-
Dzwonisz, żeby sprawdzić czy jestem sam? Nikogo tu nie ma. - Obudził mnie głos
Marcina, dochodzący z balkonu. - Karola, jestem sam. - W mig zrozumiałam
wszystko. Rozmawiał z Karoliną i zapewniał ją, że jest sam. Spojrzałam na
zegarek leżący na szafeczce nocnej. 9.23. Podniosłam się, przytrzymując przy
piersi białe prześcieradło. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
- Co jest? - Marcin wszedł do sypialni, zamykając za sobą drzwi balkonowe. Trzymając swoje rzeczy przy piersi i jednocześnie podtrzymując prześcieradło, nie spoglądając na niego powiedziałam:
- Nikogo tu nie ma. - Zacytowałam jego słowa i wyszłam z pokoju. Weszłam do łazienki, ubrałam się we wczorajsze rzeczy i nie patrząc na siebie zeszłam po schodach. W salonie siedział Marcin. Wzięłam moją torebkę i ubrałam buty.
- Olka, daj spokój. - Ubrałam swój płaszcz. Złapał mnie za przedramię.
- Jesteś sam. - Wyrwałam mu moją rękę z uścisku i wyszłam, trzaskając drzwiami. Szłam w stronę mieszkania, a łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Czułam się w tym momencie jak szmata. Będąc niedaleko swojego bloku, usiadłam na ławce. Co ja zrobiłam? Jeju, tak to jest jak się nie myśli głową! Co ja sobie wyobrażałam? Że zjemy śniadanie, wyznamy sobie miłość, a on zerwie z Karoliną? Ona jest zbyt idealna, aby ją zostawił. Nie ukrywajmy, są idealną parą. Przetarłam oczy i wstałam. Wchodząc do mieszkania, zostałam cisze. Po cichu więc poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Podniosłam głowę i zamknęłam oczy. Strumień wody pryskał mi w twarz. Woda razem ze łzami, spływała wzdłuż mojej twarzy. Gorąca woda oczyściła mój umysł i ciało. Wyszłam z kabiny, wytarłam się i ubrałam krótkie spodenki i pierwszą, lepszą koszulkę. Wyłączyłam telefon i położyłam się do łóżka. Co takiego jest ze mną nie tak? Na początku go nienawidzę, potem go pokochałam – jak przyjaciela, najlepszego przyjaciela. Był czas, że traktowałam go jak geja – chodziłam przy nim rozebrana i wgl. Ufałam mu, tak strasznie mu ufałam. Zwierzałam się ze wszystkiego, robiłam z nim rzeczy takie, jakich z Martą nie robiłam. Był dla mnie kimś więcej. A co zrobił? Podszedł mnie, oczarował i wykorzystał. Wiedziałam od początku, że jest Karolina. Głupia, naiwna, tępa! Wyrzucałam sobie w myślach. Przytuliłam się do jednej z poduszek. Dlaczego mydlimy sobie oczy, wierzymy, że jesteśmy wobec siebie w porządku, a tak naprawdę okazuje się, że nic o sobie nie wiemy. Żaden facet nigdy się nie zmieni. Zawsze będą tacy sami. Zakochują się w tanich, plastikowych i tandetnych panienkach, a jak już jakaś konkretna się trafi to ma ją za feministkę. Czasem nie ogarniam tego wszystkiego. Mówi mi, że sam nie wie czy ją kocha. Że to bardziej przyzwyczajenie niż miłość. A tak naprawdę tłumaczy jej się gorączkowo, kosztem tej drugiej osoby. Potraktował mnie jak tanią dziwkę, przecież doskonale wiedział, że nie wydam go. Dzisiaj, w XXI wieku nie warto ukazywać emocji po sobie. Nie warto pokazywać tego, że nam na kimś zależy. Nawet przyjaciołom! Prędzej czy później i tak to ktoś wykorzysta. Przez resztę dnia leżałam tak i myślałam. Przy Marcie wymigałam się tym, że mam kaca jak stąd do Warszawy, a ona uwierzyła. Chyba po raz pierwszy. I zostawiła mnie w spokoju. W niedzielę wzięłam się za nadrabianie zaległości na uczelni. Tak naprawdę miałam wszystko zaliczone, ponieważ zaliczałam wszystko indywidualnie. Po skończonej nauce, wysprzątałam całe mieszkanie. Marta uciekła na spotkanie z Kamilem. Robiła do niego maślane oczka, odkąd ze mną mieszka, a chłopak jak już zrozumiał, że z mojej strony nie ma na co liczyć to wziął się za nią. I bardzo dobrze, jedno zmartwienie mniej.
Mój budzik w poniedziałkowy poranek zadzwonił równo o godzinie szóstej trzydzieści. Tej nocy spałam dwie i pół godziny, jakoś nie umiałam zasnąć. Podniosłam się z łóżka i odbyłam poranną toaletę. Uwijałam się szybko, ponieważ miałam trening na ósmą. Wąs ostatnio cały czas zmienia godziny treningów, przez co w moim planie dnia panuje nie małe zamieszanie. Złapałam wcześniej spakowaną torbę na trening i butelkę wody z kuchni. Wyszłam z mieszkania. Przechodząc przez hol na parterze, przywitałam się z naszym odźwiernym.
- Bardzo pana proszę o nie wpuszczanie nikogo do góry bez uprzedzenia, dobrze? – Miły pan się zgodził i życzył mi miłego dnia. No nie wiem, czy będzie taki miły. Pod halą byłam po kilku minutach. Weszłam do hali i od razu skierowałam się w stronę szatni. Cała drużyna już była, tylko mnie brakowało. Gdy weszłam, zapanowała cisza.- Bardzo pana proszę o nie wpuszczanie nikogo do góry bez uprzedzenia, dobrze? – Miły pan się zgodził i życzył mi miłego dnia. No nie wiem, czy będzie taki miły. Pod halą byłam po kilku minutach. Weszłam do hali i od razu skierowałam się w stronę szatni. Cała drużyna już była, tylko mnie brakowało. Gdy weszłam, zapanowała cisza.
- Cześć. – Przerwałam ją i podeszłam do swojego miejsca. Zaczęłam się przebierać, ale przerwał mi gwizd jednej z dziewczyn.
- Olcia, ale poszalałaś. To malinka jest? – Spojrzałam zaskoczona na Weronikę, która to powiedziała i wyciągnęłam z torby małe lusterko. Przyjrzałam się mojej szyi, która była czyściutka, jednak przy obojczyku, a dokładnie kilka cm nad spoczywała okrągła, fioletowa malinka. Zabiję go. Nie pokazując nic po sobie, powiedziałam:
- Uderzyłam się, podczas sprzątania. – Angelika usiadła na ziemi obok miejsca, gdzie się przebierałam i posłała mi pełne politowania spojrzenie. Zacisnęłam usta w wąską linie i nie odezwałam się. Dziewczyny rozmawiały, śmiały się i opowiadały sobie nawzajem co robiły w weekend. Przebrałam się, złapałam za bidon i wyszłam bez słowa z szatni. Na korytarzu jednak natarczywa blondynka mnie napadła.
- Mogę wiedzieć co z Tobą się dzieje?! – Zatrzymałam się i poczekałam, aż będzie na równi ze mną. Razem szłyśmy w stronę głównej płyty boiska.
- Nic się nie dzieje. Gorszy dzień, nie wyspałam się. – Wytłumaczyłam i wykrzywiłam usta w uśmiechu.
- Na pewno w porządku? – Pokiwałam głową, a ona na razie odpuściła. Reszta dziewczyn przyszła po chwili, więc zaczęłam rozgrzewać się razem z nimi. Trener przywołał mnie do siebie.
- Ola, może poćwiczysz dziś z Nami? – Podskoczyłam z radości.
- To mogę?
- Myślę, że możesz zaczynać. – W podskokach wróciłam do dziewczyn. – Tylko nie przeginaj! – Krzyknął za mną trener. Wywróciłam oczami. Trening poprawił mi humor i to bardzo. Wyżyłam się, jednocześnie znów biegając po boisku. Tego mi brakowało jak niczego innego. Zatraciłam się w tym wszystkim i dwie godziny minęły mi jak z bicza strzelił. Idąc do szatni, po skończonym treningu widziałam witającą się Angie z Michałem, więc czym prędzej zwinęłam się do szatni. Skoro Michał już jest to Lijewski albo już jest, albo zaraz przyjdzie. Nie biorąc nawet prysznica przebrałam się i tak szybko jak weszłam, tak szybko wyszłam. Obok przyjaciółki i jej chłopaka nie udało mi się przejść niezauważonej.
- Ola! – Zatonęłam w mocnym uścisku obrotowego.
- Cześć Dzidziuś! – Puścił mnie, a ja odsunęłam się kawałek. – Co tam słychać?
- U mnie w porządku wszystko, a u Ciebie? – Jego oczy błąkały się po mojej twarzy, analizując każdy kawałek skóry. Wiem, że wyglądam blado i mam worki pod oczami. Westchnęłam.
- Mam gorszy dzień, nawet nie patrzcie na mnie. – Uśmiechnęłam się.
- To chyba tak jak On. – I kiwnął głową w stronę boiska. Idąc za jego spojrzeniem, obróciłam się. Marcin rzucał trzykilową piłką w materac, który opierał się o ścianę. Skrzywiłam się i odwróciłam w ich stronę.
- Olka, musimy pogadać. – Angelika warknęła i złapała mnie za rękę. Pomachałam jej chłopakowi. Porwała mnie do holu hali, gdzie usiadłyśmy w kącie przy małym stoliku.
-W tej chwili spowiadaj się z tego, co się między Wami wydarzyło! – Była na mnie zła, marszczyła brwi i trzymała ręce skrzyżowane na piersi. Eh, i co ja mam jej powiedzieć?
- Nic takiego.
- Jak to nic takiego? A chcesz po dupie dostać? Będąc w domu, cały czas siedzisz i płaczesz nad sobą zamknięta w pokoju, na trening przychodzisz wyglądając jak siedem nieszczęść. – Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale przerwała mi. - Marta mi powiedziała. – Nie wiedziałam nawet, kiedy one się widziały. A myślałam, że moja współlokatorka się nie zorientowała. Przetarłam palcami oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Powiem Ci, obiecuję. Ale jeszcze nie teraz, bo jest za wcześnie. – Blondynka westchnęła i złapała mnie za rękę.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? Że mimo wszystko, możesz mi wszystko powiedzieć, a ja wysłucham cię i będę próbowała przemówić Ci do rozumu? – Tym razem szczerze się uśmiechnęła, a w moich oczach stanęły łzy. Jak to dobrze mieć taką przyjaciółkę przy sobie. – Dobra mała, jak będziesz chciała się wygadać i nadejdzie Cię na to ochota, to dzwoń chociażby w środku nocy. – Wstałam pocałowałam ją w policzek i pożegnałam się. Wróciłam do domu, a Marta już szykowała się na uczelnię.
- Hej. – Podniosła na mnie wzrok zza swojej kanapki i pomachała mi. – Lecę pod prysznic, ale zaraz przyjdę to pogadamy. – Tak jak powiedziałam tak zrobiłam. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. W szlafroku i turbanie usiadłam przy stole kuchennym naprzeciwko przyjaciółki, wcześniej robiąc sobie kawę.
- Jak randka? – Była na mnie zła, ale wiedziałam, że zadając to pytanie cały jej gniew odpłynął.
- Było cudownie! – Niemal się rozpływała, opowiadając mi o ostatnim wieczorze. Słuchałam jej z uśmiechem, ciesząc się ich szczęściem. Przynajmniej im się układa. Po wypiciu kawy, poszłam się ogarnąć do końca. Dzień na uczelni minął szybko – o dziwo wykłady nie dłużyły mi się tak jak wcześniej.
- Co jest? - Marcin wszedł do sypialni, zamykając za sobą drzwi balkonowe. Trzymając swoje rzeczy przy piersi i jednocześnie podtrzymując prześcieradło, nie spoglądając na niego powiedziałam:
- Nikogo tu nie ma. - Zacytowałam jego słowa i wyszłam z pokoju. Weszłam do łazienki, ubrałam się we wczorajsze rzeczy i nie patrząc na siebie zeszłam po schodach. W salonie siedział Marcin. Wzięłam moją torebkę i ubrałam buty.
- Olka, daj spokój. - Ubrałam swój płaszcz. Złapał mnie za przedramię.
- Jesteś sam. - Wyrwałam mu moją rękę z uścisku i wyszłam, trzaskając drzwiami. Szłam w stronę mieszkania, a łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Czułam się w tym momencie jak szmata. Będąc niedaleko swojego bloku, usiadłam na ławce. Co ja zrobiłam? Jeju, tak to jest jak się nie myśli głową! Co ja sobie wyobrażałam? Że zjemy śniadanie, wyznamy sobie miłość, a on zerwie z Karoliną? Ona jest zbyt idealna, aby ją zostawił. Nie ukrywajmy, są idealną parą. Przetarłam oczy i wstałam. Wchodząc do mieszkania, zostałam cisze. Po cichu więc poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Podniosłam głowę i zamknęłam oczy. Strumień wody pryskał mi w twarz. Woda razem ze łzami, spływała wzdłuż mojej twarzy. Gorąca woda oczyściła mój umysł i ciało. Wyszłam z kabiny, wytarłam się i ubrałam krótkie spodenki i pierwszą, lepszą koszulkę. Wyłączyłam telefon i położyłam się do łóżka. Co takiego jest ze mną nie tak? Na początku go nienawidzę, potem go pokochałam – jak przyjaciela, najlepszego przyjaciela. Był czas, że traktowałam go jak geja – chodziłam przy nim rozebrana i wgl. Ufałam mu, tak strasznie mu ufałam. Zwierzałam się ze wszystkiego, robiłam z nim rzeczy takie, jakich z Martą nie robiłam. Był dla mnie kimś więcej. A co zrobił? Podszedł mnie, oczarował i wykorzystał. Wiedziałam od początku, że jest Karolina. Głupia, naiwna, tępa! Wyrzucałam sobie w myślach. Przytuliłam się do jednej z poduszek. Dlaczego mydlimy sobie oczy, wierzymy, że jesteśmy wobec siebie w porządku, a tak naprawdę okazuje się, że nic o sobie nie wiemy. Żaden facet nigdy się nie zmieni. Zawsze będą tacy sami. Zakochują się w tanich, plastikowych i tandetnych panienkach, a jak już jakaś konkretna się trafi to ma ją za feministkę. Czasem nie ogarniam tego wszystkiego. Mówi mi, że sam nie wie czy ją kocha. Że to bardziej przyzwyczajenie niż miłość. A tak naprawdę tłumaczy jej się gorączkowo, kosztem tej drugiej osoby. Potraktował mnie jak tanią dziwkę, przecież doskonale wiedział, że nie wydam go. Dzisiaj, w XXI wieku nie warto ukazywać emocji po sobie. Nie warto pokazywać tego, że nam na kimś zależy. Nawet przyjaciołom! Prędzej czy później i tak to ktoś wykorzysta. Przez resztę dnia leżałam tak i myślałam. Przy Marcie wymigałam się tym, że mam kaca jak stąd do Warszawy, a ona uwierzyła. Chyba po raz pierwszy. I zostawiła mnie w spokoju. W niedzielę wzięłam się za nadrabianie zaległości na uczelni. Tak naprawdę miałam wszystko zaliczone, ponieważ zaliczałam wszystko indywidualnie. Po skończonej nauce, wysprzątałam całe mieszkanie. Marta uciekła na spotkanie z Kamilem. Robiła do niego maślane oczka, odkąd ze mną mieszka, a chłopak jak już zrozumiał, że z mojej strony nie ma na co liczyć to wziął się za nią. I bardzo dobrze, jedno zmartwienie mniej.
Mój budzik w poniedziałkowy poranek zadzwonił równo o godzinie szóstej trzydzieści. Tej nocy spałam dwie i pół godziny, jakoś nie umiałam zasnąć. Podniosłam się z łóżka i odbyłam poranną toaletę. Uwijałam się szybko, ponieważ miałam trening na ósmą. Wąs ostatnio cały czas zmienia godziny treningów, przez co w moim planie dnia panuje nie małe zamieszanie. Złapałam wcześniej spakowaną torbę na trening i butelkę wody z kuchni. Wyszłam z mieszkania. Przechodząc przez hol na parterze, przywitałam się z naszym odźwiernym.
- Bardzo pana proszę o nie wpuszczanie nikogo do góry bez uprzedzenia, dobrze? – Miły pan się zgodził i życzył mi miłego dnia. No nie wiem, czy będzie taki miły. Pod halą byłam po kilku minutach. Weszłam do hali i od razu skierowałam się w stronę szatni. Cała drużyna już była, tylko mnie brakowało. Gdy weszłam, zapanowała cisza.- Bardzo pana proszę o nie wpuszczanie nikogo do góry bez uprzedzenia, dobrze? – Miły pan się zgodził i życzył mi miłego dnia. No nie wiem, czy będzie taki miły. Pod halą byłam po kilku minutach. Weszłam do hali i od razu skierowałam się w stronę szatni. Cała drużyna już była, tylko mnie brakowało. Gdy weszłam, zapanowała cisza.
- Cześć. – Przerwałam ją i podeszłam do swojego miejsca. Zaczęłam się przebierać, ale przerwał mi gwizd jednej z dziewczyn.
- Olcia, ale poszalałaś. To malinka jest? – Spojrzałam zaskoczona na Weronikę, która to powiedziała i wyciągnęłam z torby małe lusterko. Przyjrzałam się mojej szyi, która była czyściutka, jednak przy obojczyku, a dokładnie kilka cm nad spoczywała okrągła, fioletowa malinka. Zabiję go. Nie pokazując nic po sobie, powiedziałam:
- Uderzyłam się, podczas sprzątania. – Angelika usiadła na ziemi obok miejsca, gdzie się przebierałam i posłała mi pełne politowania spojrzenie. Zacisnęłam usta w wąską linie i nie odezwałam się. Dziewczyny rozmawiały, śmiały się i opowiadały sobie nawzajem co robiły w weekend. Przebrałam się, złapałam za bidon i wyszłam bez słowa z szatni. Na korytarzu jednak natarczywa blondynka mnie napadła.
- Mogę wiedzieć co z Tobą się dzieje?! – Zatrzymałam się i poczekałam, aż będzie na równi ze mną. Razem szłyśmy w stronę głównej płyty boiska.
- Nic się nie dzieje. Gorszy dzień, nie wyspałam się. – Wytłumaczyłam i wykrzywiłam usta w uśmiechu.
- Na pewno w porządku? – Pokiwałam głową, a ona na razie odpuściła. Reszta dziewczyn przyszła po chwili, więc zaczęłam rozgrzewać się razem z nimi. Trener przywołał mnie do siebie.
- Ola, może poćwiczysz dziś z Nami? – Podskoczyłam z radości.
- To mogę?
- Myślę, że możesz zaczynać. – W podskokach wróciłam do dziewczyn. – Tylko nie przeginaj! – Krzyknął za mną trener. Wywróciłam oczami. Trening poprawił mi humor i to bardzo. Wyżyłam się, jednocześnie znów biegając po boisku. Tego mi brakowało jak niczego innego. Zatraciłam się w tym wszystkim i dwie godziny minęły mi jak z bicza strzelił. Idąc do szatni, po skończonym treningu widziałam witającą się Angie z Michałem, więc czym prędzej zwinęłam się do szatni. Skoro Michał już jest to Lijewski albo już jest, albo zaraz przyjdzie. Nie biorąc nawet prysznica przebrałam się i tak szybko jak weszłam, tak szybko wyszłam. Obok przyjaciółki i jej chłopaka nie udało mi się przejść niezauważonej.
- Ola! – Zatonęłam w mocnym uścisku obrotowego.
- Cześć Dzidziuś! – Puścił mnie, a ja odsunęłam się kawałek. – Co tam słychać?
- U mnie w porządku wszystko, a u Ciebie? – Jego oczy błąkały się po mojej twarzy, analizując każdy kawałek skóry. Wiem, że wyglądam blado i mam worki pod oczami. Westchnęłam.
- Mam gorszy dzień, nawet nie patrzcie na mnie. – Uśmiechnęłam się.
- To chyba tak jak On. – I kiwnął głową w stronę boiska. Idąc za jego spojrzeniem, obróciłam się. Marcin rzucał trzykilową piłką w materac, który opierał się o ścianę. Skrzywiłam się i odwróciłam w ich stronę.
- Olka, musimy pogadać. – Angelika warknęła i złapała mnie za rękę. Pomachałam jej chłopakowi. Porwała mnie do holu hali, gdzie usiadłyśmy w kącie przy małym stoliku.
-W tej chwili spowiadaj się z tego, co się między Wami wydarzyło! – Była na mnie zła, marszczyła brwi i trzymała ręce skrzyżowane na piersi. Eh, i co ja mam jej powiedzieć?
- Nic takiego.
- Jak to nic takiego? A chcesz po dupie dostać? Będąc w domu, cały czas siedzisz i płaczesz nad sobą zamknięta w pokoju, na trening przychodzisz wyglądając jak siedem nieszczęść. – Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale przerwała mi. - Marta mi powiedziała. – Nie wiedziałam nawet, kiedy one się widziały. A myślałam, że moja współlokatorka się nie zorientowała. Przetarłam palcami oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Powiem Ci, obiecuję. Ale jeszcze nie teraz, bo jest za wcześnie. – Blondynka westchnęła i złapała mnie za rękę.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? Że mimo wszystko, możesz mi wszystko powiedzieć, a ja wysłucham cię i będę próbowała przemówić Ci do rozumu? – Tym razem szczerze się uśmiechnęła, a w moich oczach stanęły łzy. Jak to dobrze mieć taką przyjaciółkę przy sobie. – Dobra mała, jak będziesz chciała się wygadać i nadejdzie Cię na to ochota, to dzwoń chociażby w środku nocy. – Wstałam pocałowałam ją w policzek i pożegnałam się. Wróciłam do domu, a Marta już szykowała się na uczelnię.
- Hej. – Podniosła na mnie wzrok zza swojej kanapki i pomachała mi. – Lecę pod prysznic, ale zaraz przyjdę to pogadamy. – Tak jak powiedziałam tak zrobiłam. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. W szlafroku i turbanie usiadłam przy stole kuchennym naprzeciwko przyjaciółki, wcześniej robiąc sobie kawę.
- Jak randka? – Była na mnie zła, ale wiedziałam, że zadając to pytanie cały jej gniew odpłynął.
- Było cudownie! – Niemal się rozpływała, opowiadając mi o ostatnim wieczorze. Słuchałam jej z uśmiechem, ciesząc się ich szczęściem. Przynajmniej im się układa. Po wypiciu kawy, poszłam się ogarnąć do końca. Dzień na uczelni minął szybko – o dziwo wykłady nie dłużyły mi się tak jak wcześniej.
Kilka kolejnych dni minęło mi tak samo.
Unikałam Marcina jak ognia. Próbował złapać ze mną kontakt, ale omijałam go
szerokim łukiem, telefonu nie odbierałam a na esy nie odpisywałam. Ma Karolinę
to niech się nią zajmie. Poza treningami zajęłam się również pierwszymi
projektami na studia. Robiłam zdjęcia na meczach naszych kolegów – Vive
Taurona. Niestety wtedy nie uniknęłam Marcina, ale jednak nie miałam z nim
kontaktu. Czułam się urażona i oczekiwałam dużych przeprosin. Brakowało mi go,
co czasem przyznawałam sama przed sobą. Był mi potrzebny jak powietrze, powoli
zaczynałam się dusić. Moje niedotlenione ciało, domagało się chociaż kawałka
jego. Bardzo dobrze nauczyłam się to ignorować i nie przejmować się nim. Ani
tym, że Karolina zjawiła się na wczorajszym meczu. Jutro minie tydzień od
TAMTEJ imprezy. Moja komórka za wibrowała, spojrzałam na wyświetlacz. Mama.
- Halo? – Odebrałam i odezwałam się.
- Cześć kochanie. – Przywitał mnie kochany głos matki.
- Mamo, mogę Cię odwiedzić? – Spontanicznie zapytałam.
- Och, oczywiście kochanie. Czy coś się stało?
- Będę za jakieś trzy godzinki, kocham cię. – Rozłączyłam się i pognałam do swojego pokoju. Było piątkowe popołudnie, mam nadzieję, że trener wybaczy mi nieobecność na wieczornym treningu. Wrzuciłam kilka rzeczy do małej walizki i dopakowałam kosmetyczkę. Do torebki wrzuciłam kilka niezbędnych rzeczy i wychodziłam z mieszkania. Tak, znów byłam sama. Marta cały swój wolny czas spędza z Szypszakiem. Siedząc w samochodzie, napisałam jej esemesa, że jadę na weekend do mamy. Następnie wybrałam numer Zdzisława Wąsa.
- Halo, Ola?
- Dzień Dobry trenerze, mam sprawę. - Niepewnie powiedziałam.
- Słucham Cię. - Wzięłam oddech, cóż raz się żyje.
- Czy mogę opuścić dzisiejszy trening? Chciałabym jechać na weekend do mamy. - Usłyszałam po drugiej stronie głębokie westchnięcie, po czym zapanowała chwila ciszy. Czekałam niecierpliwie na odpowiedź.
- Jedź i odpocznij. W poniedziałek widzę cię na treningu pełną energii i wypoczętą. - Podziękowałam, po czym się rozłączyłam. Ruszyłam w drogę. Dwie i pół godziny - tyle trwała droga z Kielc do Chorzowa. Otwarta brama już czekała na mnie, więc wjechałam moim autkiem na podjazd przed garażem. Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę domu. Mama wyszła mi na przeciw i czekała w drzwiach wejściowych. Przytuliła mnie mocno do siebie.
- Córcia, jak ja się za Tobą stęskniłam! - Tkwiąc w uścisku mamy, czułam to ciepło, które od niej emitowało. Najchętniej bym jej nie puszczała, czułam się jak mała córeczka mamusi. Oderwałam się w końcu od niej.
- A gdzie moje kochanie małe? - Zaczęłam rozglądać się dookoła.
- Biega gdzieś. - Mama wzruszyła ramionami i zamknęła za mną drzwi.
- Luśka! - Krzyknęłam i odwróciłam się w stronę schodów, z których dochodził odgłos psich łap. Skoczył na mnie biszkoptowy labrador, na co ja zakołysałam się do tyłu.
- Luśka, złaź z Oli! - Mama zażądała od suczki, a ona posłusznie usiadła naprzeciwko mnie. Przykucnęłam, a ona zaczęła mnie lizać i merdać ogonkiem. Przytuliłam się do niej.
- Moja Lusia! - Wstałam po chwili i poszłam do kuchni, za mamą. Tradycyjnie stała przy garach.
- Robię twoją ulubioną zapiekankę z mięsem mielonym, ziemniakami i serem.
- To super mamo, ale – Podeszłam, zabrałam z jej ręki garnek, który wkładała do zmywarki i położyłam go na szafce, a zmywarkę zamknęłam. – Może najpierw napijemy się herbaty i porozmawiamy, co? – Rodzicielka westchnęła i zrobiła nam po herbatce owocowej. Usiadłyśmy na kanapie w salonie. Podkuliłam nogi pod siebie, a do rąk wzięłam kubek z parującym napojem. Trwała cisza, przerywana głośnym oddechem psa, leżącego na dywanie, obok kanapy. Dłonie ogrzewał mi kubek, chciałam porozmawiać z mamą, ale nie wiedziałam jak zacząć. Matka westchnęła.
- Opowiesz mi sama co się stało czy mam to z ciebie siłą wydusić? - Odłożyłam kubek na stolik i schowałam twarz w dłoniach. Zastygłam na chwilę w takowej pozycji, a mama tylko mnie obserwowała.
- Chodzi o mężczyznę. - Spojrzałam nieśmiało na matkę, a ona uśmiechnęła się do mnie.
- Kochanie, mężczyźni tylko wydają się trudni i złożeni. Tak naprawdę to są prości i łatwi jak dzieci. - Pokręciłam przecząco głową.
- Widzisz mamo, to jest bardziej pokręcone. My się przyjaźnimy, znaczy się przyjaźniliśmy, aż doszło do pewnej rzeczy. Na co dzień on ma narzeczoną, ale wszyscy dookoła mówią, że mocno nam kibicują i że robimy maślane oczy do siebie. Mówił mi wiele razy, że sam nie wie czy kocha tamtą dziewczynę, ale szczerze mówiąc jest z niej okropna lafirynda! No i po tym zdarzeniu ona do niego zadzwoniła, a on jej powiedział, że jest sam i że ją kocha. Myślał, że tego nie słyszę. W sumie od tamtej pory ucięłam z nim kontakt. - Wyrecytowałam wszystko i pociągnęłam długi łyk napoju. Czekałam na opinię mojej mamy, która natarczywie o czymś myślała.
- Czy chodzi o Ciebie i Marcina? - Kurdę, wiedziałam, że za dużo zdradziłam. Gorąco oblało moją twarz, spuściłam zawstydzona głowę.
- Nie musisz nic mówić, to jest oczywiste. Co ty tak właściwie do niego czujesz?
- Nie wiem. - Poderwałam głowę i spojrzałam na nią. - Nie mam pojęcia, dlatego przyjechałam. Miałam nadzieję, że jak przyjadę tutaj to przemyślę to wszystko. Chciałam odetchnąć i spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy.
- Lepiej myśl szybko, bo stracisz go zanim będziesz miała okazję zobaczyć jak to jest go mieć dla siebie. – Poklepała mnie po ramieniu, a ja podniosłam głowę i westchnęłam.
- Skończmy ten temat. Co tam u twojego dżolera? – Starsza Lewandowska roześmiała się, słysząc moje stwierdzenie. – Mamoo, no opowiedz mi! – Jęknęłam, podskakując na kanapie.
- A może zamiast opowiadać to zaproszę go wieczorem?
- Jeszcze lepiej! To ja idę na spacer z Luśką i widzimy się wieczorem, okej? – Nie czekając na odpowiedź zerwałam się, pocałowałam ją w policzek i zawołałam psa, szukając smyczy w przedpokoju. Pies siedział i obserwował mnie, merdając ogonem. Znalazłam w końcu, zapięłam go i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę pobliskiego parku, do którego często uczęszczałam przed przeprowadzką. Puściłam psa ze smyczy i podniosłam pierwszy lepszy patyk, lezący na ziemi. Rzuciłam go dziesięć metrów przed siebie, a suczka pobiegła za nim. Biegała wokół mnie z patykiem w pysku. Ten pies kojarzył mi się z latami beztroski, gdzie największym problemem było to, że nie mam się w co ubrać. Teraz niby też nie mam jakiś niewyobrażalnie dużych problemów, jednak samo to, że próbuję samodzielnego życia jest wystarczającym problemem samym w sobie. Do tego teraz doszedł Marcin, a miało być tak pięknie. Niepotrzebne były mi te wszystkie pocałunki z nim, niepotrzebnie się z nim przespałam. A przecież nie byłam pijana! Ale tego chciałaś – moja podświadomość próbowała się udzielać w mojej jakże inteligentnej konwersacji samej ze sobą. Chciałam i to bardzo. W życiu tak bardzo nie pożądałam nikogo, jak wtedy Jego. Miał w sobie to coś, co ciągnęło mnie do niego. Takie coś, że musiałam mieć z nim jakiś kontakt. Jest moim najlepszym przyjacielem, bratem, powiernikiem. Odkąd mieszkam w Kielcach z nikim nie byłam tak bardzo szczera jak z nim. Rzucaliśmy w siebie talerzami w złości, gdzie później tuliliśmy się do siebie. Jesteśmy przywiązani do siebie jak do nikogo innego. Usiadłam na ławce, obserwując nadal psa. Przez przypadek mój wzrok spoczął na ławce mieszczącej się niedaleko. Chłopak w wieku może siedemnastu lat siedział, a naprzeciwko niego stała dziewczyna, zapewne jego równolatka z lustrzanką w dłoniach. Chłopak pociągnął ją za rękę i usadowił na swoich kolanach. Westchnęłam i odwróciłam wzrok. Miałam takie coś. Miałam to z starym Lijewskim. Jak właściwie wyglądały nasze relacje? Przytulanki, spędzanie mnóstwa czasu we dwójkę, nie raz dzwoniliśmy do siebie w środku nocy i wyklinaliśmy cały świat, mówiliśmy, że zawsze i wszędzie będziemy się przyjaźnić. Tylko nic z tego, co wydarzyło się w ciągu ostatniego pół roku nie wyglądało na relację czysto przyjacielskie. Przyjaciele, nawet najlepsi tak się nie zachowują. W sumie to od zawsze wierzyłam w przyjaźń damsko-męską. Zaczynam jednak podejrzewać, że takowa nie istnieje. Któraś ze strony prędzej czy później poczuje coś do drugiego i nie da się tego uniknąć. Ale… Czy ja tak właściwie czuję coś do Lijka? Nie, nie, nie. NIEMOŻLIWE. Nie mogę nic do niego czuć, przecież się przyjaźnimy! Pod moimi powiekami zebrały się łzy. Momencik, przecież przyjaciele ze sobą nie sypiają, prawda? Zwłaszcza tacy, gdzie jedna strona jest zajęta! Kurcze pieczone, to nie tak miało wyglądać. Zdecydowanie łatwiej byłoby, gdybym spotkała go jako NORMALNEGO chłopaka, tere morele, zakochali się w sobie i byli szczęśliwi! Tradycyjnie Aleksandra Maria Lewandowska nie potrafi spotkać normalnego faceta. Zawsze musi trafić na sportowca! Żeby było zabawniej – zajętego. W duchu sama sobie zaczęłam klaskać.
- Luśka! – Wstałam z ławki i ze smyczą w ręce oraz biegnącym za mną psem ruszyłam w stronę domu. Był początek grudnia, więc chłodno było. Wróciłam do domu, ale nie odzywając się słowem skierowałam się do swojego pokoju. Muszę odpowiedzieć sobie na jedno, jedyne pytanie. Rzuciłam się na łóżko, puszczając wcześniej z wieży stereo płytę, która była w środku. Christina Aguilera. Kobieta o niesamowitym głosie, chociaż tak naprawdę jej nie lubiłam. Muzykę miała świetną. O czym to ja miałam pomyśleć, a tak. Co ja tak naprawdę czuję do niejakiego Marcina Lijewskiego? Przyjaźnią jest ciężko to nazwać. Jest jak powietrze; dłuższy okres bez niego i zaczynam się dusić. Powoli, niemiłosiernie boleśnie. Jesteśmy jak niewidomy i pies przewodnik. Ogień i woda, automatycznie się uzupełniamy. Żadne z nas tego nie kontrolowało, po prostu byliśmy obok i tyle. Dziś już tylko widząc jego minę czy to, jak odpisał mi na esemesa wiem w jakim jest humorze. Potrafił rozśmieszyć mnie w jednym momencie, przy nim ciemne chmury odpływały, a niebo rozjaśniało słońce. I to w nim kochałam. Jest jak mój promyk słońca i nadziei. Rozświetla każdy dzień. Urozmaica, przy nim najprostsze czynności stawały się weselsze. Ta noc z nim spędzona była jedyna w swoim rodzaju, niesamowita. Oddawałabym mu się tak każdej nocy. Dosłownie! Patrząc na niego przez pryzmat wyglądu, to przyznaję, że jest fajną dupeczką. Tzn. przystojnym mężczyznom. Eh, za dużo czas spędzonego z Martą. Mogłabym się przy nim budzić co dzień rano; a te dnie były by najlepszymi w moim życiu. Ugh, tylko jeden problem o imieniu Karolina. Co takiego kochał w tej odpacykowanej lali? Gdybym miała okazję spędzić z nią więcej czasu, niż tyle co się mijamy na hali to zapewne złapałabym ją za włosy i zaczęła tłuc jej zakutym łbem o ścianę. Może wtedy by coś do niej dotarło? Kto to wie. Prawda taka, że ja… Cóż, przyznaj to sama przed sobą, idiotko! Zakochałamsięwtympacaniektoryzniąjest. Odetchnęłam i przymknęłam powieki. Spokojnie Ola, jeszcze raz. Zakochałam się w tym pacanie, który jest z tą głupią blondynką. Otworzyłam szeroko oczy. Nie, nie, nie. Na pewno nie. Moja podświadomość perfidnie mnie wyśmiała. Skarbie, ale ty się oszukujesz, pokochałaś go od początku – za ten cięty język, magnetyzujące spojrzenie i cudowny uśmiech, za który dałabyś się pokroić. O mój boże! Ja go kocham! Zależy mi na nim! Wybiegłam jak szalona z pokoju i zbiegłam po schodach, prowadzących na piętro.
- Mamo! Mamo! Już wiem, już wszystko wiem! – Krzyczałam na cały dom. W końcu znalazłam moją matkę; w jadalni. Nie była sama. Przy stole siedział nikt inny, jak osobnik, który zaprzątał ostatnio cały czas moje myśli. A naprzeciwko niego siedział starszy, siwowłosy mężczyzna, którego nie znałam. Zapewne kawaler mojej rodzicielki. Stanęłam w progu, a mama posłała mi przepraszający uśmiech.
- Oleńko, nie miałam serca, żeby chłopak marzł na dworze. Miał zamiar czekać, aż sama go zauważysz i wyjdziesz do niego. – Moje spojrzenie powędrowało na szatyna. Pokręciłam głową i odwróciłam się, wychodząc z pomieszczenia. Ubrałam ubranie wierzchnie i wyszłam na dwór, zaciągając się świeżym powietrzem. Tak jak przypuszczałam; długo nie musiałam czekać. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a z tyłu owinął mnie zapach Lijewskiego, stojącego za mną.
- Porozmawiaj ze mną? Proszę? – Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego. Wzdychając, zeszłam ze schodów i ruszyłam w stronę tylnej części ogrodu. Stojąc na środku, poczekałam aż dotrzyma mi kroku. Przecież nie będę się z nim kłóciła przy świadkach.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? O tym, że wykorzystałeś to co jest między nami i potraktowałeś mnie jak szmatę?! – Przy ostatnich słowach nie wytrzymałam i dlatego je wykrzyczałam. Podszedł i złapał mnie za ramiona.
- To teraz mi powiedz, co tak naprawdę między nami jest! – Otworzyłam usta ze zdziwienia i spuściłam oczy. Zaskoczona, cofnęłam się o krok. No przecież nie powiem mu, że kocham go od jakiegoś czasu i że, dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
- A co ma być? – Teraz to on był zaskoczony, opuścił ręce i cofnął się o krok.
- Myślałem, że…
- No, co myślałeś? Masz Karolinę i co ty sobie wyobrażasz? Że będę się bawiła w twoją kochankę? A potem co, weźmiecie ślub, założycie rodzinkę i będziesz pieprzył mnie dalej po kątach? – Otworzył usta i zaniemówił z wrażenia.
- Ola, to nie tak.
- A jak, Marcin? – Rzadko kiedy zwracałam się do niego po imieniu. Zazwyczaj używałam którejś z ksywek, ewentualnie sama coś wymyślałam. Wyglądał, jakby się zapowietrzenił. Zrobił się czerwony na twarzy.
- Doskonale wiesz jak jest! – Wykrzyknął mi w twarz. – I jesteś idiotką, jeśli nie zauważyłaś czegoś, co wszyscy inni dookoła widzą od początku! – Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do domu. Nie interesowało mnie czy tam jest czy nie. A może zamieszkać sobie nawet w tym ogródku, nie obchodzi mnie to. Napotkałam zmartwiony wzrok mamy; minęłam ją, wzięłam koszyczek ze słodyczami z szafki i poszłam do swojego pokoju z tym. Taak, moja mama zawsze miała taki zapas na wszelki wypadek. Zazwyczaj to ja z niego korzystam. Ta cała sprawa z Lijo była naprawdę pokręcona. Nadal do mnie nie dochodzi scena, która wydarzyła się dokładnie trzynaście minut temu. Nienawidzę się z nim kłócić, ale ostatecznie nie umiem się powstrzymać; ten człowiek doprowadza mnie do szału. Mam ochotę udusić go gołymi rękoma! Ostatnim tekstem przesadził. Podeszłam do okna, wypadającego na tylną część ogrodu. Przypadek? Westchnęłam i podniosłam roletę. Siedział skulony na schodkach wiodących z tarasu, do części w której rozmawialiśmy. Jeśli to można nazwać rozmową w ogóle! Nie chcąc o niczym myśleć, włączyłam pierwszy lepszy film na laptopie i oglądałam go, zajadając czekoladę na zmianę z żelkami i lizakami. Prawy rozgrywający spędził za moim domem jeszcze godzinę. A przynajmniej tak twierdziła moja mama, która nie byłaby sobą jakby nie poczęstowała go ciepłą herbatą; a ponad to, zapraszała na obiad, ale wymigał się i poszedł sobie. I bogu za to dzięki. Gdy wybiła godzina 20, uznałam iż musze się wyżyć. A żeby to wykonać, spakowałam strój sportowy, który znalazłam w mojej starej szafie oraz stare buty, które były przeznaczone do biegania. Butów miałam cholernie dużo i w Kielcach, i w Chorzowie. Uwielbiałam takie obuwie. Wyszłam z domu, biorąc uprzednio portfel. Pojechałam samochodem do siłowni, mieszczącej się niedaleko Chorzowskiego stadionu. Jak miło odwiedzić stare śmieci. Zapłaciłam za wstęp i pognałam do szatni. Przebrana i z butelką wody udałam się do właściwej części siłowni. Zaczęłam od bieżni – trzydziestominutowa przebieżka dobrze mi zrobiła. Potem się wzięłam za sztangi; na początek złapałam dziesięciokilową. Zrobiłam dziesięć powtórzeń i dołożyłam po obydwóch stronach po 2,5 kg. 20 razy podniosłam, leżąc na ławeczce i powtórzyłam to trzy razy z małymi przerwami. Dopiero po trzecim powtórzeniu, poczułam moje mięśnie na ramionach. Przerzuciłam się na rowerek. Jechałam sobie, myśląc o niebieskich migdałach, gdy ktoś wyskoczył mi przed maszynę, na której ćwiczyłam. Podniosłam głowę, a przede mną stał Lisek. Zeskoczyłam z maszyny i rzuciłam się na niego.
- To ty! To naprawdę Ty! – Piszczałam, trzymając się jego szyi. Złapał mnie w pasie i zakręcił dookoła.
- To ja, a to ty. – Przytulił mnie mocno, po czym odsunął od siebie na długość swojego ramienia. – A co ty robisz w Chorzowie?
- Dobrze jest czasem wrócić na stare śmieci. – Uśmiechnął się do mnie. Jego misiowata sylwetka od zawsze kojarzyła mi się z Liskiem. Karmelowa karnacja, ciemne włosy i ta dam! Wykapany lisek! Te przezwisko podłapali ode mnie jego koledzy i tak właśnie na niego mówili. Lisek. Przyjaciel mój i Roberta. Znaczy się kiedyś najlepszy kumpel Roberta, w tajemnicy, cztery lata temu; mój pierwszy chłopak. Jeśli tak można nazwać dwie, trzy randki. Nie pamiętam już dokładnie.
- Na długo przyjechałaś?
- Do niedzieli.
- Spacer?
- Kawa? – Zapytaliśmy w tym samym momencie, co przypieczętowaliśmy śmiechem. Umówiliśmy się, że spotkamy się przed budynkiem za piętnaście minut. Poszłam do damskiej szatni, natomiast on do męskiej. Wzięłam szybki prysznic, użyłam tuszu do rzęs i błyszczyka, po czym ubrałam się. Do sportowej torby z nike wrzuciłam ręcznik oraz rzeczy w których ćwiczyłam. Wychodząc z siłowni, widziałam czekającego na mnie starego znajomego. Skrzydłowy opierał się o czarnego mercedesa i rozmawiał przez telefon. Podeszłam do niego, gdy skończył rozmawiać.
- To co w końcu robimy? – Zapytałam z uśmiechem. Skrzydłowy omiótł mnie wzrokiem i uśmiechnął się szeroko.
- Idziemy na piwo! Ty nic a nic się nie zmieniasz, młoda. – Szturchnął mnie w bok, a ja wywróciłam oczami. Wcisnęłam mu palec między żebra, a on jęknął z bólu. – I dalej taka wredna! – Krzyknął i zaczął przede mną uciekać. Rzuciłam torbę na ziemię i zaczęłam go gonić. Rozpędziłam się i będąc trzy kroki za nim odbiłam i wskoczyłam mu na plecy.
- Mam cię. Teraz wracaj po moją torebkę! – Ze mną na plecach, wrócił do miejsca gdzie została moją torebka. Ponad to, podniósł ją i zarzucił na ramię. Stałam i obserwowałam go. Zaczął kręcić biodrami i ‘’zmysłowo’’ zawołał do mnie:
- No idziesz? – Pokręciłam głową i
ruszyłam za nim. Śmiejąc się, doszliśmy do pubu o nazwie ‘’Lauba’’. Weszliśmy
do budynku, schodami w dół i weszliśmy przez kolejne drzwi. Do mych uszu doszła
głośna muzyka, gwar rozmów i zapach piwa. Patryk złapał mnie za rękę i
przepychał się przez tłum ludzi tańczących na parkiecie w kierunku loży.
Posłusznie szłam za nim. Zamówiliśmy dwa piwa, dwa Heinekeny. Uwielbiałam te
browary. Patryk obydwa wziął do ręki i ciągnął mnie dalej za sobą. Doszliśmy
prawie do końca salki z lożami, gdy doszedł mnie znajomy głos. Stanęłam przed
stolikiem, przed którym zatrzymał się Kuchczyński. Po raz kolejny tego dnia się
zdziwiłam; siedziało tam kilka znajomych twarzy, a przede wszystkim Marlena.
Jęknęłam w duchu. Teraz to dopiero mi się oberwie! Dziewczyna wstała i rzuciła
mi się na szyję. Co my wszyscy mamy z tym rzucaniem się na szyję? Katastrofa
XXI wieku. Zaczęłśmy się przytulać, ściskać i płakać. Z każdą po kolei. Bogu
dzięki, że było ich tylko sześć, a nie cała drużyna. Jak już się wyściskaliśmy,
to zaczęłam witać się z chłopakami. W końcu zajęłam miejsce między Patrykiem a
Marleną. Wszyscy tak się cieszyli moim przyjazdem, że zaczęłam się zastanawiać
czy dobrze zrobiłam wyjeżdżając. Malina obiecała mi, że jutro da mi do wiwatu,
za to nieodzywanie się, a dziś mamy się świetnie bawić. Piłam piwo i próbowałam
rozmawiać z każdym po kolei, ale nie dało się. Jeden drugiego przekrzykiwał i
oczekiwał ode mnie odpowiedzi. Patryk objął mnie ramieniem. Co mi strzeliło do
głowy, że ich opuściłam? - Halo? – Odebrałam i odezwałam się.
- Cześć kochanie. – Przywitał mnie kochany głos matki.
- Mamo, mogę Cię odwiedzić? – Spontanicznie zapytałam.
- Och, oczywiście kochanie. Czy coś się stało?
- Będę za jakieś trzy godzinki, kocham cię. – Rozłączyłam się i pognałam do swojego pokoju. Było piątkowe popołudnie, mam nadzieję, że trener wybaczy mi nieobecność na wieczornym treningu. Wrzuciłam kilka rzeczy do małej walizki i dopakowałam kosmetyczkę. Do torebki wrzuciłam kilka niezbędnych rzeczy i wychodziłam z mieszkania. Tak, znów byłam sama. Marta cały swój wolny czas spędza z Szypszakiem. Siedząc w samochodzie, napisałam jej esemesa, że jadę na weekend do mamy. Następnie wybrałam numer Zdzisława Wąsa.
- Halo, Ola?
- Dzień Dobry trenerze, mam sprawę. - Niepewnie powiedziałam.
- Słucham Cię. - Wzięłam oddech, cóż raz się żyje.
- Czy mogę opuścić dzisiejszy trening? Chciałabym jechać na weekend do mamy. - Usłyszałam po drugiej stronie głębokie westchnięcie, po czym zapanowała chwila ciszy. Czekałam niecierpliwie na odpowiedź.
- Jedź i odpocznij. W poniedziałek widzę cię na treningu pełną energii i wypoczętą. - Podziękowałam, po czym się rozłączyłam. Ruszyłam w drogę. Dwie i pół godziny - tyle trwała droga z Kielc do Chorzowa. Otwarta brama już czekała na mnie, więc wjechałam moim autkiem na podjazd przed garażem. Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę domu. Mama wyszła mi na przeciw i czekała w drzwiach wejściowych. Przytuliła mnie mocno do siebie.
- Córcia, jak ja się za Tobą stęskniłam! - Tkwiąc w uścisku mamy, czułam to ciepło, które od niej emitowało. Najchętniej bym jej nie puszczała, czułam się jak mała córeczka mamusi. Oderwałam się w końcu od niej.
- A gdzie moje kochanie małe? - Zaczęłam rozglądać się dookoła.
- Biega gdzieś. - Mama wzruszyła ramionami i zamknęła za mną drzwi.
- Luśka! - Krzyknęłam i odwróciłam się w stronę schodów, z których dochodził odgłos psich łap. Skoczył na mnie biszkoptowy labrador, na co ja zakołysałam się do tyłu.
- Luśka, złaź z Oli! - Mama zażądała od suczki, a ona posłusznie usiadła naprzeciwko mnie. Przykucnęłam, a ona zaczęła mnie lizać i merdać ogonkiem. Przytuliłam się do niej.
- Moja Lusia! - Wstałam po chwili i poszłam do kuchni, za mamą. Tradycyjnie stała przy garach.
- Robię twoją ulubioną zapiekankę z mięsem mielonym, ziemniakami i serem.
- To super mamo, ale – Podeszłam, zabrałam z jej ręki garnek, który wkładała do zmywarki i położyłam go na szafce, a zmywarkę zamknęłam. – Może najpierw napijemy się herbaty i porozmawiamy, co? – Rodzicielka westchnęła i zrobiła nam po herbatce owocowej. Usiadłyśmy na kanapie w salonie. Podkuliłam nogi pod siebie, a do rąk wzięłam kubek z parującym napojem. Trwała cisza, przerywana głośnym oddechem psa, leżącego na dywanie, obok kanapy. Dłonie ogrzewał mi kubek, chciałam porozmawiać z mamą, ale nie wiedziałam jak zacząć. Matka westchnęła.
- Opowiesz mi sama co się stało czy mam to z ciebie siłą wydusić? - Odłożyłam kubek na stolik i schowałam twarz w dłoniach. Zastygłam na chwilę w takowej pozycji, a mama tylko mnie obserwowała.
- Chodzi o mężczyznę. - Spojrzałam nieśmiało na matkę, a ona uśmiechnęła się do mnie.
- Kochanie, mężczyźni tylko wydają się trudni i złożeni. Tak naprawdę to są prości i łatwi jak dzieci. - Pokręciłam przecząco głową.
- Widzisz mamo, to jest bardziej pokręcone. My się przyjaźnimy, znaczy się przyjaźniliśmy, aż doszło do pewnej rzeczy. Na co dzień on ma narzeczoną, ale wszyscy dookoła mówią, że mocno nam kibicują i że robimy maślane oczy do siebie. Mówił mi wiele razy, że sam nie wie czy kocha tamtą dziewczynę, ale szczerze mówiąc jest z niej okropna lafirynda! No i po tym zdarzeniu ona do niego zadzwoniła, a on jej powiedział, że jest sam i że ją kocha. Myślał, że tego nie słyszę. W sumie od tamtej pory ucięłam z nim kontakt. - Wyrecytowałam wszystko i pociągnęłam długi łyk napoju. Czekałam na opinię mojej mamy, która natarczywie o czymś myślała.
- Czy chodzi o Ciebie i Marcina? - Kurdę, wiedziałam, że za dużo zdradziłam. Gorąco oblało moją twarz, spuściłam zawstydzona głowę.
- Nie musisz nic mówić, to jest oczywiste. Co ty tak właściwie do niego czujesz?
- Nie wiem. - Poderwałam głowę i spojrzałam na nią. - Nie mam pojęcia, dlatego przyjechałam. Miałam nadzieję, że jak przyjadę tutaj to przemyślę to wszystko. Chciałam odetchnąć i spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy.
- Lepiej myśl szybko, bo stracisz go zanim będziesz miała okazję zobaczyć jak to jest go mieć dla siebie. – Poklepała mnie po ramieniu, a ja podniosłam głowę i westchnęłam.
- Skończmy ten temat. Co tam u twojego dżolera? – Starsza Lewandowska roześmiała się, słysząc moje stwierdzenie. – Mamoo, no opowiedz mi! – Jęknęłam, podskakując na kanapie.
- A może zamiast opowiadać to zaproszę go wieczorem?
- Jeszcze lepiej! To ja idę na spacer z Luśką i widzimy się wieczorem, okej? – Nie czekając na odpowiedź zerwałam się, pocałowałam ją w policzek i zawołałam psa, szukając smyczy w przedpokoju. Pies siedział i obserwował mnie, merdając ogonem. Znalazłam w końcu, zapięłam go i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę pobliskiego parku, do którego często uczęszczałam przed przeprowadzką. Puściłam psa ze smyczy i podniosłam pierwszy lepszy patyk, lezący na ziemi. Rzuciłam go dziesięć metrów przed siebie, a suczka pobiegła za nim. Biegała wokół mnie z patykiem w pysku. Ten pies kojarzył mi się z latami beztroski, gdzie największym problemem było to, że nie mam się w co ubrać. Teraz niby też nie mam jakiś niewyobrażalnie dużych problemów, jednak samo to, że próbuję samodzielnego życia jest wystarczającym problemem samym w sobie. Do tego teraz doszedł Marcin, a miało być tak pięknie. Niepotrzebne były mi te wszystkie pocałunki z nim, niepotrzebnie się z nim przespałam. A przecież nie byłam pijana! Ale tego chciałaś – moja podświadomość próbowała się udzielać w mojej jakże inteligentnej konwersacji samej ze sobą. Chciałam i to bardzo. W życiu tak bardzo nie pożądałam nikogo, jak wtedy Jego. Miał w sobie to coś, co ciągnęło mnie do niego. Takie coś, że musiałam mieć z nim jakiś kontakt. Jest moim najlepszym przyjacielem, bratem, powiernikiem. Odkąd mieszkam w Kielcach z nikim nie byłam tak bardzo szczera jak z nim. Rzucaliśmy w siebie talerzami w złości, gdzie później tuliliśmy się do siebie. Jesteśmy przywiązani do siebie jak do nikogo innego. Usiadłam na ławce, obserwując nadal psa. Przez przypadek mój wzrok spoczął na ławce mieszczącej się niedaleko. Chłopak w wieku może siedemnastu lat siedział, a naprzeciwko niego stała dziewczyna, zapewne jego równolatka z lustrzanką w dłoniach. Chłopak pociągnął ją za rękę i usadowił na swoich kolanach. Westchnęłam i odwróciłam wzrok. Miałam takie coś. Miałam to z starym Lijewskim. Jak właściwie wyglądały nasze relacje? Przytulanki, spędzanie mnóstwa czasu we dwójkę, nie raz dzwoniliśmy do siebie w środku nocy i wyklinaliśmy cały świat, mówiliśmy, że zawsze i wszędzie będziemy się przyjaźnić. Tylko nic z tego, co wydarzyło się w ciągu ostatniego pół roku nie wyglądało na relację czysto przyjacielskie. Przyjaciele, nawet najlepsi tak się nie zachowują. W sumie to od zawsze wierzyłam w przyjaźń damsko-męską. Zaczynam jednak podejrzewać, że takowa nie istnieje. Któraś ze strony prędzej czy później poczuje coś do drugiego i nie da się tego uniknąć. Ale… Czy ja tak właściwie czuję coś do Lijka? Nie, nie, nie. NIEMOŻLIWE. Nie mogę nic do niego czuć, przecież się przyjaźnimy! Pod moimi powiekami zebrały się łzy. Momencik, przecież przyjaciele ze sobą nie sypiają, prawda? Zwłaszcza tacy, gdzie jedna strona jest zajęta! Kurcze pieczone, to nie tak miało wyglądać. Zdecydowanie łatwiej byłoby, gdybym spotkała go jako NORMALNEGO chłopaka, tere morele, zakochali się w sobie i byli szczęśliwi! Tradycyjnie Aleksandra Maria Lewandowska nie potrafi spotkać normalnego faceta. Zawsze musi trafić na sportowca! Żeby było zabawniej – zajętego. W duchu sama sobie zaczęłam klaskać.
- Luśka! – Wstałam z ławki i ze smyczą w ręce oraz biegnącym za mną psem ruszyłam w stronę domu. Był początek grudnia, więc chłodno było. Wróciłam do domu, ale nie odzywając się słowem skierowałam się do swojego pokoju. Muszę odpowiedzieć sobie na jedno, jedyne pytanie. Rzuciłam się na łóżko, puszczając wcześniej z wieży stereo płytę, która była w środku. Christina Aguilera. Kobieta o niesamowitym głosie, chociaż tak naprawdę jej nie lubiłam. Muzykę miała świetną. O czym to ja miałam pomyśleć, a tak. Co ja tak naprawdę czuję do niejakiego Marcina Lijewskiego? Przyjaźnią jest ciężko to nazwać. Jest jak powietrze; dłuższy okres bez niego i zaczynam się dusić. Powoli, niemiłosiernie boleśnie. Jesteśmy jak niewidomy i pies przewodnik. Ogień i woda, automatycznie się uzupełniamy. Żadne z nas tego nie kontrolowało, po prostu byliśmy obok i tyle. Dziś już tylko widząc jego minę czy to, jak odpisał mi na esemesa wiem w jakim jest humorze. Potrafił rozśmieszyć mnie w jednym momencie, przy nim ciemne chmury odpływały, a niebo rozjaśniało słońce. I to w nim kochałam. Jest jak mój promyk słońca i nadziei. Rozświetla każdy dzień. Urozmaica, przy nim najprostsze czynności stawały się weselsze. Ta noc z nim spędzona była jedyna w swoim rodzaju, niesamowita. Oddawałabym mu się tak każdej nocy. Dosłownie! Patrząc na niego przez pryzmat wyglądu, to przyznaję, że jest fajną dupeczką. Tzn. przystojnym mężczyznom. Eh, za dużo czas spędzonego z Martą. Mogłabym się przy nim budzić co dzień rano; a te dnie były by najlepszymi w moim życiu. Ugh, tylko jeden problem o imieniu Karolina. Co takiego kochał w tej odpacykowanej lali? Gdybym miała okazję spędzić z nią więcej czasu, niż tyle co się mijamy na hali to zapewne złapałabym ją za włosy i zaczęła tłuc jej zakutym łbem o ścianę. Może wtedy by coś do niej dotarło? Kto to wie. Prawda taka, że ja… Cóż, przyznaj to sama przed sobą, idiotko! Zakochałamsięwtympacaniektoryzniąjest. Odetchnęłam i przymknęłam powieki. Spokojnie Ola, jeszcze raz. Zakochałam się w tym pacanie, który jest z tą głupią blondynką. Otworzyłam szeroko oczy. Nie, nie, nie. Na pewno nie. Moja podświadomość perfidnie mnie wyśmiała. Skarbie, ale ty się oszukujesz, pokochałaś go od początku – za ten cięty język, magnetyzujące spojrzenie i cudowny uśmiech, za który dałabyś się pokroić. O mój boże! Ja go kocham! Zależy mi na nim! Wybiegłam jak szalona z pokoju i zbiegłam po schodach, prowadzących na piętro.
- Mamo! Mamo! Już wiem, już wszystko wiem! – Krzyczałam na cały dom. W końcu znalazłam moją matkę; w jadalni. Nie była sama. Przy stole siedział nikt inny, jak osobnik, który zaprzątał ostatnio cały czas moje myśli. A naprzeciwko niego siedział starszy, siwowłosy mężczyzna, którego nie znałam. Zapewne kawaler mojej rodzicielki. Stanęłam w progu, a mama posłała mi przepraszający uśmiech.
- Oleńko, nie miałam serca, żeby chłopak marzł na dworze. Miał zamiar czekać, aż sama go zauważysz i wyjdziesz do niego. – Moje spojrzenie powędrowało na szatyna. Pokręciłam głową i odwróciłam się, wychodząc z pomieszczenia. Ubrałam ubranie wierzchnie i wyszłam na dwór, zaciągając się świeżym powietrzem. Tak jak przypuszczałam; długo nie musiałam czekać. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a z tyłu owinął mnie zapach Lijewskiego, stojącego za mną.
- Porozmawiaj ze mną? Proszę? – Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego. Wzdychając, zeszłam ze schodów i ruszyłam w stronę tylnej części ogrodu. Stojąc na środku, poczekałam aż dotrzyma mi kroku. Przecież nie będę się z nim kłóciła przy świadkach.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? O tym, że wykorzystałeś to co jest między nami i potraktowałeś mnie jak szmatę?! – Przy ostatnich słowach nie wytrzymałam i dlatego je wykrzyczałam. Podszedł i złapał mnie za ramiona.
- To teraz mi powiedz, co tak naprawdę między nami jest! – Otworzyłam usta ze zdziwienia i spuściłam oczy. Zaskoczona, cofnęłam się o krok. No przecież nie powiem mu, że kocham go od jakiegoś czasu i że, dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
- A co ma być? – Teraz to on był zaskoczony, opuścił ręce i cofnął się o krok.
- Myślałem, że…
- No, co myślałeś? Masz Karolinę i co ty sobie wyobrażasz? Że będę się bawiła w twoją kochankę? A potem co, weźmiecie ślub, założycie rodzinkę i będziesz pieprzył mnie dalej po kątach? – Otworzył usta i zaniemówił z wrażenia.
- Ola, to nie tak.
- A jak, Marcin? – Rzadko kiedy zwracałam się do niego po imieniu. Zazwyczaj używałam którejś z ksywek, ewentualnie sama coś wymyślałam. Wyglądał, jakby się zapowietrzenił. Zrobił się czerwony na twarzy.
- Doskonale wiesz jak jest! – Wykrzyknął mi w twarz. – I jesteś idiotką, jeśli nie zauważyłaś czegoś, co wszyscy inni dookoła widzą od początku! – Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do domu. Nie interesowało mnie czy tam jest czy nie. A może zamieszkać sobie nawet w tym ogródku, nie obchodzi mnie to. Napotkałam zmartwiony wzrok mamy; minęłam ją, wzięłam koszyczek ze słodyczami z szafki i poszłam do swojego pokoju z tym. Taak, moja mama zawsze miała taki zapas na wszelki wypadek. Zazwyczaj to ja z niego korzystam. Ta cała sprawa z Lijo była naprawdę pokręcona. Nadal do mnie nie dochodzi scena, która wydarzyła się dokładnie trzynaście minut temu. Nienawidzę się z nim kłócić, ale ostatecznie nie umiem się powstrzymać; ten człowiek doprowadza mnie do szału. Mam ochotę udusić go gołymi rękoma! Ostatnim tekstem przesadził. Podeszłam do okna, wypadającego na tylną część ogrodu. Przypadek? Westchnęłam i podniosłam roletę. Siedział skulony na schodkach wiodących z tarasu, do części w której rozmawialiśmy. Jeśli to można nazwać rozmową w ogóle! Nie chcąc o niczym myśleć, włączyłam pierwszy lepszy film na laptopie i oglądałam go, zajadając czekoladę na zmianę z żelkami i lizakami. Prawy rozgrywający spędził za moim domem jeszcze godzinę. A przynajmniej tak twierdziła moja mama, która nie byłaby sobą jakby nie poczęstowała go ciepłą herbatą; a ponad to, zapraszała na obiad, ale wymigał się i poszedł sobie. I bogu za to dzięki. Gdy wybiła godzina 20, uznałam iż musze się wyżyć. A żeby to wykonać, spakowałam strój sportowy, który znalazłam w mojej starej szafie oraz stare buty, które były przeznaczone do biegania. Butów miałam cholernie dużo i w Kielcach, i w Chorzowie. Uwielbiałam takie obuwie. Wyszłam z domu, biorąc uprzednio portfel. Pojechałam samochodem do siłowni, mieszczącej się niedaleko Chorzowskiego stadionu. Jak miło odwiedzić stare śmieci. Zapłaciłam za wstęp i pognałam do szatni. Przebrana i z butelką wody udałam się do właściwej części siłowni. Zaczęłam od bieżni – trzydziestominutowa przebieżka dobrze mi zrobiła. Potem się wzięłam za sztangi; na początek złapałam dziesięciokilową. Zrobiłam dziesięć powtórzeń i dołożyłam po obydwóch stronach po 2,5 kg. 20 razy podniosłam, leżąc na ławeczce i powtórzyłam to trzy razy z małymi przerwami. Dopiero po trzecim powtórzeniu, poczułam moje mięśnie na ramionach. Przerzuciłam się na rowerek. Jechałam sobie, myśląc o niebieskich migdałach, gdy ktoś wyskoczył mi przed maszynę, na której ćwiczyłam. Podniosłam głowę, a przede mną stał Lisek. Zeskoczyłam z maszyny i rzuciłam się na niego.
- To ty! To naprawdę Ty! – Piszczałam, trzymając się jego szyi. Złapał mnie w pasie i zakręcił dookoła.
- To ja, a to ty. – Przytulił mnie mocno, po czym odsunął od siebie na długość swojego ramienia. – A co ty robisz w Chorzowie?
- Dobrze jest czasem wrócić na stare śmieci. – Uśmiechnął się do mnie. Jego misiowata sylwetka od zawsze kojarzyła mi się z Liskiem. Karmelowa karnacja, ciemne włosy i ta dam! Wykapany lisek! Te przezwisko podłapali ode mnie jego koledzy i tak właśnie na niego mówili. Lisek. Przyjaciel mój i Roberta. Znaczy się kiedyś najlepszy kumpel Roberta, w tajemnicy, cztery lata temu; mój pierwszy chłopak. Jeśli tak można nazwać dwie, trzy randki. Nie pamiętam już dokładnie.
- Na długo przyjechałaś?
- Do niedzieli.
- Spacer?
- Kawa? – Zapytaliśmy w tym samym momencie, co przypieczętowaliśmy śmiechem. Umówiliśmy się, że spotkamy się przed budynkiem za piętnaście minut. Poszłam do damskiej szatni, natomiast on do męskiej. Wzięłam szybki prysznic, użyłam tuszu do rzęs i błyszczyka, po czym ubrałam się. Do sportowej torby z nike wrzuciłam ręcznik oraz rzeczy w których ćwiczyłam. Wychodząc z siłowni, widziałam czekającego na mnie starego znajomego. Skrzydłowy opierał się o czarnego mercedesa i rozmawiał przez telefon. Podeszłam do niego, gdy skończył rozmawiać.
- To co w końcu robimy? – Zapytałam z uśmiechem. Skrzydłowy omiótł mnie wzrokiem i uśmiechnął się szeroko.
- Idziemy na piwo! Ty nic a nic się nie zmieniasz, młoda. – Szturchnął mnie w bok, a ja wywróciłam oczami. Wcisnęłam mu palec między żebra, a on jęknął z bólu. – I dalej taka wredna! – Krzyknął i zaczął przede mną uciekać. Rzuciłam torbę na ziemię i zaczęłam go gonić. Rozpędziłam się i będąc trzy kroki za nim odbiłam i wskoczyłam mu na plecy.
- Mam cię. Teraz wracaj po moją torebkę! – Ze mną na plecach, wrócił do miejsca gdzie została moją torebka. Ponad to, podniósł ją i zarzucił na ramię. Stałam i obserwowałam go. Zaczął kręcić biodrami i ‘’zmysłowo’’ zawołał do mnie:
Witam, witam i o zdrowie pytam! Dałam radę wcześniej, więc to owoc mojego odstresowania się przed egzaminami. Pokręciłam coś z czcionką, a więc mam nadzieję, że nie czyta się aż tak źle, jak mi się wydaje. Kochane, nawet nie wiecie ile radości sprawiają mi wasze komentarze! Dostałam pozytywnego kopa w dupsko :D
Czytasz = Zostaw po sobie ślad.
Do następnego, skarby!
Czytasz = Zostaw po sobie ślad.
Do następnego, skarby!
Wylane w egzaminy ja chce kolejny ;3
OdpowiedzUsuńTo jest boskie :D
i bardzo dobrze Ola mu powiedziała, co on sobie kurwa wyobraza..
czekam na kolejny ;3 mam nadzieje ze az tak szybko mu nie wybaczy xDD
Chyba musisz mieć częściej egzaminy... Bo genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńTylko trochę smutny ;/
Głupi Marcin!
Głupia Olka!
Czemu oni po prostu nie mogą na spokojnie pogadać? Głupi są!
(tak, miałam zły dzień i wyzywam wszystkich od głupków)
Ja wiem, że tę sytuację z głupią Karoliną da się jakoś wyjaśnić! Bo to wszystko przez nią! :_:
Buziaki :*
Ps. Zapraszam na 12: http://walczycomilosc.blogspot.com/ :)
Dziewczyno, uwielbiam cię! Twoje komentarze zawsze mnie rozbrajają:D
Usuńczekam na następne . komentować więcej nie zamierzam bo skończy się na wulgaryzmach także tak do następnego
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - ja chcę kolejny rozdział. Tutaj zaraz!
OdpowiedzUsuńLijewski zachował się jak dupek, ale no kurde widać że mu zależy. DAJ MU SZANSE WARIATKO!
Ah i zapraszam na 9 jeżeli jesteś zainteresowana!
Usuńhttp://moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com/