środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 14

     Piiiip. Piiiiiip. Po omacku szukałam komórki, która leżała gdzieś zakopana w pościeli. Wymacałam ją w końcu ręką i otworzywszy leniwie oczy, wyłączyłam dzwoniący budzik. Jeszcze dwie minutki, błagam. Ziewnęłam i przymknęłam powieki. Nie wiem na cholerę był mi ten budzik dzisiaj. Uczelnię mam z głowy do nowego roku, trening mam dopiero drugiego stycznia. Przekręciłam się na drugi bok i dalej spałam.
- Ola.. - Łagodny głos mojej rodzicielki rozniósł się po pokoju. Otworzyłam jedno oko i ziewnęłam.
- Taak? - Przeciągając słowo, podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Córcia, już po dziesiątej. - Spojrzalam na zegarek. Rzeczywiście, dziesiąta dwanaście.
- Już wstaję, mamo. - Starsza Lewandowska opuściła mój pokój, a ja zwlekłam się z łóżka. Spałam ponad jedenaście godzin, ale mimo to nadal byłam zmęczona. Odbyłam poranną toaletę, ubrałam się w pierwsze ciuchy, jakie mi wpadły w ręce i zrobiłam sobie warkocza. Skierowałam się w stronę salonu, gdzie siedziała reszta mojej małej, skromnej rodzinki.
- Cześć śpiochu! - Robert już ubrany siedział przed telewizorem, opychając się ciastkami. A dieta w lesie została. Ukradłam mu jedno ciastko i poszłam do kuchni, w poszukiwaniu kofeiny. Wypiwszy jedną kawę, postanowiłam się ugadać co i jak ze świętami.
- Mamo, święta organizujesz w domu w Chorzowie, tak? - Usiadłam na kanapie i kolana przyciągnęłam do klatki piersiowej.
- Dokładnie. Właśnie miałam pytać, kiedy macie zamiar się stawić? - Ania, która weszła do salonu nie była zbytnio w temacie, więc rzuciłam jej słowo klucz. Od razu zrozumiała.
- My musimy załatwić jeszcze kilka spraw i dwudziestego drugiego się stawimy. - Mama zakodowała sobie w głowie to, co powiedziała jej synowa. Cała trójka spojrzała na mnie.
- Ja mogę przyjechać chodźby dwudziestego. - Nagle doznałam olśnienia. - Mogę przyjechać po Was na lotnisko, jeśli chcecie. - Ania z Robertem na siebie spojrzeli i przystali na moją propozycję.
- Jak co roku zawita u nas ciocia Jadzia z rodziną i wujek Zbyszek. - Zgodnie z Robertem, jękneliśmy w tym samym czasie. Rozwydrzona córka cioci Jadzi, siostry mojej mamy była nieznośna. Cud, że nikt jej jescze nie obciął tego niewyparzonego języka. Sama ciocia Jadzia nie była taka zła. Wścibska, bo wścibka, ale jednak to jest rodzina. A rodziny się nie wybiera.
- Macie plany na sylwestra? - Młodzi Lewandowscy pokręcili głową.
- Jurecki w tym roku organizuje jedną, wielką balangę. Wkręce was. - Pokiwałam głową i już złapałam za telefon, aby zadzwonić do przyjaciela.
- No co ty, nie będziemy się wpraszali. - Spiorunowałam wzrokiem mojego starszego brata. On mi dziś specjalnie na nerwy działa.
- Człowieku, weź się puknij w tą pustą łepetynkę. - Pokazał mi język i wrócił do obżerania się ciastkami. Sportowiec wielki się znalazł!
- To ja idę zadzwonić. - Posłałam buziaka w powietrzu do kobiet, siedzących na kanapie. W sypialni na spokojnie wybrałam numer do Michała.
- Halo? - Jego ochrypnięty głos odezwał się w słuchawce.
- Za halo w mordę walą. - Musiałam mu troszkę z rana podokuczać.
- Miła z rana jak śmietana. - Obserwowałam mimikę mojej twarzy w lustrze.
- Czy ty mnie właśnie porównałeś do śmietany?
- No pewnie, takiej dwunasto procentowej do zup. - Roześmiałam się.
-  Brawo Dzidziuś, wiesz ile ma procent śmietana do zupy. Dobra, może przejdę do rzeczy. - Podeszłam do okna w moim pokoju i wyjrzałam na zewnątrz. Przez ubiegłą noc napadało troszkę śniegu.
- Dawaj, młoda.
- Nadal organizujesz tę imprezę sylwestrową? - Usłyszałam coś co miało zabrzmieć: "yhym".
Nie wnikałam, co on w tej chwili robi.
- Mogę wkręcić na nią mojego braciszka z żonką? - Po drugiej stronie nastała cisza.
- Aleksandro Lewandowska, czy ty mnie właśnie zapytałaś czy możesz wkręcić na imprezę ROBERTA LEWANDOWSKIEGO? Tego piłkarza, kapitana naszej reprezentacji w piłce nożnej mężczyzn, piłkarza Borussi Dortmund? - Przełknęłam ślinę. Kolejny fan piłki nożnej.
- Tak, dokładnie tak. - Usiadłam na łóżku, rozbawiona jego entuzjazmem.
- Dziewczyno, jeszcze pytasz? Jasne, że tak! - Podziękowałam i pożegnałam się z Dzidziusiem. No, to jedna sprawa załatwiona. Wróciłam do salonu.
- Załatwione, teraz obowiązkowo musicie wziąć udział w imprezie z całym szczypiorniakowym światem. - Robert uniósł brwi.
- To, to nie będzie mała, kameralna imprezka? - Pokręciłam przecząco głową, a on zatarł ręcę uśmiechając się szeroko, za co dostał sójkę w bok od swojej żony. Po południu cała trójka zaczęła się zbierać. Młodzi musieli odwieść mamę do Chorzowa i sami samochodem wracać do Dortmundu. Po krótkim pożegnaniu, bo przecież niedługo święta wzięłam się za sprzątanie mieszkania. Marta niedługo miała również wrócić. Muszę w końcu z nią porządnie porozmawiać, bo ostatnio ją zaniedbałam i to konkretnie. Całe moje życie toczyło się wokół studiów i ręcznej. Czas podbudować swoje życie towarzyskie. Ugotowałam kolację, która składała się z zapiekanki serowej i czekałam cierpliwie na powrót przyjaciółki. W końcu mój rudzielec się zjawił, nie sam. Nie był to Kamil, bo jego się spodziewałam. Przybyła z nią Angelika, która również chciała spędzić z nami troszkę czasu, póki takowy jest. Jak to ona - nie wpadła z pustymi rękami, bo tak nie wypada. Podała mi Jack Daniell'sa z cwanym uśmieszkiem. Wzięłam od niej trunek i włożyłam do zamrażarki, w celu schłodzenia. Zasiadłyśmy do stołu, aby zjeść zapiekankę.
- Jak sytuacja z Lijkiem? - Odłożyłam widelec na stół i spojrzałam na nią spod byka.
- Jestem zbyt trzeźwa, aby o tym mówić. - Przyjaciółki się roześmiały, dokończyłyśmy jeść i posprzątałyśmy brudne naczynia do zlewu. Rozsiadłyśmy się na kanapie, a Marta przyniosła procentowy napój i trzy małe szklaneczki. Polała i podała mi i Angelice szklanki.
- Za co pijemy? - Uniosłam kubeczek w górę i krzyknęłam:
- Za wszystkich baranów, których tak kochamy! - Blondynka pokręciła głową.
- Za związki z baranami, którzy nas tak uwielbiają! - Poprawiła mnie i stuknęła swoją szklanką o moją. Do toastu przyłączyła się rudo włosa. Miałyśmy wypić tylko po szklaneczce, a skończyło się na tym, że lekko zataczająca się Marta szła po drugą butelkę. Leżałyśmy z narzeczoną Jureckiego na kanapie przytulone do siebie i śmiałyśmy się z czego popadnie. Szturchnęłam ją w bok.
- Ej, słuchaj. Bo on tak niesamowicie całuje!
- Ale kto? - Angela miała już na tyle fajnie, że zaczynała bełkotać.
- No, ten, no! Jak on miał? A, Lijewski!
- Lijek! Co z Lijkiem? - Z tej całej powagi, aż usiadła.
- Bo on słodki jest, nie? - Blondi popatrzyła na mnie, ja na nią po czym obie się roześmiałyśmy.
- A taką ma zajebistą klate, że ja bym go po niej mogła lizać!
- To czemu ty tego nie robisz? - Usiadłam i sięgnęłam po telefon. Wybrałam jego numer.
- Ola?
- Nie, zakład pogrzebowy wieczne szczęście z tej strony. Jaką pan życzy sobie trumne? - Marta zdążyła wrócić. Słysząc to, roześmiała się i zaczęła wydawać odgłosy niczym świnka.
- Dobrze się czujesz? - Zdziwiony i zarazem rozbawiony głos mężczyzny wskazywał na to, że był zmartwiony moim stanem.
- Ja? Ja się czuję wspaniale. Chciałam ci tylko powiedzieć, że masz zaje-bistą klate! - Zaakcentowałam przedostatnie słowo. Usłyszałam śmiech w słuchawce.
- Gdzie jesteś?
- To jest moja prywatna sprawa. To ty mnie niby kochasz, tak? Mnie się nie kocha, mnie się na rękach nosi! - Mój jakże cudowny monolog przerwała mi Angela, która wyrwała mi telefon z dłoni.
- Marcinku, czy ty jesteś teraz z moim narzeczonym, tym baranem? To mu powiedz, że go kocham. Spokojnie, Marcinku. My sobie tu w kulturze procenty zamieniamy na promile. - Najwidoczniej nadal coś do niej mówił, ale niewzruszona rozłączyła się i wyłączyła telefon. Wzięłyśmy się za drugą butelkę trunku. Ubyło pół butelki, gdy Marta poszła do łazienki wymiotować. Zostałyśmy z Andzią i po kryjomu dalej piłyśmy whiskey. Wystraszyło nas pukanie do drzwi. Złapałam za patelnię, Andzia za trzepaczkę do dywanów (w sumie to nie wiem po co mi ona, skoro takowych dywanów nie posiadam), a Marta stanęła za nami z suszarką. Otworzyłam drzwi. Trójka osób stojących za drzwiami się roześmiała. Roześmiała? Oni płakali ze śmiechu.
- Drogie panie, odłóżcie te śmiercionośne przyrządy! - Spojrzałam na nich, jak na idiotów.
- Ktoś was tu zapraszał, panowie? - Nadal trzymając patelnię w ręku, oparłam się o ścianę. To wszystko tak cholernie wirowało.
- Dzwoniłaś przecież, żebyśmy przyjechali. - Kamil wyszczerzył zęby i wszedł do środka. Przytulił mnie i Angelę na powitanie i poleciał do łazienki za Martą, której znów było niedobrze. Pozostała dwójka również weszła i zamknęła za sobą drzwi. Olałyśmy ich i wróciłyśmy do naszego przyjaciela. Marcin wyjął mi z ręki napój i podał Michałowi. Ten, uciekł z tym do kuchni. Spojrzałam rozżalona na bruneta i wydęłam wargi.
- Tobie na dziś wystarczy. - Wziął mnie na ręce i zaczął nieść w stronę mojego pokoju. Oplotłam jego szyję rękoma.
- Ale zostaniesz ze mną co, Marcinku? - Wielkolud spojrzał na mnie rozbawiony i złożył buziaka na moim nosku.
- Chcesz, żebym został? - Pokiwałam głową i wtuliłam twarz w jego szyję. Położył mnie na łóżku i chciał wyjść, ale złapałam go za ręke i nie chciałam puścić. Usiadł obok mnie.
- Pocałuj mnie.
- Nie musisz mi dwa razy powtarzać. - Przysunął się do mnie i złożył pocałunek na mych ustach. Przysunęłam się i usiadłam mu okrakiem na kolanach. Jego ręce rozpoczęły wędrówkę po moich plecach i biodrach. Języki zaczęły toczyć walkę o dominację, którą tym razem on wygrał. Ugryzłam go lekko w wargę. Złapałam za brzeg jego koszulki i mu ją ściągnęłam. Moje dłonie spoczęły na jego umięśnionym brzuszku. W pewnym momencie, odsunął mnie od siebie.
- Nie, Ola. Nie w ten sposób, jutro nie będziesz niczego pamiętała.
- Ale ja chcę! - Ubrał na siebie spowrotem koszulkę.
- Skarbie, wrócimy do tego kiedyś indziej, okej? - Pokiwałam grzecznie głową i ściągnęłam koszulkę. Oczy niemal wyszły mu z orbity. Wzruszyłam ramionami i ściągnęłam spodnie z siebie. Wstałam i stanęłam naprzeciwko niego w samej bieliźnie.
- No co? Chyba mogę się przebrać w pidżamę, prawda? - Zatoczyłam się w bok i dzięki szybkiej reakcji rozgrywającego nie zaliczyłam szybkiego starcia z podłogą.
- Okej, nic mi nie jest. - Wyswobodziłam się z jego ramion i wyciągnęłam z szafy pierwszą, lepszą koszulkę. Lijewski cały czas mnie obserwował. Położyłam się do łóżka tak, aby na widoku dla szczypiornisty pozostały moje zgrabne nogi. Przełknął ślinę i uklęknął obok łóżka.
- Skarbie, ty to robisz specjalnie? - Uśmiechnęłam się i przeciągnęłam.
- Nie wiem o co ci chodzi. - Westchnął i się położył obok mnie. Przytulił mnie do siebie i okrył kołdrą. Złożył krótkiego buziaka na moim czole.
- Śpij już, mała. - Zaczęłam odpływać, gdy nagle coś mi się przypomniało.
- Marcin?
- Hm?
- Kocham cię, dobranoc. - Odwróciłam się i zamknęłam powieki. Ostatnie co poczułam to, to jak mężczyzna przytula się do moich pleców i całuje mnie w ramię. 
      Głowa mnie bolała okropnie. Otworzyłam oczy i zaraz je zamknęłam. Po kilku próbach udało mi się przyzwyczaić je do światła. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Lijewskiego w moim łóżku. Cholera, co on tu robi? Przecież go nie zapraszałam. Chyba... Wyswobodziłam się z jego ramion tak, aby go nie obudzić. Na ziemi leżały moje wczorajsze ciuchy. Chyba nic z nim nie było, prawda? Głupia, czym ty się przejmujesz? Przecież nie byłby to pierwszy raz. Pierwszy nie, ale drugi. Boże kochany. Wyszłam z pokoju, podtrzymując się ściany, doszłam do kuchni. Wzięłam aspirynę i włączyłam ekspres do kawy. W salonie stały dwie, opróżnione butelki po Jack Daniel'sie. Jureccy spali przytuleni do siebie na kanapie. Biedni, gnieździli się na kanapie. Westchnęłam i poszłam do łazienki. Rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Cieplutka woda orzeźwiła mnie do tego stopnia, że czułam się naprawdę lepiej. Umyłam włosy, po czym nie śpiesząc się je wysuszyłam i rozczesałam. Owinięta w ręcznik weszłam tanecznym krokiem do pokoju. Czułam się, niczym nowonarodzona. Otworzyłam szafę i stanęłam przed ciężkim wyborem: co na siebie ubrać? Ktoś położył dłonie na mych biodrach, podskoczyłam wystraszona. Usłyszałam cichy śmiech, jednodniowy zarost mężczyzny załaskotał moje nagie ramie.
- Dzień Dobry. - Odwróciłam się przodem do niego i cmoknęłam w usta.
- Ho, ho. Dokąd to tak szybko? - Uniosłam brwi w górę i przygryzłam wargę. Spojrzałam mu w oczy i stanęłam na palcach, aby dosięgnąć ust. Ułatwił mi zadanie i się schylił. Całował mnie delikatnie, a zarazem namiętnie. Mogłabym go całować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mój prywatny kawałek nieba. W końcu odepchnęłam go od siebie i pogroziłam palcem.
- Rączki przy sobie. - Usiadł na łóżku i czujnie mnie obserwował.
- To twoje rączki wczoraj od siebie odklejałem. - Uniosłam ręce w górę w geście poddania się.
- To wczoraj nie byłam ja. - Przez to omal nie spadł ze mnie ręcznik. W ostatniej chwili go złapałam, Lijewskiemu zaświeciły się oczy. Podszedł do mnie i złapał za koniec ręcznika.
- Nie próbuj, bo wykastruję. - Grzecznie zabrał ręce i sięgnął po mojego laptopa. Na tapecie widniało zdjęcie mojej dawnej drużyny.
- Fajne laseczki.
- Mam się czuć zazdrosna?
- Zawsze i wszędzie. - Pokazałam mu język i poszłam do łazienki, aby się ubrać. Ubrana i uczesana weszłam do salonu, gdzie wszyscy siedzieli. Mężczyźni pili kawę, a dziewczyny przyssały się do butelek z wodą.
- Co ty taka odświeżona, skoro my ledwo żyjemy? - Angelika jęknęła i schowała twarz w ramieniu Michała.
- Lijo doładował baterie to świeżo wygląda. - Kamil chciał zabłysnąć i wypalił z takim tekstem. Spojrzałam na niego spod byka.
- Lijo ma chociaż czym doładować te baterie, prawda Marta? - Dziewczyna mimo swojego stanu roześmiała się, przez co reszta naszej sześcioosobowej ekipy przyłączyła się do niej.
- Stary, a cię pocisnęła! - Michał przybił mi żółwika. Usiadłam na oparciu kanapy, obok Marcina. Mój towarzysz objął mnie ramieniem w talii. Podał mi swój kubek z kawą, który przyjęłam z wielkim entuzjazmem. Pił kawę bez mleka, więc upiłam łyka i mu ją oddałam, krzywiąc się.
- A, bez mleka? - Kiwnęłam głową, a on wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
- I co suszysz te zębiska? - Podniosłam głowę i spostrzegłam, że przyjaciele się na nas patrzą. Spuściłam głowę, zawstydzona.
- I wy nam mówicie, że nic między wami nie ma? - Głos zabrała Andzia. Spojrzeliśmy się na siebie z Marcinem. Westchnęłam i przetarłam twarz rękoma.
- Kocham ją. Naprawdę ją kocham. - Zamarłam słysząc słowa chłopaka. Spojrzałam na niego. Złapał mnie za ręke.
- Wiecie jaka sytuacja jest z Karoliną. Staram się załatwić to tak, aby żadne z nas trójki nie ucierpiało na tym.
- Od początku wiedzieliśmy, że coś między wami jest, jednak jest Karolina. - Marta się skrzywiła.
- Lijek co ty tak właściwie chcesz z tym zrobić? Masz zamiar ożenić się z Karoliną, a na boku spotykać z Olką? Nie wiem jak ty to sobie wyobrażasz. - Otworzyłam usta ze zdziwienia. W końcu ktoś powiedział to na głos. Spojrzałam na Marcina.
- Marta, to nie jest tak. Zerwałbym z Karoliną już dawno, ale nie chcę, aby Ola wyleciała z klubu.
- Przecież nie mogą jej wywalić za byle co.
- Wierz mi, że mogą. Mają kilka powodów. - W końcu i ja zabrałam głos. Wstałam i podeszłam do okna balkonowego. - Mogą mnie wywalić za długą niedyspozycję w klubie.
- Nonsens, Olka. Żadna z nas nie rzuca tyle bramek, ile ty podczas jednego meczu. Kontuzja nie była twoją winą.  - Angelika zdenerwowała się i również wstała.
- Była z mojej głupoty.
- Dziewczyno, jak ty mnie denerwujesz! Nawet jeśli to to jest jeden powód!
- Karolinka już by się postarała, żeby jakieś powody się znalazły!
- Olka, zastanów się nad tym co mówisz!
- Angelika wiem, co mówię!
- Czy ty masz kopię umowy, którą podpisałaś z klubem? - Bez słowa podeszłam do komody, która stała w salonie i wyciągnęłam z niej teczkę z logiem Vive. Podałam ją, blondynce. Przeczytała na głos fragment, który mówił o tym, że jeśli klub lub ja zerwę umowę bez konkretnego powodu to ta osoba jest zobowiązania do zapłacenia wysokiej kary pieniężnej.
- No nie wiem już teraz, czy od tak mogą cię wywalić. - Spojrzeliśmy na siebie z Marcinem.
- No tak, zapomniałem o takim wariancie.
- Wiecie co? - W końcu odezwał się Kamil. - Według mnie nie powinniśmy się w to wpieprzać. To jest ich sprawa, jak sobie pościelą tak się wyśpią. - Zwrócił się bezpośrednio do mnie i Marcina. - Jesteście moimi przyjaciółmi, chcę żebyście byli szczęśliwi, ale to zależy tylko i wyłącznie od was, jak wszystko się potoczy. - Usiadłam na fotelu i ukryłam twarz w dłoniach. Łzy stanęły mi w oczach. Dlaczego ja? Dlaczego akurat ja jestem w takiej popieprzonej sytuacji? Ktoś podszedł i przytulił się do mnie. Brązowa czupryna wtuliła się w mój brzuch. Uśmiechnęłam się i zatopiłam ręce w jego czuprynie. Skończyliśmy niewygodny dla nas temat i rozpoczęliśmy rozmowę o wczorajszym wieczorze. Film mi się urwał na rozmowie telefonicznej z Lijem.
- "Mnie się nie kocha, mnie się na rękach nosi" - Marcin zacytował moje słowa, a ja strzeliłam tak zwanego facepalma.
- Nie wierze w to, co mówicie. - Później chłopcy pokazali nam nasze zdjęcie w "szyku bojowym" jak to nazwali. Wojownicze żółwie ninja. Poranek minął naprawdę pozytywnie. Później towarzystwo się zaczęło zbierać. Pożegnałam się z wszystkimi, na końcu podszedł do mnie Marcin. Objął mnie rękoma w talii.
- Widzimy się wieczorem? - Jęknęłam i przytuliłam się do niego.
- Jutro.
- Czemu jutro?
- Muszę trochę od Ciebie odpocząć.
- Wredna małpa. - Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.
- No idź już sobie.
- Dobra! - Udał obrażonego i wydął wargi. Spojrzał na mnie wzrokiem, który wskazywał na to, że się fochnął.
- Foch z przytupem? - Pokiwał głową. Uniosłam głowę i wpiłam się w jego wargi. Odwzajemnił pocałunek, a gdy już mnie puścił to klepnął mnie delikatnie w tyłek. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co to miało być? - Wzruszył niewinnie ramionami i posłał mi łobuzierski uśmiech. Schylił się i wyszeptał wprost do mego ucha:
- Kocham Cię, mała. - Odwrócił się i wyszedł. Oparłam się o szafę w przedpokoju, Marta wystawiła głowę ze swojego pokoju.
- Ale cię wzięło. - Odwróciłam się i pokazałam jej język. Wzięłam sobie jabłko z kuchni i rozsiadłam się obok Marty, na jej łóżku.
- Opowiadaj co z Kamilem. - Wgryzłam się w owoc i obserwowałam przyjaciółkę. Ona westchnęła głęboko i z rozmarzeniem przymknęłam powieki.
- Olaa, on jest niesamowity. A jaki dobry w łóżku! - Trzepnęłam ją w tył głowy delikatnie.
- Ała! To bolało!
- Bo miało! - Obie się roześmiałyśmy. - Ale się zabezpieczyliście? Nie chcę zostać tak młodo ciotką!
- Spoko, Kamiś pomyślał o wszystkim. - Kamiś. Cóż, kto by powiedział? Cieszyłam się widząc ich takich szczęśliwych ze sobą. Wyswatanie ich to najlepsza rzecz, jaką zrobiłam. Jestem matką chrzestną ich związku. Ba, ja będę świadkową na ich ślubie i chrzestną ich potomstwa!
- Co się szczerzysz jak szczerbaty do sucharów?
- Wyobraziłam sobie wasz ślub gołąbeczki. Od razu zaklepuję miejsce świadkowej! - Płomienno włosa dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Dobrze się czujesz? - Drugi raz w ciągu doby, ktoś zadał mi to pytanie.
- Zaczynam świrować przy was. - Wzniosłam oczy ku niebu i wstałam.
- Przy nas, jasne. Tak to sobie tłumacz. - Potargałam ją po włosach i uciekłam z jej pokoju. Ubrałam kurtkę, buty i wzięłam torebkę. Krzyknęłam, że wychodzę i opuściłam mieszkanie. Pojechałam do galerii. Najwyższa pora, aby zakupić jakieś prezenty dla bliskich. Zaparkowałam w podziemnym parkingu Kieleckiej galeri i wysiadłam. Pierwszy sklep, jaki odwiedziłam to empik. Dla Marty kupiłam nową płytę jej ulubionego zespołu i książkę dla Angeliki. Pani kapitan miała obsesję na punkcie czytania. Czytałaby non stop. Niby taka szalona, ale jednak lubiła w ciszy i spokoju poczytać. Kupiłam więc nową książkę jej ulubionej autorki. Niech się cieszy. Kolejne miejsce jakie odwiedziłam, to jubiler. Już wchodząc do środka, przywitała mnie jedna z pracownic.
- Dzień Dobry, w czym mogę Pani pomóc? - Uśmiechnęłam się.
- Szukam prezentu gwiazdkowego dla mamy, najlepiej jakby był to wisiorek czy może bransoletka. - Kobieta pokazała mi w którym kierunku mam iść. Wyciagnęła kilka rodzajów łancuszków.
- Jaki model panią interesuje?
- Chciałabym, aby był z białego złota. - Stanęłam przed gablotą z wisiorkami, o które mi chodziło. Wybrałam przepiękny komplet - wisiorek z serduszkiem, a w środku serduszka znajdowała się literka: M. M, jak mama. Do kompletu była bransoletka z małymi dopinanymi serduszkami i kilkoma literkami m. Naprawdę, ślicznie się prezentowała ta biżuteria. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Kolejny sklep był sklepem sportowym. Może tutaj coś kupię płci przeciwnej. Przeszłam się po sklepie dwa razy i nic szczególnego nie zauważyłam. Dzięki tej przechadce zauważyłam naprzeciwko sklep o nazwie: "Smyk". To tam, kupię coś Lewandowskim. Kupiłam dwie pary bucików - niebieskie i różowe, smoczek i śpioszki. Następnie udałam się do księgarni i kupiłam książkę o dzieciach. Do całego kompletu dokupiłam dwie pół litrowe coca cole z napisami na butelce: mama oraz tata. Mam nadzieję, że im się spodoba. Dzidziusiowi kupiłam... Kamasutrę. Tak, dla jaj. Niech się cieszy, a co! Okej, mam prezenty dla Lewandowskich, mamy, Jureckiego, Andzi i Marty. Zaniosłam zakupy do samochodu i wróciłam do galerii. Weszłam do Daichmana i wyszłam z niego wzbogacona o dwie pary butów. W Mc Donaldzie wzięłam dwa razy zestaw powiększony na wynos i pojechałam do domu. Ledwo co się zabrałam, ale dzięki pomocy odźwiernego doniosłam wszystkie zakupy do mieszkania. Zatrzasnęłam drzwi nogą i rzuciłam wszystko w salonie.
- Marta? Marta? - Odpowiedziała mi cisza. Dla upewnienia się, że jej nie ma zajrzałam do jej pokoju. Wybrałam numer jej komórki, odebrała po dwóch sygnałach.
- Halo?
- Gdzie jesteś? - Zdjęłam buty i usiadłam na fotelu w salonie.
- U Kamila, zapomniałam czegoś zabrać. - No tak, gołąbeczki się prawie nie rozstają.
- Jak zgłodniejesz to wpadnij i weź Kamila.
- Ugotowałaś coś?
- W Mc Donaldzie ugotowali a ja wzięłam na wynos. - Usłyszałam śmiech po drugiej stronie. Pożegnałyśmy się i zakończyłyśmy połączenie. Ech, te gołąbeczki. Gotowe prezenty zapakowałam i schowałam na samo dno szafy. Dziewczyną muszę dokupić coś jeszcze do tych prezentów, jak na razie jedyne co mam skompletowane to dla mamy i Lewandowskich. Wzięłam frytki i shake z torby z Mc Donalda, i rozsiadłam się na kanapie z laptopem. Zjadłam mój zdrowy posiłek i przejrzałam to, co się dzieje w wielkim świecie. Niedługo mają wyjawić powołania do kadry na ten rok. Ciekawe, kto w tym roku będzie grał z orzełkiem na piersi. Lijewski, Jurecki, Szypszak - oni są pewniakami. Na bank dostaną powołanie. Ciekawe, kto dostanie z kobiet. Może Angelika? Weronika dobrze broni, może ona równeż dostanie. W końcu jest wiele wspaniałych zawodników w całej Polsce. Puściłam sobie Harrego Pottera i gdzieś w połowie zasnęłam.
     Obudziłam się przez głośne rozmowy w pokoju. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę, na fotelu siedział Kamil a na jego kolanach Marta. Karmili się nawzajem frytkami.
- Fuu, ogarnijcie się trochę. - Podnieśli zaskoczeni głowy i spojrzeli na mnie.
- Myśleliśmy, że śpisz. - Ziewnęłam i zamknęłam laptopa.
- Bo spałam. - Zaśmiali się, widząc moją minę. - Idźcie się miziać gdzie indziej. - Wstałam, zabrałam im kilka frytek, które wepchnęłam do buzi i wyszłam z pokoju.
- Jak ci brakuje tego i owego, to zadzwoń do Marcinka! - Krzyknął za mną Szypszak.
- Szypszak, bo się tam zaraz wróce! - Laptopa rzuciłam na łóżko, wzięłam prysznic i się położyłam. Jak na złość, rozdzwonił się mój telefon.
- Czego?!
- Czuję się zraniony. Musisz od razu na mnie krzyczeć?
- Ojeju, wybacz. W jakim celu do mnie dzwonisz?
- Stęskniłem się po prostu. - Westchnęłam.
- Lijewski...
- Tak właściwie to czekam na Ciebie pod blokiem. Zbieraj swoje seksowne cztery litery, masz piętnaście minut.
- Marcin, nie chce mi się.
- Nie marudź młoda, wkładaj coś ładnego, czekam. Do zobaczenia na dole. - Rozłączył się. Co ja z nim mam? Jeju. Zwlokłam się z łóżka i ubrałam w fatałaszki, które ostatnio kupiłam. Nie zapomniałam o cielistych rajstopach, bo zimno było. Założyłam czarne koturny oraz płaszczyk i wyszłam z mieszkania. Na dole oparty o swoje BMW stał Lijewski. Podeszłam i złożyłam buziaka na jego policzku.
- Wsiadaj, bo się przeziębisz. - Otworzył mi drzwi od strony pasażera, więc posłusznie usiadłam. Zaczęłam go wypytywać o to gdzie jedziemy, gdy tylko zajął swoje miejsce. Całą drogę śmiał się ze mnie i nie pisnął nawet słówka, dokąd jedziemy. Później zaczęłam go po prostu ignorować i podziwiać zaśnieżone drogi za oknem.

Witam! Jak wam się podoba to tam, u góry?
Chciałabym was bardzo przeprosić za błędy, bo takowe pewnie się znajdą. Nie miałam możliwościa sprawdzenia ich na laptopie, gdyż jest on aktualnie nieczynny:(
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ !!!

4 komentarze:

  1. Michał Kubiak, Nadia Huczkiewicz i Zbigniew Bartman. Idealne połączenie? Jeśli wejdziesz to się przekonasz! Ale nasuwa się tu pytanie. Czy lesbijka może zakochać się w heteroseksualiście? Zagubiona dziewczyna, która sama nie wie czego chce!Przeczytaj sam/a! ♥ Jeden klub, jedna noc zmieni wszystko! Jedna kobieta, dwóch mężczyzn! ☺

    marzeniablakna.blogspot.com/
    Zapraszam na mój 1. blog! Mam nadzieję, że wejdziesz , może skomentujesz!
    Care. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahah. Oni sa tacy idealni *.*
    Ja osobiscie wyrwe wlosy tej Karolinie. Jak Boga kocham xDD
    Pieknie sie dzieje! Wszystko dobrze sie uklada :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na 10 u mnie :)

      http://okiemdziewczynysiatkarza.blogspot.com/

      Usuń
  3. Jaki farcior, że tej pietnastki nie przeczytałam! :D Pierwszy raz w życiu cieszę się, że zazwyczaj mam zaległości xd
    O matko xd
    Pijana Olka, to genialna Olka!
    i taka miła dla Lijka, nie mówię, że nie jest miła, ale taka wyjątkowo milutka xd
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń