Jechałam samochodem, kiwając głową w takt muzyki płynącej z samochodowego radia. Podśpiewywałam sobie pod nosem i uśmiechnęłam się na widok tabliczki: Kielce. Dobrze było odnowić starych znajomych, spędzić trochę czasu z rodziną, jednak w ciągu najbliższych dwóch tygodni muszę ponownie zawitać do mojej rodzinnej miejscowości. Jestem zobowiązana, coś załatwić. Wjechałam na osiedle, na którym mieszkam i zaparkowałam pod blokiem. Chwila moment i wchodziłam do mieszkania tachając za sobą walizkę. Zostawiłam ją w korytarzu i zajrzałam do salonu, który był pusty. Przecież Marta już powinna być. Zmarszczyłam brwi i nasłuchiwałam odgłosów. Ostatecznie ruszyłam w stronę jej pokoju. Otworzyłam drzwi i krzyknęłam:
- No w końcu! Tutaj jesteś rudzielcu! - Podniosłam wzrok i spojrzałam na jej łóżko. Zaniemówiłam. Miamowicie moja kochana współlokatorka siedziała półnaga na kolanach jej chłopaka, Kamila. Mężczyzna był bez koszulki.
- O kurde, jakoś tak szybko wróciłaś.. - Marta natychmiast zeszła z szczypiornisty i narzuciła na siebie pierwszą, lepszą koszulkę, którą miała pod ręką. Zaczęłam się śmiać.
- Boże, ludzie.. Ogarnijcie się. - Nadal się śmiejąc, wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Włączyłam telewizję w salonie oraz załączyłam ekspres do kawy. Po chwili z pokoju wyskoczyli zakochańcy. Weszli do kuchni, Kamil nieco skrępowany, natomiast Marta jak zwykle, wyluzowana. W końcu była u siebie.
- Dobra maleńka, opowiadaj jak święta. - Zarządała przyjaciółka i usiadła na krześle przy stole, tak jak my z kubkiem w ręku. Westchnęłam. - Cóż... Jak się trener dowie ile przytyłam, to wywali mnie na zbity pysk. - Kamil się zaśmiał, a ja złapałam za jabłko, które leżało na stole, po czym się w nie wgryzłam.
- Tylko tyle mi powiesz? - Marta uniosła wysoko brwi, a ja poruszyłam prawą ręką tak, że doczepione bryloczki zagrzechotały. Spojrzenie studentki powędrowało na moją dłoń.
- Wow, kto się szarpnął na taką błyskotkę? - Szypszak podniósł kciuk.
- Całe laury teraz zbierze Marcin, a to ja pomagałem mu wybrać dopinki. - Poklepałam go po głowie w geście pocieszenia.
- Kamilku, przyjacielu. A ty co dałeś Marcie?
- No teges... Coś przydatnego. - Teraz to ja uniosłam brwi. Zakłopotana mina skrzydłowego dużo mi mówiła. Spojrzałam na płomiennowłosą. Jej usta ułożyły się w wyraz: "później". Kiwnęłam głową i zaczęłam opowiadać przyjaciołom, jak minęły mi święta. Oboje również się podzielili ze mną swoimi relacjami. Wigilię spędzili u rodziców Kamila, pierwszy dzień świąt u rodziców Marty, a od drugiego dnia zalegają na kanapie w mieszkaniu naszym lub chłopaka. Między nimi to wszystko jest takie oficjalne, takie normalne i proste. Dopiłam kawę i przeprosiłam ich, ponieważ obiecałam Angeli pomoc przy organizacji jutrzejszej imprezy. Narzuciłam na siebie kurtkę i zabrałam kluczyki do auta.
Po piętnastu minutach pukałam do drzwi domu Jureckich. Otworzył mi nieco podpity Michał.
- Oleńka! Moja słodziutka! Co tam u Ciebie słychać? Wchodź kochaniutka do środka, bo pewnie zmarzłaś! - Nieco rozbawiona wkroczyłam do środka i ściągnęłam buty oraz kurtkę.
- Michał, dobrze się czujesz? - Dwu metrowy facet stał oparty o framugę drzwi i się śmiał.
- Wyśmienicie! - I pognał do salonu. Z kuchni wyjrzała głowa Angeliki. Ruszyłam w jej stronę, przywitałam się z nią i poszłam za nią w czeluści kuchni.
- A Michał co, zakrapia się na jutro? - Zapytałam, przypominając sobie gadkę narzeczonego mojej koleżanki.
- Nawet nie wspominaj nic na ten temat. Tak się pokłóciliśmy, że myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Ale mu to nie przeszkadza! Jeszcze zadzwonił po Sławka, Marcina i Bieleckiego! - Marcin. Marcin tu jest. Tak długo go nie widziałam.
- Marcin przyjechał? - Zapytałam, udając, że czytam listę zakupów, która wisiała na lodówce.
- Nie. Jego blond pizdeczka uznała, że mają coś innego do roboty. - Westchnęłam. Spokojnie Ola, tylko spokojnie. Blondynka spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem, a ja wzruszyłam ramionami.
- To za co się bierzemy najpierw? Podejrzewam, że zakupy? - Pokiwała głową i pociągnęła mnie za sobą do drzwi. Kolejne dwie godziny spędziłyśmy robiąc meega zakupy. W końcu sportowcy to prawie tak, jak wojsko, nie?
Perspektywa MARCINA
Usiadłem wygodnie na fotelu w salonie i obserwowałem blondynkę rozciągniętą na kanapie. Miała okulary na nosie i przeglądała jakąś babską gazetę. Jak ja mam jej to powiedzieć? No jak? Ona mnie kocha, przynajmniej na to wygląda. Ale, ja jej nie kocham. Chyba. Spojrzałem po raz kolejny na nią. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się szeroko, odłożyła gazetę i okulary, po czym się podniosła.
- Jadę na zakupy, muszę kupić coś na jutro. - Już chciała się obrócić i wyjść, gdy złapałem ją za ręke.
- Siadaj, musimy porozmawiać. - Usiadła i patrzyła na mnie. Jej niebieskie tęczówki świeciły zdrowym, zmysłowym blaskiem. Nijak odnosiły się do brązowych oczek, które mam przed oczami, gdy tylko je zamknę. Muszę to zrobić.
- Karolina, musimy porozmawiać i to poważnie. Ostatnimi czasami coś się między nami popsuło, to już nie jest to samo, co kiedyś.
- Koteczku, jest inaczej. - Podniosła ręke i wskazała na pierścionek zaręczynowy na swoim palcu. - Niedługo się zmieni twój stan cywilny, dlatego się wszystko zmienia. - Uśmiechnęła się ukazując rząd równych, białych zębów. Ciężko. Westchnąłem.
- Nie rozumiesz. Posłuchaj... Ja nie czuję do Ciebie tego, co kiedyś. Różnica charakterów, poglądów. Ty jesteś zakręcona w tym swoim świecie zakupów, kawek z koleżankami i Bóg wie czym jeszcze. A ja, trenuje, trenuje i trenuje. Pół życia spędzam na hali i w kółko myślę o piłce ręcznej. I to się nie zmieni, tak wygląda moje życie i tak zawsze będzie wyglądało. To się nigdy nie zmieni. Dlatego uważam, że powinniśmy się rozstać. Tak będzie lepiej. - Podbiosłem głowę. Blondynka siedziała z oczami wbitymi w swoje dłonie. Nastąpiła między nami chwila niezręcznej ciszy, aż podniosła wzrok i zerwała się z kanapy.
- Co ty mówisz?! Uderzyłeś się w głowę czy co? Ślub zaplanowany! Co ci odbiło?! Marcin!
- Karolina, uspokój się. To TY zaplanowałaś ten ślub, a nie MY. Ślub to ma być wspólna decyzja, a ja się czuje jakbyś mnie do tego zmuszała. Nie kocham Cię, przepraszam. - Usta otwierała i zamykała na zmianę, jakby się zapowietrzyła. Nie wiedziała co powiedzieć, w końcu wzięła oddech i opadła na najbliższe siedzenie. Schowała twarz w dłoniach. Lijewski idioto, trzeba było delikatniej to załatwić. Przecież nie da się delikatniej. Zapanowała między nami chwila niezręcznej ciszy. W końcu opuściła ręce i podniosła głowę.
- To przez nią, prawda? - Powiedziała cicho, a ja doznałen szoku.
- Dlaczego Ci to przyszło do głowy?
- Och, Marcin. Odkąd tylko się pojawiła, zmieniłeś się. Nie słuchałeś tego co mówię, byłeś nieobecny, a gdy Ona była w pobliżu twój wzrok cały czas wędrował za nią. Jeszcze ta wasza przyjaźń, zawsze zachowywaliście się tak, jakby było to coś więcej niż przyjaźń. Myślałam, że to ona tak za tobą lata. Nie powiem, ja też się próbowałam z nią zaprzyjaźnić, ale ona dopieprzała jak tylko mogła. Ostatnio, gdy spotkaliśmy ją w restauracji z jakimś kolegą, myślałam, że dała sobie z Tobą spokój. A tymczasem to ty się w niej zakochałeś. Jeszcze te zdjęcia w internecie, jak się przytulaliście. Uwierzyłam Ci wtedy. - Łzy zaczęły płynąć z jej oczu. Poczułem się jak ostatni drań, jak ja mogłem coś takiego jej zrobić? Chciałeś być szczęśliwy. Podszepnął mi jakiś głos w głowie.
- To nie tak, Karola. Ja.. Nie chciałem Cię zranić. Nie planowałem tego, samo tak wyszło. Proszę, nie płacz. - Zaszlochała jeszcze bardziej.
- Może jeszcze powiesz, że to moja wina? - Westchnąłem.
- Nie, to moja wina. Przepraszam Cię. - Wyciągnęła przed siebie prawą dłoń i ściągnęła pierścionek zaręczynowy.
- Nie musisz go oddawać, prezentów się nie oddaje. Jesteś wspaniałą dziewczyną, jeszcze znajdziesz kogoś, kto pokocha Cię najbardziej na świecie.
- Nic już nie mów. Jak śmiesz uspokajać mnie słowami, jaka to ja nie jestem wspaniała?! Skoro jestem taka świetna to dlaczego mnie zdradzałeś? Przyrzekłeś, że nic między wami nie ma! - Zaczęła płakać już naprawdę mocno. Wyciągnąłem rękę, aby położyć jej dłoń na ramieniu w geście przyjacielskim, jednak ona zerwała się z kanapy.
- Nawet mnie nie dotykaj! - Wyszła zamaszystym krokiem z salonu i wbiegła po schodach na piętro. Spojrzałem na stolik, na którym leżał pierścionek, który jeszcze pięć minut temu spoczywał na palcu blondynki. Oparłem się plecami o oparcie kanapy i wziąłem oddech. Mam to za sobą, teraz jest już tylko Ola. Teraz będzie tylko lepiej. Zamknąłem oczy i odpłynąłem w krainę marzeń, zastanawiając się jak będzie wyglądało nasze wspólne życie. Usłyszałem szmer na schodach, po czym trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Czyżby Karolina się wyprowadziła? To już nie mój problem. Otworzyłem oczy, podniosłem pierścionek ze stolika i wrzuciłem do pustego wazonu, który stał na parapecie. Ten etap został zskończony, wypadałoby teraz to opić. Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer do Dzidziusia.
- Halllo?
- Siemanko, co tam?
- Pomagamy dziewczyną organizować impreze jutrzejszą, ale aktualnie zrobiliśmy sobie małą przerwę i kosztujemy whisky, które niedawno kupiłem.
- No ja właśnie w podobnej sprawie, muszę coś opić.
- JESTEŚ W CIĄŻY?! - Ryknąłem śmiechem.
- Co? Pojebało Cię, Michał? - Po drugiej stronie zapanowała chwilowa cisza.
- To ty lepiej przyjedź. Jesteśmy u mnie. - Chciałem coś mu odpowiedzieć, ale zakończył rozmowę.
Pare minut później pukałem już do drzwi Jureckich, obładowany siatkami z alkoholem. Otworzyl mi Sławek i zaprosił do środka uprzedzając, że Michał ma już"lekko". Pokręciłem głową śmiejąc się.
PERSPEKTYWA ALEKSANDRY:
Weszłyśmy do domu Angeli, opakowane potrzebnymi zakupami, zaniosłyśmy wszystko do kuchni i postanowiłyśmy zrobić porządek z chłopakami. Wpadłam do salonu zaraz za blondynką i to co zobaczyłam wryło mnie w ziemię. Do kompletu doszedł nikt inny jak Lijewski!
- Marcin! A co ty tu robisz? - Uśmiechnął się na mój widok.
- Kochanie, pomagam przy hm... Przesuwaniu mebli!
- No jakoś nie widać!
Witam
Od razu na wstępie chcę baardzo podziękować za te symboliczne komentarze. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta! Pozdrawiam :*