Kolację zjadłam w towarzystwie rodziny w restauracji, mieszczącej się niedaleko mojego mieszkania. Myślałam o sytuacji, która dość niedawno wydarzyła się na korytarzu Kieleckiej hali.
- Halo, ziemia do Oli! - Potrząsnęłam głową i swój wzrok skierowałam na twarz mojej szwagierki.
- Przepraszam, jakoś tak zamyśliłam się. - Anna posłała mi uśmiech mówiący: ''I ty i ja wiemy o czym, a raczej o kim myślałaś, kotku''. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jak twoje żeberka? - Pierwszy raz tego wieczoru odezwał się nie kto inny jak sam pan Lewandowski.
- Dobrze. - Wróciłam do dłubania w krewetkach, które leżały sobie na moim talerzu. Wielki brat, przez ostatnie się nie odzywał i teraz wraca. Czemu ci faceci są tacy nieogarnięci? Przez resztę kolacji rozmawialiśmy o wszystkim i niczym tak naprawdę.
Wróciwszy do domu, pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na szyję starszemu bratu.
- Robertos, przepraszam! Ja tak nie potrafię, zawsze byłeś moim miskowatym bratem, którego miałam dość ale i tak kochałam! Nie bocz się już na mnie! Nie zniosę ani minuty dłużej tej ciszy! - Brat zaczął się śmiać i ścisnął mnie mocniej, aż krzyknęłam i pacnęłam go w głowę.
- Pacanie, moje żebra! - Postawił mnie na ziemi.
- Ja też maleńka przepraszam, jesteś i zawsze będziesz moją małą siostrzyczką. Nawet gdybym teraz cię nie przeprosił, i tak bym to zrobił. Wiesz, Ania mi cały czas nawijała o tym, jak to nie warto się kłócić z rodziną. - Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi.
- To nie była kłótnia, to był ciche dni. - Roześmialiśmy się oboje i dołączyliśmy do reszty rodzinki, siedzącej w salonie.
- Nareszcie! - Ania triumfalnie się uśmiechnęła i zabrała za wcinanie ciastka. Dziewczyna ma smaki - najpierw schabowy i ogórki kiszone, teraz ciastka czekoladowe. Usiadłam obok niej. Resztę wieczoru spędziliśmy w miłej, a przede wszystkim rodzinnej atmosferze. Przestałam się zadręczać tą całą sytuacją z Marcinem a moje myśli zajęła rodzina. Dobrze mi było z nimi. Dobrze się złożyło, bo Marta ulotniła się na rzecz mojej rodziny a przy okazji miała powód, aby spędzić noc u Kamila. Kolejny dzień powitałam grymasem bólu. Dopiero dziś odczułam, jak bardzo wszystko mnie boli. Żebra pulsowały, a ból rozchodził się po całym ciele. Sięgnęłam po telefon, jeden sms. Odblokowałam komórkę i uśmiechnęłam się do siebie. Marcin. Dzień Dobry pani :* Wystukałam odpowiedź i wybrałam numer do brata. Nie odebrał, a wpadł do mojego pokoju.
- Co tam, mała? - Spojrzałam na niego z miną męczennicy.
- Pomóż mi! - Zawołałam, a on bez zastanowienia podszedł do łóżka. Schylił się i pomógł mi wstać.
- Dziękuję. - Pocałowałam go w policzek i poszłam do łazienki. Poranna toaleta i tabletki przeciwbólowe zdziałały cuda, więc na śniadanie przyszłam pełna optynizmu. Pomogłam mamie przyrządzić kanapki i zabrałam się za robienie kawy. Ania z Robertem jak to oni - biegali z rana. Dla nich najlepszym lekarstwem na wszystko jest bieganie, cóż... Przynajmniej jest to dowód na to, że Robert rzeczywiście jest ze mną spokrewniony. Usiadłam przy stole w jadalni, popijając kawę i pisząc z Marcinem.
- Więc? - Podniosłam wzrok zza komórki na swą rodzicielkę i uniosłam brwi.
- Co; więc?
- Nie mówi się co, bo ci powiem pstro! - Rozbawiona spojrzałam na karcący wzrok matki. Za tą srogą miną kryło się rozbawienie. Patrząc tak na siebie parsknęłyśmy śmiechem.
- Dobra, koniec tego dobrego. Co słychać u Ciebie, córciu? - Zaczęłam się śmiać jak szalona.
- Mamo, ja wiedziałam, że zadasz to pytanie! Korci cię, żeby zapytać co z LIJEWSKIM, a nie o moje zycie prywatne. - Starsza Lewandowska zacisnęła usta w wąską linię.
- No dobra! Opowiadaj!
- Mamo! To są moje prywatne sprawy!
- Kochanie, chcę wiedzieć co się dzieje w twoim zyciu - Patrzyłysmy na siebie z przeciwnych stron stołu, śmiejąc się i jednocześnie mówiąc poważnie. Państwo Lewandowscy wrócili - śmierdzący i spoceni. Ania wpadła do jadalni i uwiesiła mi się na szyi.
- Fuu, spadaj śmierdzielu. Umyj się! - Klepnęłam ją lekko w tyłek, a ona z miną zbitego psa pognała kłócić się z moim bratem o to, kto pierwszy zajmuje łazienkę. Nasza kochana mama patrzyła na to wszystko kręcąc głową i mówiąc do siebie:
- Mój boże, kogo ja wychowałam... - Wstała od stołu, aby przynieść śniadanie młodemu małżeństwu.
- Bandę szatanów! - Krzyknęłam za nią, a ta mi pogroziła palcem. Mój telefon zawibrował, więc go odblokowałam.
Jakieś plany na dziś? - M.
Westchęłam i zabrałam się za pisanie odpowiedzi.
Nic konkretnego. Czyżbyś już się stęsknił? - O.
Ciekawe co ten już wymyślił. Znajac życie, uknuł jakiś szatański plan. Nasi zakochani zasiadli do stołu.
- Robert, synku. - Robcio podniósł głowę znad swojego talerza i spojrzał na matkę.
- Olka nie chcę mi powiedzieć o co chodzi z tym Marcinem Lijewskim. - Za plecami brata pokazałam mamie, że ją uduszę. Przecież Lewy nic nie wiedział o tym, że łączy mnie coś z Marcinem. Piłkarz spojrzał na mnie marszcząc brwi, a ja machnęłam ręką.
- To tylko kolega po fachu. - Wzruszył ramionami i wrócił do szamania żarełka. Tym razem mi się upiekło. Ania spojrzała porozumiewawczo na mnie, a ja juz domysliłam się o co chodzi. Jej mina mówiła tyle co; Albo powiesz mi sama, albo siłą to z Ciebie wyciągnę.
- Ana, jedziemy na zakupy? - Poza domem bezpieczniej, tutaj "ściany mają uszy". Boże kochany, dostaję paranoi...
- Czytasz mi w myślach! - Śniadanie dokończyliśmy w spokoju, chociaż mama bombardowała mnie swoimi srogimi spojrzeniami. Kobiety posprzątały po posilku, a Robert jako jedyny mężczyzna w naszym gronie jak to on, zasiadł przed telewizorem. Ucałowałam mamę w policzek.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dziękuje skarbie. - Ciepło się uśmiechnęła i wróciła do czytania książki, którą trzymała w dłoni. Zapakowałyśmy się do auta i ruszyłysmy na podbicie Galerii Korona mieszczącej się w centrum Kielc. Weszłyśmy do budynku i weszłyśmy do pierwszego sklepu z brzegu.
- Jak tam między tobą a Robertem? - Zaczęłam przeszukiwać wieszak za wieszakiem, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.
- Wiesz, nie ma na co narzekać, chociaż... - Wzięła jeden z wieszaków na którym znajdowała się biała bluzka i przyłozyła do siebie. Pokręcilam głową, a ta wzruszyła ramionami i ja odłożyła. - Chociaż myślimy o założeniu rodziny. - Stanęłam jak wryta.
- Nie wierzę w to, co słyszę! Mój brat, tatusiem? - Ana przygryzła wargę i pokiwała głową.
- To są jak na razie plany, zobaczymy co dalej będzie.
- Dziewczyno, cudownie! Będę ciocią!
- Nie śpiesz się tak. Tylko nikomu ani mru, mru, bo wiesz. - Pokiwałam głową.
- Ta jest śliczna, musisz ją przymierzyć! - Wykrzyknęła na pół sklepu i podała mi czarną spódniczkę. W ręce trzymałam aktualnie wieszak z niebieską koszulą. Hm.. Dobre połączenie. Zabrałam ubranie z rąk szwagierki i pognałam do przymierzalni. Zrzuciłam z siebie czarne leginsy i bluzkę, a założylam koszulę, którą trzymałam w ręce, zapinając ja po szyję. Do kompletu ubrałam spódniczkę, którą podała mi Anna. Sięgała do połowy uda, ale podkreślała długość moich nóg. Seksownie. Pokiwałam głową z uśmiechem oglądając się w lustrze. Wychyliłam głowę zza kotary i przywolalam gestem moją towarzyszkę. Gdy podeszła blizej, wyszłam z przymierzalni i obróciłam się dookoła własnej osi.
- Seksownie! - Zawołała brunetka i klasnęła w dłonie.
- To samo stwierdziłam. Wiesz, pokazuje co nieco, ale niezbyt dużo. Krótka, ale nie wulgarna. - Odgarnęłam włosy na jedno ramie.
- Olka, dzwoni ci coś. - Wyciągnęłam z torby moją komórkę. 3 wiadomości i jedno nieodebrane połączenie. Któż to taki się dobija? Ach, tak. Lijo. Wybrałam jego numer, a telefon przyłożyłam do ucha.
- Ola, żyjesz! - Przywitał mnie jego radosny okrzyk. Co za głupol.
- Ostatnio jak sprawdzałam, to żyłam. - Ania spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi, po czym wzruszyła ramionami i wróciła do pałaszowania między półkami. Spojrzałam po raz kolejny w lustro.
- Gdzie jesteś? - Już się zaczyna seria: ''tysiąc pytań do..''.
- Na zakupach ze szwagierką. - Ania przeszła obok mnie poruszając brwiami w górę i dół. Niby dorosła, 24 latka a zachowuje się jak dziecko.
- W tej galerii, obok hali?
- No właściwie to tak.
- W którym sklepie? - Westchnęłam.
- W H&M. Czemu pytasz? - Nie usłyszałam odpowiedzi, bo mój rozmówca zakończył połączenie. Wzruszyłam ramionami i wrzuciłam komórkę do torebki. Przebrałam się w moje ciuchy, a koszulę i spódniczkę zawiesiłam na wieszakach, które trzymałam w dłoni. Ania wybrała dla siebie kilka rzeczy, które poszła przymierzyć, a ja samotnie szwędałam się w pobliżu, w poszukiwaniu spodni, gdy usłyszałam znajomy głos tuż nad uchem.
- Ja bym polecał spódniczkę, krótką spódniczkę. - Odwróciłam się i ujrzałam zielone tęczówki mojego ''przyjaciela''. Założyłam ręce na biodra, przechylając głowę na bok.
- A Pan, co tu robi? - Rozejrzał się dookoła i złapał w ręce pierwszą, lepszą rzecz.
- Zakupy! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- I kupujesz damską koszulkę, tak? - Spojrzał na ciuch, który trzymał w swoich wielkich dłoniach.
- Eee. - Podrapał się po głowie, przewrócił oczyma i odłożył rzecz. - Stęskniłem się no. - Zbliżył się do mnie tak, aby dzieląca nas odległość zmniejszyła się do minimum i położył swoje ręce na moich biodrach. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy.
- Czegoś pan chce, Panie Lijewski? - Uśmiechnął się w sposób ukazujący dołeczki w policzkach i schylił, aby być na tym samym poziomie co ja.
- Chce, chce i sobie to wezmę. - Odległość między naszymi ustami się zmniejszyła. Spojrzał mi w oczy, następnie na usta i wpił się. Całował mnie delikatnie, niczym najcenniejszą rzecz na świecie, Smakował słodko, niczym czekolada. Pocałunek przemienił się w walkę o dominację. Lubię dominować. Oderwaliśmy się od siebie, gdy obojgu nam zabrakło powietrza. Marcin oparł swoje czoło o moje, ciężko dysząc. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego tęczówki, które się we mnie wpatrywały.
- Załatwiłeś tę sprawę z Karoliną?
- Chcesz zostać wywalona z klubu? - Uniosłam brwi zdziwiona.
- Co ma jedno, do drugiego? - Marcin oplótł mnie ciaśniej swoimi ramionami i zmarszczył nosek.
- Karolina jest córką prezesa klubu. - Chciałam się cofnąć, wyplątać z jego ramion, ale przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Skurczybyk, ma więcej siły niż ja.
- Nie mogą zerwać umowy bez powodu. - Marcin się zaśmiał.
- Oj, Karolina znalazła by tysiące powodów. - Oparłam głowę o jego ramię.
- Czyli tak szybko jej się nie pozbędziesz? - Złapał mnie delikatnie za brodę i uniósł tak, aby spojrzała mu w oczy.
- Oluś, zrobię wszystko, aby się jej pozbyć. - Ania wychodząc z szatni, stanęła jak wryta.
- Ładnie to tak okazywać sobie czułość na środku sklepu? - Pokręciła głową.
- Ania, ja...
- Rozumiem, idę do sklepu naprzeciwko. Macie pięć minut, gołąbeczki. - Pomachała nam i pognała do kasy,
- Cóż,,, Mądra dziewczyna. - Podsumował jej zachowanie, Lijek.
- W końcu żona mojego brata. - Pokiwał głową.
- Dlaczego wolisz być ze mną niż z nią? - Zadałam pytanie, które od wczoraj mnie nurtowało.
- Bo się zakochałem. - Moja szczęka znalazła się na podłodze. Stoję, jak idiotka i wpatruję się w niego z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczyma. Roześmiał się, widząc mnie w stanie głębokiego szoku.
- No co? - Wzruszył ramionami i wyrwał mi z ręki rzeczy, które trzymałam. Zaczął dokładnie oglądać ciuchy, które wybrałam. - Ładne, ładne. Może by tak do tego jakaś czarna bielizna? - Pozbierałam swoją szczękę z podłogi i otrząsnęłam się z szoku, jaki u mnie wywołały jego słowa. Kocha mnie. Marcin Lijewski jest we mnie zakochany, mimo tego że ma narzeczoną. I to córkę prezesa Vive Taurona Kielce! O kurde mole.
- No, odezwij się! - Spojrzałam na niego.
- Coś ty powiedział? - Zabrałam mu z rąk moje zakupy. W drugiej ręce ściskałam mocno torebkę.
- Ola, kocham cię. - Cofnęłam się krok do tyłu.
- Nie mów tak.
- Jak?
- Że mnie kochasz, pacanie! Masz narzeczoną! - Komicznie to wyglądało; niby krzyczałam, a tak naprawdę szeptałam. Co to by było, jakby ktoś usłyszał naszą konwersację? Już widzę te nagłówki: REPREZENTANT POLSKI W PIŁCE RĘCZNEJ MĘŻCZYZN, MARCIN LIJEWSKI ZDRADA SWOJĄ NARZECZONĄ, KAROLINĘ JASKÓŁKĘ Z NIESPEŁNA DWUDZIESTOLETNIĄ DZIEWCZYNĄ. Jeju no!
- Musimy porozmawiać, ale nie tutaj.
- Coś proponujesz? - Poruszał brwiami w górę i dół. Tylko o jednym!
- Wieczorem, w naszej kawiarni o osiemnastej. - Kiwnął głową, a ja ruszyłam w stronę kasy. Zapłaciłam za zakupy i wyszłam ze sklepu. Marcin złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Panno obrażalska, może by tak się pani pożegnała? - Dałam mu całusa w policzek, pomachałam i pognałam w stronę Deichmanna, gdzie była Ann. Podeszłam do niej, szybkim krokiem.
- Ana, on mnie kocha! - Ania uniosła brwi w górę i uśmiechnęła się.
- No widzisz! - Usiadłam załamana na kanapie, która służy do przymiarki butów. Ukryłam twarz w dłoniach.
- Nie rozumiesz. On nie może zerwać z narzeczoną,
- Dlaczego? Nie rozumiem tu czegoś. Jesteście w sobie zakochani, chcecie dzielić wspólną przyszłośc. Dziewczyna nie ściana, przestawić się da. - Spojrzałam na nią.
- Ta dziewczyna to córka prezesa klubu, w którym oboje gramy. - Szwagierka otworzyła usta ze zdziwienia,
- Przecież ty wylecisz, jak tylko ona się dowie. - Zaczęłam jej klaskać.
- Brawo za inteligencję dla tej pani! - Nie byłyśmy w humorze na dalsze zakupy i wróciłyśmy do domu. W ciszy weszłam do domu i poszłam prosto do swojego pokoju. Tam, rozebrałam się i wkopałam w pościel. W pokoju rozległo się pukanie, ktoś wszedł i zamknął za sobą drzwi. Łóżko ugięło się pod czyimś ciężarem, kołdra została ze mnie ściągnięta.
- Hej, poukrywamy się razem? - Ciemnowłosa kobieta przysunęła się do mnie i przytuliła. Nie odzywałam się słowem. - Córcia, tak nie można. Porozmawiaj ze mną, powiedz co ci na sercu leży. - Podniosłam głowę i spojrzałam na swoją rodzicielkę.
- Mamo, nie chcę o tym rozmawiać. Wystarczy, że o tym myślę, a Ania już ci pewnie wypaplała. - Leżałyśmy tak przez resztę dnia w ciszy, ja myśląc jak mam sobie poradzić z tą sytuacją, natomiast moja matka jak ma mi pomóc.
- Córcia, ale ty nie jesteś nieszczęśliwa, co?
- A co to za pytanie? - Mama odgarnęła mi grzywkę z twarzy.
- Bo chyba nie jest tak źle? Co, Aleksandro? - Zerwałam się z łóżka.
- Nie cierpię jak się do mnie mówi, Aleksandro. - Dochodziła siedemnasta. Otworzyłam moją wielką szafę i wyciągnęłam z niej parę conversów, niebieskie dżinsy i białą bokserkę. Przebrałam się w te ciuchy i spryskałam perfumami. Mama cały czas mnie obserwowała z łóżka. Pomalowałam lekko rzęsy i przejechałam usta błyszczykiem.
- Wychodzisz? - Pocałowałam mamę w policzek i złapałam swoją torbę, do której włożyłam kluczyki i komórkę.
- Idę się zmierzyć z rzeczywistością, kocham cię, nie wrócę późno. - Wychodząc z mieszkania rzuciłam krótkie 'cześć' do Lewandowskich i już mnie nie było. Piętnaście minut później parkowałam na parkingu przed naszą kawiarnią. Przejrzałam się ostatni raz w lusterku i weszłam do środka. Marcin już czekał, a więc zamówiłam sobie kawę całkowicie się nie śpiesząc i kawałek karpatki. Usiadłam przy stoliku, naprzeciwko mężczyzny. Złapał mnie za rękę, którą położyłam na stoliku. Westchnęłam i uniosłam wzrok z naszych dłoni na jego twarz.
- Wszystko w porządku?
- Tak. - Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. - Tylko...
- Tylko, co? - Przeniosłam wzrok na innych ludzi siedzących w kawiarni. Niby mieliśmy zapewnioną dozę prywatności, siedzieliśmy w końcu w głębi małej salki ze stolikami a najbliżsi ludzie siedzieli trzy stoliki dalej, jednak czułam się skrępowana.
- To wszystko jest takie popieprzone, - Przytaknął mi i przyznał, że bardzo. Później atmosfera się nieco rozkręciła, rozmawialiśmy o głupotach objadając się słodyczami. Później odprowadził mnie do auta i pożegnał się ze mną, Pojechałam do domu w znacznie lepszym nastroju,
- Halo, ziemia do Oli! - Potrząsnęłam głową i swój wzrok skierowałam na twarz mojej szwagierki.
- Przepraszam, jakoś tak zamyśliłam się. - Anna posłała mi uśmiech mówiący: ''I ty i ja wiemy o czym, a raczej o kim myślałaś, kotku''. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jak twoje żeberka? - Pierwszy raz tego wieczoru odezwał się nie kto inny jak sam pan Lewandowski.
- Dobrze. - Wróciłam do dłubania w krewetkach, które leżały sobie na moim talerzu. Wielki brat, przez ostatnie się nie odzywał i teraz wraca. Czemu ci faceci są tacy nieogarnięci? Przez resztę kolacji rozmawialiśmy o wszystkim i niczym tak naprawdę.
Wróciwszy do domu, pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na szyję starszemu bratu.
- Robertos, przepraszam! Ja tak nie potrafię, zawsze byłeś moim miskowatym bratem, którego miałam dość ale i tak kochałam! Nie bocz się już na mnie! Nie zniosę ani minuty dłużej tej ciszy! - Brat zaczął się śmiać i ścisnął mnie mocniej, aż krzyknęłam i pacnęłam go w głowę.
- Pacanie, moje żebra! - Postawił mnie na ziemi.
- Ja też maleńka przepraszam, jesteś i zawsze będziesz moją małą siostrzyczką. Nawet gdybym teraz cię nie przeprosił, i tak bym to zrobił. Wiesz, Ania mi cały czas nawijała o tym, jak to nie warto się kłócić z rodziną. - Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi.
- To nie była kłótnia, to był ciche dni. - Roześmialiśmy się oboje i dołączyliśmy do reszty rodzinki, siedzącej w salonie.
- Nareszcie! - Ania triumfalnie się uśmiechnęła i zabrała za wcinanie ciastka. Dziewczyna ma smaki - najpierw schabowy i ogórki kiszone, teraz ciastka czekoladowe. Usiadłam obok niej. Resztę wieczoru spędziliśmy w miłej, a przede wszystkim rodzinnej atmosferze. Przestałam się zadręczać tą całą sytuacją z Marcinem a moje myśli zajęła rodzina. Dobrze mi było z nimi. Dobrze się złożyło, bo Marta ulotniła się na rzecz mojej rodziny a przy okazji miała powód, aby spędzić noc u Kamila. Kolejny dzień powitałam grymasem bólu. Dopiero dziś odczułam, jak bardzo wszystko mnie boli. Żebra pulsowały, a ból rozchodził się po całym ciele. Sięgnęłam po telefon, jeden sms. Odblokowałam komórkę i uśmiechnęłam się do siebie. Marcin. Dzień Dobry pani :* Wystukałam odpowiedź i wybrałam numer do brata. Nie odebrał, a wpadł do mojego pokoju.
- Co tam, mała? - Spojrzałam na niego z miną męczennicy.
- Pomóż mi! - Zawołałam, a on bez zastanowienia podszedł do łóżka. Schylił się i pomógł mi wstać.
- Dziękuję. - Pocałowałam go w policzek i poszłam do łazienki. Poranna toaleta i tabletki przeciwbólowe zdziałały cuda, więc na śniadanie przyszłam pełna optynizmu. Pomogłam mamie przyrządzić kanapki i zabrałam się za robienie kawy. Ania z Robertem jak to oni - biegali z rana. Dla nich najlepszym lekarstwem na wszystko jest bieganie, cóż... Przynajmniej jest to dowód na to, że Robert rzeczywiście jest ze mną spokrewniony. Usiadłam przy stole w jadalni, popijając kawę i pisząc z Marcinem.
- Więc? - Podniosłam wzrok zza komórki na swą rodzicielkę i uniosłam brwi.
- Co; więc?
- Nie mówi się co, bo ci powiem pstro! - Rozbawiona spojrzałam na karcący wzrok matki. Za tą srogą miną kryło się rozbawienie. Patrząc tak na siebie parsknęłyśmy śmiechem.
- Dobra, koniec tego dobrego. Co słychać u Ciebie, córciu? - Zaczęłam się śmiać jak szalona.
- Mamo, ja wiedziałam, że zadasz to pytanie! Korci cię, żeby zapytać co z LIJEWSKIM, a nie o moje zycie prywatne. - Starsza Lewandowska zacisnęła usta w wąską linię.
- No dobra! Opowiadaj!
- Mamo! To są moje prywatne sprawy!
- Kochanie, chcę wiedzieć co się dzieje w twoim zyciu - Patrzyłysmy na siebie z przeciwnych stron stołu, śmiejąc się i jednocześnie mówiąc poważnie. Państwo Lewandowscy wrócili - śmierdzący i spoceni. Ania wpadła do jadalni i uwiesiła mi się na szyi.
- Fuu, spadaj śmierdzielu. Umyj się! - Klepnęłam ją lekko w tyłek, a ona z miną zbitego psa pognała kłócić się z moim bratem o to, kto pierwszy zajmuje łazienkę. Nasza kochana mama patrzyła na to wszystko kręcąc głową i mówiąc do siebie:
- Mój boże, kogo ja wychowałam... - Wstała od stołu, aby przynieść śniadanie młodemu małżeństwu.
- Bandę szatanów! - Krzyknęłam za nią, a ta mi pogroziła palcem. Mój telefon zawibrował, więc go odblokowałam.
Jakieś plany na dziś? - M.
Westchęłam i zabrałam się za pisanie odpowiedzi.
Nic konkretnego. Czyżbyś już się stęsknił? - O.
Ciekawe co ten już wymyślił. Znajac życie, uknuł jakiś szatański plan. Nasi zakochani zasiadli do stołu.
- Robert, synku. - Robcio podniósł głowę znad swojego talerza i spojrzał na matkę.
- Olka nie chcę mi powiedzieć o co chodzi z tym Marcinem Lijewskim. - Za plecami brata pokazałam mamie, że ją uduszę. Przecież Lewy nic nie wiedział o tym, że łączy mnie coś z Marcinem. Piłkarz spojrzał na mnie marszcząc brwi, a ja machnęłam ręką.
- To tylko kolega po fachu. - Wzruszył ramionami i wrócił do szamania żarełka. Tym razem mi się upiekło. Ania spojrzała porozumiewawczo na mnie, a ja juz domysliłam się o co chodzi. Jej mina mówiła tyle co; Albo powiesz mi sama, albo siłą to z Ciebie wyciągnę.
- Ana, jedziemy na zakupy? - Poza domem bezpieczniej, tutaj "ściany mają uszy". Boże kochany, dostaję paranoi...
- Czytasz mi w myślach! - Śniadanie dokończyliśmy w spokoju, chociaż mama bombardowała mnie swoimi srogimi spojrzeniami. Kobiety posprzątały po posilku, a Robert jako jedyny mężczyzna w naszym gronie jak to on, zasiadł przed telewizorem. Ucałowałam mamę w policzek.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dziękuje skarbie. - Ciepło się uśmiechnęła i wróciła do czytania książki, którą trzymała w dłoni. Zapakowałyśmy się do auta i ruszyłysmy na podbicie Galerii Korona mieszczącej się w centrum Kielc. Weszłyśmy do budynku i weszłyśmy do pierwszego sklepu z brzegu.
- Jak tam między tobą a Robertem? - Zaczęłam przeszukiwać wieszak za wieszakiem, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.
- Wiesz, nie ma na co narzekać, chociaż... - Wzięła jeden z wieszaków na którym znajdowała się biała bluzka i przyłozyła do siebie. Pokręcilam głową, a ta wzruszyła ramionami i ja odłożyła. - Chociaż myślimy o założeniu rodziny. - Stanęłam jak wryta.
- Nie wierzę w to, co słyszę! Mój brat, tatusiem? - Ana przygryzła wargę i pokiwała głową.
- To są jak na razie plany, zobaczymy co dalej będzie.
- Dziewczyno, cudownie! Będę ciocią!
- Nie śpiesz się tak. Tylko nikomu ani mru, mru, bo wiesz. - Pokiwałam głową.
- Ta jest śliczna, musisz ją przymierzyć! - Wykrzyknęła na pół sklepu i podała mi czarną spódniczkę. W ręce trzymałam aktualnie wieszak z niebieską koszulą. Hm.. Dobre połączenie. Zabrałam ubranie z rąk szwagierki i pognałam do przymierzalni. Zrzuciłam z siebie czarne leginsy i bluzkę, a założylam koszulę, którą trzymałam w ręce, zapinając ja po szyję. Do kompletu ubrałam spódniczkę, którą podała mi Anna. Sięgała do połowy uda, ale podkreślała długość moich nóg. Seksownie. Pokiwałam głową z uśmiechem oglądając się w lustrze. Wychyliłam głowę zza kotary i przywolalam gestem moją towarzyszkę. Gdy podeszła blizej, wyszłam z przymierzalni i obróciłam się dookoła własnej osi.
- Seksownie! - Zawołała brunetka i klasnęła w dłonie.
- To samo stwierdziłam. Wiesz, pokazuje co nieco, ale niezbyt dużo. Krótka, ale nie wulgarna. - Odgarnęłam włosy na jedno ramie.
- Olka, dzwoni ci coś. - Wyciągnęłam z torby moją komórkę. 3 wiadomości i jedno nieodebrane połączenie. Któż to taki się dobija? Ach, tak. Lijo. Wybrałam jego numer, a telefon przyłożyłam do ucha.
- Ola, żyjesz! - Przywitał mnie jego radosny okrzyk. Co za głupol.
- Ostatnio jak sprawdzałam, to żyłam. - Ania spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi, po czym wzruszyła ramionami i wróciła do pałaszowania między półkami. Spojrzałam po raz kolejny w lustro.
- Gdzie jesteś? - Już się zaczyna seria: ''tysiąc pytań do..''.
- Na zakupach ze szwagierką. - Ania przeszła obok mnie poruszając brwiami w górę i dół. Niby dorosła, 24 latka a zachowuje się jak dziecko.
- W tej galerii, obok hali?
- No właściwie to tak.
- W którym sklepie? - Westchnęłam.
- W H&M. Czemu pytasz? - Nie usłyszałam odpowiedzi, bo mój rozmówca zakończył połączenie. Wzruszyłam ramionami i wrzuciłam komórkę do torebki. Przebrałam się w moje ciuchy, a koszulę i spódniczkę zawiesiłam na wieszakach, które trzymałam w dłoni. Ania wybrała dla siebie kilka rzeczy, które poszła przymierzyć, a ja samotnie szwędałam się w pobliżu, w poszukiwaniu spodni, gdy usłyszałam znajomy głos tuż nad uchem.
- Ja bym polecał spódniczkę, krótką spódniczkę. - Odwróciłam się i ujrzałam zielone tęczówki mojego ''przyjaciela''. Założyłam ręce na biodra, przechylając głowę na bok.
- A Pan, co tu robi? - Rozejrzał się dookoła i złapał w ręce pierwszą, lepszą rzecz.
- Zakupy! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- I kupujesz damską koszulkę, tak? - Spojrzał na ciuch, który trzymał w swoich wielkich dłoniach.
- Eee. - Podrapał się po głowie, przewrócił oczyma i odłożył rzecz. - Stęskniłem się no. - Zbliżył się do mnie tak, aby dzieląca nas odległość zmniejszyła się do minimum i położył swoje ręce na moich biodrach. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy.
- Czegoś pan chce, Panie Lijewski? - Uśmiechnął się w sposób ukazujący dołeczki w policzkach i schylił, aby być na tym samym poziomie co ja.
- Chce, chce i sobie to wezmę. - Odległość między naszymi ustami się zmniejszyła. Spojrzał mi w oczy, następnie na usta i wpił się. Całował mnie delikatnie, niczym najcenniejszą rzecz na świecie, Smakował słodko, niczym czekolada. Pocałunek przemienił się w walkę o dominację. Lubię dominować. Oderwaliśmy się od siebie, gdy obojgu nam zabrakło powietrza. Marcin oparł swoje czoło o moje, ciężko dysząc. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego tęczówki, które się we mnie wpatrywały.
- Załatwiłeś tę sprawę z Karoliną?
- Chcesz zostać wywalona z klubu? - Uniosłam brwi zdziwiona.
- Co ma jedno, do drugiego? - Marcin oplótł mnie ciaśniej swoimi ramionami i zmarszczył nosek.
- Karolina jest córką prezesa klubu. - Chciałam się cofnąć, wyplątać z jego ramion, ale przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Skurczybyk, ma więcej siły niż ja.
- Nie mogą zerwać umowy bez powodu. - Marcin się zaśmiał.
- Oj, Karolina znalazła by tysiące powodów. - Oparłam głowę o jego ramię.
- Czyli tak szybko jej się nie pozbędziesz? - Złapał mnie delikatnie za brodę i uniósł tak, aby spojrzała mu w oczy.
- Oluś, zrobię wszystko, aby się jej pozbyć. - Ania wychodząc z szatni, stanęła jak wryta.
- Ładnie to tak okazywać sobie czułość na środku sklepu? - Pokręciła głową.
- Ania, ja...
- Rozumiem, idę do sklepu naprzeciwko. Macie pięć minut, gołąbeczki. - Pomachała nam i pognała do kasy,
- Cóż,,, Mądra dziewczyna. - Podsumował jej zachowanie, Lijek.
- W końcu żona mojego brata. - Pokiwał głową.
- Dlaczego wolisz być ze mną niż z nią? - Zadałam pytanie, które od wczoraj mnie nurtowało.
- Bo się zakochałem. - Moja szczęka znalazła się na podłodze. Stoję, jak idiotka i wpatruję się w niego z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczyma. Roześmiał się, widząc mnie w stanie głębokiego szoku.
- No co? - Wzruszył ramionami i wyrwał mi z ręki rzeczy, które trzymałam. Zaczął dokładnie oglądać ciuchy, które wybrałam. - Ładne, ładne. Może by tak do tego jakaś czarna bielizna? - Pozbierałam swoją szczękę z podłogi i otrząsnęłam się z szoku, jaki u mnie wywołały jego słowa. Kocha mnie. Marcin Lijewski jest we mnie zakochany, mimo tego że ma narzeczoną. I to córkę prezesa Vive Taurona Kielce! O kurde mole.
- No, odezwij się! - Spojrzałam na niego.
- Coś ty powiedział? - Zabrałam mu z rąk moje zakupy. W drugiej ręce ściskałam mocno torebkę.
- Ola, kocham cię. - Cofnęłam się krok do tyłu.
- Nie mów tak.
- Jak?
- Że mnie kochasz, pacanie! Masz narzeczoną! - Komicznie to wyglądało; niby krzyczałam, a tak naprawdę szeptałam. Co to by było, jakby ktoś usłyszał naszą konwersację? Już widzę te nagłówki: REPREZENTANT POLSKI W PIŁCE RĘCZNEJ MĘŻCZYZN, MARCIN LIJEWSKI ZDRADA SWOJĄ NARZECZONĄ, KAROLINĘ JASKÓŁKĘ Z NIESPEŁNA DWUDZIESTOLETNIĄ DZIEWCZYNĄ. Jeju no!
- Musimy porozmawiać, ale nie tutaj.
- Coś proponujesz? - Poruszał brwiami w górę i dół. Tylko o jednym!
- Wieczorem, w naszej kawiarni o osiemnastej. - Kiwnął głową, a ja ruszyłam w stronę kasy. Zapłaciłam za zakupy i wyszłam ze sklepu. Marcin złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Panno obrażalska, może by tak się pani pożegnała? - Dałam mu całusa w policzek, pomachałam i pognałam w stronę Deichmanna, gdzie była Ann. Podeszłam do niej, szybkim krokiem.
- Ana, on mnie kocha! - Ania uniosła brwi w górę i uśmiechnęła się.
- No widzisz! - Usiadłam załamana na kanapie, która służy do przymiarki butów. Ukryłam twarz w dłoniach.
- Nie rozumiesz. On nie może zerwać z narzeczoną,
- Dlaczego? Nie rozumiem tu czegoś. Jesteście w sobie zakochani, chcecie dzielić wspólną przyszłośc. Dziewczyna nie ściana, przestawić się da. - Spojrzałam na nią.
- Ta dziewczyna to córka prezesa klubu, w którym oboje gramy. - Szwagierka otworzyła usta ze zdziwienia,
- Przecież ty wylecisz, jak tylko ona się dowie. - Zaczęłam jej klaskać.
- Brawo za inteligencję dla tej pani! - Nie byłyśmy w humorze na dalsze zakupy i wróciłyśmy do domu. W ciszy weszłam do domu i poszłam prosto do swojego pokoju. Tam, rozebrałam się i wkopałam w pościel. W pokoju rozległo się pukanie, ktoś wszedł i zamknął za sobą drzwi. Łóżko ugięło się pod czyimś ciężarem, kołdra została ze mnie ściągnięta.
- Hej, poukrywamy się razem? - Ciemnowłosa kobieta przysunęła się do mnie i przytuliła. Nie odzywałam się słowem. - Córcia, tak nie można. Porozmawiaj ze mną, powiedz co ci na sercu leży. - Podniosłam głowę i spojrzałam na swoją rodzicielkę.
- Mamo, nie chcę o tym rozmawiać. Wystarczy, że o tym myślę, a Ania już ci pewnie wypaplała. - Leżałyśmy tak przez resztę dnia w ciszy, ja myśląc jak mam sobie poradzić z tą sytuacją, natomiast moja matka jak ma mi pomóc.
- Córcia, ale ty nie jesteś nieszczęśliwa, co?
- A co to za pytanie? - Mama odgarnęła mi grzywkę z twarzy.
- Bo chyba nie jest tak źle? Co, Aleksandro? - Zerwałam się z łóżka.
- Nie cierpię jak się do mnie mówi, Aleksandro. - Dochodziła siedemnasta. Otworzyłam moją wielką szafę i wyciągnęłam z niej parę conversów, niebieskie dżinsy i białą bokserkę. Przebrałam się w te ciuchy i spryskałam perfumami. Mama cały czas mnie obserwowała z łóżka. Pomalowałam lekko rzęsy i przejechałam usta błyszczykiem.
- Wychodzisz? - Pocałowałam mamę w policzek i złapałam swoją torbę, do której włożyłam kluczyki i komórkę.
- Idę się zmierzyć z rzeczywistością, kocham cię, nie wrócę późno. - Wychodząc z mieszkania rzuciłam krótkie 'cześć' do Lewandowskich i już mnie nie było. Piętnaście minut później parkowałam na parkingu przed naszą kawiarnią. Przejrzałam się ostatni raz w lusterku i weszłam do środka. Marcin już czekał, a więc zamówiłam sobie kawę całkowicie się nie śpiesząc i kawałek karpatki. Usiadłam przy stoliku, naprzeciwko mężczyzny. Złapał mnie za rękę, którą położyłam na stoliku. Westchnęłam i uniosłam wzrok z naszych dłoni na jego twarz.
- Wszystko w porządku?
- Tak. - Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. - Tylko...
- Tylko, co? - Przeniosłam wzrok na innych ludzi siedzących w kawiarni. Niby mieliśmy zapewnioną dozę prywatności, siedzieliśmy w końcu w głębi małej salki ze stolikami a najbliżsi ludzie siedzieli trzy stoliki dalej, jednak czułam się skrępowana.
- To wszystko jest takie popieprzone, - Przytaknął mi i przyznał, że bardzo. Później atmosfera się nieco rozkręciła, rozmawialiśmy o głupotach objadając się słodyczami. Później odprowadził mnie do auta i pożegnał się ze mną, Pojechałam do domu w znacznie lepszym nastroju,
Witam moje miłe!
Chciałam was bardzo przeprosić za długą nieobecność, byłam zajęta i tak wyszło.
Kolejny będzie szybciej, już ja wam obiecuję!
Dziękuje za tak motywujące komentarze, jesteście niezastąpione :*
Enjoy!
Chciałam was bardzo przeprosić za długą nieobecność, byłam zajęta i tak wyszło.
Kolejny będzie szybciej, już ja wam obiecuję!
Dziękuje za tak motywujące komentarze, jesteście niezastąpione :*
Enjoy!
Kurcze weź coś zrób z tą Karoliną może ja uśmierć xD
OdpowiedzUsuńJejku i znowu ta Karolina, jak ona mnie już denerwuje! weź z nią coś zró! Uśmierć, uśpij, cokolwiek! ugh.
OdpowiedzUsuńOgólnie walić to, że ciebie nie było długo, ważne, że wróciłaś i ZROBISZ COŚ Z KAROLINĄ :*
Buziaki :*
+zapraszam na nowośc: http://siatkarskikopciuszek.blogspot.com/ :)
Dziękuję za zaproszenie! :)
OdpowiedzUsuńWszystko zadrobiłam i jestem! Stwierdzam , że to opowiadanie jest świetne! :)
Mnie też Karolina denerwuje! Zrób z nią coś!:D
Pozdrawiam :) i zapraszam do siebie na 2 blog:
http://szczerewyznaniaa.blogspot.com/