piątek, 15 maja 2015

Rozdział 12

   Ogarnęłam się i wróciłam do Damiana. Zamówiliśmy chińszczyznę i jedząc ją specjalnymi patyczkami, rozmawialiśmy. Rozmowa się kleiła i mieliśmy tysiące tematów do rozmowy. Zaczęliśmy się dogadywać naprawdę nieźle. Charakter mojego kolegi był bardzo zbliżony do mojego - mieliśmy niemal to damo zdanie na niektóre tematy, lubiliśmy podobne rzeczy i polubiliśmy siebie nawzajem. Sielanka trwała, śmialiśmy się aktualnie z żartu przez niego opowiedzianego, gdy do domu wkroczyła Marta.
 - Cześć. - Rzuciła i zlustrowała spojrzeniem nas obojga. Siedzieliśmy obok siebie na kanapie i pochylaliśmy ku sobie. Ramie chłopaka spoczywało na oparciu kanapy za mną.
 - Hej. - Wstałam i pociągnęłam za sobą młodego mężczyznę. - Poznajcie się, to jest Marta moja współlokatorka, a to jest Damian, mój... - Spojrzałam na niego i dorzuciłam: - Kolega. - Wymienili uprzejmości i dziewczyna się do nas dosiadła. Spędziliśmy naprawdę miły wieczór, ostatni raz tak dobrze się bawiłam grubo przed wyjazdem do mamy. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie i pożegnaliśmy.
 - Co to za dżolero? - Rudowłosa rozłożyła się na kanapie, wyczekując odpowiedzi. Usiadłam obok i zaczęłam skakać po kanałach.
 - Taki kolega, poznałam go w sumie wczoraj. Studiuje prawo. - Wzruszyłam ramionami, a ona szturchnęła mnie swoją stopą.
 - Kolega, tak to się teraz nazywa. - Kiwnęła głową w moją stronę i się roześmiała. Pokręciłam głową z politowaniem.
 - Martulka, jaka ty głupia jesteś.
 - Z mądrymi to ja się nie zadaje! - Tym razem to ja uderzyłam ją lekko w łydkę.
 - Ide spać, nara! - Podniosłam się i pokazałam jej język. Pomachała mi na dobranoc i dorwała pilota. Ostatnio nasze kontakty są nieco ograniczone, jednak nie potrafię jej wszystkiego powiedzieć. Problem w tym, że Marta jest wierną kibicką zespołu: Lijewski&Lewandowska. Cóż, trzeba to wszystko odłożyć na dalszy plan i wziąć się za siebie - za tydzień jest mecz, ostatni w tym roku. Potem mamy prawie dwa tygodnie roztrenowania, święta, sylwester i dwa dni potem wracamy do treningów. Na uczelni muszę zaliczyć jeszcze tylko jedno zaliczenie i mam spokój do końca tego roku.
   Kolejny tydzień przeminął bardzo szybko. Wkręciłam się w ciągłe treningi i uczelnię, ograniczając kontakt z przyjaciółmi. Obiecałam wszystkim, że odbijemy to sobie w ciągu przerwy świątecznej. Na mecz ma przyjechać pól mojej rodzinki; w tym Robert i Ania. Rozmawiałam z żoną brata, która mnie zapewniła, że przyjadą. Od miesięcy nie miałam kontaktu z moim piłkarzyną. Dzień meczu był stresem samym w sobie. Gramy dziś z Wisłą Płock i wszystko może się wydarzyć. To mój pierwszy mecz od czasu mojej kontuzji. W końcu dopuszczą mnie do grania. Spojrzałam na zegarek - dochodziła czternasta. Czas się zbierać, co prawda mecz zaczyna się o siedemnastej, ale lekki trening przedmeczowy, rozgrzewka i wgl. trochę zajmą, więc kazali nam stawić się o piętnastej trzydzieści. Zwlekłam się z łóżka, odbyłam już teraz popołudniową toaletę, a do mojego pokoju wpadła Marta.
 - Przyjaciółko moja kochana! - Spojrzałam na nią i skrzywiłam się.
 - Czego chcesz? - Usiadłam na łóżku i zaczęłam wcierać balsam w nogi.
 - Czy ja muszę od razu coś od ciebie chcieć? - Odłożyłam krem i skrzyżowałam ramiona na piersi.
 - Marta, a tak naprawdę? Mów, a nie owijasz w bawełnę. - Uśmiechnęła się szeroko.
 - Pożyczysz mi swoją koszulkę meczową?
 - A po co ci MOJA koszulka? Masz koszulkę Kamila! - Westchnęła głęboko i zaczęła grzebać w mojej szafie.
 - Bo widzisz, to jest TWÓJ mecz a nie mecz Kamila! - W końcu zrezygnowana powiedziałam, że może wziąć jedną. Miałam ich chyba z pięć, więc problemu nie widziałam. Zanim się zorientowałam już musiałam wychodzić. Denerwowałam się jak cholera. Co jeśli zapomniałam jaki gest na boisku oznacza którą zagrywkę? Jeju. W szatni również panowała nerwowa atmosfera, każda była zestresowana na swój sposób. Angelika zamilkła jak nigdy i w ciszy się przebierała, Paulina biegała po szatni szukając ochraniaczy na kolana natomiast Weronika panikowała, że zapomniała dresów. Wariatkowo, istne wariatkowo. Przebrałam się jako pierwsza i pierwsza wyszłam z szatni. Zawiązałam dokładnie buty, zapięłam stabilizator. Wkrótce dołączyła reszta dziewczyn i trener. Zaczęłyśmy rozgrzewkę od biegania i rozciągania. Później grzałyśmy się z piłkami, rozgrzewałyśmy bramkarki. Po drugiej stronie boiska rozgrzewała się drużyna z Płocka. Trybuny zaczęły się zapełniać, a ekipa Polsatu rozstawiała sprzęt. Tak, nasz mecz będzie emitowany na Polsacie Sport = stres razy milion. Nie podchodziłam nawet do mamy, aby się przywitać. Zbyt zestresowana byłam, zostało kilka minut do meczu. Nawet sędziowie byli gotowi. Ćwiczyłyśmy rzuty ze swoich pozycji, gdy nadeszła moja kolej. Rozpędziłam się, a przede mną powstał blok zrobiony przez Angelikę i Weronikę. Odbiłam się z lewej nogi i rzuciłam. Spadłam niefortunnie i zachwiałam się na prawej nodze, czując w niej ból. Oklapłam na tyłek i krzyknęłam. Zaraz nade mną zrobiło się zbiorowisko i podbiegł klubowy fizjoterapeuta.
 - Olka, łamago! Wszystko w porządku? - Wzięłam kilka wdechów i wstałam o pomocy Angeli.
 - Tak, okej. Zabolało, ale chyba bardziej się wystraszyłam. - Zaczęłam chodzić w tę i we w tę, aby rozruszać kolano. Wszystko wróciło do normy, sędziowie zarządzili koniec rozgrzewki więc podeszłyśmy do trenera.
 - Dobra dziewczyny! Walczymy do końca! Wera w bramce, Paula skrzydło lewe, Natalia skrzydło prawe, Angela koło, Nikola lewa połówka, Justyna środek i Ola na prawe rozegranie. - Wąs pogłaskał się po swojej bródce i dodał: - Albo nie tak. Marlena na środek. Justyna na koło. Ola gramy wbieg środka na koło, musisz to wszystko rozgrywać. Pamiętaj, ty dajesz znać kiedy. - Kiwnęłam głową. Weszłyśmy wszystkie na boisko, nastąpiło przedstawienie drużyn, wzniosłyśmy okrzyk i wybrana siódemka weszła na boisko. Angelika złapała mnie za rękę.
 - Pamiętaj, ty wszystko rozgrywasz. Tylko spokojnie Ola, nie panikuj. - Wzięłam oddech i uśmiechnęłam się do niej.
 - Jest dobrze. - Blondynka również się uśmiechnęła i poszła losować. Wybrała boisko, więc drużyna przeciwna zaczynała. Ustawiłyśmy się w obronie.
 - Nie tak! - Spojrzałyśmy wszystkie na Wąsa. - Paulina bronisz na lewej połówce, Nikola skrzydło. Ola wysunięta na jedynce!
 - Wycinać? - Odkrzyknęłam w stronę trenera.
 - Jak chcesz! - Uśmiechnęłam się i zajęłam swoje miejsce. Pierwszy gwizdek sędziego i rozpoczęła się gra. Środkowa płocka była bardzo wysoka, niemal o głowę wyższa ode mnie. Zapewne wysoki wyskok ma. Jeden jej błąd i piłka spoczęła w moich rękach. Biegłam przez boisko, kozłując i przed szóstym metrem wyskoczyłam i rzuciłam na bramkę. Trafiłam w słupek, piłka się odbiła i poszybowała wysoko w górę. Zaklnęłam pod nosem i podniosłam się z parkietu. Piłka dla drużyny przeciwnej, nadal. Wróciłam do obrony. I bramka dla drużyny z Płocka. Zaczęłyśmy ze środka, grając tak zwaną szybką piłkę. Pokazałam dwa palce w górze, co oznaczało jedną z naszych zagrywek. Angela wbiegła na drugie koło. Grałam z Nikolą i skrzydłami. Dostałam piłkę, przebiłam się przez blok i rzuciłam z całej siły. Obserwowałam piłkę, która przeszła przez palce bramkarce z Płocka i wpadła w siatkę. A jako, że zajęłam się lotem piłki, a nie moim lądowaniem to upadłam jak to ja (czytaj: jak worek ziemniaków). Sędzia zatrzymał czas i przywołał pomoc medyczną i gdy ona była już w połowie boiska, wstałam z boiska. Wszyscy na mnie patrzyli, gdy z uśmiechem wracałam do obrony. Brakowało mi tego.
 - Lewandowska, nie szarżuj! Nie wygrałaś kolan ani żeber na loterii! - Zdenerwowany trener krzyknął do mnie, ale szczerze? Miałam to w dupie. Reszta meczu minęła szybko. Bez kontuzji, bez żadnych urazów, ale w napiętej atmosferze. Szliśmy bramka za bramką, punkt, za punkt. Zgrałam się z Marleną i razem rzucałyśmy bramki. Ja ściągałam na siebie swoją i jej zawodniczkę, a ona korzystała z momentu w którym zostawała sama i rzucała. Została minuta do końca, piłka jest nasza. Drużyna przeciwna zaczęła bardzo agresywnie grać, chcąc odebrać nam piłkę. Był remis. 19:19. Byłam zła na siebie jak cholera. I był to moment, w którym uznałam, że dokończę ten mecz sama. Spojrzałam na zegar, zostały czterdzieści dwie sekundy do końca. Rozpędziłam się i wyskoczyłam przed dziewiątym metrem i oddałam rzut swoim kosztem. Któraś mądra złapała mnie za rękę, gdy byłam w locie. Upadłam na ziemię, uderzając żebrami o parkiet. Nie byłam w stanie nawet zapanować nad mimowolnym okrzykiem bólu, który wydobył się z moich ust. Nie umiejąc złapać powietrza zaczęłam się krztusić. Obok mnie znalazł się trener i opieka medyczna. Krztusiłam się i czułam, jak moje płuca wołają o tlen. Mecz został wstrzymany. Zostałam przewrócona na plecy i dostałam maseczkę, która rurką była podłączona do małej, przenośnej butli. Od razu lepiej mi się oddychało. Łzy popłynęły mi po policzkach, okropny ból żeber nie dawał o sobie zapomnieć. Ktoś próbował podnieść mnie z boiska, ale nie umiałam poruszyć żadną z kończyn przez co zaryłam po raz drugi o boisko. Trener Wąs zaczął krzyczeć na jednego z ratowników medycznych, za to co zrobił. Sam trener wziął mnie na ręce i zniósł z boiska. Zostałam położona obok ławki rezerwowych. Podwinęli mi koszulkę.
 - Cześć, Ola, tak? - Kiwnęłam lekko głową do młodej ratowniczki. - Lepiej ci się oddycha? - Po raz drugi kiwnęłam głową.
 - Okej, jak oceniasz skalę bólu żeber? Pokaż na palcach. - Podniosłam rękę w górę i pokazałam jej siedem, po czym zmieniłam to na cztery. Dostałam zastrzyk przeciwbólowy i chcieli mnie zabrać do szpitala, na co się nie zgodziłam. Byłam po prostu mocno poobijana. Siniaki już mi zdążyły powychodzić, przez co byłam fioletowo-żółta. Otwarłam policzki i oddałam maskę z tlenem. Lepiej mi się oddychało. Okazało się, że mecz się zakończył wygraną dla nas, tą jedną, nieszczęsną bramką. Moją bramką. Byłam z siebie dumna. Wszyscy kibice, nikt a nikt nie wyszedł z hali. Angela szła obok mnie, podtrzymując mnie lekko. Kibice zaczęli klaskać, a mężczyzna z mikrofonem z logiem polsatu podszedł do mnie i przyjaciółki.
 - Aleksandra Lewandowska?
 - Tak? - Zapytam i uśmiechnęłam się lekko.
 - Czy mógłbym się umówić z panią na wywiad? - Angela się roześmiała.
 - Umówić to chyba nie bardzo, bo Ola zajęta już jest. - Spojrzałam na nią zdziwiona i zaśmiałam się lekko. Zabolało mnie w klacie. Mężczyzna również zaczął się śmiać.
 - Oczywiście, ale w takiej sprawie musi się pan skontaktować z rzecznikiem prasowym klubu. - Dziennikarz życzył mi szybkiego powrotu do sił i sobie poszedł. Marlena doprowadziła mnie do bocznego korytarza prowadzącego do szatni i przypomniała sobie, że zapomniała bluzy. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam korytarzem dalej, sama. Zagle ktoś mnie złapał za nadgarstek i przyparł do ściany. Spojrzałam na twarz mężczyzny i dostrzegłam zielone oczy Lijewskiego.
 - Co ty odpie. - Nie dał mi dokończyć zdania. Poczułam jego usta na swoich, otworzyłam szerzej oczy, po czym je zamknęłam. Podniósł mnie do góry, a ja owinęłam jego biodra swoimi nogami.
 - Co tu się dzieje? - Dochodzący głos należał do mojej matki! Postawił mnie na ziemi i odskoczył na drugi koniec korytarza.
 - Mamo..
 - Dzień Dobry, pani Lewandowska. - Marcin podszedł i pocałował moją mamę w zewnętrzną cześć dłoni. - Mówiłem, że ją udobrucham? - Kiwnął w moją stronę i uśmiechnął się szeroko.
 - Lijewski, ty pacanie. Myślisz, że wszystko jest w porządku?! - Krzyknęłam i złapałam się za żebra. Złapałam głęboki oddech.
 - No, a nie? - Podrapał się po głowie, patrząc na mnie.
 - Czego ty tak właściwie chcesz?! - Moja droga rodzicielka, widząc, to co się dzieje wycofała się i wróciła na halę.
 - Ciebie. - Otworzyłam usta ze zdziwienia i zaczęłam się w niego wpatrywać. Podszedł do mnie i złapał moją twarz w swoje dłonie.
 - Zależny mi na Tobie bardziej, niż na kimkolwiek innym. Od początku mi się spodobałaś, te docinki były specjalnie, po to, bym zniechęcił się do Ciebie. Nie potrafiłem. Z każdym dniem, chciałem mieć cię bliżej i bliżej. Każda spędzona chwila z Tobą, znaczyła dla mnie o wiele więcej, niż dla Ciebie. Jesteś moim słoneczkiem, które rozświetla każdy, nawet najbardziej ponury dzień. Cholernie mi na tobie zależy i żałuję, że zjebałem naszą przyjaźń. Ale nie potrafiłem inaczej, nie chcę Cię stracić.
 - Przecież straciłeś.
- Nadal w to nie mogę uwierzyć. - Zacisnęłam powieki. - Ola, nie rób tego. Nie odcinaj się ode mnie. Jesteś całym moim światem, tamta noc była najwspanialszą chwilą, jaką przeżyłem.
 - Co z Karoliną? - Spojrzałam odważnie mu w twarz. Spuścił wzrok.
 - To jest trochę bardziej skomplikowane... - Wyrwałam mu się i zaczęłam iść w kierunku szatni.
 - W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. - Złapał mnie za rękę i znów przyciągnął do siebie.
 - Rozwiążę to, obiecuję.
 - Nie obiecuj, tylko to załatw, jeśli chcesz czegoś ode mnie. - Weszłam do szatni i zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam oszołomiona na ławce. Ech, Olka! Co ty znów wyrabiasz ze swoim życiem?!


Witam:* 
Jest dłużej niż jedenasty, ale krótszy niż dziesiąty. Mam trochę zamieszania, ale wkrótce uporządkuje wszystko i biorę się za trzynastkę. Obiecuję, że nadrobię wasze blogi niedługo! 

8 komentarzy:

  1. Zagmatwałaś wszystko na maksa ale i tak świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne ;) Marcin powinien zerwać z tą całą Karoliną, bo straci Olke (nie zapominajmy że jest jeszcze Damian), a tego w tym opowiadaniu bym niechciała :) to określenie worek ziemniaków strasznie mi tu pasuje haahah pozdrawiam i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuuuu a było tak dobrze i Lijek zjebał :D
    Powinien zerwać z tą Karoliną już dawno a nie:)
    Określenie worek ziemniaków idealnie mii tutaj pasuje XDD
    rozdział jest świetny, mam nadzieje, ze szybko dodasz kolejny ;*
    Zapraszam do siebie na nowy :)

    http://okiemdziewczynysiatkarza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuu, a Olka to jak zwykle łamaga :D
    Ale za to Lijek się ogarnia! Chociaż... nie, nie ogarnia się, bo Karolina ;/
    Ola ma rację, niech Lijewski najpierw załatwi to z Karolą, a potem niech do niej przychodzi, bo sensu to nie ma :D
    Buziaki :*
    http://walczycomilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://idealna-niedoskonalosc.blogspot.com/ Zapraszam na kolejny rozdział! :)

      Usuń
  5. Ej ej czy Lijek się ogarnia? Klękajcie narody! ❤ Mam pewien pomysł: Karolina out! I później Ola+Lijek ❤ Tak to sobie widzę: D

    OdpowiedzUsuń
  6. Reklama jest mistyką XXI wieku..

    Czyli zapraszam na przyjazne lekkie nie koniecznie Love story . Ręczna , Siatkówka i Jemenki czy da się to połączyć ?
    Spróbujemy coś fajnego stworzyć razem z Beatą .
    http://wiararzyjacielemwytrwalych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń