Jadąc autem bacznie obserwowałam krajobraz za oknem i zastanawiałam się, dokąd jedziemy. Nie wiele widziałam, ponieważ okolice ostatnio pokryła dziesięciocentymetrowa warstwa śniegu. Przede wszystkim nie znam na tyle Kielc, aby wiedzieć gdzie zmierzamy, pomimo faktu, że mieszkam tutaj od paru miesięcy. W końcu Marcin zaparkował przed wejściem do lasu, gdzie było ciemno jak cholera. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on z uśmiechem na twarzy odpiął pas i wysiadł. Obszedł samochód i otworzył drzwi po mojej stronie. Wysiadłam i stanęłam jak wryta, rozglądając się.
- Co tutaj robimy?
- Oj, chodź. - Nie tłumacząc nic a nic, złapał mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić, oświecając nam drogę latarką. Po dziesięciominutowym marszu, doszliśmy do skraju lasu. Moim oczom ukazał się mały, drewniany domek. Miał werandę, niczym na starych filmach, a przy drzwiach wejściowych paliły się dwie lampy. To właśnie w tamtą stronę ciągnął mnie Lijewski. Weszliśmy do środka i ściągnęliśmy z siebie okrycia wierzchnie. W salonie czekał na nas młody chłopak. Przywitał się z moim towarzyszem, życzył miłego pobytu i się zmył. Dom był mały, ale uroczy. Salon, w którym stał kominek, a w nim palił się ogień był uroczy! Kuchnia była mała, ale miała w sobie to coś. Zioła suszone, warkocze czosnku... Urok, jaki rzadko gdzie się pojawia. W łazience, duże okno musiało dostarczać wiele zieleni latem. Na poddaszu znajdowała się sypialnia i jak na razie było to jedyne pomieszczenie, którego nie ujrzałam. Może wrócę do niespodzianki, naszykowanej przez mojego ukochanego? W małym saloniku przy odpowiedniej odległości od kominka, znajdował się stół nakryty na dwie osoby. Na białym obrusie stał wąski, długi flakonik z pojedynczą różą. Talerze i sztućce czekały, aż ktoś ich użyje.
- Głodna? - Rozgrywający położył swoje duże dłonie na moich biodrach. Jego zapach mogłabym rozpoznać wszędzie. Powinni produkować perfumy o zapachu Marcina Lijewskiego. Jak nic, wykupiłabym wszystkie i wąchała do końca świata.
- Jak wilk. - Odpowiedziałam brunetowi, a on leciutko popchnął mnie w stronę naszykowanego stolika. Niczym gentelman, odsunął mi krzesło. Usiadłam, szczerząc się od ucha do ucha, a sam poszedł po jedzenie. Spożywaliśmy zapiekankę makaronowo-ziemniaczaną przy akompaniamencie spokojnej, kojącej nerwy muzyki. Po zjedzonym posiłku zaniosłam naczynia do kuchni i wróciłam do Lijka. Usiedliśmy na kanapie, gdzie piliśmy wino i rozmawialiśmy. Trzy kieliszki wina później, Marcin odstawił nasze kielichy na stolik i przysunął bliżej mnie.
- Czego pan chce, panie Lijewski?
- Ciebie. - Po tych słowach, wpił się w moje usta. Co jak co, ale całować to on umie! W dziesięciostopniowej skali bez wahania dałabym mu jedenaście. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i na oślep zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Mężczyzna przez linię szczęki, zjechał na moją szyję i to właśnie wzdłuż niej składał pocałunki. Pozbyłam się jego koszuli, a on nie pozostając mi dłużny pozbył się górnej części mojej garderoby. Wziął mnie na ręce i wszedł po schodach, prowadzących do sypialni. Będąc tam niemal rzucił mnie na łóżko i ponownie wpił się w moje wargi. Nie śpiesząc się pozbył mnie wszystkich ubrań i z dokładnością co do milimetra pieścił moje ciało. Po kilku minutach postanowiłam przejąć inicjatywę. Jakimś cudem udało mi się przewrócic go na plecy i usiąść na nim okrakiem. Powoli pozbawiłam go reszty odzienia i zaczęłam całować po klatce piersiowej, schodząc pocałunkami w dół. Znalazłam się pod nim, a on nie czekając, aż złapię oddech wszedł we mnie, na co jęknęłam. Uwielbiam, gdy mnie wypełniał. To jest tak, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. Pasowaliśmy do siebie idealnie.
Następnego ranka obudziłam się z uśmiechem na buzi. Ręka Marcina spoczywała na moim brzuchu, a jej właściciel leżał na boku i słodko spał. Jeszcze większy uśmiech zagościł na mojej twarzy, zwłaszcza, gdy do mej głowy napłynęły wspomnienia z ostatniej nocy. Zarumieniłam się na samą myśl i westchnęłam. Tak cholernie mi z nim dobrze. Delikatnie, aby go nie obudzić przeczesałam palcami jego czarne włosy. Poruszył się, uśmiechnął i swoją rękę przesunął na moje biodro, obejmując mnie ciaśniej. Próbowałam ponownie zasnąć, jednak już nie mogłam. Jak już raz wstanę to nie zasnę. Próbowałam powoli zabrać kończynę rozgrywającego z mojego brzucha. Myśląc, że udało mi się go nie obudzić owinęłam się prześcieradłem, które leżało złożone w kostkę na krześle.
- Dokąd to? - Wymamrotał, a ja odwróciłam się w stronę mojego kochanka.
- Zrobić kawę. - Pokazałam mu język i zeszłam po schodach, mało się nie zabijając o te szatańskie prześcieradło. Idąc do kuchni, napotkałam koszulę i to ją na siebie narzuciłam pozostawiając górne guziki rozpięte. Włączyłam ekspres do kawy i w międzyczasie sprawdziłam zawartość lodówki. Ten leń pewnie nadal leży w łóżku. Wpadłam na genialny pomysł i wyciągnęłam jajka z lodówki. Usmażyłam jajecznicę z pomidorami i serem, do tego przyrządziłam kilka tostów. Na szafce znalazłam srebrną tacę, więc to na niej wszystko ułożyłam. Poszłam jeszcze tylko sprawdzić w łazience jak wyglądam, poprawiłam co nieco i z tacą ruszyłam na górę. Tak jak myślałam, Marcin leżał zakopany w pościeli i spał. Postawiłam na stoliku obok łóżka tacę i wskoczyłam na osobnika leżącego na nim.
- Ej! - Pisnęłam, gdy przewrócił nas tak, że leżałam na łóżku a on pochylał się nade mną.
- Ładna koszula. - Wyszczerzyłam rząd zębów w uśmiechu i cmoknęłam go w policzek.
- A dziękuję. Śniadanko czeka. - Odwrócił się i popatrzył w kierunku, który mu wskazałam.
- To jak już czeka, to niech jeszcze trochę poczeka. - Schylił się i złożył na mych ustach długi, namiętny pocałunek. Położyłam dłonie na jego ramionach, a on syknął. Natychmiast się od niego oderwałam.
- Co się stało? - Wtulił nos w zagłębienie w mojej szyi.
- To nic. - Zepchnęłam go z siebie słysząc to, co mówi. Zmarszczyłam brwi i złapałam się pod boki.
- Jakie znów nic? - Przysunęłam się i dostrzegłam na jego ramionach czerwone ślady po paznokciach. Cholera, po moich paznokciach. - Strasznie cię przepraszam, nie chciałam...
- Kochanie, to nic. - Również się podniósł, aby być na równi ze mną. Zarumieniłam się patrząc na niego, a on puścił mi oczko. - Przynajmniej wiem, że Ci się podobało. - Uderzyłam go lekko w ramię i usiadłam bliżej naszego śniadania, łapiąc za kawę. Śniadanie minęło nam w miłej atmosferze. Posprzątałam po posiłku i pozbierałam nasze ubrania, które ciągły się od salonu do sypialni.
- Idę pod prysznic. - Mruknęłam i zaczęłam iść w stronę łazienki, ale zatrzymał mnie głos rozgrywającego.
- Może pójdę z Tobą? Woesz ekologia, oszczędzanie wody i te sprawy. - Parsknęłam śmiechem słysząc te jego argumenty.
- Od kiedy zrobił się z Ciebie taki ekolog, Marcinku? - Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego zza rzęs.
- Od tej chwili właśnie. - Wstał, przerzucił mnie sobie przez ramię i odstawił dopiero pod strumieniem wody. Rozebraną, oczywiście. Po wspólnym prysznicu poszliśmy razem już ogarnąć resztę bałaganu, jaki wczoraj zrobiliśmy. W końcu niedługo musimy wracać do siebie. Stałam właśnie i zmywałam naczynia, gdy Marcin stanął za mną i odgarnął mi włosy na jeden bok. Poczułam jego oddech na karku i zimne ręcę na wciąż nagich udach. Niedługo potem jedna z jego rąk zawędrowała pod moją koszulkę. Westchnęłam w końcu i się do niegi odwróciłam.
- Cała noc za nami, numerek pod prysznicem i jeszcze ci mało? Oj Lijo, Lijo. - Ugryzł mnie delikatnie w szyję.
- Jestem nienasycony, zwłaszcza mając Ciebie u boku. - Odwróciłam się spowrotem i wróciłam do przerwanej mi czynności. Wypięłam tyłek w jego stronę, chcąc go odepchnąć, jednak skutek był całkowicie inny. Jeszcze bardziej przylgnął do mnie, a z racji, że nie potrafiłam mu odmówić to wylądowaliśmy na stole w tejże małej, słodkiej kuchence.
Kilka godzin później oddaliśmy klucze do domku temu samemu chłopakowi, co wczoraj i ruszyliśmy w drogę powrotną. Marcin odwiózł mnie, pożegnaliśmy się krótkim buziakiem i odjechał. Weszłam do domu i niemal od razu ściągnęłam koturny. Moje kroki skierowały się do łazienki, w której wzięłam dłuuugą kąpiel. Z turbanem na głowie i owinięta ręcznikiem poszłam do salonu, w celu odnalezienia mojej współlokatorki. Rudowłosa dziewczyna leżała rozwalona na całej długości kanapy w pidżamie z pilotem w ręce.
- Nie masz co robić? - Spojrzała na mnie i klasnęła dłońmi.
- Ooo, ktoś tu miał dobry seks! - spojrsałam na nią jak na idiotke i usiadłam na fotelu. Nogę oparłam o ławę i zaczęłam smarować ją balsamem. Tę samą czynność powtórzyłam z drugą nogą.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że głupia jesteś? - Moja rozmówczyni rzuciła we mnie pilotem, szczerząc zęby w uśmiechu. Pokręciłam głową.
- Jak tam Kamil? - Podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła mówić o skrzydłowym, zachwalając jaki to on jest wspaniały. Słysząc jej określenia, wybuchnęłam śmiechem. - Myślałam, że głodna Marta to przerażająca Marta. Myliłam się, zakochana Marta to jeszcze większe zło! - Wywróciła oczami i wróciła do oglądania telewizji.
- Marcin zerwał już z Karoliną? - Mimowolnie westchnęłam. Czując jej spojrzenie na sobie, pokręciłam przecząco głową. Że też ktoś wiecznie musi mi o tym przypominać! Wymknęłam się do swojego pokoju, gdzie ubrałam się w koszulkę nocną. Uznałam, że pomaluje sobie paznokcie na jakiś fajny kolorek. Wyciągnęłam pudełeczko z lakierami do paznokci i bez zastanowienia wyjęłam z niego niebieski lakier. Pomalowałam pazurki na niebiesko, robiąc białe końcówki. Popatrzyłam na efekt końcowy. Idealnie! Pomalowałam również paznokcie u stóp, a później zrobiłam sobie dziesięciominutową maseczkę oczyszczającą. Zarzuciłam na siebie satynowy szlafrok i wróciłam do salonu. Marta krzątała się i szukała jakiś notatek. Tak to jest jak się zdaje egzaminy w drugim terminie. - Jedziesz do Chorzowa na święta?
- Tak, a czemu pytasz? - Wzruszyła ramionami.
- Będziesz na sylwestrze?
- Przecież nie odpuszczę sobie takiej imprezy!
- Z kim idziesz? - Wzięłam oddech. No tak. Przecież Karolina będzie.
- Nie myślałam jeszcze o tym. - Mówiąc to sięgnęłam po laptopa, który leżał na stoliku. Weszłam na facebooka. Popisałam chwilę z Damianem, który sam o sobie przypomniał. Zaprosił mnie jutro do kina, więc podałam mu swój nr i umówiłam o osiemnastej pod kinem. Przejrzałam strony plotkarskie i zamknęłam laptopa.
Stałam przed szafą, mając dylemat co na siebie włożyć. Nie jest to randka, więc nie chciałam przesadzać ze strojeniem się. Zdecydowałam się w końcu na czarne rurki i biały sweterek. Włosy wyprostowałam i zrobiłam delikatny makijaż. Na rękę założyłam srebrną bransoletkę. Stanęłam przed lustrem i się przekrzałam. Jest okej. Ubrałam czarne koturny, na ramiona założyłam płaszcz, szalik i torebkę wzięłam. Zamknęłam mieszkanie i wyszłam na mroźne powietrze. Piętnaście minut później zaparkowałam pod kinem i weszłam do środka. Damian stał niedaleko, w rękach gniotąc ulotkę z repertuarem tutejszego kina. Widząc mnie przy wejściu, ruszył w moją stronę.
- Cześć.
- Hej. Wybrałem kilka filmów, ale ostateczną decyzję zostawiam Tobie. - Posłałam mu uśmiech i rozpięłam płaszcz. Wspólnie wybraliśmy jakąś komedię, kupiliśmy popcorn i colę. Zajeliśmy swoje miejsca w kinie chwilę przed seansem. Wychodząc z kina byliśmy w świetnych nastrojach, a film okazał się fenomenalny. W niektórych momentach wręcz płakałam ze śmiechu.
- To co, kolacja? - Zapytał, dźgając mnie w bok. Zaczęłam masować bolące miejsce.
- Nie idę z tobą, bo jesteś wredny. - Pokazałam mu język a on puścił mi oczko i się roześmiał, widząc grymas na mojej twarzy.
- Mam cię zanieść? - Stanęłam w miejscu i oparłam ręce o biodra.
- A masz na tyle siły? - Przez jego twarz przeszedł cień rozbawienia, po czym ruszył za mną. Stanęłam, unosząc ręce lekko w górę.
- Przepraszam! Wybacz mi!
- Zastanowie się. - Oboje się roześmialiśmy i zjechaliśmy ruchomymi schodami piętro niżej, do restauracji. Weszliśmy do jednej knajpki z wielu mieszczących się na tym piętrze, a kelnerka wskazała nam stolik. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i wzięliśmy do rąk karty dań.
- Co podać? - Młoda kelnerka wpatrywała się w mojego towarzysza, uśmiechając się. Maślane oczy do klienta, no ładnie. Uśmiechnęłam się z rozbawieniem obserwując tę sytuację. Student prawa jednak nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, tylko zawzięcie wpatrywał się w kartę dań. Spojrzał na mnie, czekając aż coś wybiorę.
- Więc ja wezmę pieczone żeberka cielęce z miodem akacjowym, warzywami i ziołami. - Uśmiechnęłam się i zaczęłam rozglądać dookoła.
- A dla pana?
- Duszone podudzia z kury zielononóżki z wędzoną ogonówką i młodą marchewką, glazurowaną w miodzie lipowym i orzechach włoskich.
- Co do picia sobie państwo życzą?
- Wino? - Damian pytając, posłał mi szeroki uśmiech. Pokręciłam głową.
- Jestem autem.
- Ja też. Wrócimy taksówką. - Wzruszyłam ramionami pokazując, że mi to obojętne. Zamówił jakieś białe wino, którego nazwy nie zapamiętałam. Patrzyłam na mojego towarzysza i prowadziłam z nim miłą konwersację o studiach i naszych wizjach na przyszłość.
- Ola? Czeeść! - Wysoka blondynka krzyknęła, idąc w moją stronę. Zmarszczyłam brwi. Co ona tutaj robi? Schyliła się i pocałowała mnie w policzek. Do Damiana wyciągnęła rękę w celu przedstawienia się.
- My się chyba nie znamy, Karolina Jaskółka. - Westchnęłam głęboko i posłałam jej wymuszony uśmiech. Mężczyzna się z nią przywitał.
- Cóż... Jesteś tutaj sama? - Niby nie zwracałam na nią uwagi, jednak wytężyłam słuch słyszac to pytanie. Spojrzałam z zainteresowaniem.
- Z narzeczonym, tylko poszedł do toalety. - Więc Marcin też tutaj jest. Moja podświadomość prychnęła. Czego się spodziewałaś, głupia? Są razem i mieszkają razem, więc oczywiste jest to, że spędzają razem czas. Nie będzie jej wiecznie olewał. Mój humor prysł, niczym bańka mydlana. Ciekawie zapowiada się reszta wieczoru.
- Może się dosiądziecie? Dopiero co złożyliśmy zamówienie. - Ja się chyba przesłyszałam. Spojrzałam na mojego kolegę, niedowierzając to, co słyszałam. Nie, tylko nie to. Boże spraw, aby piorun strzelił w tę galerię i światło wysiadło w całym budynku. Wiem, że nie chodzę zbyt często do kościoła, ale to się zmieni. Proszę. Tylko spraw, żeby nie przyszedł tu Lijewski. Moje modlitwy na nic się nie zdały.
- Karola, idziemy usiąść? - Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i wyciągnęła do niego rękę, za którą ją złapał. Stanął obok noej, a jego spojrzenie trafiło na mnie. Uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Koteczku, chłopak Oli pyta czy się może dosiądziemy. Nie masz nic przeciwko? - On pokręcił głową, więc przenieśliśmy się do czteroosobowego stolika. Narzeczeni złożyli zamówienie.
- Więc, jak długo jesteście razem? - Blondynka odgarnęła swoje włosy i spojrzała na mnie i Damiana.
- Tak właściwie to jesteśmy tylko znajomymi. - Wzruszyłam ramionami, bawiąc się własnymi palcami i obserwując mój interesujący lakier. Czułam na sobie palący wzrok Marcina. Niedługo potem przynieśli nasze potrawy. Wzięliśmy się za jedzenie w ciszy. Zerkałam na Marcina, który siedzał na ukos ode mnie. Nie wierzę w to. Siedzę w restauracji z moim dobrym kumplem, moją miłością i jego narzeczoną. To wręcz zabawne, a zarazem tragiczne. Zjedliśmy deser, oczywiście usta Karoliny niemal się nie zamykały. Rozmawiała z Damianem, a ja i jej narzeczony co jakiś czas wtrącaliśmy jakieś półsłówka, aby myśleli, że również jesteśmy zaangażowani w tę rozmowę. W tym momencie byłam w swoim świecie.
- Przepraszam, pójdę do toalety.
- Iść z Tobą? - Uniosłam brwi, widząc, że blondynka również wstaje. Cóż.. W podstawówce chodziłam z koleżankami do toalety, ale teraz mamy chyba troszkę więcej lat. Wzdychając ruszyłam w stronę toalety. Skorzystałam i wyszłam z kabiny, aby umyć ręce. Przy lustrze stała moja "towarzyszka" i poprawiała makijaż. Spojrzałam na siebie w lustrze, ale zauważyłam, że patrzy na mnie z uśmiechem.
- Naprawdę, powinnaś dać sobie spokój.
- O co Ci chodzi, Karolina? - Przeczesałam palcami włosy, obserwując ją.
- Jak to o co mi chodzi? Mała, daj sobie spokój z Marcinem. Jeszcze się zakochasz, nieszczęsna. - Wytarłam ręcę w papierowy ręcznik i stanęłam naprzeciwko niej.
- Czujesz się zagrożona, kochaniutka? - Cmoknęłam w powietrzu i wyszłam z łazienki. 1:1 Jaskółka. To jeszcze nie koniec. Gdyby ona wiedziała, to taka wyszczekana by nie była. Niestety nie będzie mi dane mieć tej satysfakcji. Usiadłam przy stoliku, gdzie po chwili dołączyła Karolinka. Przy chłopakach była miła, ale cóż... Każdy ma dwa oblicza, prawda?
- Co robicie później? - Marcin po raz pierwszy zabrał głos, odjąd siedzimy w czwórkę. Zazwyczaj jest bardziej rozmowny. Popatrzyliśmy z przyszłym prawnikiem na siebie.
- Wybierzemy się może na spacer. Samochody i tak muszą zostać tutaj na parkingu, bo piliśmy wino.
- My się wybieramy na tę nową komedię romantyczną. - Głos zabrała Karolina, kładąc swoją rękę na rękę Lijewskiego. Popatrzyłam na ich splecione dłonie. On nienawidzi łzawych, dramatów o miłości, idiotko. Nagle zachciało mi się śmiać z tej całej sytuacji.
- Zbieramy się? - Zapytałam mojego towarzysza, a on przywołał kelnerkę. Uregulował nasz rachunek, pożegnaliśmy się z narzeczeństwem i wyszliśmy.
- To co, spacer? - Kiwnęłam głową, gdy wychidziliśmy z budynku. Mój samochód stał na podziemnym parkingu, więc chyba będzie tam bezpieczny do jutra. Opatuliłam się ciaśniej szalikiem, a ręce włożyłam do kieszeni.
- Coś Cię kiedyś łączyło z Marcinem? - Podniosłam na niego wzrok i wykrzywiłam się. Moze mu powiem?
- Nie, my się tylko przyjaźnimy. - Wzruszyłam ramionami, na co on się uśmiechnął. Nie powiem mu. Za kogo on mnie weźmie? Wystarczające jest to, że moje przyjaciółki i ich partnerzy wiedzą. Nie chcę czuć się jeszcze gorzej. Reszta drogi minęła nam na rozmowie o wszystkim i o niczym tak naprawdę. Lubiłam spędzać z nim czas, Damian jest naprawdę fajny. Polubiłam go w ciągu naszych ostatnich trzech spotkań.
- Damian? - Zatrzymaliśmy się pod moją klatką. Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Nie był, tak wysoki jak Marcin czy Kamil, jednak mimo koturn przewyższał mnie o kilka centymetrów.
- Tak? - On również spojrzał w moje oczy, uśmiechając się słodko. Niemal tak, jak Lijek. Boże. Co ja robie? Porównuje ich do siebie? Mrugnęłam, by pozbyć się zbędnych myśli z mojej głowy. Zaczynam wariować, przeraża mnie to.
- Masz jakieś plany na sylwestra?
- Och, tak. Mam pełen wybór. Może sylwester z dwójką, może z polsatem... - Roześmiałam się słysząc ten tekst.
- A tak serio?
- Tak serio, to miałem propozycję od kilku kumpli, ale zastanawiam się czy chcę siedzieć z nimi w tę "wyjątkową" noc. - Mówiąc wyjątkową zrobił tak zwane króliczki. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- To może chcesz iść ze mną na imprezę sylwestrową do Jureckich?
- Jureckich? Michał Jurecki ma żonę? - Zaśmiałam się słyszac jego pytanie.
- Żonę jeszcze nie, ale narzeczoną. Z przyzwyczajenia już ich tak nazywam. - Pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Z chęcią się wybiorę. Gdzie spędzasz święta?
- Z resztą rodziny w Chorzowie. Wiesz, taki meega zjazd rodzinny i te sprawy. - Wywróciłam oczami, na co on się zaśmiał. Zatrzęsłam się z zimna.
- Leć już na górę.
- Może wejdziesz? - Pokręcił głową.
- Muszę jutro rano wstać, żeby jechać po siostrzę do Bełchatowa.
- Wow. To jedź ostrożnie. Co do tego sylwestra to dogadamy się jeszcze przez telefon. - Nachylil się patrząc mi prosto w oczy. Jego twarz zaczęła się zbliżać w moją stronę. O, nie. On chyba nie chce tego zrobić. Gdy nasze twarze dzieliły milimetry, przesunęłam ją w bok, co spowodowało, że mężczyzna trafił w mój policzek. Odsunął się, bacznie mnie obserwując.
- To cześć. - Pomachałam mu i odwracając się na pięcie, weszłam do środka. Stanęłam na chwilę w holu i wzięłam oddech. Jezu, co to było? Wjechałam windą na odpowiednie piętro i weszłam do mieszkania. Zdjęłam buty, a płaszcz odwiesiłam w przedpokoju. Weszłam do salonu, gdzie zostałam Martę i Angelikę z butelką wina i czipsami. Opadłam na fotel, spuszczając głowę w dół.
- Dobrze, że jesteś już. Czekałyśmy na Ciebie. - Angelika jak zwykle wyglądała perfekcyjnie. Jęknęłam w duchu, ta to dopiero ma figurę.
- Jak randka? - Posłałam Marcie krzywe spojrzenie, na co ona się zaśmiała.
- To nie była randka! - Dostałam z poduszki od Andzi.
- Bylaś na randce i ja nic o tym nie wiedziałam?! A co z Marcinem? - Wywróciłam oczyma.
- Po pierwsze to, to nie była randka. Po drugie to zgadnijcie kto się do nas dosiadł w restauracji.
- Karolinka i Marcinek? - Posłałam piorunujące spojrzenie kołowej.
- Skąd ty to wiesz?
- Mam swoich informatorów. - Pokazała mi język i nalała nam wina do kieliszków. Pociagnęłam łyk wina.
- To Marcin nie zakończył tego przedstawienia z Karoliną? - Pokręciłam głową w ramach protestu.
- Wiesz... Jak Ty się pojawiłaś i między Wami coś zaiskrzyło, mieliśmy wszyscy nadzieję, że Marcin przejrzy na oczy i zostawi Karolinę. Potem wyskoczył z tymi zaręczynami, a teraz cóż.. - Blondynka zakończyła swój monolog długim westchnięciem.
- Skończmy ten temat, bo wałkujemy go od jakiegoś czasu, a tak naprawdę nic się nie zmienia. - Ostatecznie ja zakończyłam ten niewygodny dla mnie temat. Nie lubiłam słuchać ich opini na ten temat, bo mieszało mi się w głowie jeszcze bardziej. I tak czuję się tak, jakby na jednym ramieniu siedział mi maleńki aniołek w białej sukieneczce, a na drugim czarny diabełek z rogami. Niedorzeczne to jest. Rozmawiałyśmy na różne tematy, zaczynając od przyszłego ślubu Jureckich, a kończąc na kierunku moich studiów. W końcu życząc dobrej nocy przyjaciółką poszłam do swojego pokoju. Alkohol lekko szumiał mi w głowie, ale czułam się normalnie. Wzięłam krótki prysznic, ubrałam się w pidżamę i położyłam do łóżka. Zasnęłam niemal od razu, jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki.
Wstałam tylko i wyłącznie ze względu na hałas, jaki panował w kuchni. Wydawało mi się nawet, że usłyszałam krzyk. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Stanęłam w progu, widząc rudowłosą stojacą przy zlewie. Moczyła dłoń pod wodą. Jak się domyślam, zimną wodą. Weszłam do pomieszczenia i stanęłam obok niej.
- Co się stało, cieloku? - Podskoczyła wystraszona i zdrową ręką złapała się za serce.
- O, dzień dobry. Wiesz pomyślałam, że będę dobrą przyjaciółką, bo skoro nie będziemy widziały się kilka kolejnych dni to, że zrobię Wam jakieś dobre śniadanko. - Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Marta + gotowanie = wizyta w szpitalu ewentualnie wymiana jakiegoś sprzętu w kuchni. Przekonałam się o tym kilka dni po tym, jak zaczęłyśmy razem mieszkać. Wzięłam apteczkę z łazienki i wyciągnęłam rękę dziewczyny spod wody. Pół ręki sobie poparzyła, niezdara. Kiedyś kupiłam maść na oparzenia, więc wygrzebałam ją z pojemniczka i sprawdziłam datę ważności, tak dla upewnienia. Naładowałam pół tubki na rękę dziewczyny i rozprowadziłam delikatnie.
- Siedź tu i się nie ruszaj. - Pokiwała głową, a ja odniosłam apteczkę na miejsce. - Powinno zaraz przejść, bo to maść typowa na oparzenia, gdzie przy tym chłodzi skórę. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Oszukałam przeznaczenie! - Nagle krzyknęła triumfalnie. Popatrzyłam na nią jak na idiotkę, stojąc oparta o szafkę i czekając, aż kawa będzie gotowa.
- Mogłam zrobić coś gorszego, a doszło tylko do tego. - Wzruszyła ramionami, a ja wywróciłam oczami. Ma powód do dumy. Najchętniej dałabym jej lajka.
- To co chciałaś przyrządzić? - Moja rozmówczyni wyszczerzyła rząd białych zębów.
- Chciałam zrobić naleśniki, ale dałam na patelnię za dużo oleju i jakoś tak prysnęło mi.
- Mikser nie planował zamachu na twoje życie?
- O dziwo, tym razem nie! - Przypomniało mi się ostatnie spotkanie mojej Martusi z mikserem. Bogu dzięki, ze byłam blisko i w porę wyciągnęłam wtyczkę z kontaktu inaczej już, by miała po włosach. Spróbowałam ciasto na naleśniki i cóż, nie było złe. Dosypałam trochę cukru waniliowego i wymieszałam dużą łyżką. Spojrzałam na płytę indukcyjną, na której stała patelnia. Zmarszczyłam brwi.
- Położyłaś rękę na płytę indukcyjną czy wylałaś na nią olej z patelni?
- Najpierw przez przypadek położyłam tam rękę, a potem, gdy olej zaczął się przypalać to go na siebie wylałam. - Pokiwałam glową, wyobrażając to sobie.
- Szypszak umie gotować? - Spojrzałam na nią, a ona przeglądając gazetę, wzruszyła ramionami. - Bo przy twoich zdolnościach kulinarnych, będzie żył na zupkach chińskich albo umrze z głodu. Muszę biedaczynę ostrzec.
- Od czego są mrożonki? Mc Donald's? KFC? - Posłała mi buziaka, a ja się roześmiałam. W końcu do kuchni weszła Angelika, która wczoraj nie była w stanie wrócić do domu. Wpadła jak burza, gdzie wyściskałyśmy się we trzy, złożyła nam życzenia i uciekła, bo po południu ma jechać z Michałem do jego rodziców.
- Ta to dopiero jest zakręcona. - Mruknęłam i wróciłam do smażenia naleśników.
Hej, hej, hello!
Zmotywowałam się i oto jest! Nawet dzień wcześniej! Taka niespodzianka z okazji zakończenia tego roku szkolnego! To teraz wakacje pełną parą! Kolejny rozdział już zaczęłam, więc w przyszłym tygodniu tak wtorek/środa się spodziewajcie. Buziaki!