55 minuta meczu, cisza na hali jak makiem zasiał. Przynajmniej dla mnie, nie docierał do moich uszów nawet krzyk trenera, a na trybuny nie zwracałam najmniejszej uwagi. 22:19, przegrywałyśmy trzema bramkami. Mimo opadania z sił, byłam wojowniczo nastawiona na walkę do końca. Nawet na minutę nie zeszłam z boiska podczas dzisiejszego meczu. Sędzia pokazuje grę pasywną, piłka trafia do mnie. Przez chwilę trzymam ją w dłoni, w końcu podjęłam decyzję. Rozpędzam się na trzech krokach, wyskakuję będąc na dziewiątym metrze i oddaje rzut. Straciłam równowagę i wylądowałam leżąc w polu bramkowym, nie podnosząc się patrzę na bramke i szukam wzrokiem piłki. Gwizdek sędziego oznajmił bramkę dla mojej drużyny. Wstałam i popędziłam w drugą stronę, aby stanąć w obronie z resztą dziewczyn. Przybijamy sobie piątki i krzyczę, że jeszcze trzy. Wysunęłam się na tak zwaną jedynkę, przechwyciłam piłkę i zdobyłam kolejny punkt dla swojej drużyny. Wkrótce oczko zdobyła kołowa i tu zaczęła się zacięta walka. Minuta do końca spotkania, piłka jest moja. Trzy kroki, wyskok, i czuję, jak ktoś łapie mnie za ręke i ciągnie w dół. Upadając, uderzam o podłoże, niczym worek ziemniaków. Leże na ziemi kuląc się z bólu, podbiega pielęgniarka i zbiegają się dziewczyny. Czas został zatrzymany, jestem mocno poobijana. Mam wrażenie, że tym razem się nie podniosę. Bolą mnie plecy i biodro, więc postanowiłam chwilę poleżeć w czasie w którym pielęgniarka meczowa pryska mi lodem w spray'u bolące części ciała. Powoli podnoszę się z boiska i staję na nogi. Sędzia zarządza rzut karny dla naszej drużyny.
- Ola, wywalczyłaś karnego to teraz go rzuć - To właśnie było coś, czego nienawidziłam. Rzut karny, moja największa zmora. Wzięłam piłkę i stanęłam w wyznaczonym miejscu do takich rzutów. Lewej nogi nie odrywając, poszłam do padu i w ostatniej chwili puściłam wkrętke do bramki. Katowicka bramkarka wyszła do przodu i nieco się poplątała, gdy piłka potoczyła się obok niej. Szczęśliwa uniosłam ręce w geście triumfu, a mecz dobiegł końca. Wygrałyśmy, jedną bramką, jednym karnym. Karnym, który ja rzuciłam. Pełna zachwytu rzuciłam się w ramiona mojej przyjaciółki - Marleny. Chwilę później dołączyła się reszta dziewcząt. Stałyśmy na środku boiska, przytulając się i ociekając potem. Później podziękowałyśmy za mecz drużynie z Katowic i uciekłyśmy do szatni. Usiadłam na ławce i oparłam głowę o ścianę.
- Ola, wszystko w porządku? Coś blado wyglądasz - Odezwała się Sylwia, nasza skrzydłowa.
- Zmęczenie daje się we znaki, muszę się porządnie wyspać - Odpowiedziałam, rozebrałam się i poszłam pod prysznic. Kilka minut później wychodziłyśmy z hali, wsiadałyśmy już do busa, ale trener przywołał mnie do siebie. Stał kilka metrów dalej, więc podałam moją torbę Marlenie i narzucając bluzę na ramiona, podeszłam.
- Olu, ktoś chciałby z Tobą porozmawiać - Usłyszałam od swojego trenera, po czym rozpoczął rozmowę mężczyzna stojący obok.
- Witam, nazywam się Zdzisław Wąs. Jestem trenerem damskiego oddziału piłki ręcznej w Kielcach. Ostatnio jeżdżę, oglądam i poszukuje nieoszlifowanych diamentów takich jak Ty. - Patrzyłam na pana Wąsa z rozdziawioną szeroko buzią. Wypadałoby coś powiedzieć. Olka, ale z ciebie geniusz! Skończyłam prowadzić wewnętrzną rozmowę sama ze sobą, zamknęłam usta i przeczesałam ręką jeszcze wilgotne włosy.
- Dzień dobry, Aleksandra Lewandowska - Przedstawiłam się. Zdzisiu wyciągnąl ręke i uścisnął moją, patrzyłam na wszystko szeroko otwartymi oczyma.
- Przejdźmy do setna sprawy, może powiem wprost: Kielce będą zachwycone mogąc powitać Ciebie w swoich szeregach. Co ty na to? - Zamilkłam. Tak znana drużyna, chce mnie u siebie? Mnie? Dziewczynę, która zaraziła się grą, gdy pierwszy raz zobaczyła mecz w telewizji? Nie wierzę. Spojrzałam na swojego trenera, potem na Wąsa. I znów na swojego trenera.
- To jest żart, prawda?
- Nie śmiałbym żartować z tego. Oleńko, nie chce się Ciebie pozbywać, jesteś numerem jeden w tym zespole. Dlatego nie mogę trzymać Cię tutaj wiecznie. Patrzyłem jak rośniesz, uczyłem, ale przyszedł czas, abyś rozwijała się dalej pod okiem profesjonalistów w profesjonalnych klubach. Nauczyłem Cię wszystkiego, co tylko mogłem. - Patrzyłam na trenera Szczurka ze łzami w oczach. Swojego czasu był jak drugi ojciec.
- Nie musisz od razu podejmować decyzji, masz czas. To jest moja wizytówka, jeśli zdecydujesz się to zadzwoń a umówimy się na spotkanie i omówimy co i jak. - Kiwnęłam głową na znak zgody i wzięłam wizytówkę. Wsiadłam do busa i odetchnęłam z ulgą. Oparłam głowę o szybe w jednej ręce ściskając telefon, a w drugiej wizytówkę, na której kluczowo zaciskałam palce. Nie czas teraz na myślenie o przyszłości, trzeba odpocząć.
No okej, a więc prolog mamy za sobą. Wydaje mi się być taki średni, ale mam wrażenie, że nie jest źle jak na pierwszy raz. Przeczytałeś? Zostaw po sobie ślad! Będę bardzo wdzięczna ✌. No to króliczki, do następnego 😘
Zaczyna się bardzo interesująco :) Ciekawi mnie Jaką decyzję podejmie Ola.
OdpowiedzUsuńNo ciekawe :3
OdpowiedzUsuń