piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 7

             - Jeśli chcesz pooglądać moich kolegów po fachu, to mam już plany na jutro dla Ciebie. - Rudowłosa uniosła brwi. Uśmiechnęłam się tajemniczo i obserwowałam jej reakcję. Była nieco spóźniona, jednak po chwili zaczęła skakać i tańczyć swój taniec radości. Rzuciła się mi na szyję i zaczęła piszczeć mi do ucha.
- Marta! - Dziewczyna się ode mnie oderwała, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. - Zaraz słuch przez Ciebie stracę. - Przestała piszczeć, za to obdarowała mnie silnym uściskiem. Skąd ta dziewczyna ma tyle siły? Uśmiechnęłam się. Marta spojrzała na zegarek - wybiła siedemnasta.
- Muszę lecieć skarbie obiecałam, że odbiorę Adasia  z przedszkola. - Adaś to jej kochany, siostrzeniec. Z jej opowieści wiedziałam, że to cudowne dziecko.
- Jasne, leć. - Przyjaciółka złożyła buziaka na moim policzku i krzyknęła wychodząc:
- Będę po Ciebie dziesiąta trzydzieści jutro, pa! - Pomachałam jej, a po chwili wstałam i zamknęłam drzwi na klucz. Czyli sprawa z podwózką na uczelnię mam załatwioną. A, jeszcze tylko wejściówki na mecz muszę załatwić. Otworzyłam laptopa i weszłam na Facebooka. Hm, Kamil jest niedostępny, a o zgrozo.. Jedyną aktywną osobą z męskiej części drużyny był Marcin. Ale przecież zawarliśmy rozejm. Jesteśmy kumplami, prawda? Chyba mogę mieć małą prośbę, prawda? Przeczesałam palcami włosy. Sama nie wiem. Kliknęłam na nazwisko kolegi i otworzyło się okno rozmowy. No dobra, wzięłam oddech. Odwagi, dziewczyno. Już miałam napisać, gdy chłopak zniknął z czatu. No trudno, złapałam za telefon i wybrałam jego numer.
- Halo? - Zachrypnięty głos Marcina się odezwał.
- Cześć. - Zabrzmiałam strasznie cicho, a więc odchrząknęłam i powtórzyłam: - Cześć.
- Co tam słychać Ola? - Jego głos się rozweselił.
- Tak właściwie to miałabym prośbę. - Przygryzłam wargę i westchnęłam.
- Wal, młoda. - Zignorowałam tę "młodą".
- Potrzebowałabym dwie wejściówki na jutrzejszy mecz. - Wyrzuciłam z siebie. Zacisnęłam powieki, w oczekiwaniu na jego odpowiedź. O dziwo, zaśmiał się.
- Jasne, nie ma problemu.
- Oczywiście, zwrócę Ci za nie. - Dopowiedziałam, słysząc jego odpowiedź.
- Nie ma takiej potrzeby. Za to, ja mam propozycję. - I czego Lijewski, ty seksowny dupku chcesz?
- Taak? - Przeciągnęłam głoskę, zastanawiając się o co chodzi.
- Butelka wina i pyszna kolacja? - Zamarłam ze zdziwienia.
- Nie musisz zająć się narzeczoną? - oparłam się wygodnie o poduszki, czekając na odpowiedź.
- Jesteśmy chyba przyjaciółmi, prawda? - Zapytał, a ja się zaśmiałam. - No weź, kolegami chociaż? - Zaczęłam się śmiać na całego.
- Niech Ci będzie, ale bez moich biletów nawet się nie pokazuj! - Teraz to on zaśmiał się.
- Dobra, o ósmej wpadnę z twoimi biletami i moim winem. - Jasne, a gary na mnie spadły!
- Lubisz spaghetti? - Zapytałam o to, co mi do głowy przyszło.
- Uwielbiam!
- To do zobaczenia, cześć! - Rozłączyłam się. Telefon przyłożyłam do siebie i zaczęłam się uśmiechać. Jezu, co ten człowiek ze mną robi? Fajnie jest mieć takich przyjaciół! Ogarnęłam w mieszkaniu w miarę możliwości i chwilę po dziewiętnastej zaczęłam robić spaghetti. Nakładałam właśnie na talerze, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam w nich zapowiedzianego gościa. W jednej ręce trzymał jedną, samotną różę, natomiast w drugiej butelkę wina. Uśmiechał się w sposób, jaki ukazywał jego słodkie dołeczki. Przesunęłam się i gestem ręki zaprosiłam go do środka. Mężczyzna wszedł i zamknął drzwi. Kurtkę zdjął i zawiesił na wieszaku. Stanął naprzeciwko i lustrował mnie wzrokiem. Czułam wpływające gorąco na moje policzki.
- No to co? Zapraszam na tą obiecaną kolację. - Wskazałam mu ręką jadalnię.
- Pomóc Ci w czymś? - Zatrzymałam się.
- Tak, właściwie to mógłbyś. - Uśmiechnęłam się, a on zabrał talerze z naszą kolacją i postawił w jadalni, gdzie wcześniej naszykowałam sztućce, serwetki i kieliszki do wina. Z moimi przyjaciółkami Lolą i Ebolą doszłam do stołu i zajęłam miejsce.
- Tak w ogóle, to dla Ciebie. - Wyciągnął rękę z różą w moją stronę. Wzięłam ją i powąchałam.
- Dziękuje. - Na stole znajdował się wazon z kwiatami, które przyniósł Kamil, a więc moją piękną róże wsadziłam do tego samego wazonu. Marcin zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu.
- Gdzie masz korkociąg? - Zapytał, obserwując mnie uważnie.
- Pierwsza szuflada w komodzie. - Marcin się odwrócił i sięgnął po wskazaną przeze mnie rzecz. Otworzył wino i nalał nam obojgu do kieliszków.
- Więc, co tam w klubie słychać ciekawego? - Zapytałam, nawijając makaron na widelec.
- W porządku, dalej wycisk dostajemy. - Mówiąc to, zmarszczył nosek. - Ale to nieważne, co z kolanem?
- Ehm, no skręcone i chyba coś z więzadłami. - Powiedziałam i wsadziłam widelec z makaronem do ust. Marcin uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Parę tygodni i znów będziesz biegała krętymi uliczkami! - Marcin spuścił wzrok, jakby powiedział coś, czego nie powinien.
- Skąd wiesz, że biegam krętymi uliczkami? - Mężczyzna nachylił się nad stołem i wyznał:
- Mieszkam w jednej z tych uliczek. - Zacisnęłam usta w wąską linię i studiowałam w głowie dokładną trasę mojego porannego biegania. - Niesamowity widok, gdy piję poranną kawę, a pod moim domem przebiega pewna brunetka, ociekająca potem. - Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy.
- Marcinku... Jak ja cię kiedyś palne to, aż zmienię trasę biegania! - Zagroziłam palcem, co oboje przypłaciliśmy napadem śmiechu.
- Moment, a ty nie mieszkałeś przypadkiem w bloku? - Coś mi tu nie grało. Wtedy, kiedy byłam u niego po imprezie mieszkał w bloku.
- Mieszkałem. Przeprowadziłem się, bo w domu to trzeba mieć gdzie grilla zrobić, móc pomoczyć się w basenie i mieć gdzie imprezy urządzać, a przy reszcie tych neandertalczyków potrzeba dużo miejsca. - Wyjaśnił. Pokiwałam głową, rozumiejąc. Wróciliśmy do jedzenia.
- Dlaczego ja nic nie wiedziałam o twojej ukochanej? - Wytknęłam mu, wymierzając w niego widelca. Podniósł ręce w obronnym geście.
- Tylko nie widelcem, błagam! - Odłożyłam widelec i palnęłam go żartobliwie w czoło. Złapał moją rękę i trzymał w uścisku. - I co teraz? - Zapytał, a ja się zaśmiałam i wyrwałam moją dłoń z jego uścisku.
- Nie zmieniaj tematu Lijewski! - Napiłam się troszkę wina.
- Dobra, dobra. To dość dziwny przypadek z Karolą. - Uniosłam wysoko brwi.
- Proszę o rozwinięcie tej wypowiedzi - Zarządziłam, dłubiąc w swoim talerzu. Marcin upił trochę wina i odchrząknął.
- Różnie to między nami bywa, czasem lepiej, czasem gorzej. - Wzruszył ramionami. Oboje skończyliśmy jeść.
- Chodźmy do salonu, tylko zabierz wino! - Podniosłam się i złapałam za kule, gdy Lijek złapał mnie i podniósł jak pannę młodą.
- Co ty wyrabiasz? - Popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Pomagam ci. - Po drodze wzięłam butelkę wina. Mężczyzna delikatnie położył mnie na kanapie w salonie, a sam zajął miejsce na podłodze obok kanapy. Dalej piliśmy wino, rozmawiając.
- Kochasz ją? - Zapytałam ni stad, ni zowąd. Spojrzał na mnie zdziwiony i zamilkł na chwilę.
- Można tak powiedzieć. - Wzruszył ramionami i odbił piłeczkę - A ty?
- Co ja? - Spojrzałam na niego.
- Masz kogoś? - Pokręciłam przecząco głową. Marcin uśmiechnął się sam do siebie. Rozmowa toczyła się dalej, bardzo miło spędzaliśmy czas.
- A, właśnie. - Wstał i wyciągnął z kieszeni kurtki białą, podłużną kopertę. Wręczył mi ją i usiadł obok. Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej dwie wejściówki VIP na jutrzejszy mecz Vive Tauron Kielce przeciwko MKS Zagłębie Lublin. Podskoczyłam z radości i dałam mu buziaka w policzek.
- Dziękuje! - Chłopak się roześmiał i przytulił, w przypływie emocji. Po chwili zdaliśmy sobie sprawę co robimy i odsunęliśmy się od siebie.
- Co powiesz na seans filmowy? - Zapytałam, chwytając za pilota od plazmy wiszącej na ścianie.
- Horror? - Musiałam negocjować, nienawidziłam horrorów.
- Komedia? - Marcin pokręcił głową. Westchnęłam głęboko i przewróciłam oczami.
- To wybierz jakiś thiller. - Na to się zgodziłam i wybrałam pierwszy lepszy film. Mężczyzna siedział na tyle blisko mnie, że nasze ramiona się stykały. W niektórych momentach zerkałam na niego i niemal od razu spuszczałam wzrok. Czułam się niczym szesnastolatka w kinie ze swoim pierwszym chłopakiem. No, te szesnaście w końcu nie tak dawno było, bo zaledwie trzy lata temu. Niby pierwsza randka? Wróciłam myślami do początku moich "randek" jeśli w ogóle można byłoby to tak nazwać. Kilka nieudolnych spotkań z kolegami Roberta, bo tylko oni mieli odwagę gdziekolwiek mnie zaprosić. A większość jego kolegów była zdania, że siostry najlepszego kumpla się nie tyka. Odważnych, którzy wykazali mną zainteresowanie i tak przegonił Lewy. Ciężkie, oj ciężkie miałam życie ze starszym bratem. Wróciłam myślami do obecnej sytuacji. Siedzę i oglądam film z przyjacielem. No, z zaręczonym przyjacielem. I dobrze. Ja i tak nie mam czasu na żadne związki! Czasu, chęci ani nawet ochoty. Koniec, kropka. Marcin na mnie spojrzał, a ja pokazałam uniesiony kciuk w górę i wróciłam do oglądania filmu.
       Ciężko oddychałam, jakbym przebiegła maraton. Jakby ktoś mnie dusił, a nie jakbym maraton przebiegła. Nie otwierając oczu, starałam się ręką odnaleźć rzecz, która mnie przygniatała. O dziwo natrafiłam na jakieś palce. Macając je, zauważyłam że są dość duże i męskie. Moment, co ja wczoraj robiłam? W mojej głowie przeżyłam jeszcze raz wczorajszy dzień. Dzień? Moment, otworzyłam oczy i sprawdziłam, która godzina na komórce. 2:23! Ugh. Uniosłam głowę i spojrzałam na śpiącego w półleżącej pozycji chłopaka. Mecz! Musi być wyspany na mecz! Odsunęłam się i próbowałam go obudzić.
- Marcin.. - Lekko nim potrząsnęłam, a on przyciągnął mnie do siebie i jeszcze bardziej wtulił się we mnie. Muszę to zrobić. - Marcin, zaraz spóźnisz się na mecz! - Odsunęłam się i patrzyłam jak mężczyzna się zrywa i rozgląda zdezorientowany. Gdy jego wzrok spoczął na mnie, słodko wybrnęłam z sytuacji:
- Nie chciałam, żebyś był niewyspany na meczu, ale nie przeniosłabym cię sama do pokoju gościnnego. - Rozglądał się dalej, aż w końcu usiadł obok mnie i zapytał;
- Która godzina? - Odblokowałam komórkę i pokazałam mu. - To ja jadę do siebie.
- Nie wygłupiaj się, jest późno, poza tym piłeś wino. Maszeruj do pokoju gościnnego! - Sama wstałam, ale ubiegł mnie Marcin - znów wziął mnie na ręce, jakbym ważyła tyle co piórko, a ja wskazałam drogę do pokoju gościnnego. Posadził mnie na łóżko i usiadł obok.
- Wiesz co? Zwale rano winę na wypite wino. - Ściągnął koszulkę. - Dlatego śpisz dziś ze mną. - Dodał, a ja nie potrafiłam oderwać spojrzenia od jego klatki piersiowej. 
- Czysto po przyjacielsku, tak? - Mężczyzna potwierdził to skinieniem głowy. - To daj mi się przebrać. - I już go nie było w pokoju. Po chwili wrócił i rzucił mi krótkie spodenki i koszulkę z logiem Chorzowa. Sam obrócił się i poszedł do łazienki dając mi czas, abym mogła się przebrać. Wróciwszy, usiadł na łóżku. Położyłam się wygodnie.
- Gaś to światło! - Posłusznie je zgasił i ułożył się tak, że twarz wtulał w mój brzuch, obejmując mnie swoimi ramionami w talii. Ziewnęłam i przeczesałam palcami jego włosy. Zapewne rano, będziemy sobie pluli w brodę, ale co tam! Przytuleni tak do siebie odpłynęliśmy w krainę morfeusza. Spało mi się tak dobrze jak nigdy! Dawno się tak nie wyspałam. Przeciągnęłam się leżąc w łóżku i otworzyłam oczy. Jeśli wierzyć zegarkowi, właśnie wybiła dziewiąta. Spokojnie dziewczyno, gdzie ci się spieszy? Nigdzie! Moje spojrzenie powędrowało na osobnika śpiącego obok, jego ręka spoczywała na moim brzuchu. Miał rozanielony wyraz twarzy, jakby śniły mu się latające piłki do ręcznej. Delikatnie próbowałam podnieść jego rękę z siebie i wstać, ale mi się to nie udało. Marcin jakby przewidując co chce zrobić, objął mnie jeszcze mocniej i zaczął mruczeć przez sen. Nie wierze! Zaczęłam cicho się śmiać.
- Możesz się ze mnie nie śmiać? - Wystawił dolną wargę przed górną i spojrzał na mnie swoimi oczkami.
- Dobrze, że już się obudziłeś, a teraz puść mnie.
- Nigdy Cię nie puszcze, zostaniesz tu ze mną na zawsze! - Roześmialiśmy się oboje z tej "groźby". Poklepałam go po ramieniu mówiąc, że prędzej by miał mnie dość niż się spodziewa. Chwila. Coś dziś miałam zrobić, tylko co? Wstałam i zrobiłam nam wspólne śniadanie w kuchni. Za aromatem świeżej kawy do kuchni przyszedł Marcin. Zajął miejsce przy stole kuchennym.
- Do twarzy Ci z patelnią. - Wyznał, a ja miałam ochotę go tą patelnią zdzielić po głowie.
- Stary jak brzoza a głupi jak koza! - Zabrał jedną z kanapek z talerza, odgryzł kęsa i posłał mi buziaka w powietrzu.
- Maleńka, za to mnie uwielbiasz. - Lijewski, co ja z Tobą mam? Bogu dzięki, nie wracaliśmy do sytuacji jeszcze sprzed kilku minut, gdy leżeliśmy razem w łóżku. Zjedliśmy śniadanie do końca, gdy zadzwonił mój telefon.
- Halo? - Powiedziałam, patrząc na mężczyznę siedzącego niedaleko mnie.
- Ola, jesteś już gotowa? - Głos Marty przeszedł od razu do konkretów.
- Jak to? Na co?  - Zapytałam, lekko zdezorientowana. Przecież mecz zaczyna się o osiemnastej dopiero!
- Jak to na co? - Jęknęła. - Na zaliczenie dzisiejsze! - Palnęłam się otwartą dłonią w czoło. Cholera jasna!
- Spóźnię się chwilkę, jedź na uczelnie sama, spotkamy się na miejscu.  - Zakończyłam rozmowę.
- Jesteś samochodem? - Marcin od razu rzucił:
- Leć się zbierać, ja tu ogarnę po śniadaniu i podrzucę cię. - Nachyliłam się i pocałowałam go w policzek.
- Kochany jesteś! - I wyszłam z kuchni, skacząc na zdrowej nodze. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam pierwsze lepsze ciuchy. Do torby spakowałam potrzebne mi rzeczy. Marcin czekał już na mnie w przedpokoju, zwarty i gotowy. Tak jak obiecał, tak zrobił - Odwiózł mnie pod samą uczelnię. Do dali zdążyłam dosłownie parę sekund przed profesorem. Zajęłam swoje miejsce i posłałam uśmiech Marcie. Nauczyciel rozdał nam arkusze egzaminacyjne, życząc powodzenia. Wzięłam oddech, złapałam za długopis i zaczęłam brnąć przez zadania.
- Zostało piętnaście minut, moi mili. - Oznajmił profesor, przechadzając się po sali. Dokończyłam pisać, wstałam i podałam test mężczyźnie. Wskazałam Marcie na drzwi, a ta uśmiechnięta pokiwała głową. Nie musiałam na nią długo czekać, wyszła niedługo po mnie.
- I jak? - Zapytała, gdy pocałowałam ją w policzek w geście przywitania.
- Myślę, że dobrze. Większość pytań było banalne! - Marta zgodziła się ze mną, więc ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Zapakowałyśmy się do samochodu dziewczyny.
- To jak, jesteś wolna od 16 czy mam znaleźć kogoś innego? - Zapytałam, obserwując jej reakcję.
- Mówiłaś poważnie?! - Jechała na oślep, patrząc na mnie.
- Jak najbardziej poważnie! Tylko błagam, patrz na drogę, chcę dożyć meczu! - Przyjaciółka wywróciła oczami i odwróciła się w stronę jezdni. Dojechałyśmy bezpiecznie na miejsce, po czym umówiłyśmy się, że kumpela wpadnie o szesnastej. Doczłapawszy się do domu, wysprzątałam na błysk salon, kuchnię i jadalnię. Ciągle sprzątam, cóż takie życie. Uwielbiam, gdy moje mieszkanko jest czyściutkie na połysk, był to mój taki mały fetysz. Potem przeszłam do pokoju gościnnego. Pościel nadal pachniała Lijewskim. Zmieniłam pościel, po czym idealnie równo ułożyłam ją na łóżku. Ogarnęłam w łazience i moim pokoju i woila! Gotowe! Po wszystkim wskoczyłam do wanny, aby wziąć kąpiel. Odświeżyło to mnie i czując się jak nowo narodzona, owinęłam się puchatym ręcznikiem. Nie spojrzałam nawet w lustro, tylko od razu skierowałam się do szafy, hm... Trzeba by było włożyć coś klubowego. Niestety nie miałam żadnej koszulki klubowej nawet podobnej do naszych Kielczan, dlatego uznałam, że zakupie takową i kilka innych rzeczy przed meczem w sklepie kibica. Pomalowałam się delikatnie, włosy wysuszyłam i naciągnęłam na siebie czarne rurki oraz białą bokserkę. Oczywiście nieodłączną rzeczą mojego stroju była czarna orteza na kolanie i para kul. Starałam się poruszać po domu bez kul, jednak na dłuższy spacer nie dałabym rady iść. Cieszyłam się, bo z kolanem było lepiej. Bolało już tylko przy zginaniu. Punktualnie o szesnastej do mieszkania bez pukania wpadła Marta.
- Jestem! - Krzyknęła na wstępie.
- No przecież słyszę! - Dziewczyna odnalazła mnie w sypialni i przysiadła obok. Obejrzałam ją od stóp do głów. Miała na sobie replikę klubowej koszulki  Szypszaka, na co wybuchnęłam gromkim śmiechem. Rzuciła we mnie pierwszą napotkaną rzeczą, co okazało się być stanikiem.
- Stanikami to w piłkarzy. - Powiedziałam zanosząc się jeszcze bardziej śmiechem. W końcu się uspokoiłam, narzuciłam na siebie bluzę i wyszłyśmy. Na halę dotarłyśmy przed siedemnastą, więc w spokoju zrobiłam 'zakupy' w sklepie kibica i przebrałam się w zakupioną koszulkę. Miałam ogromne kłopoty z wyborem, ale padło na nazwisko Lijewskiego. Jakby co, to kibicuję młodemu! Uśmiechnęłam się do moich myśli. Jestem głupia jak but! Pokazując nasze Vipowskie bilety, weszłyśmy na główną halę i zajęłyśmy nasze miejsca. Ludzie już powoli się schodzili. Obie drużyny wyszły na boisko i zaczęły się rozgrzewać. Uważnie obserwowałam każdego z naszych zawodników.
- Ola! - Odwróciłam się i ujrzałam piękną blondynkę. Wyciągnęłam do niej ręce, a ta podeszła i mnie mocno przytuliła.
- Jak ja się stęskniłam. - Powiedziałam jej do ucha. Jak już się wy przytulałyśmy, jakbyśmy się rok nie widziały to sprawdziła swoje miejsce. Dobrze się złożyło, bo jej miejscówka wypadała akurat obok mnie. Zajęła swoje miejsca, a ja przedstawiłam jej Martę. Mecz się rozpoczął, wszystko było niesamowite. Od dawna nie oglądałam spotkania z trybun. Żółto-niebiescy kibice skandowali nazwę drużyny, śpiewając przeróżne przyśpiewki. Odszukałam wzrokiem Lijewskiego, który rozglądał się po tłumie. Jego wzrok zatrzymał się na mnie a ja pomachałam mu i pokazałam uniesiony kciuk w górę. Uśmiechnął się szeroko i nie spuścił ze mnie wzroku do momentu, aż musiał wejść na boisko. W pierwszej szóstce wyszedł Kasa w bramce, stary Lijek na prawym rozegraniu, na kole Jurecki, Bielecki prawe skrzydełko, Chrapowski na lewym rozegraniu, Tkaczyk zajął lewe skrzydło a na środku rozegrania stanął sam Tomasz Rosiński. Klasnęłam w dłonie, ciesząc się jak dziecko. Przeciwnik wylosował boisko, a więc to nasi chłopcy zaczynali. Dzielnie dopingowałyśmy z dziewczynami naszą drużynę. Zdzierałyśmy gardła, aby tylko zmotywować ich do dalszej walki. Michał i Marcin zgrali się i to oni rzucali większość bramek. W każdej wolnej chwili Marcin zerkał na mnie, a ja uśmiechałam się szeroko i dopingowałam ich jeszcze głośniej. Mecz dobiegł końca z wynikiem 32:26 dla Kielczan. Byłam taka dumna z moich chłopaków! Przy barierkach stali fani, czekając na autografy. Każdy z piłkarzy ręcznych rozdał kilka autografów i obrali jako swój kierunek szatnię. Marcin podszedł do mnie.
- Popatrz, znów po przeciwnych stronach, jak nie stołu to barierki. - Uśmiechnęłam się tylko, patrząc na niego.
- Gratuluję wspaniałego meczu. - Chłopak puścił mi oczko.
- Doping też był niezły. - Złapałam za kulę i powoli zmierzałam w stronę wyjścia, gdzie czekały na mnie dziewczyny. Wyszłyśmy przed halę.
- Nie będziecie miały nic przeciwko, jeśli zaczekamy na Michała i pójdziemy z wami coś zjeść? - Zapytała Angelika. Marta przystała na jej propozycję z ogromnym entuzjazmem. Obie spojrzały na mnie.
- Jasne, nie ma problemu. Może któryś z chłopaków będzie chciał się przyłączyć? - Zastanawiałam się głośno.
- Nie któryś z chłopaków a pan Lijewski! - Spojrzałam na blondynkę. Uniosła brwi i pokazała mi swoje idealne uzębienie.
- Schowaj zęby, bo ci wypadną, mądralo. - Dziewczyna się zaśmiała i odwróciła w stronę bocznego wyjścia, którym wychodzili zawodnicy. Niedaleko wyjścia stała długonoga blondynka. Chłód jesiennych dni nie przeszkodził jej w noszeniu krótkiej spódniczki i wysokich szpilek. Jej nogi przez ten strój wydawały się niesamowicie długie. Proste, blond włosy przeczesała palcami i oparła ręce na biodrach. Była chuda jak bocian i cycata, jak krowa! Wskazałam dyskretnie na dziewczynę, gdy przyjaciółki na mnie spojrzały i roześmiałam się cicho. Śmiech szybko zniknął i zastąpiło go zdziwienie. To co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania. Spodziewałabym się po nim czegoś lepszego, niż plastiku z kilogramem tapety na twarzy..
Witam kochane! 
Z racji wolnego, wzięłam się ostro do pisania i oto rozdział, który powstał w ciągu trzech godzinek. Jestem już do przodu, bo kolejny jest napisany, a więc jestem z siebie dumna^^. Ten rozdział ma 9 stron w wordzie i jak na razie jest najdłuższym, jaki napisałam. Wiecie co? Nie jest sztuką pod jednym rozdziałem mieć 2543 komentarzy, a sztuką jest utrzymanie chociażby paru czytelników przy sobie do końca opowiadania. Mam nadzieję, że będą tu tacy, którzy ze mną wytrzymają. Następny myślę, że pojawi się na dniach, pozdrawiam gorąco:* 

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Kolejny jest już napisany i za chwilę biorę się już za 9*-* Myślę, że tak czwartek/piątek:*

      Usuń
  2. Kochana Ty wiesz, że Cię uwielbiam - i uwierz, że będę!
    Teraz mam trochę na głowię, więc nie jestem w stanie na bieżąco komentować, ale pomału nadrabiam zaległości. Lijewski jest jak Wronka - nie docenia i bierze byle co, a my tego nie lubimy! Ale jednak rozdział wygrał tekst- Horror, Komedia, - Wybierz Thriller. <3 Trzymaj się kochana i dużo Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bum bum kochana gonię Cię 4 u mnie już wylądowała!

    http://moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahah rozdział ma być dzisiaj i koniec !!
    w ogóle nie interesuje się piłką ręczną ale twoje opowiadanie jest świetne <3
    Blond lala to pewnie laska Lijewskiego, gustu chłopak nie ma :3
    czekam na kolejny i na pewno tu zostane ;*

    OdpowiedzUsuń