potem do mieszkania powróciła moja ciężarówka, Marta. Oczywiście z Kamilem.
- Cześć wam. - Kiwnął w ich stronę Marcin.
- Cześć, cześć. Musimy porozmawiać w cztery pary oczu. - Oznajmił Kamil, posadził Martę na fotelu, a sam klapnął na jego oparciu. Spojrzałam zaintrygowana na dziewczynę, przecież wiedziałam o ciąży. O co chodzi? Podniosłam głowę z kolan mojego mężczyzny i czekałam, co para przed nami nam powie.
- Jestem w ciąży, ale to pewnie wiecie. A przynajmniej Ola. - Tu rudowłosa popatrzyła na Marcina przepraszającym wzrokiem.
- Stary, gratulacje! No, no to się postarałeś! - Marcin przybił sztamę ze skrzydłowym i zajął miejsce obok mnie. Widząc minę rudej, załapałam o co chodzi i jęknęłam.
- Niee! Nie rób mi tego, błagam! Nie zostawiaj mnie tutaj samej! - Rzuciłam jej się na kolana, jęcząc płaczliwym głosem. W salonie zapanowała cisza.
- Ola, nie wydurniaj się. - Głos Kamila wyraźnie ją przeciął. Podniosłam wzrok na niego. Morderczy wzrok.
- To wszystko twoja wina! - Wycelowałam w niego palcem. - To przez Ciebie ona chce się wyprowadzić, bo to przez Ciebie jest w tej cholernej ciąży! I z kim ja teraz będę plotkowała, spędzała wolny czas? Kto będzie mnie pocieszał i doprowadzał do łez szczęścia? Nikt! Puste ściany! - Zawołałam zrozpaczona. Marcin złapał mnie i posadził na sofie, samemu klękając przede mną. Otarł łze z mojego policzka.
- Piękna, co ty wyprawiasz? Są młodzi, zakładają rodzinę, chcą być razem, więc w czym problem? Powinnaś ich wesprzeć, to nasi przyjaciele. Nadal będziesz widywała Martę. Zawsze możesz zamieszkać ze mną myszko. - Podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy.
- Naprawdę? Zamieszkasz ze mną?
- Tak. Będę codzień rano z tobą biegał, robił ci śniadania, czekał w domu, gdy będziesz wracała z wykładów. - Rzuciłam mu się na szyję.
- Ale ty się wprowadzisz tutaj. - Zdziwiony uniósł brwi.
- No nie wiem... - Wydęłam lekko wargi, spojrzałam na niego zza rzęs, a on pokręcił głową zaciskając powieki. Otworzył je i się zgodził. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Dobra, trochę przesadziłam no. A co planujesz w związku ze studiami? - Przyszła mamuśka wzruszyła ramionami.
- Dociągnę jakoś do konca tego roku, a potem wezmę rok urlopu dziekańskiego czy jak to się tam nazywa a potem wrócę. - Pokiwałam głową, no tak, to logiczne.
          Po kilku dniach trzeba było wrócić do rzeczywistości - studia, Marcin, trening, Marcin, dom. I tak w kółko. Marta się wyprowadziła, a mój ukochany nadal się nie wprowadził, mimo tego że spędzał u mnie dość sporo czasu. Męczyła mnie jedna sprawa - mianowicie sprawa mojej Chorzowskiej drużyny. Jako były kapitan jestem zobowiązana im pomóc. Tylko jak? Tu rodziły się wątpliwości. Nie mogę urazić obecnego kapitana, ale co, jeśli będą wszyscy mieli do mnie pretensje o to, że się wtrącam? Przede mną ciężka decyzja. Na dodatek bezmózgi, które ze mną studiują nie pomagają. Oczywiście mam na myśli mężczyzn. Odkąd Marcin przyjechał po mnie swoim BMW a oni nas widzieli, nie dają mi spokoju. Jakieś zaczepki, gra słów czy gwizdy, gdy przechodzę korytarzem - to naprawdę działało na moje ciśnienie. Jeden z nich, który w zeszłym roku oberwał ode mnie w twarz zaparł się, że utrudni mi życie. Mogłam o tym powiedzieć Lijewskiemu, ale nie chciałam go w to mieszać. W dodatku czuję się taka samotna w pustym mieszkaniu. Westchnęłam i rozmasowałam sobie skronie. Nie wiem co dalej z tym wszystkim będzie. Spojrzałam na zegarek, 17;36. Czas się zbierać na trening. Ubrałam się ciepło, złapałam torbę oraz klucze do auta i pognałam.
- Witam szanowne koleżanki! - Przywitałam wszystkie radośnie i zaczęłam całą procedurę składającą się z przygotowywania do treningu. Kobiety odpowiedziały mi równie chętnie. Przebrane przeszłyśmy więc na halę, gdzie trener Wąs już na nas czekał.
- Siadajcie dziewczęta, musimy porozmawiać. - Zgodnie z jego poleceniem, usiadłyśmy. - Mam dla Was powołania do kadry. - Między nami zapanował szum. Trener uciszył nas ruchem dłoni. - Angela, Nikola, Weronika, Paulina i Ola, moje gratulacje. - Po kolei rozkał każdej z nas białą kopertę z odręcznie napisanym imieniem i nazwiskiem. Dziewczyny piszczały, przytulały się a ja siedziałam jak wryta. Boże! Dostałam powołanie do kadry narodowej! Zerwałam się na równe nogi i wskoczyłam na plecy Angeliki. Zaczęłyśmy się ściskać i gratulować sobie nawzajem. Trener przywołał nas do porządku.
- No, tylko mi tam nie gwiazdorzyć! Zgrupowanie zaczyna się 3 lutego. A na razie was proszę o skupienie się na nadchodzącym meczu. - Tak się rozpoczął nasz trening. Kolejne dwie godziny, aż chciało mi się żyć. Dałam dziś z siebie dwieście procent, co skutkowało tym, że padałam z nóg. Przebierając się w szatni spojrzałam na komórkę i zmarszczyłam brwi.
- Dziewczyny, a co z powołaniami do męskiej kadry? - Ściągnęłam koszulkę i stałam w samym staniku sportowym.
- Albo już dostali, albo dopiero dostaną. - Głos zabrała Natalia.
- Jakby już dostali to bym o tym wiedziała, Michał by na pewno coś o tym wspomniał. Ba! Pierwszy by się pochwalił. - Parsknęłam śmiechem widząc blondynę. Stała przed lustrem nad umywalką, jedną ręką próbując utrzymać spadający z jej mokrego ciała ręcznik, a drugą ręką usilnie próbowała wyprostować włosy prostownicą. Parsknęłam śmiechem. Ona jest niemożliwa!
- No co? Śpiesze się! - Trzy minuty później już naciągała na siebie spodnie i malowała rzęsy. I już jej nie bylo, wyleciała jak z procy. Pozbierałam resztę swoich rzeczy, ubrałam kurtkę i wyszłam z hali jako ostatnia. Wracając do domu, zrobiłam duże zakupy. Właśnie skręcałam na moje osiedle, gdy zadzwonił mi telefon.
- Halo?
- Cześć kochanie, czekam na Ciebie pod blokiem, ale coś długo cię nie ma. - Głos Marcina był pełen troski. Jak to dobrze, że go mam.
- Byłam na zakupach, mówiłam Ci, żebyś wziął klucze do mieszkania to jak zwykle mnie nie słuchasz. Teraz stój i marznij. W ogóle kolego, to miałeś się do mnie wprowadzić a odwlekasz to w nieskończoność. - Lekko się rozgadałam.
- Znów zaczynasz? Mówiłem Ci, że potrzebuję czasu. - Zbulwersowany ton Lijewskiego ostudził mój zapał.
- Zaraz będę. - Warknęłam i zakończyłam rozmowę. Akurat podjechałam pod blok, zaparkowałam więc i wysiadłam, wyżywając się na drzwiach samochodu. Marcin podszedł, by pomóc mi z zakupami. W ciszy weszliśmy do mieszkania i odłożyliśmy zakupy na blat w kuchni. Zdjęłam ubranie wierzchnie i zajęłam się rozpakowywaniem produktów. Mężczyzna odchrząknął.  - Nie porozmawiamy? - Westchnęłam i obróciłam się w jego stronę.
- Chcesz gadać? Okej. Co ze sprzedażą domu? Obiecałeś, że wprowadzisz się do mnie. - Zacisnęłam usta w wąską linię i patrzyłam na niego.
- To nie takie łatwe.
- Co dla ciebie nie jest łatwe? Pójście do biura nieruchomości i załatwienia kilku formalności czy może zebranie manatków i przywiezienie ich tutaj? - Uniosłam wysoko brwi. Mam dosyć jego wymówek.
- To nie jest tak jak myślisz. Została jeszcze Karolina, ona jest też zaangażowana w ten dom. - Stanął naprzeciw mnie. - Oluś.. - Dotknął ręką mojego policzka. Strzepnęłam ją, gwałtownie kręcąc głową.
- Nie. Załatw to albo nie mamy o czym rozmawiać. - Popatrzył mi w oczy, po czym obrócił się i wyszedł z mieszkania. Nie zawołałam za nim. Ile można bawić się w kotka i myszkę?

Witam moje drogie czytelniczki! Mam nadzieję, że się spodobało. Pozdrawiam!

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz