czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 11

          Dawni przyjaciele nie dali mi zapomnieć jak wyglądały imprezy z nimi. Do domu zostałam odprowadzona po godzinie trzeciej w nocy. Idąc - zatrzymywałam się co kawałek i zwracałam zawartość mojego żołądka do pobliskich krzaczków. Cały czas wszystkich, którzy nie pili przepraszałam za mój stan. W końcu do domu dotarłam - nadal kręciło mi się w głowie i było niedobrze. Pies oczywiście obudził całą ulicę, nawet moją matkę, która ma mocny sen.
 - Porozmawiamy sobie jutro. - Podsumowała mój stan i odesłała do pokoju, spać. Jakim cudem dostałam się do pokoju to już za cholerę nie pamiętam. Cudem rozebrałam się do bielizny i rzuciłam się na łóżko. Nie spałam tej nocy dobrze, obudziłam się rano z ogromnym pragnieniem i bólem głowy. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Podniosłam się powoli; nadal buzowało mi w brzuchu, poza tym wirowało w głowie. Wzięłam długi prysznic, co nieco pomogło. Ubrałam się i zeszłam na boso na dół. Wchodząc do jadalni wiedziałam, że mama już wstała. Po całym domu roznosił się zapach kawy i karpatki. Ziewnęłam i zajęłam miejsce naprzeciwko rodzicielki. Podniosła wzrok znad gazety na mnie i uśmiechnęła się, widząc jak się krzywię.
 - Dzień Dobry córeńko. - Spojrzałam na nią i oparłam głowę o wewnętrzną stronę dłoni. Zero litości od własnej matki. Po chwili dopiero uśmiechnęła się rozbawiona i podsunęła mi kubek świeżo zaparzonej kawy. Podziękowałam skinieniem głos i zaczęłam pić. Niby taką mocną głowę mam, a wystarczyło kilka tygodni bez picia i tu bam. Kac morderca nie ma serca.
- Martwiłam się wczoraj.
- Mamo, nie mam szesnastu lat, żebyś zamartwiała się, gdy nie wrócę na czas do domu. - Napotkałam wzrok mojej mamy i posłałam jej ogromny, szeroki uśmiech.
- Kochanie zamknij buźkę, bo ci mucha wleci. - Pokazałam jej język i wróciłam do mojej kawki. Naszykowała mi śniadanie - świeże, chrupiące bułeczki z twarożkiem i szczypiorkiem. Uwielbiam takie śniadania u mamy, ale jeśli dostarczę teraz jakiegokolwiek pokarmu mojemu żołądku to znów wyląduje nad toaletą. I po co wczoraj tyle piłam?!
- Stara dupo, ze mną się nie napijesz? Ze mną? - Marlena podawała mi już kieliszek, wołając do mnie.
- Z tobą kochana zawsze!
- Marlenka, Oleńka po piwku wam wziąłem, bo nie wiedziałem na co macie ochotę. - Spojrzałyśmy po sobie i złapałyśmy za piwa. Wypiłyśmy je duszkiem.
Taak, jeju. Głowa zapulsowała mi pod wpływem tego wspomnienia. Aby nie słuchać narzekań mamy zabrałam talerzyk ze śniadaniem ze sobą, biorąc po drodze jeszcze butelkę wody. Rozłożyłam się w moim pokoju; na moim łóżku. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na fejsa. Wrzuciłam kilka fotek z wczoraj, które wysłała mi koleżanka z dawnej drużyny i odpisałam Angelice. Wylogowując się, zauważyłam dodane zdjęcie przez debila do potęgi x czyli Lijewskiego. Stał przy bandach reklamowych i obejmował Karolinę, uśmiechając się słodko. Suko, ten uśmiech jest zarezerwowany dla mnie! Zdenerwowałam się i trzasnęłam laptopem, zamykając go. Miałam ogromną ochotę rzucić nim o ścianę, ale w ostatniej chwili się rozmyśliłam. Takie ładne ściany, szkoda ich.Schowałam twarz w dłonie i wzięłam głęboki oddech. Do moich oczu zaszły łzy.W życiu się nie przyznam, co do niego czuję. Nie ma mowy! Złapałam za poduszkę i zaczęłam w nią krzyczeć, wierzgając nogami. Co za dupek! Dureń, kretyn, drań! Odrzuciłam poduszkę w bok i zbiegłam po schodach na dół. Ubrałam się, krzyknęłam, że wychodzę i już mnie nie było. Padał deszcz, ale nie było to dla mnie przeszkodą. Kierowałam się w stronę cmentarza. Kupiłam po drodze znicz i paczkę zapałek. Weszłam w cmentarne bramy i skierowałam się w doskonale znaną mi stronę. Stanęłam przed nagrobkiem i po raz setny, czytałam napis na nim wyryty. Mirosław Lewandowski. Mój tata, którego nie pamiętam ani troszkę. Jedyne co mi pozostało to zdjęcia i opowieści rodziny.
 - Och tato, nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym, żebyś był obok. - Postawiłam czerwony znicz na grobie i zapaliłam go. Postałam jeszcze trochę przy grobie rozmyślając i zastanawiając się jakby to było, gdyby mój tata żył. Po upływie kilku minut wyszłam z tego przygnębiającego miejsca. Nogi mnie poniosły na chorzowską halę. Weszłam i od razu skierowałam się na trybuny. Trening mieli mężczyźni, w tym Lisek i reszta spółki. Mojego dawnego trenera w budynku niestety nie było. Po treningu przyjaciel podbiegł do mnie i siarczyście pocałował w policzek.
 - Cześć olbrzymie! - Uśmiechnęłam się ukazując swoje uzębienie. Uradowana twarz przyjaciela znacznie poprawiła mi humor.
 - Jesteś cała mokra. - Skomentował mój wygląd i uniósł brwi w geście zdziwienia. Wzruszyłam ramionami.
 - Byłam u taty. - Kiwnął głową i zamyślił się.
 - Co dziś robimy? - Pstryknęłam go w nos.
 - Ktoś, coś mówił, że będę z Tobą siedziała? - Roześmiałam się widząc jego minę. Morderczy wzrok chłopaka wiele mi powiedział, a mianowicie; uciekaj jak najdalej! Wstałam i zbiegłam z trybun. Mimo swojej szybkości nie dałam rady daleko uciec, już w połowie hali złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię. KOLEJNY RAZ. Co on ma z tym noszeniem mnie jak worek ziemniaków?
 - Lewandowska właśnie strzeliłem fochem! Przeproś i to już!
 - Ani mi się śni! - Jakimś cudem znaleźliśmy się w męskiej szatni pełnej półnagich mężczyzn. Co zrobił facet, który niósł mnie na rękach? Oczywiście wrzucił pod prysznic i odkręcił zimną wodę. Cała drużyna nabijała się ze mnie. Stałam jak wryta, a lodowata woda wprawiła mnie w drganie i szczękanie szczęką.
 - Nienawidzę Cie! - Wykrzyknęłam i wziełam sobie jego ręcznik, aby się chociaż troszkę ogrzać i wysuszyć. - Idioto, jak ja teraz do domu dojdę?!
 - Ola, ty byś chciała od razu dochodzić! - Zawołał Robert Orzechowski. Rzuciłam w niego ręcznikiem i wyszłam z szatni, trzaskając drzwiami.
 - Ogień, ogień nie dziewczyna! - Usłyszałam jeszcze tylko jak któryś krzyczy najprawdopodobniej do mojego Liska. Ugh, nienawidzę tych facetów! Poleciał za mną nikt inny jak tylko on. - Patryk. Zawsze za mną biegał, odkąd pamiętam.
 - Słoneczko, ja tylko żartowałem! To miał być żart. - Stanął przede mną i wygiął usta w dzióbek. Oparłam ręce o biodra.
 - I co ja mam z Tobą zrobić? - Przekrzywił głowę na bok.
 - Kochać mnie! - Uniosłam brwi w górę, a on uważnie obserwował każdy mój ruch. Zaśmiałam się nerwowo.
 - Przecież Cię kocham, pacanie! Jesteś dla mnie jak brat, niemal jak Robert! - Uśmiechnął się i pokiwał głową.
 - I tak ma być! - Opatulona w jego bluzę przeszłam do jego samochodu, po czym odwiózł mnie do domu. 
    Tak szybko jak przyjechałam tak szybko musiałam wracać. Potrzebowałam tego czasu spędzonego z mamą, Patrykiem, Marleną i innymi znajomymi. Chociaż czas zrobił swoje. Nie potrafiłam się otworzyć i powiedzieć Marlenie co mi na sercu leży. Dojeżdżając do Kielc, coraz bardziej się wahałam. Odcięłam się od wszystkich na całe trzy dni i swoje przemyślałam. Wiem jedno - zbyt pochopnoe podpisałam umowę z kieleckim klubem. Ale jeśli już coś zaczęłam to, to dokończę. Trzeba stawić temu wszystkiemu czoło. Wjechałam na swoje osiedle i zaparkowałam na parkingu przed blokiem. Weszłam do budynku i od razu skierowałam się do windy. Weszłam do mieszkania i zastałam tam gwar rozmów dochodzący z salonu. Zostawiłam torebkę na szafce w korytarzu i weszłam do wcześniej wspomnianego pokoju. Michał z Angeliką, Paulina ze swoim mężem, Marcin z Karoliną i Marta z Kamilem podnieśli na mnie wzrok. 
 - Cześć. - Powiedziałam i ogarnęłam wzrokiem pomieszczenie. Podeszłam do szklanego stolika i zaczęłam z niego sprzątać. Wszyscy na mnie patrzyli. 
 - Jak już tu siedzicie to moglibyście posprzątać po sobie ten syf. - Marta wstała i chciała zabrać z moich rąk szklanki, które trzymałam. 
 - Kurde, daj ja to zrobię. - Spojrzałam na nią wściekła i odsunęłam się. 
 - Posprzątaj ten pierdolnik, nienawidzę syfu. - Już się miałam obrócić i wyjść, gdy usłyszałam słodki, cukierkowy głos. 
 - Możesz nie pomiatać nią, jak szmatą? - Odwróciłam się i podeszłam do blondynki, która wstała. 
 - Ty mi będziesz mówiła, co mam robić? To jest moje mieszkanie, moje szklanki, moja kanapa, moja przyjaciółka i ten sweterek też jest mój! - Dopiero teraz dostrzegłam, co ona ma na sobie. Przecież będę musiała go teraz spalić! 
 - Ola, daj spokój. - Marta złapała mnie za rękę i próbowała odciągnąć do tyłu. Zaczęłam jej się wyrywać. 
 - Puść mnie! Nie daruję jej tego... - Niemal warczałam w stronę narzeczonej Lijewskiego. 
 - Czego dokładnie? - Michał cicho zapytał. 
 - Jak to czego? JEGO! Z jakiej racji ona z nim jest?! Czym sobie na to zasłużyła?! - Widziałam osłupienie na twarzach wszystkich oprócz przyszłych państwa Lijewskich. Karolina dalej myślała, ze mówię o swetrze. Marcin stał i się na mnie patrzył. Potrząsnęłam głową. 
 - Sweter, chodzi o sweter. Ja... Wychodzę, cześć! - Złapałam za kurtkę, ubrałam buty i zabrałam torebkę. Tak szybko jak weszłam, tak szybko wyszłam. Co za ironia losu. Ta wybuchowość kiedyś mnie do grobu wpędzi. Nogi poniosły mnie do kafejki, w której zawsze siadałam z Marcinem. Głowa mnie rozbolała z nerwów. Zamówiłam sobie gorącą czekoladę i muffinkę czekoladową. Pierwszy raz siedze tu sama. Po drugiej stronie stolika odsunęło się krzesło. 
 - Co taka piękna dziewczyna robi tutaj sama? - Podniosłam wzrok i napotkałam łagodne spojrzenie niebieskich oczu. 
 - Znamy się? - Zamrugałam powiekami, a mężczyzna uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę. Z wahaniem podałam mu rękę. 
 - Damian. 
 - Ola. - Wymieniliśmy uprzejmości i rozpoczęliśmy konwersację. Chłopak miał dwadzieścia jeden lat i studiował prawo na tym samym uniwerku, co ja. Sympatia aż kipiała z jego twarzy. Wymieniliśmy się numerami, po czym zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Zgodziłam się. Był miły, rozmowa się kleiła. Złapaliśmy wspólny język. 
 - Tu mieszkam. - Zatrzymałam się pod klatką. Chłopak posłał mi swój idealny uśmiech. 
 - Dasz się zaprosić na kolację jutro? - Zapytał, podchodząc bliżej mnie. 
 - Jutro nie dam rady. 
 - Pojutrze? 
 - Zadzwonię. - Obiecałam i pocałowałam go w policzek. Obróciłam się i weszłam do budynku. Wchodząc do mieszkania, byłam przygotowana na widok blond cizi, jednak Marta poinformowała mnie, że obraziła się i sobie poszła. Bogu dzięki. Weszłam do mojego pokoju i stanęłam osłupiała w miejscu. Znów. Przodem do okna stał Marcin, cisza panowała w pomieszczeniu a napięcie w powietrzu można by było ciąć nożem. 
 - Kto to był? - O nie, Lijewski. Nie będę się przed Tobą spowiadała. 
 - Nowy kolega. - Jego martwy wzrok, gdy już na mnie spojrzał mówił wszystko. Usiadłam na łóżku, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Mężczyzna uklęknął naprzeciwko mnie i złapał za podbródek.
 - Ola, ale nie płacz. Słoneczko, proszę Cię. Co jak co, ale twoich łez nie zniosę. - Wybuchnęłam jeszcze większym płaczem.
 - Marcin, co myśmy zrobili? Przez jeden głupi incydent zniszczyliśmy tak piękną przyjaźń! Zniszczyliśmy coś, co tak długo szlifowaliśmy. Byłeś dla mnie niemal jak brat. Każdą wolną chwilę spędzałam z Tobą nie doszukując się podtekstów, ani nie knując żadnych domysłów. Kochałam Cię takiego beztroskiego, opiekuńczego i kochanego. A wszystko skończyło się przez Karolinę. - Złapałam głęboki oddech i zrobiłam sobie przerwę. Lijewski spojrzał mi w oczy i zaczął kręcić głową.
 - Ola, przecież nadal tak może być.. - Pokręciłam przecząco głową.
 - Nie, Marcin. Wiesz dlaczego? - Nie czekając na odpowiedź kontynuowałam swoją wypowiedź. - Bo przez to co się stało nie jesteś już dla mnie tylko przyjacielem. Nie potrafię i nie chcę patrzeć na Ciebie jak na przyjaciela. Przepraszam. - Wstałam, wyminęłam go i weszłam do łazienki, zamykając drzwi na zamek w nich zamontowany. Podeszłam do lustra zamieszczonego nad umywalką. Opłukałam twarz zimną wodą i spojrzałam ponownie na siebie. Dobrze postąpiłam! Uratowałam ich związek, swoje serce, jego serce i serce Karoliny. Moja podświadomość prychnęła. To ona ma serce? Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Zmyłam z siebie wszelkie oznaki łez, smutku i rozpaczy. W moim pokoju nie było żywej duszy, więc spokojnie się ubrałam w piżamkę i położyłam do łóżka. Mój spokój nie potrwał długo - naszła mnie Marta.
 - Coś ty powiedziała Lijewskiemu, że tak szybko wyleciał z tego mieszkania? - Podniosłam się i wzruszyłam ramionami.
 - Nic nowego, same oczywiste rzeczy. Gdzie reszta towarzystwa? - Przyjaciółka weszła do pokoju i usadowiła się obok mnie.
 - Poszli zaraz po Lijku. Powiesz mi co się dzieje? - Spojrzałam na nią, unosząc brwi. - Nie zamykaj się przede mną.
 - A co ja drzwi, że mam się zamknąć? - Uśmiechnęła się i pokazała mi język.
 - A tak poważnie? - Rzuciłam w nią poduszką.
 - Nie ma już o czym mówić. Wszystko skończone, nie ma przyjaźni, nie ma nic. Karolinie należą się gratulację, najpierw odebrała mi go a teraz mój ulubiony sweterek. - Wydęłam wargi jak naburmuszone dziecko. Marta podniosła się.
 - Jak będziesz chciała tak naprawdę porozmawiać to wiesz, gdzie mnie szukać. Pamiętaj, że masz wokół siebie grupę przyjaciół. - Kiwnęłam głową i życząc jej dobranoc, odwróciłam się na bok i po chwili zasnęłam.
          Kolejny dzień przywitałam z uśmiechem. Śnieg zaczął padać, święta się zbliżały co oznaczało jedno - najwyższy czas zacząć kompletować prezenty dla przyjaciół i rodziny. Jak na razie czekał mnie trening. Wypoczęta i pełna sił pomimo ostatnich wydarzeń wstałam z łóżka. Poranna toaleta, szybkie ubranie i czesanie się i już wychodziłam z domu. Na halę wchodziłam z uśmiechem. Cały trening minął szybko i bezproblemowo (przez godzinę byłam w rękach naszego fizjoterapeuty, później wykonywałam ćwiczenia mające usprawnić moje kolano). Niezbyt zadowolił mnie ten trening, ale nie narzekałam. Lepsze to, niż nic. Jak zawsze my, dziewczyny mijałyśmy się z męskimi seniorami. Wychodząc z hali widziałam zaparkowane samochody większości chłopaków. Zgrabnie ominęłam grupkę stojącą niedaleko mojego samochodu i wymigałam się od rozmowy tym, że mi się śpieszy. Dom, prysznic i uczelnia. Wieczorem miałam kolejny trening, tylko tym razem biegałam na bieżni na naszej halowej siłowni. Poćwiczyłam troszkę, rozgrzałam mięśnie i wzięłam się za sztangi. Trening siłowy poczułam w moich stawach i to o wiele bardziej, niż ostatnio, gdy byłam na siłowni. Wracając do domu zorientowałam się, że ktoś dobija się do mojej komórki. Podniosłam ją i uśmiechnęłam się na widok zdjęcia osobnika, który dzwonił.
 - Halo?
 - Cześć, urocza panienko. Co porabiasz? - Konkrety, to lubię.
 - Wracam do domu, czemu pytasz? - Po drugiej stronie zapadła cisza. - Halo, jesteś tam?
 - Tak, tak. Tak się składa, że siedzę pod twoim blokiem. Mahomet nie chciał przyjść do góry, to góra przyszła do mahometa. Czy jakoś tak, w każdym bądź razie wpraszam się na herbatkę, bo zimno. - Jego wyznanie przypieczętowałam śmiechem.
 - Zaraz bedę, tylko zastrzegam sobie prawo do wzięcia prysznica. 
 - To jakaś propozycja? - Zaczęliśmy się oboje śmiać. 
 - A chcesz, żeby to była propozycja? 
 - Zawsze i wszędzie, maleńka! - Skończyliśmy rozmowę, gdy wjeżdżałam na osiedle. Wchodząc do budynku w którym mieszkałam rozglądałam się za niebieskookim. I go znalazłam! Stał nonszancko oparty o ścianę i rozmawiał z konserwatorem. Zauważył mnie i posłał mi pełen zadowolenia uśmiech. Podeszłam bliżej, a pracownik z którym rozmawiał odszedł. 
 - Mmm, spocona kobieta to najpiękniejsze co moze być. - Pokazałam mu język i zaprosiłam do mieszkania. Kazałam mu zaczekać w salonie, a sama poszłam wziąść prysznic. 

 

7 komentarzy:

  1. zaaaa krótko znowu :/ ale czekam :3
    Pięknie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą powagą - ten fragment rozdziału przypadkowo się ukazał. Miałam do niego dopisać i to sporo - niestety tak kończy się zabawa pięcioletniej dziewczynki moim telefonem. Coz, druga część ukaże się pod tytuł: rozdział 11 cz.II. pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Kochana jest genialnie. Mówiłam, że przez Ciebie zaczęłam interesować się ręczną? Nie? To mówię. A teraz konkrety.
    Lijewski mógłby się ogarnąć, Karolina działa mi na nerwy jak innym u mnie Marlena - cóż fajne sobie postacie wykreowałyśmy. Jak pisałaś o powrocie do domu i wymiotach na każdym krzaczku przypomniała mi się 18 mojej kumpeli. Byłam najstarsza pilnowałam wszystkich by kumpela mogła świetować a nad ranem tak się ściorałam, że nie wiem jak trafiłam do domu. :O nie ważne.
    Dalej. Sweterk trzeba spalić - bo zarazki i głupota się przenoszą.
    Coś czuję, że może coś będzie między Lewandowską, a młodym prawnikiem- czekam na to z niecierpliwością!
    scena kiedy Lewandowska jest u taty na cmentarzu ścisnęła mnie bardzo za serce, ale jak wylądowała w męskiej szatni pod prysznicem myślałam, że się udławię ze śmiechu.
    Ogólnie - BARDZO DOBRA ROBOTA! Cholernie mi się podobało i czekam na więcej.

    zapraszam na 10 jeżeli jesteś zainteresowana ;)
    http://moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com/2015/04/szczescie-ruszao-we-mnie-pena-para-i-z.html

    ps. ZDAŁAM komis. CZAISZ?! :O
    więc o ile się nie podłamię po ostatnim cudownym incydencie na moim blogu to będę dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdybyś była zainteresowana to informuję iż 11 doleciała!
    http://moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com/2015/05/doszam-do-wniosku-ze-nie-warto-byc.html
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrobiłam bloga <3
    Szczerze mówiąc szukalam fajnego bloga o recznej i w końcu go znalazłam. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, nie, nie, nie... To nie tak miało być :/ Mieli porozmawiać! I żyć w zgodzie... A tu jeszcze bardziej się namiesza, bo Olka sobie nowego kolege znalazła! Nie, nie, nie. :/
    Głupia Karolina! Nawet sweter zabrała! Ughhh.
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale zawalony tydzień miałam i takie tam :/
    Buziaki :*
    http://walczycomilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana gdybyś miała ochotę to informuję, że 12 już opublikowana!
    http://moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com/2015/05/dzien-dobry-witamy-wswiecie.html
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń