czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 15

    Jadąc autem bacznie obserwowałam krajobraz za oknem i zastanawiałam się, dokąd jedziemy. Nie wiele widziałam, ponieważ okolice ostatnio pokryła dziesięciocentymetrowa warstwa śniegu. Przede wszystkim nie znam na tyle Kielc, aby wiedzieć gdzie zmierzamy, pomimo faktu, że mieszkam tutaj od paru miesięcy. W końcu Marcin zaparkował przed  wejściem do lasu, gdzie było ciemno jak cholera. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on z uśmiechem na twarzy odpiął pas i wysiadł. Obszedł samochód i otworzył drzwi po mojej stronie. Wysiadłam i stanęłam jak wryta, rozglądając się.
- Co tutaj robimy?
- Oj, chodź. - Nie tłumacząc nic a nic, złapał mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić, oświecając nam drogę latarką. Po dziesięciominutowym marszu, doszliśmy do skraju lasu. Moim oczom ukazał się mały, drewniany domek. Miał werandę, niczym na starych filmach, a przy drzwiach wejściowych paliły się dwie lampy. To właśnie w tamtą stronę ciągnął mnie Lijewski. Weszliśmy do środka i ściągnęliśmy z siebie okrycia wierzchnie. W salonie czekał na nas młody chłopak. Przywitał się z moim towarzyszem, życzył miłego pobytu i się zmył. Dom był mały, ale uroczy. Salon, w którym stał kominek, a w nim palił się ogień był uroczy! Kuchnia była mała, ale miała w sobie to coś. Zioła suszone, warkocze czosnku... Urok, jaki rzadko gdzie się pojawia. W łazience, duże okno musiało dostarczać wiele zieleni latem. Na poddaszu znajdowała się sypialnia i jak na razie było to jedyne pomieszczenie, którego nie ujrzałam. Może wrócę do niespodzianki, naszykowanej przez mojego ukochanego? W małym saloniku przy odpowiedniej odległości od kominka, znajdował się stół nakryty na dwie osoby. Na białym obrusie stał wąski, długi flakonik z pojedynczą różą. Talerze i sztućce czekały, aż ktoś ich użyje.
- Głodna? - Rozgrywający położył swoje duże dłonie na moich biodrach. Jego zapach mogłabym rozpoznać wszędzie. Powinni produkować perfumy o zapachu Marcina Lijewskiego. Jak nic, wykupiłabym wszystkie i wąchała do końca świata.
- Jak wilk. - Odpowiedziałam brunetowi, a on leciutko popchnął mnie w stronę naszykowanego stolika. Niczym gentelman, odsunął mi krzesło. Usiadłam, szczerząc się od ucha do ucha, a sam poszedł po jedzenie. Spożywaliśmy zapiekankę makaronowo-ziemniaczaną przy akompaniamencie spokojnej, kojącej nerwy muzyki. Po zjedzonym posiłku zaniosłam naczynia do kuchni i wróciłam do Lijka. Usiedliśmy na kanapie, gdzie piliśmy wino i rozmawialiśmy. Trzy kieliszki wina później, Marcin odstawił nasze kielichy na stolik i przysunął bliżej mnie.
- Czego pan chce, panie Lijewski?
- Ciebie. - Po tych słowach, wpił się w moje usta. Co jak co, ale całować to on umie! W dziesięciostopniowej skali bez wahania dałabym mu jedenaście. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i na oślep zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Mężczyzna przez linię szczęki, zjechał na moją szyję i to właśnie wzdłuż niej składał pocałunki. Pozbyłam się jego koszuli, a on nie pozostając mi dłużny pozbył się górnej części mojej garderoby. Wziął mnie na ręce i wszedł po schodach, prowadzących do sypialni. Będąc tam niemal rzucił mnie na łóżko i ponownie wpił się w moje wargi. Nie śpiesząc się pozbył mnie wszystkich ubrań i z dokładnością co do milimetra pieścił moje ciało. Po kilku minutach postanowiłam przejąć inicjatywę. Jakimś cudem udało mi się przewrócic go na plecy i usiąść na nim okrakiem. Powoli pozbawiłam go reszty odzienia i zaczęłam całować po klatce piersiowej, schodząc pocałunkami w dół. Znalazłam się pod nim, a on nie czekając, aż złapię oddech wszedł we mnie, na co jęknęłam. Uwielbiam, gdy mnie wypełniał. To jest tak, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. Pasowaliśmy do siebie idealnie.
      Następnego ranka obudziłam się z uśmiechem na buzi. Ręka Marcina spoczywała na moim brzuchu, a jej właściciel leżał na boku i słodko spał. Jeszcze większy uśmiech zagościł na mojej twarzy, zwłaszcza, gdy do mej głowy napłynęły wspomnienia z ostatniej nocy. Zarumieniłam się na samą myśl i westchnęłam. Tak cholernie mi z nim dobrze. Delikatnie, aby go nie obudzić przeczesałam palcami jego czarne włosy. Poruszył się, uśmiechnął i swoją rękę przesunął na moje biodro, obejmując mnie ciaśniej. Próbowałam ponownie zasnąć, jednak już nie mogłam. Jak już raz wstanę to nie zasnę. Próbowałam powoli zabrać kończynę rozgrywającego z mojego brzucha. Myśląc, że udało mi się go nie obudzić owinęłam się prześcieradłem, które leżało złożone w kostkę na krześle.
- Dokąd to? - Wymamrotał, a ja odwróciłam się w stronę mojego kochanka.
- Zrobić kawę. - Pokazałam mu język i zeszłam po schodach, mało się nie zabijając o te szatańskie prześcieradło. Idąc do kuchni, napotkałam koszulę i to ją na siebie narzuciłam pozostawiając górne guziki rozpięte. Włączyłam ekspres do kawy i  w międzyczasie sprawdziłam zawartość lodówki. Ten leń pewnie nadal leży w łóżku. Wpadłam na genialny pomysł i wyciągnęłam jajka z lodówki. Usmażyłam jajecznicę z pomidorami i serem, do tego przyrządziłam kilka tostów. Na szafce znalazłam srebrną tacę, więc to na niej wszystko ułożyłam. Poszłam jeszcze tylko sprawdzić w łazience jak wyglądam, poprawiłam co nieco i z tacą ruszyłam na górę. Tak jak myślałam, Marcin leżał zakopany w pościeli i spał. Postawiłam na stoliku obok łóżka tacę i wskoczyłam na osobnika leżącego na nim.
- Ej! - Pisnęłam, gdy przewrócił nas tak, że leżałam na łóżku a on pochylał się nade mną.
- Ładna koszula. - Wyszczerzyłam rząd zębów w uśmiechu i cmoknęłam go w policzek.
- A dziękuję. Śniadanko czeka. - Odwrócił się i popatrzył w kierunku, który mu wskazałam.
- To jak już czeka, to niech jeszcze trochę poczeka. - Schylił się i złożył na mych ustach długi, namiętny pocałunek. Położyłam dłonie na jego ramionach, a on syknął. Natychmiast się od niego oderwałam.
- Co się stało? - Wtulił nos w zagłębienie w mojej szyi.
- To nic. - Zepchnęłam go z siebie słysząc to, co mówi. Zmarszczyłam brwi i złapałam się pod boki.
- Jakie znów nic? - Przysunęłam się i dostrzegłam na jego ramionach czerwone ślady po paznokciach. Cholera, po moich paznokciach. - Strasznie cię przepraszam, nie chciałam...
- Kochanie, to nic. - Również się podniósł, aby być na równi ze mną. Zarumieniłam się patrząc na niego, a on puścił mi oczko. - Przynajmniej wiem, że Ci się podobało. - Uderzyłam go lekko w ramię i usiadłam bliżej naszego śniadania, łapiąc za kawę. Śniadanie minęło nam w miłej atmosferze. Posprzątałam po posiłku i pozbierałam nasze ubrania, które ciągły się od salonu do sypialni.
- Idę pod prysznic. - Mruknęłam i zaczęłam iść w stronę łazienki, ale zatrzymał mnie głos rozgrywającego.
- Może pójdę z Tobą? Woesz ekologia, oszczędzanie wody i te sprawy. - Parsknęłam śmiechem słysząc te jego argumenty.
- Od kiedy zrobił się z Ciebie taki ekolog, Marcinku? - Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego zza rzęs.
- Od tej chwili właśnie. - Wstał, przerzucił mnie sobie przez ramię i odstawił dopiero pod strumieniem wody. Rozebraną, oczywiście. Po wspólnym prysznicu poszliśmy razem już ogarnąć resztę bałaganu, jaki wczoraj zrobiliśmy. W końcu niedługo musimy wracać do siebie. Stałam właśnie i zmywałam naczynia, gdy Marcin stanął za mną i odgarnął mi włosy na jeden bok. Poczułam jego oddech na karku i zimne ręcę na wciąż nagich udach. Niedługo potem jedna z jego rąk zawędrowała pod moją koszulkę. Westchnęłam w końcu i się do niegi odwróciłam.
- Cała noc za nami, numerek pod prysznicem i jeszcze ci mało? Oj Lijo, Lijo. - Ugryzł mnie delikatnie w szyję.
- Jestem nienasycony, zwłaszcza mając Ciebie u boku. - Odwróciłam się spowrotem i wróciłam do przerwanej mi czynności. Wypięłam tyłek w jego stronę, chcąc go odepchnąć, jednak skutek był całkowicie inny. Jeszcze bardziej przylgnął do mnie, a z racji, że nie potrafiłam mu odmówić to wylądowaliśmy na stole w tejże małej, słodkiej kuchence.
   Kilka godzin później oddaliśmy klucze do domku temu samemu chłopakowi,  co wczoraj i ruszyliśmy w drogę powrotną. Marcin odwiózł mnie, pożegnaliśmy się krótkim buziakiem i odjechał. Weszłam do domu i niemal od razu ściągnęłam koturny. Moje kroki skierowały się do łazienki, w której wzięłam dłuuugą kąpiel. Z turbanem na głowie i owinięta ręcznikiem poszłam do salonu, w celu odnalezienia mojej współlokatorki. Rudowłosa dziewczyna leżała rozwalona na całej długości kanapy w pidżamie z pilotem w ręce.
- Nie masz co robić? - Spojrzała na mnie i klasnęła dłońmi.
- Ooo, ktoś tu miał dobry seks! - spojrsałam na nią jak na idiotke i usiadłam na fotelu. Nogę oparłam o ławę i zaczęłam smarować ją balsamem. Tę samą czynność powtórzyłam z drugą nogą.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że głupia jesteś? - Moja rozmówczyni rzuciła we mnie pilotem, szczerząc zęby w uśmiechu. Pokręciłam głową.
- Jak tam Kamil? - Podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła mówić o skrzydłowym, zachwalając jaki to on jest wspaniały. Słysząc jej określenia, wybuchnęłam śmiechem.  - Myślałam, że głodna Marta to przerażająca Marta. Myliłam się, zakochana Marta to jeszcze większe zło! - Wywróciła oczami i wróciła do oglądania telewizji.
- Marcin zerwał już z Karoliną? - Mimowolnie westchnęłam. Czując jej spojrzenie na sobie, pokręciłam przecząco głową. Że też ktoś wiecznie musi mi o tym przypominać! Wymknęłam się do swojego pokoju, gdzie ubrałam się w koszulkę nocną. Uznałam, że pomaluje sobie paznokcie na jakiś fajny kolorek. Wyciągnęłam pudełeczko z lakierami do paznokci i bez zastanowienia wyjęłam z niego niebieski lakier. Pomalowałam pazurki na niebiesko, robiąc białe końcówki. Popatrzyłam na efekt końcowy. Idealnie! Pomalowałam również paznokcie u stóp, a później zrobiłam sobie dziesięciominutową maseczkę oczyszczającą. Zarzuciłam na siebie satynowy szlafrok i wróciłam do salonu. Marta krzątała się i szukała jakiś notatek. Tak to jest jak się zdaje egzaminy w drugim terminie.  - Jedziesz do Chorzowa na święta?
- Tak, a czemu pytasz? - Wzruszyła ramionami.
- Będziesz na sylwestrze?
- Przecież nie odpuszczę sobie takiej imprezy!
- Z kim idziesz? - Wzięłam oddech. No tak. Przecież Karolina będzie.
- Nie myślałam jeszcze o tym. - Mówiąc to sięgnęłam po laptopa, który leżał na stoliku. Weszłam na facebooka. Popisałam chwilę z Damianem, który sam o sobie przypomniał. Zaprosił mnie jutro do kina, więc podałam mu swój nr i umówiłam o osiemnastej pod kinem. Przejrzałam strony plotkarskie i zamknęłam laptopa.
    Stałam przed szafą, mając dylemat co na siebie włożyć. Nie jest to randka, więc nie chciałam przesadzać ze strojeniem się. Zdecydowałam się w końcu na czarne rurki i biały sweterek. Włosy wyprostowałam i zrobiłam delikatny makijaż. Na rękę założyłam srebrną bransoletkę. Stanęłam przed lustrem i się przekrzałam. Jest okej. Ubrałam czarne koturny, na ramiona założyłam płaszcz, szalik i torebkę wzięłam. Zamknęłam mieszkanie i wyszłam na mroźne powietrze. Piętnaście minut później zaparkowałam pod kinem i weszłam do środka. Damian stał niedaleko, w rękach gniotąc ulotkę z repertuarem tutejszego kina. Widząc mnie przy wejściu, ruszył w moją stronę.
- Cześć.
- Hej. Wybrałem kilka filmów, ale ostateczną decyzję zostawiam Tobie. - Posłałam mu uśmiech i rozpięłam płaszcz. Wspólnie wybraliśmy jakąś komedię, kupiliśmy popcorn i colę. Zajeliśmy swoje miejsca w kinie chwilę przed seansem. Wychodząc z kina byliśmy w świetnych nastrojach, a film okazał się fenomenalny. W niektórych momentach wręcz płakałam ze śmiechu.
- To co, kolacja? - Zapytał, dźgając mnie w bok. Zaczęłam masować bolące miejsce.
- Nie idę z tobą, bo jesteś wredny. - Pokazałam mu język a on puścił mi oczko i się roześmiał, widząc grymas na mojej twarzy.
- Mam cię zanieść? - Stanęłam w miejscu i oparłam ręce o biodra.
- A masz na tyle siły? - Przez jego twarz przeszedł cień rozbawienia, po czym ruszył za mną. Stanęłam, unosząc ręce lekko w górę.
- Przepraszam! Wybacz mi!
- Zastanowie się. - Oboje się roześmialiśmy i zjechaliśmy ruchomymi schodami piętro niżej, do restauracji. Weszliśmy do jednej knajpki z wielu mieszczących się na tym piętrze, a kelnerka wskazała nam stolik. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i wzięliśmy do rąk karty dań.
- Co podać? - Młoda kelnerka wpatrywała się w mojego towarzysza, uśmiechając się. Maślane oczy do klienta, no ładnie. Uśmiechnęłam się z rozbawieniem obserwując tę sytuację. Student prawa jednak nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, tylko zawzięcie wpatrywał się w kartę dań. Spojrzał na mnie, czekając aż coś wybiorę.
- Więc ja wezmę pieczone żeberka cielęce z miodem akacjowym, warzywami i ziołami. - Uśmiechnęłam się i zaczęłam rozglądać dookoła.
- A dla pana?
- Duszone podudzia z kury zielononóżki z wędzoną ogonówką i młodą marchewką, glazurowaną w miodzie lipowym i orzechach włoskich.
- Co do picia sobie państwo życzą?
- Wino? - Damian pytając, posłał mi szeroki uśmiech. Pokręciłam głową.
- Jestem autem.
- Ja też. Wrócimy taksówką. - Wzruszyłam ramionami pokazując, że mi to obojętne. Zamówił jakieś białe wino, którego nazwy nie zapamiętałam. Patrzyłam na mojego towarzysza i prowadziłam z nim miłą konwersację o studiach i naszych wizjach na przyszłość.
- Ola? Czeeść! - Wysoka blondynka krzyknęła, idąc w moją stronę. Zmarszczyłam brwi. Co ona tutaj robi? Schyliła się i pocałowała mnie w policzek. Do Damiana wyciągnęła rękę w celu przedstawienia się.
- My się chyba nie znamy, Karolina Jaskółka. - Westchnęłam głęboko i posłałam jej wymuszony uśmiech. Mężczyzna się z nią przywitał.
- Cóż... Jesteś tutaj sama? - Niby nie zwracałam na nią uwagi, jednak wytężyłam słuch słyszac to pytanie. Spojrzałam z zainteresowaniem.
- Z narzeczonym, tylko poszedł do toalety. - Więc Marcin też tutaj jest. Moja podświadomość prychnęła. Czego się spodziewałaś, głupia? Są razem i mieszkają razem, więc oczywiste jest to, że spędzają razem czas. Nie będzie jej wiecznie olewał. Mój humor prysł, niczym bańka mydlana. Ciekawie zapowiada się reszta wieczoru.
- Może się dosiądziecie? Dopiero co złożyliśmy zamówienie. - Ja się chyba przesłyszałam. Spojrzałam na mojego kolegę, niedowierzając to, co słyszałam. Nie, tylko nie to. Boże spraw, aby piorun strzelił w tę galerię i światło wysiadło w całym budynku. Wiem, że nie chodzę zbyt często do kościoła, ale to się zmieni. Proszę. Tylko spraw, żeby nie przyszedł tu Lijewski. Moje modlitwy na nic się nie zdały.
- Karola, idziemy usiąść? - Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i wyciągnęła do niego rękę, za którą ją złapał. Stanął obok noej, a jego spojrzenie trafiło na mnie. Uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Koteczku, chłopak Oli pyta czy się może dosiądziemy. Nie masz nic przeciwko? - On pokręcił głową, więc przenieśliśmy się do czteroosobowego stolika. Narzeczeni złożyli zamówienie.
- Więc, jak długo jesteście razem? - Blondynka odgarnęła swoje włosy i spojrzała na mnie i Damiana.
- Tak właściwie to jesteśmy tylko znajomymi. - Wzruszyłam ramionami, bawiąc się własnymi palcami i obserwując mój interesujący lakier. Czułam na sobie palący wzrok Marcina. Niedługo potem przynieśli nasze potrawy. Wzięliśmy się za jedzenie w ciszy. Zerkałam na Marcina, który siedzał na ukos ode mnie. Nie wierzę w to. Siedzę w restauracji z moim dobrym kumplem, moją miłością i jego narzeczoną. To wręcz zabawne, a zarazem tragiczne. Zjedliśmy deser, oczywiście usta Karoliny niemal się nie zamykały. Rozmawiała z Damianem, a ja i jej narzeczony co jakiś czas wtrącaliśmy jakieś półsłówka, aby myśleli, że również jesteśmy zaangażowani w tę rozmowę. W tym momencie byłam w swoim świecie.
- Przepraszam, pójdę do toalety.
- Iść z Tobą? - Uniosłam brwi, widząc, że blondynka również wstaje. Cóż.. W podstawówce chodziłam z koleżankami do toalety, ale teraz mamy chyba troszkę więcej lat. Wzdychając ruszyłam w stronę toalety. Skorzystałam i wyszłam z kabiny, aby umyć ręce. Przy lustrze stała moja "towarzyszka" i poprawiała makijaż. Spojrzałam na siebie w lustrze, ale zauważyłam, że patrzy na mnie z uśmiechem.
- Naprawdę, powinnaś dać sobie spokój.
- O co Ci chodzi, Karolina? - Przeczesałam palcami włosy, obserwując ją.
- Jak to o co mi chodzi? Mała, daj sobie spokój z Marcinem. Jeszcze się zakochasz, nieszczęsna. - Wytarłam ręcę w papierowy ręcznik i stanęłam naprzeciwko niej.
- Czujesz się zagrożona, kochaniutka? - Cmoknęłam w powietrzu i wyszłam z łazienki. 1:1 Jaskółka. To jeszcze nie koniec. Gdyby ona wiedziała, to taka wyszczekana by nie była. Niestety nie będzie mi dane mieć tej satysfakcji. Usiadłam przy stoliku, gdzie po chwili dołączyła Karolinka. Przy chłopakach była miła, ale cóż... Każdy ma dwa oblicza, prawda?
- Co robicie później? - Marcin po raz pierwszy zabrał głos, odjąd siedzimy w czwórkę. Zazwyczaj jest bardziej rozmowny. Popatrzyliśmy z przyszłym prawnikiem na siebie.
- Wybierzemy się może na spacer. Samochody i tak muszą zostać tutaj na parkingu, bo piliśmy wino.
- My się wybieramy na tę nową komedię romantyczną. - Głos zabrała Karolina, kładąc swoją rękę na rękę Lijewskiego. Popatrzyłam na ich splecione dłonie. On nienawidzi łzawych, dramatów o miłości, idiotko. Nagle zachciało mi się śmiać z tej całej sytuacji.
- Zbieramy się? - Zapytałam mojego towarzysza, a on przywołał kelnerkę. Uregulował nasz rachunek, pożegnaliśmy się z narzeczeństwem i wyszliśmy.
- To co, spacer? - Kiwnęłam głową, gdy wychidziliśmy z budynku. Mój samochód stał na podziemnym parkingu, więc chyba będzie tam bezpieczny do jutra. Opatuliłam się ciaśniej szalikiem, a ręce włożyłam do kieszeni.
- Coś Cię kiedyś łączyło z Marcinem? - Podniosłam na niego wzrok i wykrzywiłam się. Moze mu powiem?
- Nie, my się tylko przyjaźnimy. - Wzruszyłam ramionami, na co on się uśmiechnął. Nie powiem mu. Za kogo on mnie weźmie? Wystarczające jest to, że moje przyjaciółki i ich partnerzy wiedzą. Nie chcę czuć się jeszcze gorzej. Reszta drogi minęła nam na rozmowie o wszystkim i o niczym tak naprawdę. Lubiłam spędzać z nim czas, Damian jest naprawdę fajny. Polubiłam go w ciągu naszych ostatnich trzech spotkań.
- Damian? - Zatrzymaliśmy się pod moją klatką. Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Nie był, tak wysoki jak Marcin czy Kamil, jednak mimo koturn przewyższał mnie o kilka centymetrów.
- Tak? - On również spojrzał w moje oczy, uśmiechając się słodko. Niemal tak, jak Lijek. Boże. Co ja robie? Porównuje ich do siebie? Mrugnęłam, by pozbyć się zbędnych myśli z mojej głowy. Zaczynam wariować, przeraża mnie to.
- Masz jakieś plany na sylwestra?
- Och, tak. Mam pełen wybór. Może sylwester z dwójką, może z polsatem... - Roześmiałam się słysząc ten tekst.
- A tak serio?
- Tak serio, to miałem propozycję od kilku kumpli, ale zastanawiam się czy chcę siedzieć z nimi w tę "wyjątkową" noc. - Mówiąc wyjątkową zrobił tak zwane króliczki. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- To może chcesz iść ze mną na imprezę sylwestrową do Jureckich?
- Jureckich? Michał Jurecki ma żonę? - Zaśmiałam się słyszac jego pytanie.
- Żonę jeszcze nie, ale narzeczoną. Z przyzwyczajenia już ich tak nazywam. - Pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Z chęcią się wybiorę. Gdzie spędzasz święta?
- Z resztą rodziny w Chorzowie. Wiesz, taki meega zjazd rodzinny i te sprawy. - Wywróciłam oczami, na co on się zaśmiał. Zatrzęsłam się z zimna.
- Leć już na górę.
- Może wejdziesz? - Pokręcił głową.
- Muszę jutro rano wstać, żeby jechać po siostrzę do  Bełchatowa.
- Wow. To jedź ostrożnie. Co do tego sylwestra to dogadamy się jeszcze przez telefon. - Nachylil się patrząc mi prosto w oczy. Jego twarz zaczęła się zbliżać w moją stronę. O, nie. On chyba nie chce tego zrobić. Gdy nasze twarze dzieliły milimetry, przesunęłam ją w bok, co spowodowało, że mężczyzna trafił w mój policzek. Odsunął się, bacznie mnie obserwując.
- To cześć. - Pomachałam mu i odwracając się na pięcie, weszłam do środka. Stanęłam na chwilę w holu i wzięłam oddech. Jezu, co to było? Wjechałam windą na odpowiednie piętro i weszłam do mieszkania. Zdjęłam buty, a płaszcz odwiesiłam w przedpokoju. Weszłam do salonu, gdzie zostałam Martę i Angelikę z butelką wina i czipsami. Opadłam na fotel, spuszczając głowę w dół.
- Dobrze, że jesteś już. Czekałyśmy na Ciebie. - Angelika jak zwykle wyglądała perfekcyjnie. Jęknęłam w duchu, ta to dopiero ma figurę.
- Jak randka? - Posłałam Marcie krzywe spojrzenie, na co ona się zaśmiała.
- To nie była randka! - Dostałam z poduszki od Andzi.
- Bylaś na randce i ja nic o tym nie wiedziałam?! A co z Marcinem? - Wywróciłam oczyma.
- Po pierwsze to, to nie była randka. Po drugie to zgadnijcie kto się do nas dosiadł w restauracji.
- Karolinka i Marcinek? - Posłałam piorunujące spojrzenie kołowej.
- Skąd ty to wiesz?
- Mam swoich informatorów. - Pokazała mi język i nalała nam wina do kieliszków. Pociagnęłam łyk wina.
- To Marcin nie zakończył tego przedstawienia z Karoliną? - Pokręciłam głową w ramach protestu.
- Wiesz... Jak Ty się pojawiłaś i między Wami coś zaiskrzyło, mieliśmy wszyscy nadzieję, że Marcin przejrzy na oczy i zostawi Karolinę. Potem wyskoczył z tymi zaręczynami, a teraz cóż.. - Blondynka zakończyła swój monolog długim westchnięciem.
- Skończmy ten temat, bo wałkujemy go od jakiegoś czasu, a tak naprawdę nic się nie zmienia. - Ostatecznie ja zakończyłam ten niewygodny dla mnie temat. Nie lubiłam słuchać ich opini na ten temat, bo mieszało mi się w głowie jeszcze bardziej. I tak czuję się tak, jakby na jednym ramieniu siedział mi maleńki aniołek w białej sukieneczce, a na drugim czarny diabełek z rogami. Niedorzeczne to jest. Rozmawiałyśmy na różne tematy, zaczynając od przyszłego ślubu Jureckich, a kończąc na kierunku moich studiów. W końcu życząc dobrej nocy przyjaciółką poszłam do swojego pokoju. Alkohol lekko szumiał mi w głowie, ale czułam się normalnie. Wzięłam krótki prysznic, ubrałam się w pidżamę i położyłam do łóżka. Zasnęłam niemal od razu, jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki.
    Wstałam tylko i wyłącznie ze względu na hałas, jaki panował w kuchni. Wydawało mi się nawet, że usłyszałam krzyk. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Stanęłam w progu, widząc rudowłosą stojacą przy zlewie. Moczyła dłoń pod wodą. Jak się domyślam, zimną wodą. Weszłam do pomieszczenia i stanęłam obok niej.
- Co się stało, cieloku? - Podskoczyła wystraszona i zdrową ręką złapała się za serce.
- O, dzień dobry. Wiesz pomyślałam, że będę dobrą przyjaciółką, bo skoro nie będziemy widziały się kilka kolejnych dni to, że zrobię Wam jakieś dobre śniadanko. - Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Marta + gotowanie = wizyta w szpitalu ewentualnie wymiana jakiegoś sprzętu w kuchni. Przekonałam się o tym kilka dni po tym, jak zaczęłyśmy razem mieszkać. Wzięłam apteczkę z łazienki i wyciągnęłam rękę dziewczyny spod wody. Pół ręki sobie poparzyła, niezdara. Kiedyś kupiłam maść na oparzenia, więc wygrzebałam ją z pojemniczka i sprawdziłam datę ważności, tak dla upewnienia. Naładowałam pół tubki na rękę dziewczyny i rozprowadziłam delikatnie.
- Siedź tu i się nie ruszaj. - Pokiwała głową, a ja odniosłam apteczkę na miejsce. - Powinno zaraz przejść, bo to maść typowa na oparzenia, gdzie przy tym chłodzi skórę. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Oszukałam przeznaczenie! - Nagle krzyknęła triumfalnie. Popatrzyłam na nią jak na idiotkę, stojąc oparta o szafkę i czekając, aż kawa będzie gotowa.
- Mogłam zrobić coś gorszego, a doszło tylko do tego. - Wzruszyła ramionami, a ja wywróciłam oczami. Ma powód do dumy. Najchętniej dałabym jej lajka.
- To co chciałaś przyrządzić? - Moja rozmówczyni wyszczerzyła rząd białych zębów.
- Chciałam zrobić naleśniki, ale dałam na patelnię za dużo oleju i jakoś tak prysnęło mi.
- Mikser nie planował zamachu na twoje życie?
- O dziwo, tym razem nie! - Przypomniało mi się ostatnie spotkanie mojej Martusi z mikserem. Bogu dzięki, ze byłam blisko i w porę wyciągnęłam wtyczkę z kontaktu inaczej już, by miała po włosach. Spróbowałam ciasto na naleśniki i cóż, nie było złe. Dosypałam trochę cukru waniliowego i wymieszałam dużą łyżką. Spojrzałam na płytę indukcyjną, na której stała patelnia. Zmarszczyłam brwi.
- Położyłaś rękę na płytę indukcyjną czy wylałaś na nią olej z patelni?
- Najpierw przez przypadek położyłam tam rękę, a potem, gdy olej zaczął się przypalać to go na siebie wylałam. - Pokiwałam glową, wyobrażając to sobie.
- Szypszak umie gotować? - Spojrzałam na nią, a ona przeglądając gazetę, wzruszyła ramionami. - Bo przy twoich zdolnościach kulinarnych, będzie żył na zupkach chińskich albo umrze z głodu. Muszę biedaczynę ostrzec.
- Od czego są mrożonki? Mc Donald's? KFC? - Posłała mi buziaka, a ja się roześmiałam. W końcu do kuchni weszła Angelika, która wczoraj nie była w stanie wrócić do domu. Wpadła jak burza, gdzie wyściskałyśmy się we trzy, złożyła nam życzenia i uciekła, bo po południu ma jechać z Michałem do jego rodziców.
- Ta to dopiero jest zakręcona. - Mruknęłam i wróciłam do smażenia naleśników.

Hej, hej, hello!
Zmotywowałam się i oto jest! Nawet dzień wcześniej! Taka niespodzianka z okazji zakończenia tego roku szkolnego! To teraz wakacje pełną parą! Kolejny rozdział już zaczęłam, więc w przyszłym tygodniu tak wtorek/środa się spodziewajcie. Buziaki!

piątek, 19 czerwca 2015

Ogłoszenie!

Witam panienki!
Czytałyście zapewne "rozdział 15" który dostał się tutaj przypadkiem. Chociaż mam szczerą nadzieję, że niewiele osob go czytało, ponieważ był to urywek, ktory dostał się tutaj przypadkiem i ktory przez przypadek.. Usunęłam. Wybaczcie mi moją niedyspozycję, naprawdę postaram się to wszystko nadrobić. Martwi mnie fakt, że wejść jest coraz więcej, a niestety komentarzy coraz mniej. Co poradzę? No nic, nic. Przypomnę wam tylko, że komentując ja dostaję motywację i powera, do pisania. Pozdrawiam i całuje! 😘✌

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 14

     Piiiip. Piiiiiip. Po omacku szukałam komórki, która leżała gdzieś zakopana w pościeli. Wymacałam ją w końcu ręką i otworzywszy leniwie oczy, wyłączyłam dzwoniący budzik. Jeszcze dwie minutki, błagam. Ziewnęłam i przymknęłam powieki. Nie wiem na cholerę był mi ten budzik dzisiaj. Uczelnię mam z głowy do nowego roku, trening mam dopiero drugiego stycznia. Przekręciłam się na drugi bok i dalej spałam.
- Ola.. - Łagodny głos mojej rodzicielki rozniósł się po pokoju. Otworzyłam jedno oko i ziewnęłam.
- Taak? - Przeciągając słowo, podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Córcia, już po dziesiątej. - Spojrzalam na zegarek. Rzeczywiście, dziesiąta dwanaście.
- Już wstaję, mamo. - Starsza Lewandowska opuściła mój pokój, a ja zwlekłam się z łóżka. Spałam ponad jedenaście godzin, ale mimo to nadal byłam zmęczona. Odbyłam poranną toaletę, ubrałam się w pierwsze ciuchy, jakie mi wpadły w ręce i zrobiłam sobie warkocza. Skierowałam się w stronę salonu, gdzie siedziała reszta mojej małej, skromnej rodzinki.
- Cześć śpiochu! - Robert już ubrany siedział przed telewizorem, opychając się ciastkami. A dieta w lesie została. Ukradłam mu jedno ciastko i poszłam do kuchni, w poszukiwaniu kofeiny. Wypiwszy jedną kawę, postanowiłam się ugadać co i jak ze świętami.
- Mamo, święta organizujesz w domu w Chorzowie, tak? - Usiadłam na kanapie i kolana przyciągnęłam do klatki piersiowej.
- Dokładnie. Właśnie miałam pytać, kiedy macie zamiar się stawić? - Ania, która weszła do salonu nie była zbytnio w temacie, więc rzuciłam jej słowo klucz. Od razu zrozumiała.
- My musimy załatwić jeszcze kilka spraw i dwudziestego drugiego się stawimy. - Mama zakodowała sobie w głowie to, co powiedziała jej synowa. Cała trójka spojrzała na mnie.
- Ja mogę przyjechać chodźby dwudziestego. - Nagle doznałam olśnienia. - Mogę przyjechać po Was na lotnisko, jeśli chcecie. - Ania z Robertem na siebie spojrzeli i przystali na moją propozycję.
- Jak co roku zawita u nas ciocia Jadzia z rodziną i wujek Zbyszek. - Zgodnie z Robertem, jękneliśmy w tym samym czasie. Rozwydrzona córka cioci Jadzi, siostry mojej mamy była nieznośna. Cud, że nikt jej jescze nie obciął tego niewyparzonego języka. Sama ciocia Jadzia nie była taka zła. Wścibska, bo wścibka, ale jednak to jest rodzina. A rodziny się nie wybiera.
- Macie plany na sylwestra? - Młodzi Lewandowscy pokręcili głową.
- Jurecki w tym roku organizuje jedną, wielką balangę. Wkręce was. - Pokiwałam głową i już złapałam za telefon, aby zadzwonić do przyjaciela.
- No co ty, nie będziemy się wpraszali. - Spiorunowałam wzrokiem mojego starszego brata. On mi dziś specjalnie na nerwy działa.
- Człowieku, weź się puknij w tą pustą łepetynkę. - Pokazał mi język i wrócił do obżerania się ciastkami. Sportowiec wielki się znalazł!
- To ja idę zadzwonić. - Posłałam buziaka w powietrzu do kobiet, siedzących na kanapie. W sypialni na spokojnie wybrałam numer do Michała.
- Halo? - Jego ochrypnięty głos odezwał się w słuchawce.
- Za halo w mordę walą. - Musiałam mu troszkę z rana podokuczać.
- Miła z rana jak śmietana. - Obserwowałam mimikę mojej twarzy w lustrze.
- Czy ty mnie właśnie porównałeś do śmietany?
- No pewnie, takiej dwunasto procentowej do zup. - Roześmiałam się.
-  Brawo Dzidziuś, wiesz ile ma procent śmietana do zupy. Dobra, może przejdę do rzeczy. - Podeszłam do okna w moim pokoju i wyjrzałam na zewnątrz. Przez ubiegłą noc napadało troszkę śniegu.
- Dawaj, młoda.
- Nadal organizujesz tę imprezę sylwestrową? - Usłyszałam coś co miało zabrzmieć: "yhym".
Nie wnikałam, co on w tej chwili robi.
- Mogę wkręcić na nią mojego braciszka z żonką? - Po drugiej stronie nastała cisza.
- Aleksandro Lewandowska, czy ty mnie właśnie zapytałaś czy możesz wkręcić na imprezę ROBERTA LEWANDOWSKIEGO? Tego piłkarza, kapitana naszej reprezentacji w piłce nożnej mężczyzn, piłkarza Borussi Dortmund? - Przełknęłam ślinę. Kolejny fan piłki nożnej.
- Tak, dokładnie tak. - Usiadłam na łóżku, rozbawiona jego entuzjazmem.
- Dziewczyno, jeszcze pytasz? Jasne, że tak! - Podziękowałam i pożegnałam się z Dzidziusiem. No, to jedna sprawa załatwiona. Wróciłam do salonu.
- Załatwione, teraz obowiązkowo musicie wziąć udział w imprezie z całym szczypiorniakowym światem. - Robert uniósł brwi.
- To, to nie będzie mała, kameralna imprezka? - Pokręciłam przecząco głową, a on zatarł ręcę uśmiechając się szeroko, za co dostał sójkę w bok od swojej żony. Po południu cała trójka zaczęła się zbierać. Młodzi musieli odwieść mamę do Chorzowa i sami samochodem wracać do Dortmundu. Po krótkim pożegnaniu, bo przecież niedługo święta wzięłam się za sprzątanie mieszkania. Marta niedługo miała również wrócić. Muszę w końcu z nią porządnie porozmawiać, bo ostatnio ją zaniedbałam i to konkretnie. Całe moje życie toczyło się wokół studiów i ręcznej. Czas podbudować swoje życie towarzyskie. Ugotowałam kolację, która składała się z zapiekanki serowej i czekałam cierpliwie na powrót przyjaciółki. W końcu mój rudzielec się zjawił, nie sam. Nie był to Kamil, bo jego się spodziewałam. Przybyła z nią Angelika, która również chciała spędzić z nami troszkę czasu, póki takowy jest. Jak to ona - nie wpadła z pustymi rękami, bo tak nie wypada. Podała mi Jack Daniell'sa z cwanym uśmieszkiem. Wzięłam od niej trunek i włożyłam do zamrażarki, w celu schłodzenia. Zasiadłyśmy do stołu, aby zjeść zapiekankę.
- Jak sytuacja z Lijkiem? - Odłożyłam widelec na stół i spojrzałam na nią spod byka.
- Jestem zbyt trzeźwa, aby o tym mówić. - Przyjaciółki się roześmiały, dokończyłyśmy jeść i posprzątałyśmy brudne naczynia do zlewu. Rozsiadłyśmy się na kanapie, a Marta przyniosła procentowy napój i trzy małe szklaneczki. Polała i podała mi i Angelice szklanki.
- Za co pijemy? - Uniosłam kubeczek w górę i krzyknęłam:
- Za wszystkich baranów, których tak kochamy! - Blondynka pokręciła głową.
- Za związki z baranami, którzy nas tak uwielbiają! - Poprawiła mnie i stuknęła swoją szklanką o moją. Do toastu przyłączyła się rudo włosa. Miałyśmy wypić tylko po szklaneczce, a skończyło się na tym, że lekko zataczająca się Marta szła po drugą butelkę. Leżałyśmy z narzeczoną Jureckiego na kanapie przytulone do siebie i śmiałyśmy się z czego popadnie. Szturchnęłam ją w bok.
- Ej, słuchaj. Bo on tak niesamowicie całuje!
- Ale kto? - Angela miała już na tyle fajnie, że zaczynała bełkotać.
- No, ten, no! Jak on miał? A, Lijewski!
- Lijek! Co z Lijkiem? - Z tej całej powagi, aż usiadła.
- Bo on słodki jest, nie? - Blondi popatrzyła na mnie, ja na nią po czym obie się roześmiałyśmy.
- A taką ma zajebistą klate, że ja bym go po niej mogła lizać!
- To czemu ty tego nie robisz? - Usiadłam i sięgnęłam po telefon. Wybrałam jego numer.
- Ola?
- Nie, zakład pogrzebowy wieczne szczęście z tej strony. Jaką pan życzy sobie trumne? - Marta zdążyła wrócić. Słysząc to, roześmiała się i zaczęła wydawać odgłosy niczym świnka.
- Dobrze się czujesz? - Zdziwiony i zarazem rozbawiony głos mężczyzny wskazywał na to, że był zmartwiony moim stanem.
- Ja? Ja się czuję wspaniale. Chciałam ci tylko powiedzieć, że masz zaje-bistą klate! - Zaakcentowałam przedostatnie słowo. Usłyszałam śmiech w słuchawce.
- Gdzie jesteś?
- To jest moja prywatna sprawa. To ty mnie niby kochasz, tak? Mnie się nie kocha, mnie się na rękach nosi! - Mój jakże cudowny monolog przerwała mi Angela, która wyrwała mi telefon z dłoni.
- Marcinku, czy ty jesteś teraz z moim narzeczonym, tym baranem? To mu powiedz, że go kocham. Spokojnie, Marcinku. My sobie tu w kulturze procenty zamieniamy na promile. - Najwidoczniej nadal coś do niej mówił, ale niewzruszona rozłączyła się i wyłączyła telefon. Wzięłyśmy się za drugą butelkę trunku. Ubyło pół butelki, gdy Marta poszła do łazienki wymiotować. Zostałyśmy z Andzią i po kryjomu dalej piłyśmy whiskey. Wystraszyło nas pukanie do drzwi. Złapałam za patelnię, Andzia za trzepaczkę do dywanów (w sumie to nie wiem po co mi ona, skoro takowych dywanów nie posiadam), a Marta stanęła za nami z suszarką. Otworzyłam drzwi. Trójka osób stojących za drzwiami się roześmiała. Roześmiała? Oni płakali ze śmiechu.
- Drogie panie, odłóżcie te śmiercionośne przyrządy! - Spojrzałam na nich, jak na idiotów.
- Ktoś was tu zapraszał, panowie? - Nadal trzymając patelnię w ręku, oparłam się o ścianę. To wszystko tak cholernie wirowało.
- Dzwoniłaś przecież, żebyśmy przyjechali. - Kamil wyszczerzył zęby i wszedł do środka. Przytulił mnie i Angelę na powitanie i poleciał do łazienki za Martą, której znów było niedobrze. Pozostała dwójka również weszła i zamknęła za sobą drzwi. Olałyśmy ich i wróciłyśmy do naszego przyjaciela. Marcin wyjął mi z ręki napój i podał Michałowi. Ten, uciekł z tym do kuchni. Spojrzałam rozżalona na bruneta i wydęłam wargi.
- Tobie na dziś wystarczy. - Wziął mnie na ręce i zaczął nieść w stronę mojego pokoju. Oplotłam jego szyję rękoma.
- Ale zostaniesz ze mną co, Marcinku? - Wielkolud spojrzał na mnie rozbawiony i złożył buziaka na moim nosku.
- Chcesz, żebym został? - Pokiwałam głową i wtuliłam twarz w jego szyję. Położył mnie na łóżku i chciał wyjść, ale złapałam go za ręke i nie chciałam puścić. Usiadł obok mnie.
- Pocałuj mnie.
- Nie musisz mi dwa razy powtarzać. - Przysunął się do mnie i złożył pocałunek na mych ustach. Przysunęłam się i usiadłam mu okrakiem na kolanach. Jego ręce rozpoczęły wędrówkę po moich plecach i biodrach. Języki zaczęły toczyć walkę o dominację, którą tym razem on wygrał. Ugryzłam go lekko w wargę. Złapałam za brzeg jego koszulki i mu ją ściągnęłam. Moje dłonie spoczęły na jego umięśnionym brzuszku. W pewnym momencie, odsunął mnie od siebie.
- Nie, Ola. Nie w ten sposób, jutro nie będziesz niczego pamiętała.
- Ale ja chcę! - Ubrał na siebie spowrotem koszulkę.
- Skarbie, wrócimy do tego kiedyś indziej, okej? - Pokiwałam grzecznie głową i ściągnęłam koszulkę. Oczy niemal wyszły mu z orbity. Wzruszyłam ramionami i ściągnęłam spodnie z siebie. Wstałam i stanęłam naprzeciwko niego w samej bieliźnie.
- No co? Chyba mogę się przebrać w pidżamę, prawda? - Zatoczyłam się w bok i dzięki szybkiej reakcji rozgrywającego nie zaliczyłam szybkiego starcia z podłogą.
- Okej, nic mi nie jest. - Wyswobodziłam się z jego ramion i wyciągnęłam z szafy pierwszą, lepszą koszulkę. Lijewski cały czas mnie obserwował. Położyłam się do łóżka tak, aby na widoku dla szczypiornisty pozostały moje zgrabne nogi. Przełknął ślinę i uklęknął obok łóżka.
- Skarbie, ty to robisz specjalnie? - Uśmiechnęłam się i przeciągnęłam.
- Nie wiem o co ci chodzi. - Westchnął i się położył obok mnie. Przytulił mnie do siebie i okrył kołdrą. Złożył krótkiego buziaka na moim czole.
- Śpij już, mała. - Zaczęłam odpływać, gdy nagle coś mi się przypomniało.
- Marcin?
- Hm?
- Kocham cię, dobranoc. - Odwróciłam się i zamknęłam powieki. Ostatnie co poczułam to, to jak mężczyzna przytula się do moich pleców i całuje mnie w ramię. 
      Głowa mnie bolała okropnie. Otworzyłam oczy i zaraz je zamknęłam. Po kilku próbach udało mi się przyzwyczaić je do światła. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Lijewskiego w moim łóżku. Cholera, co on tu robi? Przecież go nie zapraszałam. Chyba... Wyswobodziłam się z jego ramion tak, aby go nie obudzić. Na ziemi leżały moje wczorajsze ciuchy. Chyba nic z nim nie było, prawda? Głupia, czym ty się przejmujesz? Przecież nie byłby to pierwszy raz. Pierwszy nie, ale drugi. Boże kochany. Wyszłam z pokoju, podtrzymując się ściany, doszłam do kuchni. Wzięłam aspirynę i włączyłam ekspres do kawy. W salonie stały dwie, opróżnione butelki po Jack Daniel'sie. Jureccy spali przytuleni do siebie na kanapie. Biedni, gnieździli się na kanapie. Westchnęłam i poszłam do łazienki. Rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Cieplutka woda orzeźwiła mnie do tego stopnia, że czułam się naprawdę lepiej. Umyłam włosy, po czym nie śpiesząc się je wysuszyłam i rozczesałam. Owinięta w ręcznik weszłam tanecznym krokiem do pokoju. Czułam się, niczym nowonarodzona. Otworzyłam szafę i stanęłam przed ciężkim wyborem: co na siebie ubrać? Ktoś położył dłonie na mych biodrach, podskoczyłam wystraszona. Usłyszałam cichy śmiech, jednodniowy zarost mężczyzny załaskotał moje nagie ramie.
- Dzień Dobry. - Odwróciłam się przodem do niego i cmoknęłam w usta.
- Ho, ho. Dokąd to tak szybko? - Uniosłam brwi w górę i przygryzłam wargę. Spojrzałam mu w oczy i stanęłam na palcach, aby dosięgnąć ust. Ułatwił mi zadanie i się schylił. Całował mnie delikatnie, a zarazem namiętnie. Mogłabym go całować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mój prywatny kawałek nieba. W końcu odepchnęłam go od siebie i pogroziłam palcem.
- Rączki przy sobie. - Usiadł na łóżku i czujnie mnie obserwował.
- To twoje rączki wczoraj od siebie odklejałem. - Uniosłam ręce w górę w geście poddania się.
- To wczoraj nie byłam ja. - Przez to omal nie spadł ze mnie ręcznik. W ostatniej chwili go złapałam, Lijewskiemu zaświeciły się oczy. Podszedł do mnie i złapał za koniec ręcznika.
- Nie próbuj, bo wykastruję. - Grzecznie zabrał ręce i sięgnął po mojego laptopa. Na tapecie widniało zdjęcie mojej dawnej drużyny.
- Fajne laseczki.
- Mam się czuć zazdrosna?
- Zawsze i wszędzie. - Pokazałam mu język i poszłam do łazienki, aby się ubrać. Ubrana i uczesana weszłam do salonu, gdzie wszyscy siedzieli. Mężczyźni pili kawę, a dziewczyny przyssały się do butelek z wodą.
- Co ty taka odświeżona, skoro my ledwo żyjemy? - Angelika jęknęła i schowała twarz w ramieniu Michała.
- Lijo doładował baterie to świeżo wygląda. - Kamil chciał zabłysnąć i wypalił z takim tekstem. Spojrzałam na niego spod byka.
- Lijo ma chociaż czym doładować te baterie, prawda Marta? - Dziewczyna mimo swojego stanu roześmiała się, przez co reszta naszej sześcioosobowej ekipy przyłączyła się do niej.
- Stary, a cię pocisnęła! - Michał przybił mi żółwika. Usiadłam na oparciu kanapy, obok Marcina. Mój towarzysz objął mnie ramieniem w talii. Podał mi swój kubek z kawą, który przyjęłam z wielkim entuzjazmem. Pił kawę bez mleka, więc upiłam łyka i mu ją oddałam, krzywiąc się.
- A, bez mleka? - Kiwnęłam głową, a on wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
- I co suszysz te zębiska? - Podniosłam głowę i spostrzegłam, że przyjaciele się na nas patrzą. Spuściłam głowę, zawstydzona.
- I wy nam mówicie, że nic między wami nie ma? - Głos zabrała Andzia. Spojrzeliśmy się na siebie z Marcinem. Westchnęłam i przetarłam twarz rękoma.
- Kocham ją. Naprawdę ją kocham. - Zamarłam słysząc słowa chłopaka. Spojrzałam na niego. Złapał mnie za ręke.
- Wiecie jaka sytuacja jest z Karoliną. Staram się załatwić to tak, aby żadne z nas trójki nie ucierpiało na tym.
- Od początku wiedzieliśmy, że coś między wami jest, jednak jest Karolina. - Marta się skrzywiła.
- Lijek co ty tak właściwie chcesz z tym zrobić? Masz zamiar ożenić się z Karoliną, a na boku spotykać z Olką? Nie wiem jak ty to sobie wyobrażasz. - Otworzyłam usta ze zdziwienia. W końcu ktoś powiedział to na głos. Spojrzałam na Marcina.
- Marta, to nie jest tak. Zerwałbym z Karoliną już dawno, ale nie chcę, aby Ola wyleciała z klubu.
- Przecież nie mogą jej wywalić za byle co.
- Wierz mi, że mogą. Mają kilka powodów. - W końcu i ja zabrałam głos. Wstałam i podeszłam do okna balkonowego. - Mogą mnie wywalić za długą niedyspozycję w klubie.
- Nonsens, Olka. Żadna z nas nie rzuca tyle bramek, ile ty podczas jednego meczu. Kontuzja nie była twoją winą.  - Angelika zdenerwowała się i również wstała.
- Była z mojej głupoty.
- Dziewczyno, jak ty mnie denerwujesz! Nawet jeśli to to jest jeden powód!
- Karolinka już by się postarała, żeby jakieś powody się znalazły!
- Olka, zastanów się nad tym co mówisz!
- Angelika wiem, co mówię!
- Czy ty masz kopię umowy, którą podpisałaś z klubem? - Bez słowa podeszłam do komody, która stała w salonie i wyciągnęłam z niej teczkę z logiem Vive. Podałam ją, blondynce. Przeczytała na głos fragment, który mówił o tym, że jeśli klub lub ja zerwę umowę bez konkretnego powodu to ta osoba jest zobowiązania do zapłacenia wysokiej kary pieniężnej.
- No nie wiem już teraz, czy od tak mogą cię wywalić. - Spojrzeliśmy na siebie z Marcinem.
- No tak, zapomniałem o takim wariancie.
- Wiecie co? - W końcu odezwał się Kamil. - Według mnie nie powinniśmy się w to wpieprzać. To jest ich sprawa, jak sobie pościelą tak się wyśpią. - Zwrócił się bezpośrednio do mnie i Marcina. - Jesteście moimi przyjaciółmi, chcę żebyście byli szczęśliwi, ale to zależy tylko i wyłącznie od was, jak wszystko się potoczy. - Usiadłam na fotelu i ukryłam twarz w dłoniach. Łzy stanęły mi w oczach. Dlaczego ja? Dlaczego akurat ja jestem w takiej popieprzonej sytuacji? Ktoś podszedł i przytulił się do mnie. Brązowa czupryna wtuliła się w mój brzuch. Uśmiechnęłam się i zatopiłam ręce w jego czuprynie. Skończyliśmy niewygodny dla nas temat i rozpoczęliśmy rozmowę o wczorajszym wieczorze. Film mi się urwał na rozmowie telefonicznej z Lijem.
- "Mnie się nie kocha, mnie się na rękach nosi" - Marcin zacytował moje słowa, a ja strzeliłam tak zwanego facepalma.
- Nie wierze w to, co mówicie. - Później chłopcy pokazali nam nasze zdjęcie w "szyku bojowym" jak to nazwali. Wojownicze żółwie ninja. Poranek minął naprawdę pozytywnie. Później towarzystwo się zaczęło zbierać. Pożegnałam się z wszystkimi, na końcu podszedł do mnie Marcin. Objął mnie rękoma w talii.
- Widzimy się wieczorem? - Jęknęłam i przytuliłam się do niego.
- Jutro.
- Czemu jutro?
- Muszę trochę od Ciebie odpocząć.
- Wredna małpa. - Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.
- No idź już sobie.
- Dobra! - Udał obrażonego i wydął wargi. Spojrzał na mnie wzrokiem, który wskazywał na to, że się fochnął.
- Foch z przytupem? - Pokiwał głową. Uniosłam głowę i wpiłam się w jego wargi. Odwzajemnił pocałunek, a gdy już mnie puścił to klepnął mnie delikatnie w tyłek. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co to miało być? - Wzruszył niewinnie ramionami i posłał mi łobuzierski uśmiech. Schylił się i wyszeptał wprost do mego ucha:
- Kocham Cię, mała. - Odwrócił się i wyszedł. Oparłam się o szafę w przedpokoju, Marta wystawiła głowę ze swojego pokoju.
- Ale cię wzięło. - Odwróciłam się i pokazałam jej język. Wzięłam sobie jabłko z kuchni i rozsiadłam się obok Marty, na jej łóżku.
- Opowiadaj co z Kamilem. - Wgryzłam się w owoc i obserwowałam przyjaciółkę. Ona westchnęła głęboko i z rozmarzeniem przymknęłam powieki.
- Olaa, on jest niesamowity. A jaki dobry w łóżku! - Trzepnęłam ją w tył głowy delikatnie.
- Ała! To bolało!
- Bo miało! - Obie się roześmiałyśmy. - Ale się zabezpieczyliście? Nie chcę zostać tak młodo ciotką!
- Spoko, Kamiś pomyślał o wszystkim. - Kamiś. Cóż, kto by powiedział? Cieszyłam się widząc ich takich szczęśliwych ze sobą. Wyswatanie ich to najlepsza rzecz, jaką zrobiłam. Jestem matką chrzestną ich związku. Ba, ja będę świadkową na ich ślubie i chrzestną ich potomstwa!
- Co się szczerzysz jak szczerbaty do sucharów?
- Wyobraziłam sobie wasz ślub gołąbeczki. Od razu zaklepuję miejsce świadkowej! - Płomienno włosa dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Dobrze się czujesz? - Drugi raz w ciągu doby, ktoś zadał mi to pytanie.
- Zaczynam świrować przy was. - Wzniosłam oczy ku niebu i wstałam.
- Przy nas, jasne. Tak to sobie tłumacz. - Potargałam ją po włosach i uciekłam z jej pokoju. Ubrałam kurtkę, buty i wzięłam torebkę. Krzyknęłam, że wychodzę i opuściłam mieszkanie. Pojechałam do galerii. Najwyższa pora, aby zakupić jakieś prezenty dla bliskich. Zaparkowałam w podziemnym parkingu Kieleckiej galeri i wysiadłam. Pierwszy sklep, jaki odwiedziłam to empik. Dla Marty kupiłam nową płytę jej ulubionego zespołu i książkę dla Angeliki. Pani kapitan miała obsesję na punkcie czytania. Czytałaby non stop. Niby taka szalona, ale jednak lubiła w ciszy i spokoju poczytać. Kupiłam więc nową książkę jej ulubionej autorki. Niech się cieszy. Kolejne miejsce jakie odwiedziłam, to jubiler. Już wchodząc do środka, przywitała mnie jedna z pracownic.
- Dzień Dobry, w czym mogę Pani pomóc? - Uśmiechnęłam się.
- Szukam prezentu gwiazdkowego dla mamy, najlepiej jakby był to wisiorek czy może bransoletka. - Kobieta pokazała mi w którym kierunku mam iść. Wyciagnęła kilka rodzajów łancuszków.
- Jaki model panią interesuje?
- Chciałabym, aby był z białego złota. - Stanęłam przed gablotą z wisiorkami, o które mi chodziło. Wybrałam przepiękny komplet - wisiorek z serduszkiem, a w środku serduszka znajdowała się literka: M. M, jak mama. Do kompletu była bransoletka z małymi dopinanymi serduszkami i kilkoma literkami m. Naprawdę, ślicznie się prezentowała ta biżuteria. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Kolejny sklep był sklepem sportowym. Może tutaj coś kupię płci przeciwnej. Przeszłam się po sklepie dwa razy i nic szczególnego nie zauważyłam. Dzięki tej przechadce zauważyłam naprzeciwko sklep o nazwie: "Smyk". To tam, kupię coś Lewandowskim. Kupiłam dwie pary bucików - niebieskie i różowe, smoczek i śpioszki. Następnie udałam się do księgarni i kupiłam książkę o dzieciach. Do całego kompletu dokupiłam dwie pół litrowe coca cole z napisami na butelce: mama oraz tata. Mam nadzieję, że im się spodoba. Dzidziusiowi kupiłam... Kamasutrę. Tak, dla jaj. Niech się cieszy, a co! Okej, mam prezenty dla Lewandowskich, mamy, Jureckiego, Andzi i Marty. Zaniosłam zakupy do samochodu i wróciłam do galerii. Weszłam do Daichmana i wyszłam z niego wzbogacona o dwie pary butów. W Mc Donaldzie wzięłam dwa razy zestaw powiększony na wynos i pojechałam do domu. Ledwo co się zabrałam, ale dzięki pomocy odźwiernego doniosłam wszystkie zakupy do mieszkania. Zatrzasnęłam drzwi nogą i rzuciłam wszystko w salonie.
- Marta? Marta? - Odpowiedziała mi cisza. Dla upewnienia się, że jej nie ma zajrzałam do jej pokoju. Wybrałam numer jej komórki, odebrała po dwóch sygnałach.
- Halo?
- Gdzie jesteś? - Zdjęłam buty i usiadłam na fotelu w salonie.
- U Kamila, zapomniałam czegoś zabrać. - No tak, gołąbeczki się prawie nie rozstają.
- Jak zgłodniejesz to wpadnij i weź Kamila.
- Ugotowałaś coś?
- W Mc Donaldzie ugotowali a ja wzięłam na wynos. - Usłyszałam śmiech po drugiej stronie. Pożegnałyśmy się i zakończyłyśmy połączenie. Ech, te gołąbeczki. Gotowe prezenty zapakowałam i schowałam na samo dno szafy. Dziewczyną muszę dokupić coś jeszcze do tych prezentów, jak na razie jedyne co mam skompletowane to dla mamy i Lewandowskich. Wzięłam frytki i shake z torby z Mc Donalda, i rozsiadłam się na kanapie z laptopem. Zjadłam mój zdrowy posiłek i przejrzałam to, co się dzieje w wielkim świecie. Niedługo mają wyjawić powołania do kadry na ten rok. Ciekawe, kto w tym roku będzie grał z orzełkiem na piersi. Lijewski, Jurecki, Szypszak - oni są pewniakami. Na bank dostaną powołanie. Ciekawe, kto dostanie z kobiet. Może Angelika? Weronika dobrze broni, może ona równeż dostanie. W końcu jest wiele wspaniałych zawodników w całej Polsce. Puściłam sobie Harrego Pottera i gdzieś w połowie zasnęłam.
     Obudziłam się przez głośne rozmowy w pokoju. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę, na fotelu siedział Kamil a na jego kolanach Marta. Karmili się nawzajem frytkami.
- Fuu, ogarnijcie się trochę. - Podnieśli zaskoczeni głowy i spojrzeli na mnie.
- Myśleliśmy, że śpisz. - Ziewnęłam i zamknęłam laptopa.
- Bo spałam. - Zaśmiali się, widząc moją minę. - Idźcie się miziać gdzie indziej. - Wstałam, zabrałam im kilka frytek, które wepchnęłam do buzi i wyszłam z pokoju.
- Jak ci brakuje tego i owego, to zadzwoń do Marcinka! - Krzyknął za mną Szypszak.
- Szypszak, bo się tam zaraz wróce! - Laptopa rzuciłam na łóżko, wzięłam prysznic i się położyłam. Jak na złość, rozdzwonił się mój telefon.
- Czego?!
- Czuję się zraniony. Musisz od razu na mnie krzyczeć?
- Ojeju, wybacz. W jakim celu do mnie dzwonisz?
- Stęskniłem się po prostu. - Westchnęłam.
- Lijewski...
- Tak właściwie to czekam na Ciebie pod blokiem. Zbieraj swoje seksowne cztery litery, masz piętnaście minut.
- Marcin, nie chce mi się.
- Nie marudź młoda, wkładaj coś ładnego, czekam. Do zobaczenia na dole. - Rozłączył się. Co ja z nim mam? Jeju. Zwlokłam się z łóżka i ubrałam w fatałaszki, które ostatnio kupiłam. Nie zapomniałam o cielistych rajstopach, bo zimno było. Założyłam czarne koturny oraz płaszczyk i wyszłam z mieszkania. Na dole oparty o swoje BMW stał Lijewski. Podeszłam i złożyłam buziaka na jego policzku.
- Wsiadaj, bo się przeziębisz. - Otworzył mi drzwi od strony pasażera, więc posłusznie usiadłam. Zaczęłam go wypytywać o to gdzie jedziemy, gdy tylko zajął swoje miejsce. Całą drogę śmiał się ze mnie i nie pisnął nawet słówka, dokąd jedziemy. Później zaczęłam go po prostu ignorować i podziwiać zaśnieżone drogi za oknem.

Witam! Jak wam się podoba to tam, u góry?
Chciałabym was bardzo przeprosić za błędy, bo takowe pewnie się znajdą. Nie miałam możliwościa sprawdzenia ich na laptopie, gdyż jest on aktualnie nieczynny:(
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ !!!

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 13

            Kolację zjadłam w towarzystwie rodziny w restauracji, mieszczącej się niedaleko mojego mieszkania. Myślałam o sytuacji, która dość niedawno wydarzyła się na korytarzu Kieleckiej hali.
 - Halo, ziemia do Oli! - Potrząsnęłam głową i swój wzrok skierowałam na twarz mojej szwagierki.
 - Przepraszam, jakoś tak zamyśliłam się. - Anna posłała mi uśmiech mówiący: ''I ty i ja wiemy o czym, a raczej o kim myślałaś, kotku''. Uśmiechnęłam się szeroko.
 - Jak twoje żeberka? - Pierwszy raz tego wieczoru odezwał się nie kto inny jak sam pan Lewandowski.
 - Dobrze. - Wróciłam do dłubania w krewetkach, które leżały sobie na moim talerzu. Wielki brat, przez ostatnie się nie odzywał i teraz wraca. Czemu ci faceci są tacy nieogarnięci? Przez resztę kolacji rozmawialiśmy o wszystkim i niczym tak naprawdę.
             Wróciwszy do domu, pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na szyję starszemu bratu.
 - Robertos, przepraszam! Ja tak nie potrafię, zawsze byłeś moim miskowatym bratem, którego miałam dość ale i tak kochałam! Nie bocz się już na mnie! Nie zniosę ani minuty dłużej tej ciszy! - Brat zaczął się śmiać i ścisnął mnie mocniej, aż krzyknęłam i pacnęłam go w głowę.
  - Pacanie, moje żebra! - Postawił mnie na ziemi.
 - Ja też maleńka przepraszam, jesteś i zawsze będziesz moją małą siostrzyczką. Nawet gdybym teraz cię nie przeprosił, i tak bym to zrobił. Wiesz, Ania mi cały czas nawijała o tym, jak to nie warto się kłócić z rodziną. - Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi.
 - To nie była kłótnia, to był ciche dni. - Roześmialiśmy się oboje i dołączyliśmy do reszty rodzinki, siedzącej w salonie.
 - Nareszcie! - Ania triumfalnie się uśmiechnęła i zabrała za wcinanie ciastka. Dziewczyna ma smaki - najpierw schabowy i ogórki kiszone, teraz ciastka czekoladowe. Usiadłam obok niej. Resztę wieczoru spędziliśmy w miłej, a przede wszystkim rodzinnej atmosferze. Przestałam się zadręczać tą całą sytuacją z Marcinem a moje myśli zajęła rodzina. Dobrze mi było z nimi. Dobrze się złożyło, bo Marta ulotniła się na rzecz mojej rodziny a przy okazji miała powód, aby spędzić noc u Kamila. Kolejny dzień powitałam grymasem bólu. Dopiero dziś odczułam, jak bardzo wszystko mnie boli. Żebra pulsowały, a ból rozchodził się po całym ciele. Sięgnęłam po telefon, jeden sms. Odblokowałam komórkę i uśmiechnęłam się do siebie. Marcin. Dzień Dobry pani :* Wystukałam odpowiedź i wybrałam numer do brata. Nie odebrał, a wpadł do mojego pokoju.
 - Co tam, mała? - Spojrzałam na niego z miną męczennicy.
 - Pomóż mi! - Zawołałam, a on bez zastanowienia podszedł do łóżka. Schylił się i pomógł mi wstać.
 - Dziękuję. - Pocałowałam go w policzek i poszłam do łazienki. Poranna toaleta i tabletki przeciwbólowe zdziałały cuda, więc na śniadanie przyszłam pełna optynizmu. Pomogłam mamie przyrządzić kanapki i zabrałam się za robienie kawy. Ania z Robertem jak to oni - biegali z rana. Dla nich najlepszym lekarstwem na wszystko jest bieganie, cóż... Przynajmniej jest to dowód na to, że Robert rzeczywiście jest ze mną spokrewniony. Usiadłam przy stole w jadalni, popijając kawę i pisząc z Marcinem.
- Więc? - Podniosłam wzrok zza komórki na swą rodzicielkę i uniosłam brwi.
- Co; więc?
- Nie mówi się co, bo ci powiem pstro! - Rozbawiona spojrzałam na karcący wzrok matki. Za tą srogą miną kryło się rozbawienie. Patrząc tak na siebie parsknęłyśmy śmiechem.
- Dobra, koniec tego dobrego. Co słychać u Ciebie, córciu? - Zaczęłam się śmiać jak szalona.
- Mamo, ja wiedziałam, że zadasz to pytanie! Korci cię, żeby zapytać co z LIJEWSKIM, a nie o moje zycie prywatne. - Starsza Lewandowska zacisnęła usta w wąską linię.
- No dobra! Opowiadaj!
- Mamo! To są moje prywatne sprawy!
- Kochanie, chcę wiedzieć co się dzieje w twoim zyciu - Patrzyłysmy na siebie z przeciwnych stron stołu, śmiejąc się i jednocześnie mówiąc poważnie. Państwo Lewandowscy wrócili - śmierdzący i spoceni. Ania wpadła do jadalni i uwiesiła mi się na szyi.
- Fuu, spadaj śmierdzielu. Umyj się! - Klepnęłam ją lekko w tyłek, a ona z miną zbitego psa pognała kłócić się z moim bratem o to, kto pierwszy zajmuje łazienkę. Nasza kochana mama patrzyła na to wszystko kręcąc głową i mówiąc do siebie:
- Mój boże, kogo ja wychowałam... - Wstała od stołu, aby przynieść śniadanie młodemu małżeństwu.
- Bandę szatanów! - Krzyknęłam za nią, a ta mi pogroziła palcem. Mój telefon zawibrował, więc go odblokowałam.
             Jakieś plany na dziś?  - M.
Westchęłam i zabrałam się za pisanie odpowiedzi.
      Nic konkretnego. Czyżbyś już się stęsknił? - O.
Ciekawe co ten już wymyślił. Znajac życie, uknuł jakiś szatański plan. Nasi zakochani zasiadli do stołu.
- Robert, synku. - Robcio podniósł głowę znad swojego talerza i spojrzał na matkę.
- Olka nie chcę mi powiedzieć o co chodzi z tym Marcinem Lijewskim. - Za plecami brata pokazałam mamie, że ją uduszę. Przecież Lewy nic nie wiedział o tym, że łączy mnie coś z Marcinem. Piłkarz spojrzał na mnie marszcząc brwi, a ja machnęłam ręką.
- To tylko kolega po fachu. - Wzruszył ramionami i wrócił do szamania żarełka. Tym razem mi się upiekło. Ania spojrzała porozumiewawczo na mnie, a ja juz domysliłam się o co chodzi. Jej mina mówiła tyle co; Albo powiesz mi sama, albo siłą to z Ciebie wyciągnę.
- Ana, jedziemy na zakupy? - Poza domem bezpieczniej, tutaj "ściany mają uszy". Boże kochany, dostaję paranoi...
  - Czytasz mi w myślach! - Śniadanie dokończyliśmy w spokoju, chociaż mama bombardowała mnie swoimi srogimi spojrzeniami. Kobiety posprzątały po posilku, a Robert jako jedyny mężczyzna w naszym gronie jak to on, zasiadł przed telewizorem. Ucałowałam mamę w policzek.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dziękuje skarbie. - Ciepło się uśmiechnęła i wróciła do czytania książki, którą trzymała w dłoni. Zapakowałyśmy się do auta i ruszyłysmy na podbicie Galerii Korona mieszczącej się w centrum Kielc. Weszłyśmy do budynku i weszłyśmy do pierwszego sklepu z brzegu.
- Jak tam między tobą a Robertem? - Zaczęłam przeszukiwać wieszak za wieszakiem, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.
- Wiesz, nie ma na co narzekać, chociaż... - Wzięła jeden z wieszaków na którym znajdowała się biała bluzka i przyłozyła do siebie. Pokręcilam głową, a ta wzruszyła ramionami i ja odłożyła. - Chociaż myślimy o założeniu rodziny. - Stanęłam jak wryta.
- Nie wierzę w to, co słyszę! Mój brat, tatusiem? - Ana przygryzła wargę i pokiwała głową.
- To są jak na razie plany, zobaczymy co dalej będzie.
- Dziewczyno, cudownie! Będę ciocią!
- Nie śpiesz się tak. Tylko nikomu ani mru, mru, bo wiesz. - Pokiwałam głową.
- Ta jest śliczna, musisz ją przymierzyć! - Wykrzyknęła na pół sklepu i podała mi czarną spódniczkę. W ręce trzymałam aktualnie wieszak z niebieską koszulą. Hm.. Dobre połączenie. Zabrałam ubranie z rąk szwagierki i pognałam do przymierzalni. Zrzuciłam z siebie czarne leginsy i bluzkę, a założylam koszulę, którą trzymałam w ręce, zapinając ja po szyję. Do kompletu ubrałam spódniczkę, którą podała mi Anna. Sięgała do połowy uda, ale podkreślała długość moich nóg. Seksownie. Pokiwałam głową z uśmiechem oglądając się w lustrze. Wychyliłam głowę zza kotary i przywolalam gestem moją towarzyszkę. Gdy podeszła blizej, wyszłam z przymierzalni i obróciłam się dookoła własnej osi.
- Seksownie! - Zawołała brunetka i klasnęła w dłonie.
 - To samo stwierdziłam. Wiesz, pokazuje co nieco, ale niezbyt dużo. Krótka, ale nie wulgarna. - Odgarnęłam włosy na jedno ramie.
- Olka, dzwoni ci coś. - Wyciągnęłam z torby moją komórkę. 3 wiadomości i jedno nieodebrane połączenie. Któż to taki się dobija? Ach, tak. Lijo. Wybrałam jego numer, a telefon przyłożyłam do ucha.
- Ola, żyjesz! - Przywitał mnie jego radosny okrzyk. Co za głupol.
- Ostatnio jak sprawdzałam, to żyłam. - Ania spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi, po czym wzruszyła ramionami i wróciła do pałaszowania między półkami. Spojrzałam po raz kolejny w lustro.
 - Gdzie jesteś? - Już się zaczyna seria: ''tysiąc pytań do..''.
 - Na zakupach ze szwagierką. - Ania przeszła obok mnie poruszając brwiami w górę i dół. Niby dorosła, 24 latka a zachowuje się jak dziecko.
 - W tej galerii, obok hali?
 - No właściwie to tak.
 - W którym sklepie? - Westchnęłam.
 - W H&M. Czemu pytasz? - Nie usłyszałam odpowiedzi, bo mój rozmówca zakończył połączenie. Wzruszyłam ramionami i wrzuciłam komórkę do torebki. Przebrałam się w moje ciuchy, a koszulę i spódniczkę zawiesiłam na wieszakach, które trzymałam w dłoni. Ania wybrała dla siebie kilka rzeczy, które poszła przymierzyć, a ja samotnie szwędałam się w pobliżu, w poszukiwaniu spodni, gdy usłyszałam znajomy głos tuż nad uchem.
 - Ja bym polecał spódniczkę, krótką spódniczkę. - Odwróciłam się i ujrzałam zielone tęczówki mojego ''przyjaciela''. Założyłam ręce na biodra, przechylając głowę na bok.
 - A Pan, co tu robi? - Rozejrzał się dookoła i złapał w ręce pierwszą, lepszą rzecz.
 - Zakupy! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
 - I kupujesz damską koszulkę, tak? - Spojrzał na ciuch, który trzymał w swoich wielkich dłoniach.
 - Eee. - Podrapał się po głowie, przewrócił oczyma i odłożył rzecz. - Stęskniłem się no. - Zbliżył się do mnie tak, aby dzieląca nas odległość zmniejszyła się do minimum i położył swoje ręce na moich biodrach. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy.
 - Czegoś pan chce, Panie Lijewski? - Uśmiechnął się w sposób ukazujący dołeczki w policzkach i schylił, aby być na tym samym poziomie co ja.
 - Chce, chce i sobie to wezmę. - Odległość między naszymi ustami się zmniejszyła. Spojrzał mi w oczy, następnie na usta i wpił się. Całował mnie delikatnie, niczym najcenniejszą rzecz na świecie, Smakował słodko, niczym czekolada. Pocałunek przemienił się w walkę o dominację. Lubię dominować. Oderwaliśmy się od siebie, gdy obojgu nam zabrakło powietrza. Marcin oparł swoje czoło o moje, ciężko dysząc. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego tęczówki, które się we mnie wpatrywały.
 - Załatwiłeś tę sprawę z Karoliną?
 - Chcesz zostać wywalona z klubu? - Uniosłam brwi zdziwiona.
 - Co ma jedno, do drugiego? - Marcin oplótł mnie ciaśniej swoimi ramionami i zmarszczył nosek.
 - Karolina jest córką prezesa klubu. - Chciałam się cofnąć, wyplątać z jego ramion, ale przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Skurczybyk, ma więcej siły niż ja.
 - Nie mogą zerwać umowy bez powodu. - Marcin się zaśmiał.
 - Oj, Karolina znalazła by tysiące powodów. - Oparłam głowę o jego ramię.
 - Czyli tak szybko jej się nie pozbędziesz? - Złapał mnie delikatnie za brodę i uniósł tak, aby spojrzała mu w oczy.
 - Oluś, zrobię wszystko, aby się jej pozbyć. - Ania wychodząc z szatni, stanęła jak wryta.
 - Ładnie to tak okazywać sobie czułość na środku sklepu? - Pokręciła głową.
 - Ania, ja...
 - Rozumiem, idę do sklepu naprzeciwko. Macie pięć minut, gołąbeczki. - Pomachała nam i pognała do kasy,
 - Cóż,,, Mądra dziewczyna. - Podsumował jej zachowanie, Lijek.
 - W końcu żona mojego brata. - Pokiwał głową.
 - Dlaczego wolisz być ze mną niż z nią? - Zadałam pytanie, które od wczoraj mnie nurtowało.
 - Bo się zakochałem. - Moja szczęka znalazła się na podłodze. Stoję, jak idiotka i wpatruję się w niego z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczyma. Roześmiał się, widząc mnie w stanie głębokiego szoku.
 - No co? - Wzruszył ramionami i wyrwał mi z ręki rzeczy, które trzymałam. Zaczął dokładnie oglądać ciuchy, które wybrałam. - Ładne, ładne. Może by tak do tego jakaś czarna bielizna? - Pozbierałam swoją szczękę z podłogi i otrząsnęłam się z szoku, jaki u mnie wywołały jego słowa. Kocha mnie. Marcin Lijewski jest we mnie zakochany, mimo tego że ma narzeczoną. I to córkę prezesa Vive Taurona Kielce! O kurde mole.
 - No, odezwij się! - Spojrzałam na niego.
 - Coś ty powiedział? - Zabrałam mu z rąk moje zakupy. W drugiej ręce ściskałam mocno torebkę.
 - Ola, kocham cię. - Cofnęłam się krok do tyłu.
 - Nie mów tak.
 - Jak?
 - Że mnie kochasz, pacanie! Masz narzeczoną! - Komicznie to wyglądało; niby krzyczałam, a tak naprawdę szeptałam. Co to by było, jakby ktoś usłyszał naszą konwersację? Już widzę te nagłówki: REPREZENTANT POLSKI W PIŁCE RĘCZNEJ MĘŻCZYZN, MARCIN LIJEWSKI ZDRADA SWOJĄ NARZECZONĄ, KAROLINĘ JASKÓŁKĘ Z NIESPEŁNA DWUDZIESTOLETNIĄ DZIEWCZYNĄ. Jeju no!
 - Musimy porozmawiać, ale nie tutaj.
 - Coś proponujesz? - Poruszał brwiami w górę i dół. Tylko o jednym!
 - Wieczorem, w naszej kawiarni o osiemnastej. - Kiwnął głową, a ja ruszyłam w stronę kasy. Zapłaciłam za zakupy i wyszłam ze sklepu. Marcin złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
 - Panno obrażalska, może by tak się pani pożegnała?  - Dałam mu całusa w policzek, pomachałam i pognałam w stronę Deichmanna, gdzie była Ann. Podeszłam do niej, szybkim krokiem.
 - Ana, on mnie kocha! - Ania uniosła brwi w górę i uśmiechnęła się.
 - No widzisz! - Usiadłam załamana na kanapie, która służy do przymiarki butów. Ukryłam twarz w dłoniach.
 - Nie rozumiesz. On nie może zerwać z narzeczoną,
 - Dlaczego? Nie rozumiem tu czegoś. Jesteście w sobie zakochani, chcecie dzielić wspólną przyszłośc. Dziewczyna nie ściana, przestawić się da. - Spojrzałam na nią.
 - Ta dziewczyna to córka prezesa klubu, w którym oboje gramy. - Szwagierka otworzyła usta ze zdziwienia,
 - Przecież ty wylecisz, jak tylko ona się dowie. - Zaczęłam jej klaskać.
 - Brawo za inteligencję dla tej pani! - Nie byłyśmy w humorze na dalsze zakupy i wróciłyśmy do domu. W ciszy weszłam do domu i poszłam prosto do swojego pokoju. Tam, rozebrałam się i wkopałam w pościel. W pokoju rozległo się pukanie, ktoś wszedł i zamknął za sobą drzwi. Łóżko ugięło się pod czyimś ciężarem, kołdra została ze mnie ściągnięta.
 - Hej, poukrywamy się razem? - Ciemnowłosa kobieta przysunęła się do mnie i przytuliła. Nie odzywałam się słowem. - Córcia, tak nie można. Porozmawiaj ze mną, powiedz co ci na sercu leży. - Podniosłam głowę i spojrzałam na swoją rodzicielkę.
 - Mamo, nie chcę o tym rozmawiać. Wystarczy, że o tym myślę, a Ania już ci pewnie wypaplała. - Leżałyśmy tak przez resztę dnia w ciszy, ja myśląc jak mam sobie poradzić z tą sytuacją, natomiast moja matka jak ma mi pomóc.
 - Córcia, ale ty nie jesteś nieszczęśliwa, co?
 - A co to za pytanie? - Mama odgarnęła mi grzywkę z twarzy.
 - Bo chyba nie jest tak źle? Co, Aleksandro? - Zerwałam się z łóżka.
 - Nie cierpię jak się do mnie mówi, Aleksandro. - Dochodziła siedemnasta. Otworzyłam moją wielką szafę i wyciągnęłam z niej parę conversów, niebieskie dżinsy i białą bokserkę. Przebrałam się w te ciuchy i spryskałam perfumami. Mama cały czas mnie obserwowała z łóżka. Pomalowałam lekko rzęsy i przejechałam usta błyszczykiem.
 - Wychodzisz? - Pocałowałam mamę w policzek i złapałam swoją torbę, do której włożyłam kluczyki i komórkę.
 - Idę się zmierzyć z rzeczywistością, kocham cię, nie wrócę późno. - Wychodząc z mieszkania rzuciłam krótkie 'cześć' do Lewandowskich i już mnie nie było. Piętnaście minut później parkowałam na parkingu przed naszą kawiarnią. Przejrzałam się ostatni raz w lusterku i weszłam do środka. Marcin już czekał, a więc zamówiłam sobie kawę całkowicie się nie śpiesząc i kawałek karpatki. Usiadłam przy stoliku, naprzeciwko mężczyzny. Złapał mnie za rękę, którą położyłam na stoliku. Westchnęłam i uniosłam wzrok z naszych dłoni na jego twarz.
 - Wszystko w porządku?
 - Tak. - Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. - Tylko...
 - Tylko, co? - Przeniosłam wzrok na innych ludzi siedzących w kawiarni. Niby mieliśmy zapewnioną dozę prywatności, siedzieliśmy w końcu w głębi małej salki ze stolikami a najbliżsi ludzie siedzieli trzy stoliki dalej, jednak czułam się skrępowana.
 - To wszystko jest takie popieprzone, - Przytaknął mi i przyznał, że bardzo. Później atmosfera się nieco rozkręciła, rozmawialiśmy o głupotach objadając się słodyczami. Później odprowadził mnie do auta i pożegnał się ze mną, Pojechałam do domu w znacznie lepszym nastroju,


Witam moje miłe!
Chciałam was bardzo przeprosić za długą nieobecność, byłam zajęta i tak wyszło.
Kolejny będzie szybciej, już ja wam obiecuję!
Dziękuje za tak motywujące komentarze, jesteście niezastąpione :*
Enjoy!