Zjedliśmy przygotowane przez Anię naleśniki, po czym resztę
popołudnia spędziliśmy oglądając kreskówki, pijąc kakao i wspominając
dzieciństwo. Uśmiech sam wkradał się na moją twarz, gdy patrzyłam na małżeństwo
mojego brata. Uwielbiałam patrzeć na tych dwojga, byli pełni życia. Zmęczeni
naszym jakże męczącym zajęciem, poszliśmy do łóżek.
Kolejnego dnia obudziłam się z powodu ogromnego kolana.
Ciągło, jakby rwało się do biegania. Podniosłam się do pozycji siedzącej i
przetarłam oczy, dłońmi. Moje spojrzenie zatrzymało się na czarnej ortezie.
Kolejny dzień rozpoczynający się widokiem tego głupiego kolana. Zestawiłam
powoli moją nogę na ziemię i złapałam za kule. Nie przebierając się, pokuśkałam
do kuchni. W domu panowała totalna cisza, więc śpioszki jeszcze spały.
Spojrzałam na zegarek i tu się zdziwiłam - dochodziła dziewiąta. Ziewnęłam
ostatni raz i wstawiłam wodę na kawę. Robert zgłodnieje to zaraz przyleci do
kuchni, czując zapach kawy, a Ania to Ania. Wyśpi się to wstanie. Skoro oni
mnie obsługiwali tyle razy to czas, żebym ja zrobiła im śniadanie. Wyjęłam z
lodówki potrzebne produkty i przygotowałam górę kanapek i trzy kawy. Jakimś
cudem przeniosłam to na stół w jadalni, włączyłam telewizję i zaczęłam jeść.
Drzwi od pokoju gościnnego zaskrzypiały, Robert przyczłapał do kuchni w samych
bokserkach. Pocałował mnie w czubek głowy, przechodząc obok i zajął miejsce.
- Jezu, jaką mam uczynną młodszą siostrę! - Wziął się za
pałaszowanie śniadania.
- Ubrałbyś się, zaraz stracę wzrok. - Mężczyzna napiął klatę
i wyszczerzył kły. Zaczął się walić pięściami po klatce piersiowej, udając
tarzana.
- Teraz przypominasz małpę, ale zapuścisz włosy i od razu
będzie lepiej! - Krzesło obok mnie, odsunęło się i opadło na nie drobne ciałko
szatynki. Wyglądała na zmęczoną.
- Cześć mała - Powiedziała sięgając po kanapkę.
- Mów za siebie! - Pokazałam jej język i wróciłam do picia
kawy. Atmosfera podczas śniadania była niesamowita, dawno tak dobrze się nie
czułam. Co dobre - szybko się kończy, Ania ogarnęła po śniadaniu i poszła pakować
walizki. Doszłam do pokoju, który obecnie zajmowali i rozłożyłam się na łóżku,
patrząc na poczynania szwagierki.
- Dopiero co przyjechaliście - Jęknęłam, próbując znaleźć
wygodną pozycję. Ania uśmiechnęła się tylko. Dokończyła pakowanie i usiadła obok.
- Głowa do góry, niedługo znów wpadniemy - Przymknęła
powieki i wymruczała o ton ciszej do mnie: - Ty w tym czasie bierz się za pana
Lijewskiego! - Szturchnęłam ją w ramie, na co ona się roześmiała. Lewy wleciał
do pokoju, szukając nie wiadomo czego i równie szybko z niego wyszedł.
- Kochanie, czego szukasz? - Zawołała za nim, Anka.
- Kluczyków i portfela! - Odkrzyknął. Jak zwykle, on się nic
nie zmieni. Ania wstała, otworzyła swoją torebkę i wygrzebała jego portfel.
- Portfel znalazłam, a kluczyków sam sobie szukaj! - Wróciła
na swoje wcześniejsze miejsce. Robert po raz kolejny wpadł do pokoju, złapał
portfel i niemal wywracając się o walizki, wybiegł.
- Za kogo ja wyszłam.. - Ania wzniosła oczy ku niebu i
pokręciła z niedowierzeniem głową.
- Za wariata! - Skwitowałam uśmiechem i podniosłam się do
pozycji siedzącej. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, po czym para musiała się
zbierać. Czeka ich długa droga do Dortmundu.
- Siostra, odpoczywaj i stosuj się do zaleceń lekarzy.
Jesteśmy w kontakcie jakby co, dzwoń a od razu przyjeżdżam. Dbaj o siebie, bo
marnie wyglądasz i nie oglądaj się za facetami! - Wyrecytował znaną formułkę.
ZAWSZE to mówił. ZAWSZE! Pokręciłam głową i palnęłam ręką w tył głowy.
- Idź już, zejdź mi no z oczu, wieśniaku! - Złapałam za wazon
stojący na stoliku, obok mnie i udawałam, że chcę w niego rzucić. Robert
wyszczerzył zęby, jakby był u dentysty, przytulił mnie do siebie i pocałował w
głowę.
- Będę zazdrosna! - Rzuciła Ania, po czym sama do mnie
podeszła i zaczęła przytulać.
- Już za Tobą tęsknię, ale jak będę w pobliżu to wpadnę. -
Puściła do mnie oczko i wyszeptała, aby Lewandowski nie usłyszał: - Może nawet
bez tego przygłupa.. A więc, nie znasz dnia ani godziny jak wpadnę na kontrolę!
No, pa! - Robert zabrał walizki i wyszedł.
- Zadzwoń jak dojedziecie! - Rzuciłam, machając szwagierce.
Westchnęłam. No Ola, znów jesteśmy same. Dokuśkałam do kanapy w salonie,
położyłam się w pozycji półleżącej, przykryłam kocykiem, włączyłam telewizję i
laptopa. Tak minęło moje popołudnie, wieczór i pół nocy. Na siłę szukałam
czegoś do roboty, jednak nic nie znalazłam. W końcu, znudzona zasnęłam w
salonie. Kraina morfeusza wysłała do mojej podświadomości taki a nie inny sen.
Biegnąc przez las,
czułam się szczęśliwa. Naprawdę, naprawdę szczęśliwa, jednak przebierałam
szybko nogami, bo ktoś mnie gonił. Poczułam palce zacieśniające się na mojej
kostce, przez co runęłam na ziemię. Ktoś na mnie leżał - był ciężki. Odwróciłam
głowę i napotkałam na swej drodze piękne, hipnotyzujące, ciemne oczy. Ich
właściciel uśmiechał się do mnie, takim uśmiechem jak wtedy na hali, gdy mnie
pierwszy raz zobaczył.
- Mówiłem, że i tak
Cię dogonię. - Zbliżył swoją twarz do mojej. W moim brzuchu eksplodowało stado
motyli. Spojrzał mi kolejny raz w oczy i pocałował. Smakował jak kawałek
mlecznej czekolady, ale nie tej za 1,95 z żabki, a jednej z górnych półek.
Mogłabym go zjeść całego. Lekki buziak przerodził się w wojnę języków. Sam
właściciel tego języka przekręcił się na plecy, a mnie wciągnął na siebie.
Pocałunek z niewinnego zrobił się pełen namiętności, a zarazem czułości i
miłości. Mężczyzna odsunął się ode mnie, składając buziaka na moim czole.
Wstałam i pociągnęłam go za sobą. Złapał za moją dłoń i nie puszczając jej,
kontynuowaliśmy spacer. Zza drzewa wyszedł Kamil. Przywitałam go ogromnym
uśmiechem, a ten się spojrzał na nasze splecione dłonie i zrobił się czerwony
na twarzy. Podszedł, złapał mnie za wolną rękę i szarpnął w swoją stronę.
- Kamil! Co ty
wyprawiasz? - Krzyknęłam, zdezorientowana.
- Jesteś moja! Byłaś moja
odkąd się pojawiłaś w Kielcach! - Wykrzyczał do mnie, momentalnie cały pryzmat
szczęścia zniknął. O czym on, do cholery mówi?
- Szyprzak odpieprz
się. Nie znasz słowa 'nie'? Z tego co wiem, Ola już dawno Ci je powiedziała. -
Zaczęli się kłócić, totalnie mnie nie słuchając. Wyrwałam się z ich uścisku i
cofając do tyłu, rzuciłam:
- Ja nie jestem
niczyją własnością. Jeśli mnie tak spostrzegacie, to zastanówcie się kim
jestem. Żywą osobą, która decyduje sama za siebie czy lalką, która jest
sterowana przez innych? - Pokręciłam
głową i odeszłam. Moje szczęście zniknęło, tak szybko jak się pojawiło.
Obudziłam się w środku nocy, zegarek wskazywał 3:47. Wzięłam
głęboki oddech i napiłam się wody, stojącej obok kanapy. Nie zmieniając swojego
położenia, naciągnęłam koc na głowę i próbowałam zasnąć. Przewracałam się z
boku na bok, nie mogąc wygodnie się ułożyć. W ostateczności wstałam, włosy
związałam w niedbałego kucyka i poszłam zrobić sobie kawę. Do gorącego napoju dolałam
mleka i przeniosłam kubek na stół w kuchni. Mam w domu dwa stoły - w jadalni i
w kuchni. A z żadnego nie korzystam. Złapałam za moją torbę, którą ostatnio
miałam na uczelni i wyjęłam z niej notatki. Pierwszy miesiąc studiów to sama
teoria, a więc sama nuda. Nudne czy nie, zaliczenie trzeba dostać. Popijając
kawę, czytałam notatki. To był mój sposób na szybkie zaśnięcie. Po godzinie tak
mi się chciało spać, że musiałam wypić kolejną kawę. Zaliczenie mam dopiero
jutro. Jutro podrzucę zwolnienie i przy okazji zaliczę, to co mam zaliczyć.
Tylko muszę znaleźć kogoś, kto mnie podrzuci, bo o prowadzeniu przeze mnie
samochodu nie było mowy. Do siódmej trzydzieści rano uczyłam się, jednak
skończyłam - myślałam, że głowa mi zaraz eksploduje. Zostawiłam wszystko na
stole tak, jak stało i wróciłam do salonu. Wzięłam moją komórkę do ręki, no tak
- 8 nieodebranych połączeń od Lewego. Kurde, pewnie się denerwuje. Wybrałam
jego numer i przyłożyłam telefon do ucha.
Jeden sygnał, drugi... W końcu po trzecim, odebrał.
- Olka, do cholery czemu nie odbierasz tego pieprzonego
telefonu?! - Wystraszyłam się, nikt od dawien dawna się tak na mnie nie
wkurzył, jak on. Z resztą, to tylko Robert.
- Dobra, dobra,
skończ. - Ucięłam szybko temat.
- Nie ma tego twojego "skończ". Dziewczyno, czy ty
rozumiesz, że się martwiłem czy żyjesz? Mieszkasz sama, masz usztywnione
kolano, a twoje życie towarzyskie ogranicza się do uczelni i hali sportowej! -
Otworzyłam usta ze zdziwienia, a moje brwi zawędrowały wysoko w górę.
- Słucham? - Wyszeptałam. Pierwszy raz usłyszałam takie
słowa od mojego brata. Od mojego bohatera, obrońcy, kompana.
- Słyszałaś. - Odpowiedział nadal zły.
- Wiesz, co? Świetnie sobie bez Ciebie dawałam i daję radę
od lat, bo Ciebie nigdy nie było! - Zdenerwowana, zakończyłam rozmowę. Co on
sobie myśli? Ugh! Ci za gnojek bezczelny! A może jednak ma rację? Pokręciłam
głową. Oczywiście, że nie ma!
Chcąc coś sobie udowodnić, złapałam za telefon. Wybrałam
numer Marty.
- Halo? - Zaspana, odebrała telefon. Momentalnie strzeliłam
facepalma, przecież jest dopiero po 8!
- Wstawaj śpiochu! - Krzyknęłam wesoło do telefonu. - Cześć
- Ziewnęła i rzuciła: - Co tam chcesz w ŚRODKU NOCY ODE MNIE? - Zaśmiałam się w
duchu, to ci śpioch, a niby taka grzeczna.
- Nie warcz tak z rana, gdzie wczoraj balowałaś? - Zapytałam,
rozbawiona. Wieczna imprezowicza.
- "Eclipse" a jaką dupeczkę poznałam! - Wymruczała
z zachwytem.
- Nie gadaj pod nosem, tylko zbieraj dupsko w troki i czekam
na Ciebie. - Podskoczyłam do lodówki i ja otworzyłam.
- Zapraszasz mnie na pogaduchy?
- Mam Ci to napisać na czole, czy co? - Dziewczyna się
roześmiała.
- Dobra skarbie, widzimy się o 12. - Cmoknęła do telefonu i
rozłączyła się, nie czekając na moją odpowiedź. Co za dziewczyna! Pokićkałam do
swojej sypialni i przysiadłam na łóżku. Zdjęłam ortezę z kolana, nie zginając
tej nogi. Powoli, utykając doszłam do łazienki. Nalałam sobie wody do wanny i
wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Moje życie jest tak ciekawe, jak flaki z
olejem. Czas zacząć coś z nim robić, bo dziewiętnastolatka mieszkająca sama w
tak dużym mieszkaniu to nic dobrego. Miałam dziewczyny z drużyny, ale one nie
były zawsze. Każda z nas ma swoje życie. Chyba nie był to za dobry pomysł z tą
przeprowadzką. Chociaż, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jednak hm,
niezbyt widzę te ‘’dobre’’ rzeczy. Jestem tutaj sama jak palec. Pokręciłam
głową i ostrożnie wyszłam z wanny. Wytarłam się i owinęłam szczelnie
ręcznikiem. Po co? Sama nie wiem, mieszkam SAMA a więc mogłabym biegać po domu
nago. Włosy wysuszyłam i nawet ich nie rozczesując zostawiłam w artystycznym nieładzie.
Podsuszyłam je tylko, aby woda z nich nie kapała i utykając, wzięłam z szafy
czarne legginsy i białą bokserkę z nadrukami. Złapałam pierwszą lepszą bieliznę
i ubrałam się. Na leginsy założyłam moją ortezę i gotowe! Zrobiłam dobie
delikatny makijaż używając tuszu do rzęs i błyszczyka. Spojrzałam na swoje
odbicie w lustrze, nie coś mi tu nie gra. Ściągnęłam bokserkę i ubrałam to. Od razu lepiej. Patrzyłam na swoje odbicie. Ostatnio dość często tak stoję i się sobie przypatruje. Cóż, trzeba trochę ogarnąć skoro ma wpaść Marta. Podpierając się na jednej kuli, zaczęłam powoli stawać na chore kolano. Troszkę bolało, ale był to ból do niesienia. Posprzątałam salon i kuchnie, starając się nie przeciążyć kolana. W końcu, usiadłam na tyłek. Była jedenasta trzydzieści. Włączyłam telewizję, ale nic ciekawego nie leciało. Westchnęłam. Nudy, nudy. nudy! Marta przychodź wcześniej! - Sama siebie błagałam w myślach. Ta cisza była, cóż dołująca. Równiutko o dwunastej zadzwonił domofon. Nie sprawdzając kto to, otworzyłam i wróciłam na kanapę. Napisałam esemesa Marcie o treści: ''Drzwi otwarte''. Ktoś zapukał do moich drzwi, wybrałam numer przyjaciółki.
- Jesteś głupia czy co? Mówię Ci, że drzwi otwarte! - Warknęłam do telefonu, zapadła któtka cisza ze strony Marty.
- No właśnie miałam ci dać znać, że trochę się spóźnię, bo robie mamie zakupy. - Przełknęłam ślinę. A więc, kogo niesie?
- Okej, do zobaczyska. - Zakończyłam rozmowę i podpierając się na kulach, doszłam do drzwi wejściowych. Bez wahania je otworzyłam. Bukiet kwiatów stał w moim progu. A pod bukietem wystawała para męskich nóg w dżinsach.
- Cześć, bardzo miło Was widzieć, kwiatki. Może wejdziecie? - Przesunęłam się, aby zrobić miejsce do przejścia dla bukietu. Osoba, która trzymała bukiet parsknęła śmiechem i odsunęła kwiatki, ukazując swoją twarz. Mordka Kamila Szyprzaka uroczo się do mnie uśmiechała. Tak, jeszcze jego mi tu brakowało. To znaczy, lubiłam Kamila, nawet bardzo ale tylko jako KOLEGĘ. A wygląda na to, że on chciałby czegoś więcej. Czułam, że rozmowa na ten temat mnie nie ominie. Byleby mój sen nie był proroczy. No bo śni mi się Lijewski i Szyprzak. I co? Szyprzak stoi w moich drzwiach w niebieskich dżinsach, białej koszulce z nadrukami i brązowej bluzie z kapturem. Ha, nie zapominając o bukiecie kwiatów! Co on, oświadczyny planuje czy co? A, wracając do tematu: Byleby nie oczekiwał ode mnie wielkiej miłości, bo mu jej nie dam. Czekam na księcia w lśniącej zbroi, który porwie mnie hen daleko. No, to sobie jeszcze poczekam. Wróciłam do świata żywych i zaprosiłam Kamila do środka. Wszedł i wręczył mi, trzymany w dłoniach bukiet.
- Z życzeniami szybkiego powrotu do pełnej sprawności! Od drużyny i samego prezesa. - Kamil wyszczerzył zęby w uśmiechu i wskazał na swój policzek. Cmoknęłam go we wskazane miejsce. W kwiatach był list, a więc sięgnęłam po niego:
Ola, Oluś, Oleńko, Olińko, Oleczko nasza kochana!
Kto będzie na nas wrzeszczał, marudził i rozbawiał?
(Ehm, poza Wentą oczywiście). Wracaj szybko do zdróweczka i na parkiet, bo dziwnie wchodzi się na hale, nie mogąc zobaczyć cię jak wylewasz z siebie siódme poty! Tęsknimy, papapapapapa! Buziolki;*
Podpisano jako:
Twoi kochani chłopcy z twojego ulubionego klubu, w którym masz zaszczyt grać!
Roześmiałam się, patrząc na załączoną fotografię. Było to selfie zrobione przez Kasę, gdzie byli wszystkie wielkoludy. Każdy miał inną minę, a razem spójnie wyglądali jak bracia. Zdjęcie powiesiłam na lodówce w kuchni, kartkę schowałam do szuflady, a kwiaty wstawiłam do wazonu. Zrobiłam kawę sobie i Kamilowi i chłopak, pomagając mi poszedł za mną do salonu.
Usiadłam na kanapie, a Szyprzak postawił nasze kawy na stoliku i usiadł obok.
- Jak się czujesz? - Zapytał, uśmiechając się delikatnie. Jego niebieskie oczy wpatrywały się w moje oczy z intensywnością tsunami. Spuściłam głowę speszona i zaczęłam się bawić rąbkiem koszulki.
- Lepiej, dziękuje. Słuchaj Kamil, przepraszam za tamtą sytuację... - Nawiązałam do sytuacji sprzed kilku dni, gdzie go olałam dla kilku chwil z Marcinem.
- Spokojnie, rozumiem - Powstrzymał mnie, ruchem dłoni. Już otwierałam usta, aby kontynuować moją przemowę, ale mi przerwał. - Naprawdę, widok rozmarzonego Lijewskiego wszystko wyjaśnia - Spojrzałam na niego w szoku.
- Nie wiem o co Ci chodzi. - Rzuciłam, powstrzymując uśmiech wkradający się na moją twarz. Chłopak się roześmiał i szturchnął mnie w ramię.
- Nie udawaj wstydziochu, ktoś was widział i coś tam szepnął nam na uszko. - Poczułam jak rumieniec wkrada się na moją twarz.
- Kto nas rzekomo widział? I co wam powiedział? I komu powiedział? - Dopytywałam się, ciekawa. Kamil wstał i krzyknął triumfalnie:
- Wiedziałem! A jednak coś było! Opowiadaj w tej chwili. - Zajął miejsce obok mnie i oparł podbródek na dłoni, nadstawiając ucho.
- Co? - Patrzyłam osłupiała na niego. Moment. Zrozumiałam. On nic nie wiedział, nikt mu nic nie powiedział, ani nie widział. Brał mnie pod włos! A to gnojek. Złapałam poduszkę i uderzyłam go nią z całej siły.
- Ty gnojku! Oszukałeś mnie! - Chłopak zaczął się trząść ze śmiechu. Biłam go cały czas poduszką, a on jeszcze bardziej się śmiał. No nie wierze, tak się dałam nabrać!
- No Ola, mów mi co zaszło między tobą a Marcinem! - Popatrzyłam na niego, jak na debila.
- Nic między nami nie zaszło! - Krzyknęłam zła na samą siebie. Ale się wkopałam! Młody mężczyzna spoważniał, zabrał mi poduszkę, którą go okładałam i popatrzył na mnie.
- To dobrze. Marcin miał ostatnio miał problemy z Karoliną, ale już jest chyba w porządku. - Chwila, co za Karolina?
- A Karolina to, kto? - Szypszak spojrzał na mnie w szoku.
- To ty nic nie wiesz? Karolina to dziewczyna, chyba nawet narzeczona Marcina.
- Pierwsze słyszę! - Moje oczy były wielkie jak pięć złotych, ale co ja sobie myślałam? Taki facet, na bank musi być zajęty. Ale, czy ktoś komuś coś obiecywał? Nie. Nasze relacje są czysto przyjacielskie. Przecież to, że ma narzeczoną nie świadczy o tym, że nie może mieć koleżanek czy przyjaciółek. A ta laska, na pewno jest fajną osobą, skoro jest ze SZCZYPIORNISTĄ. To do czegoś zobowiązuje. Dawno temu sobie obiecałam, że w życiu nie zwiąże się z żadnym sportowcem - miałam piłkarza jako brata, a więc wiedziałam, jak ciężko jest prowadzić takie życie. Ba! Sama podobne życie prowadziłam.
- Halo - Kamil pomachał mi ręką przed twarzą. - Ziemia do Oli. - Spojrzałam na niego i trzepnęłam go ręką w machającą dłoń przed moją twarzą.
- Nie piernicz mi tu o tym całym Lijewskim, bo najpierw mi podpadł, ostatnio przeprosił, ale nie odkupił jeszcze swoich win
Jest tylko znajomym po fachu. - Mruknęłam. Zadzwonił dzwonek do drzwi, alleluja! Zostałam uratowana.
- Rusz tę dupsko i otwórz! - Mężczyzna wstał, pomaszerował do drzwi, a ja siedziałam i obserwowałam całą sytuację.
- Dzień Dobry? - Pytający głos Marty rozniósł się po mieszkaniu. Dziewczyna stała w drzwiach naprzeciwko prawie dwumetrowego faceta z zdezorientowaną miną. Oboje patrzyli na siebie, lustrując się nawzajem wzrokiem od góry do dołu.
- Ja chyba pomyliłam adresy, sorki - Obróciła się i chciała odejść, gdy wkroczyłam do akcji.
- Marta właź i nie przesadzaj. - Dziewczyna weszła do środka i przywitała mnie promiennym uśmiechem. Jej rude włosy były upięte w zgrabnego warkocza, co dodawało jej uroku kilkuletniej dziewczynki. Była piękna! Rude jest śliczne! Poklepałam miejsce obok siebie, a ona je zajęła. Kamil stanął na przeciwko nas i patrzył to na jedną, to na drugą. Marta zaś, spuściła wzrok na swoje dłonie i usilnie wpatrywała się w pomalowane na niebiesko paznokcie. Zmarszczyłam brwi, cholera. Skąd ta dwójka się znała?
- Wiesz co Ola, ja już muszę spadać. Zapomniałem, że mamy siłownię o czternastej. - Schylił się i pocałował mnie w policzek. Nie czekając na odpowiedź, złapał swoją kurtkę i wyszedł. Zwróciłam się w stronę Marty.
- Więc, ci TO było?
- Widziałam go w telewizji. - Dziewczyna skubała rąbek koszulki i rumieniła się. Ogień, nie dziewczyna!
- I co w związku z tym? - Uniosłam brwi. Czoło będę miała na stałe zmarszczone, jeśli non stop będę je marszczyła.
- On jest taki.. Hm, nieskazitelny, czysty i przejrzysty. - Myślałam, że się zakrztuszę własną śliną. Takich epitetów opisujących faceta jeszcze nie słyszałam!
- Co? - Przyjaciółka jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Nieskazitelny w sense, wydaje się być idealny. Inteligentny, umie współpracować i wgl, wiesz o co chodzi. - Posłała mi jeden ze swoich uśmiechów, odgarniając grzywkę. Pokręciłam na wszystko głową.
- Daj spokój to zauroczenie na czystym formacie: "O boże, jaki on piękny"". - Zaśmiałam się. "Piękny" dobrze wiedzieć. Pokazałam jej uniesiony kciuk w górę.
- Ale jeśli to coś poważniejszego, to mi powiesz? - Pokiwała głową, obiecała na paluszki i przeszła do tematu wczorajszej imprezy. Opowiadała z taką szczególnością, że miałam wrażenie, ze sama tam się bawiłam. Nie pominęła również swojej przygody łóżkowej z nowo poznanym kolegą. Jak wyjaśniła: trzeba być otwartym na nowe znajomości. Tak, tak. Cicha woda rzeki rwie, oj rwie. Płomiennowłosa szturchnęła mnie w ramię, bo zagapiłam się patrząc na telewizor.
- Głupolu, co chcesz do żarełka? Zamawiamy chińszczyznę?
- W sumie może być chińszczyzna. A za głupola ci się oberwie. - Pokiwałam na nią palcem, śmiejąc się. Pożarłyśmy chińszczyznę, która była wszędzie - zwłaszcza w moich włosach i na koszulce Martuli. Śmiałyśmy się głośno, ja niemal płakałam z tego pajaca.
- Skończ te śmiechy, moja panno! Nieładne śmiać się z.. - Szukała odpowiedniego słowa.
- Z dziewczyny z upośledzeniem umysłowym nabytym, pogarszającym się z roku na rok. - Tuśka patrzyła na mnie, a ja wyszczerzyłam zęby.
- Odezwała się - Pokazała mi język i roześmiała się. Wstałam, chcąc zanieść pojemniki po jedzeniu do kuchni i próbowałam postawić moją chorą nogę na ziemi, lecz poczułam rosnący ból. Osunęłam się na ziemię. Ała. Dotknęłam ręką kolana, uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy.
- Marta, możesz podać mi komórkę? - Bez wahania wybrałam numer do klubowego fizjoterapeuty.
- Halo?
- Cześć Filip, z tej strony Ola. Nie przeszkadzam? - Syknęłam cicho z bólu.
- Jasne, że nie. Co się dzieje? - Zmartwiony zadał pytanie.
- Coś, znaczy coś mi chyba strzyknęło w kolanie, potwornie boli. Znalazłbyś chwilę, żeby na to zerknąć? - Marta, zaczęła ogarniać salon.
- Wyślij mi adres esemesem, już jadę. - Napisałam mu w smsie adres i o własnych siłach, usiadłam na kanapie.
- Dziękuje. - Podziękowałam przyjaciółce, za pomoc. Machnęła ręką.
- Laska, przecież kaleką się pomaga! - Posłała mi buziaka w powietrzu i usiadła za mną. Zaczęła wybierać mi ryż z włosów.
- Ręce mam sprawne!
- Nie przemęczaj ich, jeszcze Ci się przydadzą. - Uśmiechnęłam się, krzywiąc z bólu. Co to tam dla mnie! To tylko jakby raził mnie ktoś prądem. A dzień miał być tak fajny! Już prawe zapomniałam o tym kolanie. Rozległo się pukanie, Marta otworzyła i wpuściła Filipa do mieszkania. Po wymienieniu uprzejmości, na wstępie zapytał:
- Jak oceniasz fazę bólu? - Bez zastanowienia, odparłam:
- Siedem na dziesięć. - Kiwnął głową i kazał mi zdjąć ortezę i pokazać kolano. Rozebrałam się i położyłam płasko na kanapie.
- Boli? - Pytał, dotykając w różnych miejscach kolano.
- Trochę, tak, ała. - Blondyn posłał mi pokrzepiający uśmiech, rozmasował mi kolano i polecił zrobić okład z lodu.
- Powinno być lepiej, ale do rehabilitacji wrócimy za jakieś dwa tygodnie, uraz na razie jest zbyt świeży. - Pokiwałam głową i pożegnałam się z masażystą. Marta usiadła obok mnie.
- Wkręć mnie w tą ręczną, tam przynajmniej jest na czym oko zawiesić. - Uderzyłam ją w ramie i roześmiałam się.
Cześć pysiaki:*
Dziękuję Wam za komentarze, przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział i obiecuję, że kolejny pojawi się szybciej. A tymczasem, Smacznego jajka! <3
Wzajemnie a czekam na kolejnee
OdpowiedzUsuńkochana, zostaję na dłużej! przeczytałam tylko kawałek więc nie jestem w stanie skomentować tak jak należy, obiecuję, że w niedalekiej przyszłości nadrobię wszystko i będę tu zaglądać ;)
OdpowiedzUsuń