środa, 25 maja 2016

Rozdział 23

   Suchość w ustach nie pozwoliła mi dalej leżeć. Otworzyłam powoli oczy. Jarzące światło paliło mnie w oczy. Po chwili jednak przyzwyczaiłam wzrok do światła i rozejrzałam się po jasnoniebieskim pokoju w jakim się znajdowałam. Leżąc w szpitalnym łóżku, podłączona kabelkami do bliżej niezidentyfikowanych urządzeń nie miałam zbyt dużego pola do popisu. Na parapecie stały cztery wazony z bukietami kwiatów i kilka pluszaków. Umieram czy co? Nikogo ze mną w sali nie było. Aparatura spokojnie sobie pikała. Lewą ręke miałam podłączoną do kroplówki, która powoli sobie kapała. Położyłam głowę na poduszkę i zamknęłam powieki. Czemu się tutaj znajduje? Co się stało? Mecz. Był mecz. Przegrałyśmy czy wygrałyśmy? Dostałam piłką czy zaryłam głową o parkiet? Zemdlałam? Ktoś mnie napadł? Skupiłam się na swoim ciele i zaczęłam zastanawiać nad stanem mojego ciała. Coś mnie bolało? Chyba tylko trochę głowa i plecy. Ale poza tym czułam się taka... Jakby wyspana? Znalazłam na małej szpitalnej szafeczce swoją komórkę. Dziś 31 stycznia. Cholera! Zerwałam się do góry i wyrwałam sobie welflon z żyły. Krew zaczęła mi płynąć strumieniami po ręce. Co teraz Olka?!  Wstałam na równe nogi i zginając rękę w łokciu zaczęłam iść powoli w stronę drzwi. Zakręciło mi się w głowie. Otworzyłam drzwi i trafiłam na idącego lekarza z pielęgniarką korytarzem.
- Przepraszam, chyba potrzebuję pomocy. - Ostatnie słowo wyszeptałam wręcz, łapiąc się za krwawiącą rękę. Młoda kobieta od razu do mnie podbiegła.
- Co pani zrobiła? - Lekarz szybkim krokiem podszedł do mnie i obejrzał moją rękę. Zostałam szybko zabrana do dyżurki pielęgniarek, tam mój łokieć został opatrzony, następnie kazano wrócić mi do łóżka i zrobiono kolejne wkucie welflonu - tym razem w prawe zgięcie łokcia.
- Czy ja mogę wiedzieć czemu się tutaj znajduje? I ile przede wszystkim? Tak się składa, że za parę dni mam zgrupowanie kadry narodowej. - Blondynka spojrzała na mnie, jakbym zabiła jej kota patelnią.
- Straciłaś przytomność po meczu, uderzyłaś dość mocno głową o podłoże, w dodatku wyniki miałaś niezbyt dobre... Dlatego lekarz za zgodą rodziny przytrzymał cię w śpiączce farmakologicznej na te kilka dni, aby dać twojemu organizmowi odpocząć, złociutka.  - Uśmiechnęłam się słysząc pieszczotliwe słówko. Ponownie zmarszczyłam nos.
- Ile dokładnie spałam?
- Kilka dni. - Pokiwałam głową. - A kiedy będę mogła iść do domu?
- Wszystko zależy od ponownych wyników. Cztery, może pięć dni. Zaraz przyjdzie do Ciebie lekarz. - Podziękowałam blondynie, a ona poszła sobie. Oparłam się o poduszki. Leżałam tutaj tydzień. Co z kadrą? Czemu nie pamiętam tego co było przed moim omdleniem? Nie nacieszyłam się samotnością, ponieważ zaraz przyszedł lekarz. Lekarz, który wypytał mnie o to jak się czuje i powiadomił, że dzwoniono do mojej rodziny z faktem, że się obudziłam. Westchnęłam. Może oni mi coś wyjaśnią. Obróciłam głowę i patrzyłam na widok, który rozciągał się za oknem. Kilka minut później do sali wpadł jak burza Robert, zaraz za nim Ania, a na końcu nasza mama. Cała trójka patrzyła na mnie z nieokreślonymi minami.
- No co? - Wydukałam, nie mogąc znieść tej ciszy. Mama usiadła na skraju łóżka i zaczęła głaskać mnie po włosach. Robert chodził w kółko po pokoju, a Ania chyba nie wiedziała co robić i chodziła za nim, powtarzając: tylko spokojnie. Uniosłam brwi wysoko.
- Wytłumaczycie mi o co chodzi? Co sie stało?
- Co się stało? Zacharowywujesz się tutaj na śmierć, masz ostrą anemię, podejrzewano komórki białaczkowe u Ciebie, a ty pytasz co się stało? Nie wspominając o wstrząsie mózgu! Spotykasz się z zaręczonym facetem, który cały czas cię zwodzi i okłamuje! - Zmarszczyłam brwi.
- Marcin zerwał z Karoliną. - Moja mama pokręciła głową.
- Kochanie, wybuchła afera związana z Tobą i Marcinem w klubie, dowiedziałaś się przed meczem. Na meczu byli razem, gdy ich zobaczyłaś, niedługo potem straciłaś przytomność. - Patrzyłam po ich twarzach.
- Nie, to nie jest prawda.
- Niestety jest.
- Dostałaś od nas wolną rękę. Kupiłem ci mieszkanie, mama samochód. Dostałaś od nas wszystko, miałaś się tylko uczyć i grać. Spełniać swoją pasje. A ty, olewałaś uczelnię, harowałaś ponad wszystko i jeszcze spotykałaś się z zaręczonym facetem, który przyprawia Ci rogi! Dlatego jedziesz z nami do Dortmundu, albo wracasz do Chorzowa. Skończyła się samowolka. Możesz wybrać. - Zaniemówiłam.
- To ja już nie mam nic do powiedzenia? Jestem dorosła.
- A zachowujesz się jak małolata. Rzeczy masz spakowane, mieszkanie wystawiłem na sprzedaż. Rozmawiałem z prezesem klubu, sam zaproponował ugodne rozwiązanie umowy.
- A kadra?
- I tak nie możesz jechać, najpierw musisz wrócić do pełnej formy. - Zacisnęłam usta i pokiwałam głową.
- Wyjdźcie. - Anna i moja rodzicielka spojrzały na mnie zdziwione. - No już! Zostawcie mnie samą!

3 miesiące później....
Kwiecień w tym roku naprawdę rozpieszczał nas pogodą. Temperatura dochodziła nawet do 25 sropni celsjusza. Wszystko wokół mnie kwitło, łącznie z ludźmi. Ania w piątym miesiącu ciąży rozpylała wokół siebie czar. Czar uśmiechów i dobrego humoru. Na wszystkich to działało, tylko nie na mnie. Rzuciłam studia. Zacznę od początku, od października na tutejszej uczelni. Postanowiłam również, że zmienię kierunek - psychologia. To jest moje powołanie. Nie gram już, na razie zrobiłam sobie lrzerwę, co będzie dalej? Nie mam pojęcia. Urwałam kontakt z ekipą z Kielc, jak i zarówno z Chorzowa. Miałam żal do brata, jednocześnie będąc wdzięczna mu. Wyrwał mnie z czegoś, co było naprawdę chore. Albo się kocha, albo nie. Proste. Przerwałam swoje przemyślenia i spojrzałam na wejście do salonu. To pani Lewandowska wpadła jak burza do domu.
- Olka! Oleńko ma!
- Czego chcesz, potworze niedobry? - Zawołałam, zamykając książkę, którą trzymałam na kolanach. Odłożyłam ją na stolik. Żona Roberta padła na sofę obok mnie, ciężko dysząc.
- Boże, jestem taka ogromna. A tu jeszcze cztery miesiące. - Zaczęła głaskać się po brzuszku.
- Przeleci szybciej, niż Ci się wydaje. Kiedy poznamy płeć?
- Jakoś czuję, że to będzie chłopiec. Ale nie do tego zmierzam. Idziemy na zakupy! - Spojrzałam na nią, jak na nienormalną. Oszalała z tymi zakupami. Westchnęłam.
- Muszę? - Pokiwała głową i zerwała się do góry. No nic, ogarnęłam się na szybko i pojechałyśmy. Tak oto utknęłam w dziecięcym sklepie, wybierając ciuszki i inne pierdoły. Cztery, a może pięć codzin później wylądowałyśmy w włoskiej restauracji. Ann, poinformowała mnie, że niebawem dołączą do nas panowie - Lewy, Błaszczykowski oraz Piszczek. Zamówiłyśmy sok pomarańczowy,  czekając na panów. W końcu ta szalona trójca wpadła, robiąc zamieszanie. Rozdali kilka autografów i przysiedli się do nas.
- Cześć młida, dawno Cię nie widziałem! - Piszczek zmierzwił mi włosy i posłał szeroki uśmiech. Uśmiechnęłam się i zabrałam za przeglądanie karty. Po zjedzonym posiłku, chłopcy zabrali nasze zakupy i poszli odprowadzić do auta. Trzymałam się z tyłu, gdy Piszczu zwolnił i zrównał się ze mną krokiem.
- Ola, może dasz się wyciągnąć na spacer wieczorem?
- Robert Ci kazał? - Popatrzyłam na niego, krzywiąc się.
- Nie, po prostu... Nigdy nie było okazji, żeby pogadać sam na sam. - Wzruszył ramionami. - I tak pomyślałem, że może..
- To nie myśl. - Rzuciłam i przyspieszyłam. Na szczęscie znaleźliśmy się czy combiku Ani. Ta, wymieniła już sobie samochód. Zapakowaliśmy zakuoy, chłopcy rozjechali się swoimi autami, a my wsiadłyśmy do samochodu, którym przyjechałyśmy. Wchodząc do domu, od razu poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Coś mnie podkusiło i sięgnęłam po laptopa. Weszłam, na pierwszą lepszą stronę plotkarską. Zachłysnęłam się powietrzem, gdy przeczytałam nagłówek.

MY JUŻ WIEMY! MARCIN LIJEWSKI I CÓRKA PREZESA VIVE TARGI KIELCE, KAROLINA ZA ROK POWIEDZĄ SOBIE SAKRAMENTALNE "TAK"!
Już w kwietniu, przyszłego roku ta para powie sobie sakramentalne tak! - Donosi nam przyjaciel narzeczonych. Przeczytałam tylko tyle i zamknęłam z rozmachem laptopa. Co ja przeżywam? Jakiegoś głupiego ćwoka? Pf! Nie ma czego. Laptopa rzuciłam na podłogę i sięgnęłam po komórkę. Przejrzałam listę kontaktów, zatrzymując się na dłużej prxy numerze Piszczka. O nie! Pokręciłam głową i rzuciłam telefon w kąt. Zeszłam schodami w dół, ubrałam się i wyszłam na spacer. Łaziłam po mieście, błąkając się bez celu. W końcu usiadłam na ławce, pod jakimś blokiem, a łzy zaczęły same płynąć po moich policzkach.
Retrospekcja
Biegałam po ogrodzie śmiejąc się wniebogłosy. Lijewski skradał się tuż za mną, lecz przez wojnę, którą prowadziliśmy na śnieżki uciekałam przed nim. Nagle poczułam jak się przewracam i ląduje w stercie śniegu! O nie, Marcinku! W porę złapałam go za rękę i wylądował tuż za mną. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Spojrzałam mu w oczy.
- Kocham Cię. - Uśmiechnęłam się, a on podniósł rękę i pogłaskał mnie po policzku.
- A ja, Ciebie. Tylko ty. - Zbliżył swoją twarz do mojej i mnie pocałował.
Koniec retrospekcji

Pokręciłam głową. Jaka naiwna byłam! Najgorsze było to, że naprawdę się zakochałam. Kochałam go. I dlatego jestem teraz tu, gdzie jestem. A on nie próbował się ze mną kontaktować. Rozpłakałam się jak dziecko. Zaczęło się ściemniać, więc uznałam, że czas zbierać się do domu. Po drodze zachaczyłam o sklep monopolowy i kupiłam pół litra wódki. Jak już oznajmiłam przyszłym rodzicą, że wróciłam i nie jestem głod a, znalałam się w swoim pokoju. Przeprosiłam laptopa, komórkę i razem z nimi postanowiłam się napić wódki.

Perspektywa Roberta.
- Kotku, nie uważasz, że z Olką coś zlego się dzieje? - Ania leżąc w łóżku, zadała mi to pytanie.
- Nie, dlaczego? - Usiadłem na skraju posłania, pochłonięty rozmową z żoną. Westchnęła, gładząc się po brzuszku.
- Bardzo się zmieniła. Kiedyś była żywiołowa, ciężko było za nią nadążyć, wszędzie było jej pełno. Teraz jest zamknięta w sobie, odpowiada półsłówkami, ciężko jest ją wyciągnąć z domu. Nie mów, że nie zauważyłeś!
- Myszko, ona po prostu spokorniała. - Żona popatrzyła na mnie z politowaniem.
- Ona od trzech miesięcy nie dotknęła piłki. - Teraz to ja zamilkłem. - W dodatku z dnia na dzień marnieje w oczach.
- Wiedziałem, że trzeba będzie wysłać ją do jakiegoś psychologa.
- Myślisz, że to załatwi sprawę?
- Yep.
- Obyś się nie mylił, obyś się nie mylił. Dobranoc, Robert. - Obróciła się i zgasiła lampkę nocną. Położyłem się obok w łóżku, ale jeszcze długo nie mogłem zasnąć. 

1 komentarz: