Pogłaskałam się po moim już dość zaokrąglonym brzuszku, przypominając sobie jak to było, jak mając dwadzieścia trzy lata na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. Może wrócę wspomnieniami do tego, jak do tego doszło? Przyjechałam do Polski, raptem na kilka dni. Marta i Kamil poprosili mnie o zostanie ich świadkową na ślubie kościelnym. Nikt nie wspomniał, że drużbą zostanie nikt inny jak pan Lijewski. Zabawa na weselu była przednia. Naprawdę dobrze się bawiłam. Aż chyba za dobrze. Co tu dużo mówić, wypiliśmy za dużo i stało się. Wylądowaliśmy w najbliższym hotelu. Teraz jestem nad morzem z Angeliką Jurecką, która wybrała się ze mną na urlop. Michał jest na zgrupowaniu, więc korzystamy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i zarzuciłam na ramiona lekki sweterek. Wieczory bywają chłodne. Wyszłam z pokoju i zapukałam do pokoju blondyny. Drzwi akurat się otworzyły.
- Chodźmy. - Siedząc na plaży i mocząc stopy, Angela wstąpiła na temat, którego chciałam uniknąć.
- Jesteś w ciąży. - Uśmiechnęłam się szeroko, a dłoń położyłam na brzuchu.
- Jak widać. - Wzruszyłam ramionami.
- No pochwal sie! Chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec. Oliwier będzie. Oli. Oliwier Lewandowski. - Angela pokiwała głową.
- A gdzie tatuś małego? - Spojrzałam na nią marszcząc czoło.
- Angela, jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłaś w Kielcach i w ogóle. Ale to nie jest twoja sprawa. To jest moje dziecko. I tylko moje. - Wstałam, otrzepałam krótkie spodenki i ruszyłam brzegiem plaży. Szczypiornistka poszła za mną.
- Nie rozumiem jednego, Ola. Kiedyś byłaś całkiem inna. Taka pełna życia, wszędzie cie było pełno, dałabyś się pokroić za ręczną. A teraz? Będziesz miała dziecko, nie chcesz się nawet przyznać z kim. Co na to twoja matka? Brat?
- Nie Angelika, to ty nie rozumiesz albo nie chcesz zrozumieć. Ludzie się zmieniają. Wszyscy układają sobie życie, więc ja też chce! Chce mieć kogos, o kogo będę mogła się troszczyć, kogo będę miała kochać. Swoje dziecko. - Blondynka podeszła do mnie i przytuliła, dłoń kładąc na brzuchu.
- Rozumiem. No już stara dupo, za dwa dni masz urodziny! Aż w to nie wierzę! Nasza Olcia taka już stara, tylko mam nadzieję, że nie zaczniesz mi tu rodzić. - Roześmiałam się na jej spanikowany wyraz twarzy.
- Kochana, jeszcze siedem tygodni, mamy czas z Olim. - Tak naprawdę to przed wszystkimi ukryłam fakt, że z Oliwierkiem mam zamiar zamieszkać na Warszawskim Żoliborzu, w skromnej małej, parterówce. Pozbierałam wszystkie pieniądze jakie miałam, ruszyłam konto, na którym miałam pieniądze po swoim ojcu i okazało się, że stać mnie na mały domek. Według mnie trzy pokoje, kuchnia i łazienka zupełnie nam starczą. Do tego kawałek ogródka, niemal wymarzone miejsce. Z Angelą poszłyśmy coś zjeść i rozeszłyśmy się do pokoi. Kolejne dwa dni minęły bardzo szybko. Żarłam, jak za trzech! Przyjaciółka się ze mnie cały czas śmiała. No i nadszedł! Dzień moich dwudziestych czwartych urodzin - piętnasty lipca. Obudziłam się dopiero o godzinie dziesiątej. Nie śpiesząc się, wstałam i poszłam pod prysznic. Uwielbiałam dotykać mój brzuszek, czułam się wtedy niesamowicie. Ciąże znosiłam naprawdę dobrze, nie miałam żadnych mdłości ani nic. Promieniowałam. W Niemczech skończyłam studiować filologię niemiecką i po urodzeniu dziecka, planuję pracować w domu - w wolnej chwili robić tłumaczenia. Pomalowałam się trochę, ubrałam się w czarne leginsy i białą tunike. Ubrałam baleriny - z takim brzuuchem nawet nie ryzykowałam ubrania szpilek. Akurat mój telefon się rozdzwonił. Odebrałam.
- Olka! Na dole czeka na ciebie taksówka. Wsiądź do niej i o nic nie pytaj. - Nie zdążyłam się odezwać, a dziewczyna się rozłączyła. Wzruszyłam ramionami i zrobiłam to, co blondynka kazała. W głębi ducha, zastanawiałam się, co ta wariatka znów wymyśliła. Taksówka dowiozła mnie pod pobliską hale. Taksówkarz jedyne co powiedział, to, że mam wejść do środka. Weszłam na hale, a tam zostałam... Okropnie dużo twarzy! Wszędzie były balony i serpentynki. Rozpoznałam twarze Marty, Kamila, Liska, Marleny, Angeli, braci Jureckich oraz wieele innych twarzy. Zapanowała cisza. No tak, nie wspominałam nikomu poza Angelą, że jestem w ciąży.
- No wiem, że przytyłam, okej! Ale nie gapcie się tak! - Wszyscy się roześmiali. I tak się zaczęło. Każdy mi składał życzenia, ściskał, gratulował. Jak już myślałam, że przywitałam się z wszystkimi, postanowiłam chwilę odpocząć i usiadłam z boku. Ktoś mnie zaszedł od tyłu.
- Cześć. - Podskoczyłam w górę i obejrzałam się przez ramie. Marcin usiadł obok mnie, trzymając bezpieczny dystans. - Nie złożyłem Ci jeszcze życzeń. Wszystkiego najlepszego, zdrowia dla maluszka, no i szczęśliwego rozwiązania. - Uśmiechnęłam się i podziękowałam. Zapanowała między nami cisza.
- Ola... Który to tydzień?
- Marcin, to nie jest twoje dziecko. - Podniósł głowę i popatrzył na mnie. - Masz żonę, zajmij się nią. - Wstałam i poczłapałam w stronę Marty. Dziewczyna przytuliła mnie.
- Kto by pomyślał, ze Ola zostanie mamuśką! Który to tydzień? - Westchnęłam zrezygnowana. Wiedziałam, że tak będzie.
- 30. - Dziewczyna wyglądała, jakby o czymś myślała, a za chwilę wyjęczała w moją stronę.
- 30 tygodni temu braliśmy ślub z Kamilem. - Patrzyłyśmy sobie w oczy. - Boże Olka! Musisz mu powiedzieć! - Tak się złożyło, że ruda była jedyną osobą, która wiedziała o mojej przygodzie z rozgrywającym.
- Nie i od ciebie też ma się nie dowiedzieć, to jest tylko moje dziecko. Z resztą ja nic od Marcina nie chcę. - Marta w szoku kręciła głową. Więcej nikt o nic nie pytał, no może poza Kasą, który rycząc na całą hale, dopytywał się o płeć dziecka.
- Kasa, cholera no! Oliwier będzie! - Ryknęłam z pełną buzią jedzenia, co wszyscy skwitowali szerokimi uśmiechami. Brakowało mi tego, niegdyś bardzo bliskie mi osoby, teraz prawie obcy. Zwłaszcza niektórzy. Nie myślałam o przeszłości, myślałam o przyszłości mojego maleństwa. Pogadałam sobie z każdym po trochu, popijając soczek pomarańczowy. Ok. Godziny siedemnastej ziewnęłam długo. Plecy mnie bolały, w końcu taki ciężar nosić na brzuchu to masakra.
- Może cię odwioze? - Zapytał Lijek, który najwyraźniej widział moje ziewnięcie.
-Super by było, tylko się ze wszystkimi pożegnam.
- Poczekam na zewnątrz. - Kiwnęłam głową i pożegnałam się z każdym z osobna, obiecując niedługo się odezwać. Wsiadłam do czarnego bmw Marcina i podałam mu adres hotelu.
- Długo zostajesz? - Pokręciłam głową.
- Może ze trzy, cztery dni. Małemu - położyłam dłoń na brzuchu - Chyba się tutaj podoba. - Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jak to?
- Każdy jego ruch czuję, już bliżej niż dalej do porodu. Teraz już mu się tam ciasno robi. A od trzech dni siedzi spokojnie, za to jeść dużo chce. Przepraszam. Zanudzam cię, ale jestem tak zakręcona wokół dziecka, że to masakra. - Roześmiałam się.
- Spoko, to jest oczywiste. - Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Gdy zatrzymaliśmy się pod hotelem, Marcin nieśmiało się odezwał.
- Może spotkamy się jeszcze? - Popatrzyłam na niego i pokręciłam przecząco głową. Wysiadłam i weszłam do hotelu, nie obracając się nawet na chwilę. Usiadłam na łóżku, już w swoim pokoju tymczasowym. Zaczęłam głaskać swój brzuch. Damy sobie radę. Sami.
Piłka ręczna od kuchni, mała wielka miłość i więzy rodzinne - przepis na dobre opowiadanie!
wtorek, 6 września 2016
Rozdział 24
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zgubiłam wszelkie zapiski jakie blogi czytałam bo stary rupieć się zbuntował i go nie naprawi żaden informatyk to przyczyna mojej absencji tutaj
OdpowiedzUsuńJak ty tak no jak?Coś mi mówi że może rozmowę dziewczyn usłyszała jakaś dobra dusza co nie trawi tej farbowanej rudej lisicy Pani Lijewskiej i przypadkowo poinformuje tatusia że nim zostanie.Albo w epilogu Oli przyjdzie na mecz tatusia.Dobra marzyć to można ale przyznaję się bez bicia że jakaś samotna łza poleciała po policzku czytając ten rozdział...
Ściskam i obiecuje być tutaj systematycznie ❤
będziesz kontynuować bloga?
OdpowiedzUsuń