Jadąc samochodem myślałam o moim dotychczasowym życiu. Żyjąc 19 lat na tym świecie nie zrobiłam nic pożytecznego dla innych, poza rzucaniem bramek na meczach i treningach. Ciężko pracowałam na każde osiągnięcie. Nie tylko ja, również reszta drużyny, nie mówię, że nie. Chodzi o to, że odkąd mama zaprowadziła mnie na pierwszy trening, piłka ręczna stała się całym moim światem. Była i jest moim priorytetem, ale trzeba coś w życiu robić, przecież nie będę grała całe życie. Przez kolejne 20 lat nie mam zamiaru schodzić z boiska, a potem jakoś to będzie. Tak więc wracając do tematu: skończyłam liceum, maturę zdałam. Przyszedł czas na studia, niestety. Papiery złożyłam na Uniwersytecie im. J. Kochanowskiego w Kielcach na wydziale fotografii. I przyjęli mnie. Kolejną rzecz jaką zrobiłam, było podpisanie umowy z klubem KSS Kielce na sezon 2015/2016 oraz 2016/2017. Tak, dostałam umowę na dwa lata. Odjeżdżałam z rodzinnego Chorzowa z wielkim bólem i żalem, zostawiałam za sobą rodzinę, przyjaciół, drużynę. Nie jestem z tego powodu, aż tak przygnębiona. Coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć. Czy jakoś tak. Zaśmiałam się sama do siebie i sięgnęłam po komórkę, leżącą na fotelu pasażera. Instynktownie wiedziałam, że dzwoni mój zmartwiony braciszek, więc odebrałam.
- Mała, gdzie ty jesteś? Ja już tu nawet sąsiadów poznałem! - Uśmiechnęłam się w duchu, on jest niemożliwy.
- 20 Minut i jestem - Oznajmiłam z lekką obawą. Przecież ten małpolud wypłoszy mi sąsiadów! Zakończyłam rozmowę krótkim pożegnaniem i rzuciłam telefon na jego poprzednie miejsce.
Tak jak mówiłam - 20 minut później parkowałam na parkingu strzeżonyn pod apartamentowcem. Inaczej nie mogłam nazwać tego wieżowca. Wysiadłam z auta i ogarnęłam wzrokiem najbliższe otoczenie. Spuściłam okulary przeciwsłoneczne na nos i sprawdziłam jeszcze raz adres. To chyba tu. No dalej Ola, nie zniechęcaj się! Pomyślałam i wróciłam do samochodu. Pozbierałam porozrzucane drobiazgi spowroten do torebki razem z komórką, do ręki wzięłam teczkę z papierami, które jutro muszę podrzucić na uczelnię i zamknęłam moje autko. Biorąc ostatni, głęboki wdech wkroczyłam do odpowiedniej klatki. Wyjątkowo wybrałam windę z racji, że jeszcze zdążę nabiegać się po tych schodach. Wjechałam na 14 piętro i wysiadłam. Stałam w korytarzu, gdzie były dwie pary drzwi. Skąd mam wiedzieć które? Eh, Olka głupia! Wygrzebałam komórkę i w smsie od brata sprawdziłam dokładny adres. Po znalezieniu właściwych drzwi, weszłam do środka. Zostałam w środku pełno kartonów i gluchą ciszę. Co znów ten chłopak wymyślił?! On mnie kiedyś do grobu wpędzi! Przeszłam przez korytarz, mijając kuchnię, aż dotarłam do samego salonu. Otwarte drzwi balkonowe mówiły same za siebie. Stanęłam w wejściu na balkon i obserwowałam co czyni mój brat. Podejrzewam, że próbuje złożyć hm, krzesło ogrodowe? Na balkon? Odchrząknęłam, a on podskoczył jak oparzony.
- Czyżbyś miał coś na sumieniu, braciszku? - Zdjęłam okulary i patrzyłam spod przymróżonych powiek na bruneta. Robert, bo tak się nazywał, rzucił się w moją stronę i unosząc mnie w górę zakręcił się dookoła własnej osi. Przez śmiech krzyczałam, żeby mnie puścił, a dlatego, że piłkarz ma mózg wielkości orzeszka ziemnego nie postawił mnie jak należało, a bezmyślnie puścił. Zdezorientowana siedziałam na tyłku, a braciszek zwijał się ze śmiechu.
- No wstawaj, młoda. Jak ci się mieszkanie podoba? - Pomógł mi wstać, a ja pozbierałam papiery, które się rozsypały z ziemi.
- To jest ten prezent od Ciebie na "lepszy start"? - Wskazałam ręką dookoła. Robert pokiwał głową, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Przesadziłeś, wystarczyłoby mi małe, skromne mieszkanko - Mina Robertowi zrzędła.
- Kobietą nigdy nie dogodzisz. Aleksandro - Podszedł bliżej i objął mnie ramieniem. - Tutaj chodzi o twoją wygodę. Doskonale wiesz, że mnie na to stać, więc nie widzę problemu. Nawet sam je wybierałem, byłem akurat w okolicy - Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- A kiedy ty mogłeś być w okolicy? Robert, rodzinny dom odwiedzasz dwa, trzy razy w roku - Wywrócił oczami i zignowował moje słowa.
- A gdzie wywiało Anie? - Zapytałam z czystej ciekawości. Po wyjaśnieniu, ze została w Niemczech, bo jej coś wypadło poszliśmy do samochodu, po rzeczy które wiozłam ze sobą. Oparłam się o samochód i patrzyłam na reakcję brata.
- Ola, przecież wnoszenie zajmie mi pół dnia!
- A mi drugie pół układanie wszystkiego. Widzisz, trzeba było sprawić mi małe, przytulne mieszkanko a nie apartament na strzeżonym osiedlu. - Wywróciłam oczami i sama wzięłam pierwszy karton.
- Ola! - Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, przez co się zamknął - No tak, te samowystarczalne szczypiornistki. - Pokręciłam głową na jego słowa. Stary jak brzoza, a głupi jak koza! Nie było tak źle z tym wnoszeniem, dwie godzinki i wszystko było wniesione, a połowa nawet rozpakowana.
- Ziemniaku, gdzie położyć te dwa kartony rzeczy z hummela? - Wstałam i sama zaniosłam je do sypialni. Rozpakowalam oba starannie i ułożyłam w szufladach w komodzie. Wróciłam do brata i opadłam na kanapę.
- Dziś już nigdzie się nie ruszam! - Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Lekki wiaterek wpadał przez otwarty szeroko balkon, co dało efekt orzeźwiający.
- Pizza? - Momentalnie obwróciłam głowę i otworzyłam oczy.
- Widzę zdrowa dieta - Jednak się ugięłam patrząc na proszący wzrok Lewego. Znaleźliśmy wspólnie ofertę najbliższej pizzeri i złożyliśmy zamówienie.
Pół godziny później przyjechała nasza pizza, Robert zapłacił przy czym musiał złożyć autograf dla dostawcy. Mój brat jest piłkarzem, co wiązało się z autografami i tego typu pierdołami. Dałam radę, aby przywyknąć. Balkon, my dwoje i pizza między nami. Iście rodzinna sceneria. Zjadłam jeden kawałek, a Robert resztę. Żołądek to on ma jak krowa z czego zawsze się śmiałam. Resztę popołudnia spędziliśmy leniąc się i spędzając razem czas, którego nigdy nie mamy zbyt wiele. Pan Lewandowski wracał do siebie następnego dnia. Odwiozłam go na lotnisko i wyściskałam na wszystkie czasy, każąc pozdrowić Annę - moją szwagierke.
- No mam nadzieję, że niedługo zawitacie do mnie razem! - Brat obiecał mi, że przy najbliższej okazji spróbują się wyrwać i wpadną chociaż na weekend. Wróciłam do domu, po drodze robiąc zakupy. Usiadłam w salonie i zastanawiałam się co mam tu robić sama. Trening dopiero jutro, a to pech. Z tego wszystkiego rozpakowałam resztę toreb i kartonów. Kartony wyrzuciłam i stwierdziłam, że idę pobiegać. Przebrałam się w krótkie, czarne spodenki sportowe, biały stanik sportowy i niebieską bokserkę. Z szafy wygrzebałam biało-niebieskie nike do biegania, zabrałam komórkę i słuchawki, następnie wyszłam. Stanęłam na świeżym, gorącym powietrzu i rozejrzałam dookoła. Spontanicznie podejmując decyzję, pobiegłam w lewo. Biegłam przed siebie ile sił w nogach, uwielbiam to. Bieganie to dla mnie jedna z niewielu przyjemności, które mogłabym robić cały czas! Czując jak mięśnie napinają się podczas wysiłku, uśmiechałam się mimo woli sama do siebie. Dobiegłam w końcu do jakiegoś parku. Nie wiedziałam sama gdzie jestem, w końcu od niedawna zamieszkuję to miasto. W pobliskim sklepie kupiłam butelkę wody i usiadłam na ławce. Upiłam trochę wody, położyłam ją obok i wystawiłam twarz do słońca. Kilka minut odpoczynku i postanowiłam wracać. Jakimś cudem dobiegłam spowrotem szczęśliwie do celu, bo znając mnie to prędzej czy później się zgubię. Wzięłam prysznic i zajęłam się przyziemnymi sprawami, typu układanie ubrań w szafie, płyt w salonie itd.
Budzik zadzwonił o ustawionej przeze mnie godzinie. Byłam rannym ptaszkiem, więc nie miałam problemu z wstawaniem. Szybki prysznic, na śniadanie tradycyjnie jogurt naturalny, musli i kawa. Ubrałam się w przygotowany wczoraj strój - czarne leginsy, białą bokserkę i różową bluzę. Rękawy bluzy podwinęłam do łokci, założyłam białe nike i złapałam w jedną rękę torbę, a w drugą butelkę wody i kluczyki. Siedząc w samochodzie spojrzałam na zegarek. 7:34. Spokojnie, mam jeszcze 26 minut. Nie śpiesząc się znalazłam halę. Wkroczyłam do budynku dziesięć minut przed rozpoczęciem treningu. W holu, zapytałam jednego z pracowników, gdzie znajdę trenera Wąsa.
- Wejdź po tych schodach i pierwszy gabinet po lewo - Podziękowałam z uśmiechem i poszłam we wskazane miejsce. Zapukałam do drzwi i po usłyszeniu "proszę" weszłam.
- Och, Aleksandro! - Zawołał treber Wąs, uśmiechając się szeroko. - Bardzi się cieszę, że do nas zawitałaś. Gotowa na pierwszy trening?
- Zwarta i gotowa! - Odpowiedziałam, szczerząc się jak głupia. Mój nowy trener postanowił zaprowadzić mnie do szatni i przedstawić kapitanowi. Pod szatnią, zapukał w drzwi i zawołał jakąś Angelikę. Nie powiem, krzyknąć to on potrafi. Po chwili z szatni wyszła wysoka blondynka. W mojej poprzedniej drużynie nazwano by ją plastikiem, ale pewnie tu jest inaczej.
- Angela, to jest Ola - Wskazał na mnie - To ta nowa zawodniczka, o której wam wspominałem. Pokaż jej co i jak. - Uśmiechnęłam się, a trener popchnął mnie lekko w jej stronę. Weszłyśmy do szatni, gdzie przywitała mnie banda dziewczyn w moim woeku i zapewne starsze.
- Uwaga, laski! - Zwróciła na siebie uwagę pani kapitan, Angelika. - To jest Ola, jest nową zawodniczką. Ola - Zwróciła się do mnie. - To jest: Monika, Natalia, Weronika, Patrycja, Nikola, Kinga, Paulina, Oliwia, Klaudia. - Po kolei wskazywała mi na wymieniane dziewczyny. Położyłam torbę obok Kingi, która zrobiła mi miejsce i zaczęłam się przebierać. Przebrałam się szybko i włosy związałam w wysokiego kucyka. Całą grupą wyszłyśmy z szatni i weszłyśmy na hale. Dziewczyny usiadły na środku boiska i rozmawiały, czekając na trenera. Zrobiłam więc to samo i próbowałam się włączyć do rozmowy.
- Ola, a ty długo grasz? - Spojrzałam na szatynkę, która zadała to pytanie. Nikola albo Weronika. Stawiałam na tą pierwszą, ale nie jestem pewna.
- Od pierwszej klasy podstawówki, to jest 12 lat - Uśmiechnęłam się na wspomnienie mojego pierwszego treningu.
- No to ładnych pare lat, zawsze na jednej pozycji? - O to tym razem zapytała Angela.
- Poprzedni trener rzucał mnie na początku na róźne pozycje, jednak od sześciu lat gram zazwyczaj na lewym rozegraniu lub na środku - Blondynka pokiwała głową. Przyszedł trener.
- To jak, zaczynamy trening? - Zgodnie wstałyśmy i zaczęłyśmy rozgrzewkę.
- Dziś przyjdą seniorzy i zagramy sobie mecz towarzyski. - Dziewczyny z chęcią na to przystały. Zaczęłyśmy rozgrzewkę, rozgrzewałam się mocno i porządnie. Ćwiczyłyśmy właśnie rzuty z pozycji, gdy do hali weszła grupa mężczyzn w wieku 20-30lat na oko. Nadeszła moja kolej na rzut. Rozpędziłam się na trzech krokach i wyskoczyłam w górę. Oliwia i Patrycja grające na kole wyskoczyły i podniosły ręce do bloku. Przebiłam się przez blok, rzuciłam bramkę i spadłam jak to ja, jak worek ziemniaków, całym ciałem na parkiet. Bramkarka wciągnęła głośno powietrze w płuca i podeszła szybko do mnie.
- Nic Ci nie jest? - Roześmiałam się, machnęłam ręką i wróciłam na swoją pozycję. Czułam na sobie wzrok mężczyzn stojących przy trybunach, jednak wiem, że zastanawiają się czy jestem tym "nowym" nieoszlifowanym diamentem Kielc. Podwinęłam koszulkę i spojrzałam na prawe biodro. Ledwo co zeszły mi poprzednie siniaki w tym miejscu i już robią się nowe. Westchnęłam i poprawiłam koszulkę. W międzyczasie, przebrani szczypiorniści zaczęli rozgrzewkę na drugiej połowie boiska. Zaczęłam podawać kontrę pośrednią, gdy zamachnęłam się za mocno i wyrzuciłam piłkę na drugi koniec boiska. A tam, jakiś wielkolud oberwał w plecy. Czując jak policzki mi się śmiecą, patrzyłam na ręakcję mężczyzny. Obrócił się i rozglądał, od kogo oberwał. Podniosłam zawstydzona ręke i czerwona jak burak uśmiechnęłam się w przepraszającym geście. Wtedy zobaczyłam jego uśmiech. Nogi wmurowało mi w płytę boiska.
Witajcie! A więc jest jedynka i mam nadzieję, że jest na tyle spoko, na ile mi się wydaje. Kolejny w ciągu tygodnia wyjdzie, mam taką nadzieję. A tymczasem, lecę uczyć się na fizyke i pakować na jutrzejszy mecz. 💪💪💪