wtorek, 27 października 2015

Rozdział 17

        Co oni mają z tym darciem się? Zakłopotana rozejrzałam się dookoła, nikt poza wścibską kelnerką nie zwrócił uwagi na okrzyk mojego przyjaciela. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, a moje policzki zapłonęły ogniem.
 - Patryk, czy Ciebie już całkiem powaliło? - Podszedł do mnie i przytulił do siebie.
 - Nie martw się, nawet jeśli naprawdę wolisz kobiety, zawsze możesz mi o tym powiedzieć. - Odsunęłam się od niego i uderzyłam zaciśniętą pięścią w brzuch. Zgiął się w pół i złapał duży oddech.
 - Głupia jesteś, Olka?
 - No chyba Ty! Całkiem Cię posrało czy co? Może klimakterium przechodzisz? - Wyprostował się i wydął słodko wargi, jak to on.
 - Udowodnij.
 - Co mam Ci udowodnić? Że lubię chłopców? Nie rób ze mnie panny lekkich obyczajów, proszę Cię. - Popatrzyłam na niego z politowaniem i usiadłam na swoim miejscu, obok Marleny, która obserwowała całą akcję, mając z nas niezły ubaw. Zawstydzony mężczyzna również wrócił na miejsce. Już więcej nie wróciliśmy do tej rozmowy, posiłek minął nam w miłej atmosferze. Gdyby nie pewien pan, o którym myślałam - byłoby tak, jak pół roku temu. Cały wieczór spędziliśmy w knajpie. Wróciłam do domu z młodymi Lewandowskimi, którzy zgarnęli mnie po drodze.
 - Ola, Wrona miał pretensje, że nie wcisnęliśmy Cię do auta i nie przywieźliśmy jemu! - Ania wykrzyknęła, chwaląc się tym na prawo i lewo. Wzruszyłam ramionami. Lubiłam Wronkę, jednak wiedziałam na co liczył. Cóż... Z drugiej strony moim życiowym hobby, było droczenie się z nim. Z rok go nie widziałam, może w końcu będę miała okazję.
 - Mogliście go pozdrowić. - Rzuciłam obojętnie. Wyciągnęłam telefon z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Jedna, nowa wiadomość.
Nie umiem bez Ciebie żyć. 
Westchnęłam. I co mam mu teraz napisać? Jeju, to się robi coraz bardziej skomplikowane.
 To się zrobiło zbyt skomplikowane. Dajmy sobie czas, po sylwestrze się spotkamy i porozmawiamy, co ty na to? 
Zawahałam się w ostatniej chwili przed wysłaniem, jednak przemogłam się i wysłałam. Wsunęłam komórkę do etui i rzuciłam na stolik w moim pokoju. Podniosłam się z łóżka, narzuciłam bluzę reprezentacji Polski ze swoim nazwiskiem na plecach, a stopy wsunęłam w milutkie kapcioszki. Bluza niestety należała do Roberta, gdyż moja kariera nie rozwinęła się na tyle, aby ktoś mnie zauważył z kadry Narodowej. A chciałabym, nawet bardzo. Odziana tak zeszłam na dół, aby zrobić sobie kakao. Przygotowałam napój i udałam się do salonu, gdzie tradycyjnie już - wyciągnęłam albumy ze zdjęciami. Leząc na kanapie i oglądając zdjęcia nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam. Obudziłam się o trzeciej w nocy niesiona po schodach. Zaspana, poczułam znajomy zapach perfum, lecz pomyślałam, że to zapewne tylko moja wyobraźnia. Zamknęłam więc powieki i wymruczałam:
 - Nie trzęś tak Lewandowski, bo twojej żonie naskarżę i będziesz szedł z buta do Dortmundu! - Ziewnęłam przy tym i jeszcze bardziej się wtuliłam w szyję brata. Mężczyzna zatrząsnął mna jeszcze bardziej, śmiejąc się cicho.
 - Ty już dziś lepiej śpij, maleńka. - Przyjemny baryton mojego ukochany popieścił zmysł mego słuchu. Gdy dotarło do mnie, kto mnie niesie natychmiast podniosłam głowę.
 - A co Ty tu robisz? Przecież miałeś jechać do Krotoszyna. - Doszliśmy do mojego pokoju, gdzie jednym kopniakiem otworzył drzwi, położył mnie delikatnie na łóżku i wrócił się, aby je zamknąć.
 - A co, już mnie wyganiasz? - Usiadłam po turecki na posłaniu i zmarszczyłam brwi.
 - Święta już prawie są, a my się pokłóciliśmy.
 - Chyba najwyższy czas, by się pogodzić, nie sądzisz? - Jeszcze bardziej zmarszczyłam brwi i się zastanowiłam.
 - Nie zerwałeś z Karoliną, prawda? - Nie musiałam słyszeć odpowiedzi, aby wiedzieć, że trafiłam w samo sedno. Jego mina mi wystarczyła. Skrzywiłam się.  - I co Ty tutaj robisz? Wpadłeś ot tak, w odwiedziny? O 3 w nocy? Może ruszył Cię ostatni sms, który ode mnie dostałeś? - Usiadł obok mnie i położył rękę na moje odsłonięte kolano.
 - Nienawidzę się z Tobą kłócić, zwłaszcza gdy wiem, że masz tę cholerną rację. Ale wiesz co? Nie przyznam się do tego nawet, gdyby mnie ze skóry obdzierali. Jestem uparty, nie dam sobie nic wytłumaczyć. Jestem bałaganiarzem, uwielbiam się z tobą droczyć i wiem, że jestem nie fair, ale kocham Cię jak wariat i za nic nie pozwolę sobie na to, żeby Cię stracić. Mam ochotę obić mordę każdemu facetowi, który Cię dotyka, ba! Który na Ciebie patrzy. Chce spędzić z Tobą i tylko Tobą resztę swojego życia, a jedyną kobietą, którą pokocham bardziej od Ciebie, będzie nasza córeczka. Dostaniesz wszystko co tylko będziesz chciała, będę dbał, aby nic Ci nie brakowało. Tylko mi na to pozwól. Pozwól się sobą zaopiekować, a nigdy nie uronisz żadnej łzy. Chyba, że te ze szczęścia. Kocham Cię całą, każdy włosek na twojej głowie z osobna i razem. Jeśli będziesz chciała, wycałuję ziemie po której stąpasz. Tylko bądź. - Moja mina po monologu Marcina wyglądała mniej więcej tak: :o. Dosłownie zbierałam szczękę z ziemi, mając oczy jak monety pięcio złotowe. Siedział obok mnie i obserwował moją reakcję. Przysunęłam się i przytuliłam do jego pleców, dłonie wkładając pod jego koszulkę.
 - Tak nie może być. Mieliśmy się przyjaźnić, TYLKO przyjaźnić. - Jedna, samotna łza spłynęła po moim policzku.
 - Em, maleńka. - Ułożył mnie tak, że położył się na plecach, a ja leżałam przytulona do jego klatki piersiowej. Tulił mnie mocno do siebie i co rusz całował w głowę, czoło, czy nosek. - Wszystko się ułoży. Po wigilii oznajmię mojej rodzinie, że żadnego ślubu nie będzie. A po sylwestrze - oficjalnie zerwę z Karoliną i sprzedam dom w Kielcach. - Podniosłam gwałtownie głowę.
 - Dlaczego chcesz sprzedać dom?
 - To jest jedyne, co zrozumiałaś z mojej wypowiedzi? - Posłał mi łobuzerski uśmiech, a ja wywróciłam oczyma. Podniosłam się do pozycji siedzącej. On również, złapał mnie za rękę.
 - Kochanie, przecież nie będziemy mieszkali w domu, w którym mieszkałem z Karoliną. Kupimy sobie coś innego, albo może hm, wybudujemy? Taki jaki tylko nam się wymarzy. - Po raz kolejny zdziwienie opętało moje ciało.
 - Zwariowałeś? - Wydęłam wargi, a on mnie w nie cmoknął i pociągnął na siebie, kładąc się. - Nie ma mowy! Dopiero co zaczęłam sama mieszkać i już chcesz mi odebrać tę radochę?
 - Przecież i tak mieszkasz z Martą.
 - No i co z tego? Ale na swoim. Na razie za wcześnie na takie plany. - Pokiwał głowa, zamyślony.
 - Niech Ci będzie, ale kiedyś zamieszkamy razem. Obiecaj. - Kiwnęłam głowa, a on wyciągnął dłoń i mały paluszek.  - Na paluszek! - Roześmiałam się i tak oto, złożyliśmy uroczystą przysięgę na małego paluszka.
 - Obiecaj mi, że zakończysz tę żenadę z Karoliną. - Pokiwał głową, a ja wyciągnęłam paluszka. Roześmiał się, ale z pełną powagą połączył nasze paluszki, po czym mnie pocałował.
 - Kto Cie wgl tu wpuścił? - W końcu zadałam pytanie, które nurtowało mnie od początku.
 - Twoja mama. - Wyszczerzył zęby a ja udawałam, że go dusze poduszką.
 - No proszę, już weszliście w zmowę! - Machnął ręka i rzucił mnie na plecy, sam zawisając nade mną i całując mnie.. Złapałam za róg jego koszulki i ściągnęłam. Mmm, ten brzuszek!
 - A propo. - Oderwał się ode mnie i złapał za rąbek Robertowskiej bluzy. - Muszę dać Ci kilka moich bluz.
 - Przecież mam.
 - To dlaczego w nich nie chodzisz? - Wzruszyłam ramionami i stwierdziłam, że tak wyszło.
        Kolejne cztery godziny spędziliśmy w łóżku robiąc całkowicie inną rzecz, niż się spodziewałam. Mianowicie - leżeliśmy i rozmawialiśmy z przerwami na pocałunki. Kamień spadł mi z serca, podczas najważniejszej rozmowy w życiu, jaką odbyliśmy. Nie chcąc martwić się tym czy dotrzyma danego słowa, ubrałam na siebie bluzę mojego mężczyzny i zeszłam na dół, aby przygotować jakieś śniadanie. Marcin parę minut temu zasnął, ja jednak nie mogłam spać. Zrobiłam tosty oraz kawę i na srebrnej tacce wniosłam do góry. O dziwo, cały dom był pogrążony w ciszy. Weszłam do pokoju i zobaczyłam Marcina siedzącego na łóżku z czymś w ręce. Uśmiechnęłam się, położyłam tacę na stolik i rzuciłam na łóżko, obok niego.
 - Ola, chcesz coś mi powiedzieć? - Zaniemówiłam na chwilę.
 - Nie, chyba nie.
 - A o tym? - Podał mi do ręki test ciążowy, na którym były dwie kreski.
 - I to cię tak zdziwiło? Test ciążowy? - Prychnęłam i odłożyłam je na parapet.
 - No, tak. Nie uważasz, że powinnaś mnie powiadomić, jeśli zostaniemy rodzicami? Wiesz, to super, naprawdę. Tylko tak trochę, jestem w szoku, no. Nie spodziewałem się i wiesz..
 - Stop! Ty myślałeś, że to mój? - Gdy pokiwał głową, roześmiałam się. - No co ty, to Ani. Tylko nikomu ani mru mru, że Lewandowscy zostaną za osiem miesięcy rodzicami. Z resztą miśku, biorę tabletki, jestem u szczytu kariery i nie ma nawet mowy, abym w niedalekiej przyszłości została mamusią. No, chyba, że chrzestną! - Uśmiech z jego twarzy wyparował, ale przyjął tę wiadomość z ulgą. Nie wracając do tego tematu, zjedliśmy śniadanie i.. Wróciliśmy do łóżka, jednak tym razem, mimo wypitej kawy zasnęliśmy.
    Ziewnęłam i otworzyłam oczy. Spojrzałam w bok, ale miejsce obok mnie było puste. Podniosłam się z posłania i przeciągnęłam. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Ogarnięta zeszłam na dół, gdzie skierowałam się od razu do jadalni, skąd dochodził gwar rozmów. Przy stole siedzieli wszyscy zgromadzeni łącznie z ciocią Jadzią, jej dwójką dzieci i mężem. Marcin rozmawiał w najlepsze z moim kuzynem Mateuszem i Robertem. 
 - Dzień dobry, śpiochu! - Przywitałam się z ciotką i jej rodziną, a potem dosiadłam się do stołu, wciskając obok Lijka. Pocałował mnie w czoło i odgarnął zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Ciocia uważnie przyglądała się temu czynowi, jednak uznałam, że wolę to olać. Zjadłam tosta i wypiłam drugą już dziś kawę. Marcin położył swoją dłoń na moim udzie, nie przerywając rozmowy. 
 - Kochani, mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe, jeśli przerwę waszą rozmowę i ukradnę Marcina. - Wstałam i pociągnęłam za sobą mężczyznę. 
 - Jasne, bawcie się dzieciaki. - Pocałowałam mamę w policzek i wyszliśmy z domu, wcześniej się ubierając. Poszliśmy na godzinny spacer po Chorzowie, który szybko minął, a potem Lijewski musiał jechać. Pożegnał się z moją rodziną i wyszliśmy przed dom. 
 - To są nasze jedyne święta osobno. W przyszłym roku spędzimy je razem. - Pogłaskał mnie po policzku, a ja uśmiechnęłam się i wspięłam na palce, aby złożyć pocałunek na jego ustach. 
 - Kocham Cię. 
 - Ja też Cię kocham, nawet bardzo. - Brunet zaniemówił, pierwszy raz oficjalnie usłyszał ode mnie słowo "kocham* w połączeniu z "Cię" to już wgl. Przytulił mnie mocno do siebie i wcisnął do ręki małą paczuszkę. 
 - Czekaj, też mam coś dla Ciebie. - Wyciągnęłam szczelnie zapakowany tobołek ze swojego samochodu i mu wręczyłam. Umówiliśmy się, że prezenty otworzymy w wigilię, w momencie gdy będzie na to czas. Kazałam mu już jechać, twierdząc, że nienawidzę się z nim żegnać. Zobaczymy się dopiero na imprezie sylwestrowej. Akurat w tym momencie zaczął padać śnieg. Super. Weszłam do domu i rozbiera-wszy się, pognałam do salonu. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, obok Roberta. 
 - Gdzie reszta familii? - Zapytałam z czystej ciekawości. 
 - Pojechali po choinkę. 
 - Wszyscy? 
 - No, nawet Ania mnie opuściła twierdząc, że ma coś do załatwienia. - Wzruszyłam ramionami i wyrwałam pilota do telewizora z ręki od brata. Włączyłam pierwszą, lepszą stację muzyczną, gdzie standardowo już leciało "Last Christmas", więc zaczęłam to nucić sobie pod nosem. 
 - Ty z Marcinem to tak na poważnie? - Popatrzyłam w oczy starszemu bratu i westchnęłam. 
 - To jest troszkę skomplikowane, ale tak. To na poważnie. - Pokiwał głową w zamyśleniu, a ja nagle otwierając się przed nim wyznałam mu całą prawdę. Reakcja Lewego była naprawdę zdumiewająca. Mianowicie - zaczął się śmiać. 
 - Czemu Ci tak wesoło? - Szturchnęłam go ramieniem. Bo, co w tym śmiesznego? Gdy już się uspokoił, to mi odpowiedział. 
 - Gdyby kochał tę całą Karolinę, to nigdy nie spojrzałby na Ciebie. - Wzruszyłam ramionami i rzuciłam: "dzięki" w jego stronę. Wygłupialiśmy się siedząc na kanapie, dopóki rodzinka nie wróciła z choinką i zakupami. Potem oboje zostaliśmy zganieni do roboty - panowie zabijali karpia, a ja z Anią i moją kuzynką ubierałyśmy choinkę, robiąc przy tym masę zdjęć aparatem mojej kuzynki. 
 - Dziewczyny! Miałyście ubrać CHOINKĘ, a nie siebie w lampki i łańcuchy! - Słowa cioci Jadzi przypieczętowałyśmy jeszcze większym śmiechem. W końcu pozbierałyśmy się z dywanu i ubrałyśmy tę choinkę. 
    Jak to święta - przeleciały bardzo szybko. Już jutro nowy rok, a moje postanowienie? Chciałabym ułożyć swoje życie od a do b. Żadnych niejasnych sytuacji, wszystko czyste. Wracając do tematu - niedługo mam jechać do Kielc, aby pomóc przy organizowaniu imprezy. Rozmawiałam już nawet z Jureckimi, którzy nie mogą się doczekać spotkania. Zapakowałam ostatnie manatki do walizki, dopięłam ją i usiadłam na łóżko. No, teraz nieprędko tutaj zawitam. Moje spojrzenie trafiło na małe pudełeczko leżące obok łóżka. Prezent od Marcina. Na śmierć zapomniałam! Złapałam je szybko i odpakowałam. Moim oczom ukazało się brązowe pudełeczko z wygrawerowaną nazwą zakładu jubilerskiego. Uniosłam brwi i podniosłam wieczko. Ze zdziwienia, aż otworzyłam szeroko usta i zawiesiłam swoje spojrzenie na błyszczącej bransoletce. Wyciągnęłam ją z pudełeczka i zaczęłam oglądać z każdej strony.Była zwykła, prosta, lecz do niej były dopięte zawieszki, które jak się domyślam, coś znaczą. W środku była dołączona karteczka. 
 Piłka, ponieważ tak kochasz grać. 
 Wieża Eiffla, ponieważ kiedyś tam pojedziemy razem. 
 Serce, ponieważ moje serce zawsze będzie przy tobie. 
 But, ponieważ kochasz je niemal tak bardzo jak mnie. 
 Gwiazda, ponieważ dałbym Ci nawet gwiazdkę z nieba. 
    Wesołych świąt, kochanie. 
 Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.


Krótki, ale pisałam go z miesiąc. Na razie tyle musi wam wystarczyć, pozdrawiam. 
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ. 

2 komentarze:

  1. Napisz człowieku poemat a bloger go zje no cóż zajebioza *O* o czekam na kolejne :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń