poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 5

Nic nie było wytworem mojej wyobraźni. Jedna, prawdziwa rzeczywistość. Nigdy bym nawet nie pomyślała, że spotka mnie taka kontuzja, że odpadne z gry na dłuższy czas. Dostałam przepisane zastrzyki w brzuch przeciwzakrzepowe, a moja noga po pukcji została usztywniona za pomocą szyny gipsowej. Za dwa dni miałam stawić się na wizycie u ortopedy, a wtedy ściągną mi tą szyne i okaże się co dalej. Wypłakałam wszystkie łzy i leżałam grzecznie czekając, aż wyschnie gips. Poprosiłam pielęgniarkę, aby zawołała moją rodzicielkę oraz brata. Po chwili mama stała przy mnie i głaskała mnie po głowie trzymając za rękę.
- Mama. - Szepnęłam, przymykając oczy.
- Cii, jestem kochanie. - Przytuliła mnie do siebie. Robert podszedł i klepnął mnie w zdrową nogę. Spojrzałam na niego z przymróżonymi oczyma.
- Spoko mała, zanim się obejrzysz będziesz biegała po boisku. - Posłał mi pokrzepiający uśmiech. Anna, moja jedyna i najukochańsza szwagierka uśmiechnęła się do mnie. Parę minut później przyszła pielęgniarka z receptą, zdjęciem rentgenowskim i jakimiś innymi papierami. Złożyłam podpis na jakimś papierze i mogłam iść do domu. Robert złapał mnie z jedncej strony, z drugiej Ania. Robili mi za podpórkę, ja miałam za zadanie tylko podskakiwać na zdrowej nodze. Wyszliśmy tak na korytarz, gdzie podbiegła do mnie Natalia i Weronika, reszta została na meczu.
- O mój boże, to jest szyna? - Spojrzałam na Natalię jak na idiotkę.
- A na co to wygląda? - Warknęłam. Tak, teraz będę się na wszystkich wyżywała. Dziewczynie zrobiło się głupio i nic się nie odezwała.
- Dobra laski, wracajcie na halę czy tam gdzie chcecie, dajcie mi tylko znać co z meczem. - Dziewczyny kiwnęły głowami, życzyły mi szybkiego powrotu do zdrowia i poszły. Zostałam zapakowana do samochodu Roberta na tylnie siedzenie, a matka pojechała z Anią swoim samochodem. W drodze do domu Robert próbował poprawić mi humor i nawijał jak najęty, jednak ja milczałam wyglądając przez okno. Nie miałam humoru, aby słuchać jego paplaniny, a paplał co mu na język się napatoczyło.
- Robert, przymknij się w końcu i daj mi pomyśleć. - Powiedziałam zła. Poczułam wzrok brata na sobie, jednak nie skomentował mojego zachowania. Pomógł mi wysiąść z samochodu i wejść do mieszkania. Nie zwróciłam uwagi nawet gdzie się podziała reszta tej ferajny i pokućkałam do swojej sypialni. Położyłam się powoli na łóżku. Patrząc w sufit, po raz kolejny łzy popłynęły po moich policzkach. Niedługo potem zasnęłam ze zmęczenia.

Obudziłam się przez niewygodną pozycję w której spałam. Teraz mogę spać tylko na plecach. Spojrzałam w bok - na szafce nocnej była reklamówka z apteki. Zajrzałam tam i znalazłam piętnaście sztuk gotowych do użycia zastrzyków, które miałam brać od jutra codzień w brzuch. A obok, oparta o szafkę nocną stała para kuli. Lola i Ebola, tak postanowiłam je ochrzcić. Uśmiechnęłam się delikatnie sama do siebie. Zestawiłam kłodę, która chwilowo była moją nogą na ziemię i złapałam moje dwie, najlepsze przyjaciółki. Kukśtając wyszłam z pokoju i weszłam do salonu. Robert siedział i przytulał do swego boku Anke. Usiadłam na drugim końcu kanapy tak, abym miała wygodnie.
- Przepraszam. - Powiedziałam w stronę brata, a ten kiwnął głową.
- Rozumiem cię, sam byłbym zły na cały świat. - Uśmiechnęłam się lekko.
- A gdzie mama? - Ania wskazała ręką w stronę kuchni.
- Ładnie się tu urządziłaś. - Para zakochanych przesunęła się w moją stronę, przez co w trójkę siedzieliśmy przytuleni na kanapie. Tak się wkręciliśmy w rozmowę, że dopiero błysk flesza zwrócił naszą uwagę. Mama stała w drzwiach z moją lustrzanką w ręce i uśmiechała się szeroko.
- No proszę, mam uwietrznione moje trzy gwiazdy. - Nasza mama traktowała Anię jak swoją córkę, w końcu tyle lat już są ze sobą z Lewym, że dziwne aby nie były blisko. Tak mianowicie - moja mama to najwspanialsza kobitka na świecie. Ma do ramion mohaniowe włosy, twarz w kształcie serca i cudowne, zielone oczy. Tak, te oczy właśnie po niej miałam. Poza wyglądem była najwspanialszą matką na świecie. Jak kazda matka - wiecznie by gotowała, a chciałaby, żeby jej dzieci były przez całe życie malutkie i potrzebowały jej pomocy. Eminowało od niej na kilometr szczęście i ciepło. Tak, oto Urszula Lewandowska. Szczęśliwa matka i kochająca swoją pracę kobieta. Moja mama miała swoje przedszkole - kochała dzieci, więc poświęciła im swoje życie. Przedszkole otworzyła, gdy nas już odchowała - Robcio miał 16 lat, a ja 10. Nigdy nas nie zaniedbywała, stawiała nas zawsze na pierwszym miejscu. Wyciągnęłam ramiona do niej, a ta podeszła, przytuliła mnie i pocałowała w czubek głowy. Przytuliłam się do niej, a ta śmiejąc się ze mnie, przeczesywała palcami moje włosy.
- Dobra skarby moje, zaraz wam obiad przyniosę. - Ania wstała, aby pomóc mamie. Przede mną stanął talerz z ziemiakami, kotletem z piersi z kurczaka i sałatką. Siedząc w czwórkę w salonie zaczęliśmy wcinać obiad. Wyjątkowo jedliśmy w salonie, ponieważ nieco niewygodnie byloby mi przy stole w jadalni. Zjedliśmy, ale tym razem Robert posprzątał. Popołudnie minęło bez zbędnych problemów, mama wracała wieczorem do domu a zakochani zostawali do końca weekendu.
     Każda kontuzja dla sportowca jest tragedią. Nieważne czy jest to zwichnięcie, skręcenie czy złamanie. Każdy inaczej na to reaguje, porównajmy reakcję zwykłego człowieka na powiedzmy złamanie nogi a reakcję sportowca. Osoba uprawiająca sport, zdaje sobie sprawę, że minie mnóstwo czasu zanim wróci do pełnej sprawności, a co dopiero formy przed kontuzją! Natomiast dla zwykłego człowieczka, który nie robi nic konkretnego jest to tylko gips na jakiś czas, a potem wszystko wraca do normy. Psychicznie każdy sportowiec, gdy zda sobie sprawę ile go ominie meczy, turnieji, treningów czy zgrupowań nie uniknie dołku, a nawet depresji. Najgorsza jest bezsilność - z usztywnioną kończyną jest się zdanym na pomoc innych. Wtedy najczęściej pojawiają się łzy. Bezradność, bezsilność i ból, nie fizyczny a psychiczny. Uświadamiasz sobie, że przez nieokreślenie długi czas nie będziesz mogła robić tego, co kochasz najbardziej. Nie będziesz robiła czegoś, co jest całym twoim życiem. I nic innego nie umiesz robić. Kiedy małe dziewczynki wyszywały kwiatuszki na materiale, ja wolałam biegać po boisku z bratem. One bawiły się lalkami, a ja ćwiczyłam rzuty na bramkę. Skakałam, biegałam, pływałam - robiłam wszystko co mój brat, aby dorobić się takiej kondycji jaką mam teraz. A teraz co? Niepobiegam, nie poskacze, nic nie zrobie. Jestem przykuta do domu, tak jakby. Bo co ja zrobie i gdzie pójdę z usztywnionym kolanem? Nawet samochodu nie będę w stanie prowadzić. Przykmnęłam powieki. Nie Aleksandro, ani mi się waż płakać! Otworzyłam oczy. Przecież to nie koniec świata! A może? Nie, nie. Głupia małpo ciesz się, że możesz trochę czasu spędzić z rodziną! Ze mną to jest chyba coś nie tak, mazgaje się jak nigdy, a w dodatku rozmawiam sama ze sobą! Pokręciłam z dezaprobatą głową. Robert i Ania zniknęli, za to ich miejsce zastąpiła mama. Położyłam głowę na jej kolanach, a ona zaczęła przeczesywać palcami moje włosy.
- Oleńko. - Otworzyłam szerzej oczy, rodzicielka wpatrywała się we mnie z ogromną uwagą, obserwując każdy mój ruch.
- Co? - Napotkałam jej gniewny wzrok i szybko się poprawiłam: - Znaczy się, słucham.
- Od razu lepiej. - Obie się roześmiałyśmy. - Jak Cisię tu żyje?
- Jest naprawdę fajnie. - Powiedziałam i odwróciłam wzrok. Kobieta wyczuła w moim głosie nutkę zawstydzenia? Zmieszania? Coś z tych rzeczy. Zaprzestała czynności jaką wykonywała.
- Poznałaś kogoś? - Czułam, jak moje policzki robią się różowe. Spojrzałam jej w oczy, identyczne jak moje.
- Poznałam wiele osób przez ten czas. - Matka pokręciła głową.
- Wiesz o co mi chodzi. Czy poznałaś mężczyznę? - Teraz to ja się zmieszałam. Tak mamo, poznałam cholernie przystojnego i znanego szczypiornistę, który ma dwa oblicza. Jezu, przecież jej tego nie powiem! Uśmiechnęłam się delikatnie, mama westchnęła. - Kochanie może powinnaś częściej wychodzić na miasto? Z pewnością poznałabyś kogoś interesującego. - Podniosłam się z jej kolan. Przyjrzałam się badawczo jej twarzy i złapałam za rękę.
- Mamo wiesz, że nie o to chodzi. Ja... - Bąknęłam, zacinając się. - Czekam na księcia z bajki, idealnego i jedynego w swoim rodzaju. W lśniącej zbroi i na białym rumaku - Obie się roześmiałyśmy.
- Ola, Ola... A ty dalej bujasz w obłokach. Miejmy nadzieję, że kiedyś na tego wymarzonego trafisz. - Spóściłam wzrok na własne dłonie. Co, jeśli już go spotkałam?
- Mamo, a ty nie masz nikogo? - Aby zejść ze mnie, najlepszy sposób to zmiana tematu. Moja kochana rodzicielka, uśmiechnęła się pod nosem a ja wiedziałam, że ktoś się pojawił. Potrafiłam czytać z niej jak z otwartej księgi. - Opowiadaj i to już!
- Nie wiem czy jest na razie o czym mówić, nie chcę zapeszać, bo wydaje się być wspaniałym mężczyzną. - Uśmiechnęłam się uradowana. Nie chciała mi nic więcej mówić, ale to, że kogoś poznała wydawało się być naprawdę wielkim postępem. Od śmierci mojego ojca a zarazem człowieka, którego ogromnie kochała nie miała nikogo innego. 17 lat żyła w samotności twierdząc, że wystarcza jej to, że ma dwójkę wspaniałych dzieci. I całkowicie poświęcała się nam dwojgu, starając się być matką i ojcem w jednym. To przez brak tego ojca, tak kluczowo trzymałam się mojego starszego brata. Teraz, Urszula Lewandowska została sama. Wychowała dzieci na porządnych ludzi, teraz nadszedł czas, aby ułożyła sobie życie.
- Mamuś, oboje z Robertem nie mamy nic przeciwko, od dawna powtarzamy Ci, że to czas, abyś zadbała sama o swoje życie. - Przytuliłam się po raz kolejny do matki. Była jedyna i niezastąpiona. Dowiedziałam się, że Robert i Ania uciekli poznać trochę Kielce, dając mi trochę czasu sam na sam z mamą. Niestety chwila moment i żegnałam się z mamą, czekała ją droga powrotna do domu. W końcu jutro przedszkolaki muszą iść do swojego ulubionego przedszkola. Wyściskałyśmy się na wszystkie czasy i obiecując, że niedługo znów mama wpadnie w moje skromne progi, wyszła z mieszkania. Sięgnęłam po moją komórkę.
"Robercie Lewandowski naciesz się dziś swoją zoną, bo jutro ona przechodzi w moje ręce!"
Takiej treści smsa wysłałam mojemu jakże kochanemu braciszkowi. Wzięłam laptopa z ławy i uruchomiłam sprzęt. Pierwsze co to zalogowałam się na facebooka. Bylo kilka zaproszeń, zdjęc z różnych meczów i innych wydarzeń. Przeglądalam wszystko, gdy wyskoczyło mi okienko rozmowy.
Marcin Lijewski: Cześć łamago, jak nóżka?
Aleksandra Lewandowska: Szybki jesteś, dopiero przyjęłam zaproszenie. Dobijaj mnie dalej!
Marcin Lijewski: Więc, co z kolanem? ;D
Aleksandra: Boli! Czuje się jakbym miala kłodę zamiast nogi:(
Marcin: Chwila moment i znów będziesz wybijała mi piłki i rzucała bramki, wierzę w Ciebie!
Aleksandra: Oby!
Marcin: Nie potrzebujesz przypadkiem towarzystwa?
Aleksandra: Jak na razie szwagierka i braciszek mnie zabawiają, ale po weekendzie... Czemu by nie?:)
Marcin: Trzymam Cię za słowo!
Marcin: Chociaż mi daleko nie uciekniesz:)
Aleksandra: Nie obiecuj, nie obiecuj! ;p
Aleksandra: Lecę, braciszek wrócił z wycieczki krajoznawczej po Kielcach.
Marcin: Skoro lecisz, to uważaj na druty!
Alelsandra: Zabawne bardzo, uśmiałam się do łez. Trzymaj się, żartownisiu!
Marcin: Ty też, łamago!
Wylogowałam się z portalu społecznościowego. Do mieszkania weszła roześmiana Ania, a za nią Robert z walizką.
- Wprowadzacie się? - Zapytałam z szerokim uśmiechem. Ania z Robertem spojrzeli zdziwieni na siebie. Moja kochana szwagierka, usiadła obok mnie.
- To teraz jestem cala twoja! - Rzekła i przytuliła się do mnie, ściskając mnie mocno. Lewy stał i się nam przyglądał ze zmarszczonymi brwiami.
- A ja? - Oderwałyśmy się od siebie i spojrzalysmy na niego.
- Jak to? Do kuchni wynocha, zmywać naczynia i kolację robić! - Obie się roześmiałyśmy, a jedyny mężczyzna w naszym gronie z miną zbitego psa, pomaszerował do kuchni. Rozsiadlyśmy się wygodnie na kanapie i jak to my, zaczęłyśmy wymieniać się ploteczkami.
- Kochana, teraz chcę wiedzieć co to za facet, który podczas twojej kontuzji przeskoczył bandy reklamowe i zniósł cię z boiska! - Zażadała wskazując na mnie palcem. Wzięłam głęboki oddech.
- Marcin Lijewski, zwyczajny znajomy. - Wzruszyłam ramionami, patrząc na swoje ręce. Muszę chyba zacząć stosować jakieś kremy do rąk czy coś, jakieś takie suche dłonie mam.
- Zwyczajny znajomy? - Brwi pięknej szatynki powędrowały wysoko w górę. - Robić w bambuko to nie mnie! - Spojrzalam na nią zaskoczona, przecież ja prawdę mówię. Chociaż czy ja wiem... Boże, Olka o czym ty myślisz! Skarciłam się w duchu.
- Nic mnie nie łączy z tym facetem! - Wyznałam jej, patrząc czy aby Lewy nie podsłuchuje. Widząc to, Ania zawolała Lewandowakiego i kazala mu lecieć do sklepu do lody. Ku mojemu zdziwieniu, Robert posłusznie ubrał się i wyszedł.
- Mów jak na spowiedzi! - Niemalże krzyknęła na mnie Anka. Westchnęłam głęboko i nie patrząc na nią, zaczęłam po cichu opowiadać:
- Widzisz, podziwialam go od lat w telewizji, potem spotkalam go na treningu. Przez zrządzenie losu, pierwszy trening był właśnie z męskim oddzialem Vive! Źle podałam i trafiłam go w plecy, kiedy odwrócił się w moją stronę i odrzucił mi piłkę poczułam się, oczarowana. Wydawał się niesamowity! Te oczy, jeju. - Ania przyglądała mi się z uwagą i uważnie sluchała. - A potem odezwał się i czar prysł. Mianowicie - troszkę się pokłóciliśmy. Nie patrz tak na mnie! Nie odzywaliśmy się blisko do siebie trzy miesiące, a ja uciekałam jak najdalej jak go widziałam. No i w końcu, zaczepił mnie pare dni temu i zapytał, czy poświęce mu kilka minut po treningu. Wyszło na to, ze spędziliśmy ze sobą kilka godzin i świetnie się bawiłam. - Po wszystkim, podniosłam głowę w górę i spojrzałam na reakcję mojej szwagierki.
- Podoba Ci się! - Wykrzyknęła, a ja zarumienilam się. - Nieprawda! To tylko kolega! - Zaprzeczyłam od razu, dziewczyna spojrzała się na mnie jak na idiotkę.
- Oluś, przecież widać na pierwszy rzut oka, że ciągnie was do siebie. Gdybyś mu nie wpadła w oko, to by nie marnował czasu, a w koleżeńskie relacje nie wierzę. - Spojrzałam na nią z kpialskim uśmieszkiem i pokręciłam głową. - A jak zaczynało się to pomiędzy mną a Robertem? Też się zakolegowaliśmy, potem zaprzyjaźniliśmy i jak to się skończyło?
- Ślubem! - Krzyknęłam z uśmiechem. - Mój brat jest wyjątkiem od reguły, więc wypraszam sobie jakiekolwiek insunuacje, że łączy mnie coś z Lijewskim - Anna podniosła ręce w geście tego, że się poddaje. Oparłam się o oparcie sofy i spojrzała na szatnkę. Poniosły ją nieco emocje, dlatego wstała. - Będziesz tak stała czy usiądziesz? - Dziewczyna usiadła obok mnie i złapała za pilota. Włączyła telewizję i przełączała kanały, nie patrząc nawet co i gdzie leci. Westchnęłam ciężko, złapałam poduszke leżącą obok i uderzyłam ją delikatnie.
- Dobra, mów. - Przytuliłam do siebie tą poduszkę, mocno ją ściskając.
- Po pierwsze to uważam, że wpadliście sobie nawzajem w oko, po drugie koleś był mega słodki, gdy wbiegł jako pierwszy na boisko! Był szybszy niż wasz klubowy lekarz! - Uniosłam brwi w zdumieniu. Może on rzeczywiście coś do mnie, teges? Uniosłam kącik ust w uśmiechu. Aleksandra Lijewska. O boże. O czym ja myślę? Nie, nie. Olka, uspokój się. Spojrzałam spowroten na moją uroczą szwagierkę. Patrzyła na mnie z uśmiechem i po chwili objęła mnie ramieniem.
- Dobra, dobra jeszcze zobaczymy. - Pokręciłam głową, śmiejąc się.
- A jak wam się układa?
- Jest cudownie! W życiu nie spotkałabym lepszegi faceta niż Robertos - Wyznała mi Anna. No tak, przecież oni po ślubie dopiero kilka miesięcy, więc są po uszy zakochani. To dobrze, bardzo cieszy mnie to, że chociaż oni są szczęśliwie zakochani. Szczęk kluczy w zamku i usłyszałyśmy głos naszego ukochanego mężczyzny.
- Skarby wy moje, wzięłem waniliowe, truskawkowe i czekoladowe. Nie wiedziałyśmy na jakie będziecie miały ochotę. - Postawił na stoliku przed nami reklamówkę z lodami i dał siarczystego buziaka w usta swojej żonie. Spojrzałam na nich - szczęście i miłość dało się wyczuć na kilometr. Powoli samotność zaczyna mi doskwierać. Dajcie mi mojego księcia na białym rumaku!

Dwa dni później, bo w sobotę dowiedziałam się co jest z moim kolanem. Miałam naruszone więzadła i skręcone kolano. Gips mi zdjęto, a w zamian dostałam ortezę. Dokładnie będę wiedziała co z więzadłami, gdy przejdę rezonans magnetyczny. Podovno, tragedi nie ma. Tak czy siak, ortezę mam tak ustawioną, abym nie mogła zginać tego kolana. Lepiej się czułam jeśli chodzi o psychikę - orteza nie obciąża tak nogi jak gips. Wyszłam o kulach z gabinetu lekarskiego, gdzie na korytarzu czekał na mnie brat. Zapakowałam się do samochodu na tylnie siedzenie, a Robcio wsiadł za kierownicę. Puścił radio i zaczął podśpiewywać piosenkę pod nosem. Po chwili się dołączyłam - a co, jak szaleć to na całego! Śpiewając sobie piosenki podjechaliśmy pod blok. Braciszek pomógł mi wysiąść i ruszyliśmy razem do windy. Wjechaliśmy na moje piętro i weszliśmy do mieszkania. Głośna muzyka dochodziła z salonu, jednak tam nikogo nie było, za to w kuchni... W kuchni Ania stała przy szafkach kuchennych, miała na sobie fartuch i tańczyła w rytm muzyki mieszając coś w misce.
- Robi, podaj mi moją lustrzankę, ale po cichutku - Brat sięgnął po mój aparat, a ja pstryknęłam kilka fotek dziewczynie. Tak tymi swoimi szczuplutkimi bioderkami wywijała, że wkrótce zaczęliśmy zwijać się ze śmiechu, przez co nas zauważyła. Przyciszyła muzykę za pomocą pilota i zdenerwowala się.
- Ładnie się to tak śmiać? Teraz sami sobie róbcie te gofry! - Robert niemal rzucił jej się do stóp błagajac o wybaczenie, a ja usiadłam w salonie. Rzygałam już tą ich miłością. Ile można? Rozumiem, zakochani itd. Ale bez przesady! Po chwili owa dwójka przyszła do mnie. Siedziałam na kanapie z naburmuszoną miną.
- Co się stało? - Mężczyzna usiadł obok, nie spuszczając wzroku ze mnie. Wzruszyłam ramionami, a on sprzedał mi kukstańca w bok. Zmrużyłam oczy. Oj, grabi sobie. Zakołysałam się i uderzyłam w Lewego moim barkiem, aż mnie zabolał. Ten, zdezorientowany stracił równowagę i zleciał z kanapy. Zaczęłam się śmiać jak szalona, sama omal nie spadając z kanapy.
- To bolało! - Zerwał się z ziemi i niemal rzucił na mnie! Teraz naprawdę zwijałam się ze śmiechu - Robert doskonale wiedział, gdzie mam łaskotki.
- To jest... Znęca... Znęcanie się! NAD KALEKĄ! - mój pisk, przeszedł niemal w krzyk, a z oczu zaczęły mi płynąć łzy. Do pomocy przyszła mi żona piłkarza.
- Robert, zostaw ją w tej chwili! - Krzyknęła, a on posłusznie się odsunął. Otarłam łzy i uniosłam głowę.
- Kobieto, jak ty to zrobiłaś? - Dziewczyna puściła mi oczko i wróciła do kuchni. Zlapałam za kule i pognałam za nią.
- Mi się przez lata nie udało go tak wytresować. - Ania odwróciła się w moją stronę trzymając w jednej ręce drewnianą łyżke, a w drugiej talerz.
- Będziesz miała faceta to prędzej czy później znajdziesz sposób na ustawienie go do pionu. - Uśmiechnęła się rozbawiona i odwróciła w stronę kuchenki, na której stała patelnia.

Cześć skarby wy moje! 3 komentarze, ale duzo hohoho!
             CZYTASZ = ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD!
Oddaje wam kolejny, chociaż ja bardziej te opowiadanie dla siebie piszę, więc zastanawiam się czy skończyć publikowanie tego. Elo żelo, papa, do widzenia, do zobaczenia czy co tam chcecie:)

środa, 18 marca 2015

Rozdział 4

        Minęły trzy miesiące odkąd mieszkam w Kielcach. Zaaklimatyzowałam się, bardzo mi się podobało. Tydzień temu rozpoczęłam studia, więc miałam trochę pracy. Krążyłam między domem, uczelnią i halą. Każdą wolną chwilę spędzałam z przyjaciółmi. Zaprzyjaźniłam się z Angelą, Pauliną i Nikolom na dobre, do pakietu dostałam  Jureckiego, Szyprzaka, Bieleckiego i resztę gromady. Od incydentu tamtego wieczoru w moim mieszkaniu, unikałam Lijewskiego jak tylko się dało. Były jednak sytuacje, gdy nie daliśmy rady omijać się szerokim łukiem, dlatego wtedy milczeliśmy. Zachowywaliśmy się jak dwie nieznajome osoby, poniekąd nie znaliśmy się. Układało mi się naprawdę dobrze, jednak czegoś mi brakowało. Było tak pusto, co wieczór wracałam do pustego mieszkania. Otworzyłam oczy, ostatnie promienie słońca wpadały do pokoju  przez otwarte okno. Przeciągnęłam się i przekręciłam na bok. Sięgnęłam ręką po komórkę leżącą na podłodze, obok łóżka. 8:27. Cóż, nie jest źle. Wróciłam do poprzedniej pozycji i zakryłam dłonią oczy. Ziewnęłam. No nic, trzeba coś robić. Wstałam i poszłam prosto do salonu, a będąc tam otworzyłam szeroko drzwi balkonowe i wyszłam na taras. Stanęłam przy barierce i wystawiłam twarz do słońca, uwielbiałam wygrzewać twarz w słońcu. Z racji tego, że nie był to lipiec, a początek października - weszłam do środka z powrotem. Wróciłam do sypialni i stanęłam przed lustrem. Nic się od wczoraj nie zmieniło w moim wyglądzie, z resztą sama nie wiem czego szukałam. Siwizny? Pryszczów? Trądzika? Pokręciłam głową, wzięłam gumkę do włosów i zrobiłam wysokiego kucyka na czubku głowy. Ubrałam czarne legginsy, szarą koszulkę, która była przeznaczona do biegania i pierwsze lepsze adidasy. Wzięłam ze sobą słuchawki oraz telefon i wyszłam z domu. Miałam ustaloną trasę po której biegałam. Moja trasa prowadziła przez park, a później przez osiedle domków jednorodzinnych, gdzie było wiele krętych uliczek. Biegłam właśnie jedną z tych uliczek, gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Kamil. Dalej biegnąc, odebrałam.
 - Ola? - Zapytał lekko zdziwiony, słysząc moje sapanie w tle.
 - Nie, święta krowa. - Rzuciłam. - No ja, ale streszczaj się, bo biegam. - Powiedziałam do telefonu, skręcając. Zwolniłam, ale nie przestałam biec.
 - Trener kazał Ci przekazać, że masz zabrać strój i dres klubowy, bo jakaś sesja nas dziś czeka. - Kiwnęłam do siebie głową, no tak - zdjęcia na stronę internetową klubu.
 - W porządku, przyjęłam. Coś jeszcze? - W telefonie na chwilę zapanowała cisza.
 - Wiesz tak pomyślałem, że może poszłabyś dziś ze mną gdzieś na kawę? - Kamil, jeju. Chłopak wyraźnie mnie podrywał, jednak nie chciałam robić mu niepotrzebnych nadziei.
 - Czy ty mi właśnie zaproponowałeś randkę? - Zatrzymałam się z wrażenia, czekając na odpowiedź.
 - A chcesz, aby była to randka? - Zmieszałam się, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.
 - Słuchaj, to nie jest rozmowa na telefon. Porozmawiamy na hali, bo wy też będziecie, tak? - Mężczyzna potwierdził, a więc pożegnałam się i zakończyłam rozmowę. Z frustracji, przebiegłam dwa razy dłuższą trasę niż zwykle. Wróciłam do domu, wzięłam szybki prysznic i zrobiłam sobie kawę. Dochodziła dziesiąta rano, za godzinę miałam być na uczelni. Ubrałam się w to, włosy wyprostowałam, troszkę podkładu, tuszu, błyszczyk i gotowe! Popijając kawę, przygotowałam się do nauki. Miałam jeszcze pół godziny, więc zjadłam serek wiejski i posprzątałam po sobie. Parę minut przed jedenastą wyszłam z domu. Dojechałam dosłownie chwilę przed jedenastą, a na salę weszłam równo z nauczycielem. Wprowadzenie do teorii fotografii. Nudy jak nie wiem co, a babka, która prowadziła te zajęcia przekrzykiwała nawet najgłośniejszą rozmowę. Poznałam jedną dziewczynę, która była naprawdę w porządku, bo co do męskiej części grupy to powiem tyle, że są niedorozwinięci umysłowo. Przewaga panów była porażająca, łącznie było nas ok. 20, jednak panów było 12, a kobitek 8. Z czego jedna naprawdę przypadła mi do gustu i to właśnie obok niej siedziałam.
 - Cześć - Szepnęła do mnie i odgarnęła za ucho ogniście rudy pukiel włosów. Tych włosów to ja jej zazdrościłam! Były przepiękne, ale kochałam moje włoski.
 - Co tam? - Wyszczerzyłam zęby w jej stronę, nie owijając w bawełnę. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczyma. Ruda o czarnych oczach, ale egzemplarz.
 - Poszalałam wczoraj w Barbiadanie żałuj, że Cię nie było! - Pokręciłam głową, śmiejąc się cicho.
 - Miałam trening wieczorem. - Ta machnęła na mnie tylko ręką. Andrzejewska, spojrzała w naszą stronę i wrogo spojrzała. Zamilkłyśmy na chwilę i zaczęłyśmy słuchać, wywracając oczami. Reszta wykładu minęła nam na pisaniu karteczek o wszystkim i o niczym i podśmiewaniu się z profesorki. Wychodząc z budynku, szłyśmy obok siebie i głośno się śmiałyśmy. Na murku obok parkingu, siedziała grupa chłopaków. Prawdopodobnie była to część naszej grupy. Niestety, przechodziłyśmy obok nich i usłyszałyśmy gwizdy. Zero szacunku do kobiety. Westchnęłam.
 - Maleńkie, trzeba z wami chodzić czy puszczacie się od razu? - Nie wytrzymałam i się odwróciłam. Podeszłam do nich.
 - Który to powiedział? - Jeden z mężczyzn wstał.
 - No co, mała? - Obejrzałam się przez ramię, Marta stała i patrzyła co wyrabiam. Spojrzałam w twarz temu typowi, zamachnęłam się otwartą dłonią i trafiłam prosto w jego policzek. Rozległ się charakterystyczny odgłos, aż mnie ręka zabolała. Idiota złapał się za policzek i spojrzał na mnie w szoku.
 - Gówniaro, jeszcze pożałujesz tego. - Rzucił, a ja się odwróciłam i zadowolona z siebie wróciłam do Marty.
 - Jeszcze jedno słowo a obiecuję Ci, że na policzku się nie skończy. - Zagroziłam i odwróciłam się do Marty. Posłałam jej szeroki uśmiech.
 - Nie wierzę w to, co zrobiłaś! - Powiedziała ruda z niedowierzaniem. Wzruszyłam ramionami i puściłam jej oczko.
 - Mam starszego brata, więc wiesz. - Zaczęłyśmy się śmiać, po czym pożegnałyśmy się. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Wróciwszy do domu, rzuciłam swoją torbę obok szafy, która była na przedpokoju i zdjęłam buty. Wzięłam się za sprzątanie, chociaż tego nienawidziłam. Nie będę żyć w syfie przecież. Dwie godziny i mieszkanie lśniło! Byłam z siebie dumna, była dopiero piętnasta. Zrobiłam sobie kanapkę, nalałam wody do szklanki i usiadłam przed telewizorem. W telewizji leciała powtórka meczu Vice Tauron Kielce - Orlen Wisła Płock. Byłam osobiście na tym meczu, dlatego przełączyłam. Piłka ręczna na każdym kroku. W końcu puściłam jakiś głupkowaty serial, którego i tak nie oglądałam. Leżałam tak resztę popołudnia, aż do czasu, gdy musiałam zbierać się na trening. Spakowałam do torby buty, niebieskie spodenki sportowe i białą koszulkę z turnieju w Gdyni. Stanik sportowy, skarpetki z hummela, dezodorant i ręcznik. Wrzuciłam do torby jeszcze szczotkę i kilka gumek do włosów, po czym ją zamknęłam. Zarzuciłam torbę na ramię i już chciałam wychodzić, ale w porę przypomniałam sobie o dresie i stroju, który miałam zabrać. Wzięłam potrzebne rzeczy i już kilka minut później wysiadałam z samochodu pod halą. Pod wejściem zatrzymał się Sławek i widząc mnie, zaczekał. Przytuliłam go na powitanie i uśmiechnęłam się.
- Co słychać, nasza pilna uczennico? - Wzruszyłam ramionami, a on objął mnie ramieniem.
- Kasa, ty nie podrywaj! - Krzyknął z daleka młody Lijek. Jego też lubiłam był w porządku, nie to co jego brat. Kasa pokazał język Krzysztofowi, a ten dołączył do nas.
- Gdybym wiedziała, że kilka godzin dziennie będę siedziała z bandą debili, nie poszłabym na studia. - Rzuciłam do mężczyzn. Krzysiek również mnie objął, przez co poczułam się jak sardynka w puszcze - ściśnięta między nimi dwoma. Opowiedziałam im całe to zdarzenie z chłopakami z uczelni.
- No i wtedy on dostał w twarz, bo nie wytrzymałam. - Obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem, w sumie sama śmiać się teraz zaczęłam. Rozbawieni weszliśmy na halę, gdzie czekał na chłopaków niejaki Marcin. Chłopcy przybili sobie piątki, po czym starszy Lijewski stanął przede mną i się uśmiechnął.
 - Ola, możemy porozmawiać po zdjęciach? - Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.
 - Jasne, nie ma problemu. - Odpowiedziałam zaskoczona. Uśmiechnęłam się i przeszłam obok, do damskiej szatni.Przywitałam się gorąco z dziewczynami, przebrałam i wspólnie gromadą weszłyśmy na halę. Angela od razu rzuciła się w objęcia Jureckiemu, po czym oddali się swojej ulubionej czynności - całowaniu. Odwróciłam głowę i spojrzałam na resztę tej zgrai. Coś ktoś powiedział, za chwilę Kamil był goniony przez Bieleckiego. Jak tylko mnie Szyprzak zobaczył, podbiegł i schował się za mną.
 - Ratuj, Ola! - Roześmiałam się i stanęłam wojowniczo przed Bieleckim.
 - Odsuń się po dobroci. - Uniosłam wysoko głowę i odważnie spojrzałam mu w twarz, a ten.. Schylił się, złapał mnie za nogi i przerzucił sobie przez ramię. Zaczął ze mną biegnąć, nie powiem nie była to wygodna pozycja. Moja koszulka podwinęła się i opadła mi na twarz. Oczywiście, cały brzuch miałam odkryty i pół stanika. Zaraz dało się usłyszeć gwizdy, a Karol stanął po chwili jak wryty. Skorzystałam z sytuacji i próbowałam mu się wyrwać. 
 - Co tu się dzieje? - Tuż obok zawył głos trenera mężczyzn. Na hali zapadła cisza, co było naprawdę niespotykane wśród całej tej gromady seniorskiej. - Karol w tej chwili postaw Aleksandrę. Olka - Gdy już stałam, zwrócił się do mnie. - co ty taka roznegliżowana? Dekoncentrujesz moich chłopców. - Speszyłam się i zarumieniłam. Uciekłam szybko do Natalii, która stała nieopodal. Więc następnie przebrnęliśmy przez a'la sesję zdjęciową i byliśmy wolni, no prawie. Miałam po zdjęciach porozmawiać z Marcinem, a potem iść na kawę z Kamilem, ale trener zarządził godzinę treningu z racji, że mamy za trzy dni mecz. 
 - Kamil. - Podeszłam do niego. - Kamciu, możemy spotkać się troszkę później? Mam trening jeszcze, a przecież nie będziesz czekał. Zadzwonię do Ciebie później, to wyjdziemy na jakiś spacer, hm? - Chłopak stanął naprzeciwko mnie i popatrzył mi w oczy. 
 -W porządku, to się zdzwonimy. - Schylił się i mnie przytulił, a ja pocałowałam go w policzek. 
 - Kamil, bo będę zazdrosny! - Wrzasnął Kasa. Oderwaliśmy się od siebie z Szyprzakiem i spojrzeliśmy na Kasę. Wystawiłam mu język, wspięłam się na palce i jeszcze raz złożyłam krótkiego buziaka na policzku przyjaciela. Razem z Sławkiem i Karolem udał się do szatni, jednak w pewnym momencie odwrócił się i posłał mi buziaka. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu. 
 - Moje panie, zróbmy co mamy zrobić i idźmy do domu. - Powiedział do nas trener Wąs. Posłusznie zaczęłyśmy od rozciągania, później biegałyśmy troszkę, porzucałyśmy na bramkę i przećwiczyłyśmy zagrywki na kolejny mecz. Po wszystkim byłyśmy wolne. Nie spiesząc się nigdzie wzięłam prysznic i ubrałam się. Jako ostatnia wyszłam z szatni, odniosłam kluczyk od szatni do recepcji i wyszłam z hali. Stanęłam prze budynkiem i zaciągnęłam się powietrzem. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą sylwetkę Marcina. Na wysokości mojego wzroku była jego szyja, a więc podniosłam wzrok wyżej i ujrzałam jego oczy. 
 - A czy teraz poświęcisz mi kilka minut? - Uśmiechnęłam się szeroko. 
 - Grzecznie i uprzejmie czy chamsko i bezczelnie? - Chłopak uniósł brwi w zdziwieniu. 
 - A co to za pytanie? 
 - Pytam, bo raz jesteś chamski i bezczelny, potem znów grzeczny i uprzejmy. Za tobą nie trafie. - Włożyłam do bagażnika samochodu swoją torbę, a do kieszeni przełożyłam kartę, komórkę i klucze. 
 - Właśnie o tym chciałem też porozmawiać. - Kiwnęłam głową w zrozumieniu. 
 - To będziemy tak stali i patrzyli na siebie czy gdzieś idziemy? - Marcin wskazał mi ręką kierunek, a więc ruszyłam pierwsza. Mężczyzna dotrzymał mi kroku i już po chwili weszliśmy do przytulnej kawiarenki. Usiedliśmy w najbardziej oddalonym kącie, ja po jednej stronie, on po drugiej. Podeszła do nas kelnerka i podała kartę. Otworzyłam ją, jednak po chwili zamknęłam i bez wahania powiedziałam:
 - Gorącą czekoladę i karpatkę. - Tak, kochałam tę zestawienie.
 Marcin posłał mi zaskoczony uśmiech i również zamówił gorącą czekoladę. Do swojego napoju jednak wybrał jabłecznik. Kelnerka po chwili nam to wszystko przyniosła, życzyła smacznego i odeszła. 
 - Tak więc, może zacznę. - Kiwnęłam głową na słowa bruneta i upiłam łyczka gorącego napoju. - Chciałbym Cię bardzo przeprosić za moje zachowanie. - Spojrzał badawczo na moją twarz. - Naprawdę zachowywałem się jak dupek, ale miałem trochę problemów i wszystko to przełożyło się na moje zachowanie. - Uniósł wzrok ze swoich dłoni na moją twarz i uśmiechnął się delikatnie. Czujnie obserwowałam go, przeżuwając kawałek mojej karpatki. 
 - Mam nadzieję, że już wszystko w porządku. - Uśmiechnął się do mnie ukazując rządek bialutkich zębów. Był słodki, uroczo słodki. 
 - Tak, już poukładałem wszystko na nowo. To co, wybaczysz mi czy mam błagać na kolanach? - Roześmiałam się, myśląc o Marcinie klęczącym przede mną i błagającym o wybaczenie. Jakaś starsza pani, siedząca kilka stolików dalej spojrzała na mnie karcącym spojrzeniem. Zamilkłam i dalej wpatrywałam się w chłopaka siedzącego przede mną. 
 - Ola, no powiedz coś - Wyjęczał, pochylając się nad stolikiem. 
 - Dobra, niech Ci będzie. - Wsadziłam do ust kolejny kawałek deseru. Marcin napił się gorącej czekolady, spojrzał na mnie swoimi hipnotyzującymi oczyma i posłał mi najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałam. Moje serce wywinęło koziołka i podskoczyło. Rozmawiając o tym, co nam ślina na język przyniesie siedzieliśmy i wcinaliśmy ciastko za ciastkiem, popijając wszystko gorącą czekoladą. Od tych słodkości zrobiło mi się niedobrze, a więc w końcu zamaszystym ruchem odsunęłam od siebie talerzyk z kawałkiem tiramisu. Marcin zaczął się ze mnie śmiać. 
 - I z czego się śmiejesz? - Zapytałam oburzona. Chłopak pokręcił głową i śmiał się dalej. Wstałam i podeszłam do lady. Zapłaciłam rachunek i wyszłam z kawiarni, jednak po chwili chłopak mnie dogonił i złapał za rękę. Pociągnął mnie do tyłu, jednocześnie przyciągając do siebie. Stałam blisko niego i wdychałam zapach jego perfum. Pachniał naprawdę nieziemsko. Trzymał mnie nadal za rękę, schylił się i spojrzał mi prosto w oczy. Owinął mnie jego oddech. 
 - Gdzie mi uciekasz? - Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego
 - Ładnie to tak kpić sobie ze mnie? - Przysunął się jeszcze bliżej mnie. 
 - Przepraszam Cię po raz kolejny, nie chciałem Cię urazić. 
 - Długo będziesz jeszcze mnie przepraszał? - Wyszeptałam. Stykaliśmy się niemal nosami, cały czas patrząc sobie w oczy. W pewnym momencie chłopak zerknął na moje usta, a to mnie orzeźwiło i się odsunęłam. Zaczęło lekko kropić. Spojrzałam w górę, a na moją twarz spadło kilka kropel deszczu. Zrobiło się chłodno. Marcin zdjął swoją bluzę i podał mi ją. 
 - Zabieraj tą bluzę, bo zmarzniesz i mnie Wenta zabije! - Marcin wzruszył ramionami i zarzucił mi na ramiona swoją bluzę. Staliśmy i kłóciliśmy się tak dobre parę minut, po których zrezygnowana się poddałam. Założyłam jego bluzę na siebie, a mężczyzna zaproponował, że odwiezie mnie do domu. 
 - Sama się odwiozę, a ty możesz mnie odprowadzić pod halę. - Wróciliśmy w dobrych nastrojach pod halę, która była dawno zamknięta. Mokrzy, ale zadowoleni z naszego dzisiejszego spotkania stanęliśmy naprzeciwko siebie.
  - Miało być kilka minut, a było kilka godzin! - Powiedziałam zaskoczona patrząc na zegarek. Marcin również zerknął i zaskoczony uniósł brwi. 
 - Tak jakoś przeleciał mi ten czas. - Powiedział i uśmiechnął się zakłopotany. Podeszłam i wspięłam się na palce tuż przed mężczyzną. Złożyłam szybkiego buziaka na jego policzku, odwróciłam się i wsiadłam do samochodu. Odjeżdżając z parkingu, widziałam chłopaka stojącego w osłupieniu w miejscu, gdzie go zostawiłam. Prowadząc samochód śmiałam się sama do siebie, chwilowo byłam owładnięta poczuciem szczęścia. Zaparkowałam na moim stałym miejscu, zabrałam torbę z bagażnika i wróciłam do domu. Torbę jak zawsze rzuciłam tam, gdzie zawsze a sama usiadłam w salonie. Dopiero teraz zorientowałam się, że mam na sobie bluzę Marcina. Zaciągnęłam się tym zapachem. Boże Ola, co ty wyprawiasz! Zachowujesz się jak zakochana gówniara, a wcale tak nie jest! Potrząsnęłam głową. Spoko, to tylko kolega. Jednym ruchem rozpięłam suwak błyskawiczny, ściągnęłam bluzę i rzuciłam na łóżko w sypialni. Sama wskoczyłam pod prysznic i poszłam spać. 

          Kolejnego dnia byłam tak zabiegana, że nie miałam czasu dla nikogo. Pół dnia spędziłam na hali, drugie pół na uczelni. Kamil pogniewał się na mnie za to, że ostatnio o nim zapomniałam. Jednak myślałam tylko o zbliżającym się meczu. Tak właśnie nadszedł ten dzień - piątek. Dzień meczu. Właśnie dziś nie poszłam na uczelnię, tłumacząc sobie, że bez problemu nadrobię ten jeden dzień. Moja mama przyjeżdżała z Chorzowa specjalnie na mecz, jak i zarówno mój brat i jego żona tyle, że ci zostawali na weekend. Mecz zaczynał się o osiemnastej, ja miałam być już o szesnastej trzydzieści. Nie brałam swojego autka,  ponieważ jechałam z Angeliką. Dziewczyna równo o szesnastej czekała pod blokiem, więc złapałam moją torbę i wyszłam z mieszkania. Przywitałyśmy się buziakiem w policzek i ruszyłyśmy w stronę hali. 
 - Zestresowana? - Blondynka zapytała, spoglądając na mnie. 
 - Trochę, to ważny mecz. - Wyjaśniłam i uśmiechnęłam się ciepło. - Moja mama i brat z żoną przyjadą. - Angelika skupiła się na drodze.
 - Chłopaki też przyjdą nam pokibicować. - Kiwnęłam głową. Próbowałam skupić się porządnie na mecz. Przez resztę drogi, oraz czas, gdy się przebierałam Milczałam. Dziewczyny mnie zagadywały, jednak zbywałam je krótkimi odpowiedziami. Wybiła godzina siedemnasta dziesięć. Zaczęłyśmy rozgrzewkę, każda porządnie się rozgrzewała. Potem nastąpiła przemowa motywacyjna od trenera i zaczęłyśmy rzucać na bramkę z pozycji. Usłyszałyśmy gwizdek trenerów, nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy ten czas minął. Trener mówił coś tam, a ja rozejrzałam się po hali. Było zadziwiająco dużo ludzi, po chwili zobaczyłam tych, których szukałam. 
 - Zaraz wrócę. - Rzuciłam do trenera i pobiegłam w stronę, gdzie siedziała moja rodzicielka oraz brat. Mama wstała, a ja przeskoczyłam bandy reklamowe i rzuciłam jej się na szyje. Robert klepnął mnie w plecy i złożył buziaka na moim policzku, życząc powodzenia. Wróciłam na boisko, mecz się rozpoczął. Okazało się, że wychodzę w pierwszej siódemce. Zajęłam posłusznie miejsce na prawym rozegraniu. Gwizdek sędziego i zaczęło się. Niestety tak wypadło, że boisko wzięła drużyna przeciwna, więc my rozgrywamy pierwszą akcję. Natalia do Angeli, Nikola, piłka trafia do mnie, obracam ją chwilę w dłoniach i podaję do skrzydła. Za chwilę piłka znów jest w moich rękach, a ja bez zastanowienia ściągam na siebie dwie zawodniczki markując rzut na bramkę, jednak podaje do koła. Nasza kołowa wykorzystuje sytuację i rzuca bramkę. Przybijamy sobie piątki i wracamy do obrony. 
  - Olka, podwyższaj to! - Usłyszałam, a więc wyszłam przed dziewiąty metr. Udaje mi się wy haczyć piłkę i biegnę z nią przez boisko, jednak zrobiłam błąd kozłowania. Widzę niezadowoloną minę trenera i wracam na swoje miejsce do obrony. Gwizdek sędziego, 1:1. Próbuje atakować bramkę jeden na jednego, ale nie udaje się i jest rzut wolny dla mojej drużyny. Marta podaje mi piłkę, a ja wyskakuje i rzucam. Nie trafiam do bramki, a obok. Łapię się za głowę. Ola, co się z tobą dzieje? Sama sobie zadaje to pytanie. Widzę wzrok moich koleżanek z drużyny. Popełniam głupie błędy, takie jak kroki czy błędy kozłowania. Trener próbuje przemówić mi do rozumu i każe grać, mimo tego, że prosiłam o zmianę. Koniec pierwszej połowy, wynik 11:10 dla naszej drużyny. Biorę swój bidon i siadam na krzesełku. 
 - Co się dzieje, Ola? - Pyta trener Wąs. 
 - Nie potrafię. - Spojrzałam na cała drużynę. - Nie potrafię trafić do bramki, popełniam głupie błędy, których normalnie nie robię. - Westchnęłam ciężko i otarłam spocone czoło. Nastąpiła zamiana stron. 
 - Trenerze, ja już nie zagram. - Trener podszedł do mnie i niemal siłą wepchnął na boisko. 
 - Do boju Lewandowska! - Krzyknął. Rozpoczęła się druga połowa. W momencie, gdy przegrywałyśmy jedną bramką, zdenerwowałam się i próbowałam grać sama. Rozpędziłam się i próbowałam wejść między dwie zawodniczki, gdy poczułam, jak ucieka mi kolano. Upadłam na ziemię na to zgięte kolano. Próbowałam się podnieść, ale nie dałam rady, przekręciłam się tylko na plecy płacząc z bólu. Podbiegł do mnie nasz klubowy lekarz razem z trenerem. Nie wiadomo skąd, obok pojawił się stary Lijek, który wziął mnie na ręce jakbym ważyła tyle co piórko i zniósł z boiska. Położył mnie delikatnie obok ławki rezerwowych. Zasłoniłam rękami twarz, czułam niemiłosierny ból w prawej kończynie. Lekarz zaczął opatrywać moją nogę, poruszał nią trochę i popryskał lodem w sprayu. Ból był okropny, palący jakby ktoś mnie palił żywcem. Wierzgałam zdrową nogą, a łzy siarczyście spływały mi po twarzy. Boże, wszystko tylko nie więzadła, nie przeżyję tak długiej przerwy. Lekarz klubowy patrzył na moje kolano, które puchło coraz bardziej.
 - Ola, trzeba jechać do szpitala. - Uniosłam głowę i spojrzałam na niego, kręcąc głową.
 - Nie, nic mi nie będzie. - Powoli zaczęłam się uspokajać. - Zaraz przejdzie i wejdę na boisko. - Lekarz spojrzał na mnie z żalem w oczach i wtedy zrozumiałam. Nie zagram już na tym meczu, ani na żadnym kolejnym. Pokręciłam głową. Zamknęłam powieki, wmawiając sobie, że to wszystko to tylko zły sen. Ktoś uklęknął obok mnie i pogłaskał mnie po włosach. Spojrzałam na tą osobę - Marcin patrzył na mnie i próbował uspokoić. Zanosiłam się płaczem.
 - Ola, jeszcze nie raz skopiesz mi dupsko na boisku! - Pocieszał, ale nie słuchałam go. Zostałam wyniesiona na noszach z hali przez ratowników medycznych i zawieziona do szpitala. Parę minut później, leżałam na oddziale ratunkowym w Kieleckim szpitalu specjalistycznym i czekałam, aż ktoś się mną zajmie. Na korytarzu czekała moja rodzina i z tego co słyszałam, pół drużyny. Zaciskałam zęby mając nadzieję, że nie jest tak źle. Po chwili przyszedł lekarz, sam ordynator chirurgi ogólnej. Moje kolano zostało dokładnie zbadane, po czym lekarz stwierdził, że mam płyn w kolanie i jest to najprawdopodobniej krew. Zgodziłam się na wykonanie punkcji stawu kolanowego. Zostałam przeniesiona na stół w sali zabiegowej, a tam pielęgniarka przygotowała moje kolano do zabiegu. Odkaziła je specjalnym preparatem i przygotowała potrzebne narzędzia do tego. Leżałam milcząc i wpatrując się w sufit cały czas. Wyciszyłam wszystkie bodźce z zewnątrz. Kolejne co poczułam, to ogromny ból w kolanie i igłę wbijającą się do środka. Automatycznie napięłam mięśnie i krzyknęłam z bólu. Miła pielęgniarka podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
 - Spokojnie, spokojnie. Rozluźnij mięśnie, spokojnie. - Wzięłam kilka wdechów i wydechów i zacisnęłam zęby. Gdy igła była wystarczająco wbita, cały czas ją czułam. Odczuwałam również coraz większą ulgę, potem znów ból - lekarz wyciągnął igłę ze strzykawką. Cały czas patrzyłam w sufit, zwymiotowałabym jakbym spojrzała na narzędzie, które dostarczyło mi tyle bólu i ulgi zarazem. Spojrzałam w bok i ujrzałam obok mojego kolana małą miseczkę i w niej jakby wodę zabarwioną na czerwono, jak się okazało - to była moja krew, która była w kolanie. Jak się potem dowiedziałam - 35 mililitrów.
 - Za ile zagram znów? - Zapytałam, patrząc na pielęgniarkę. Ta spojrzała na lekarza, a on zmieszany, odpowiedział:
 - To zależy. Jeżeli to nic poważnego poza tym płynem to za minimum sześć tygodni. - Zrobiłam ogromne oczy, po czym naszły mi do nich łzy.
 - Na razie trudno jest nam powiedzieć czy kolano jest skręcone czy zostały uszkodzone więzadła. - Pokręciłam głową. Po moich policzkach spłynęła strużka łez, nie wierzyłam w to co słyszę. Nie, nie - zaraz się obudzę i okaże się to wszystko jednym, wielkim złym snem.

Cześć pysiaki! 
Pod poprzednim rozdziałem jest jeden komentarz, serio? A już myślałam, że jest lepiej. To może by tak pod tym rozdziałem było tak z 5 komentarzy chociaż? Proszę! Piszę to, bo piszę. A nie chcę, aby to opowiadanie zginęło śmiercią naturalną. Zwłaszcza, że mam więcej czasu na pisanie - spotkało mnie dokładnie to samo, co naszą bohaterkę w dzisiejszym rozdziale, mianowicie: Krew w stawie kolanowym, naruszone więzadła i skręcone. Eh. No to do następnego, papa:* 
 

środa, 11 marca 2015

Rozdział 3

  - Marcinie Lijewski otwieraj te drzwi wiem, że tam jesteś! - Wystraszona spojrzałam na mężczyznę. I co ja mam teraz zrobić? 
 - Uciekaj do sypialni! - Krzyknął szeptem do mnie. - Postaram się pogadać z nią chwilę i wymyślić coś. - Kiwnęłam głową i wróciłam do sypialni Marcina. W momencie przymykania drzwi, usłyszałam jak brunet otwiera drzwi wejściowe. Postanowiłam, że nie zamknę całkiem drzwi od sypialni - chętnie się pośmieje i posłucham, jakie bajeczki wciska matce. Usiadłam wygodnie na łóżku i nadstawiłam ucho. 
 - No nareszcie, zwłoki pod łóżko chowałeś czy co? - Usłyszałam kobiecy głos. Chyba w kuchni, ale nie jestem pewna. 
 - Mamo, ciesze się, że Cię widzę. - Taak, a ja święta z gipsu jestem. - Wiesz co, jednak nie mam teraz za bardzo czasu, muszę lecieć na trening. Może odwiedzisz Krzyśka? - Stłumiłam ręką śmiech, koleś nie owijał w bawełnę.
 - Syneczku, dobrze się czujesz? Przecież dziś niedziela! - Niby dupek, jednak z drugiej strony słodki, a tak naprawdę idiota! A więc rozgryzłam go. Udawał dupka, potem pokazywał się ze słodkiej strony, żeby nie wydało się, że jest najzwyklejszym głupkiem. Miałam ochotę się roześmiać, jednak stłumiłam to w sobie. Pośmieję się później.
 - Wiesz mamo, ten Wenta nie daje nam żyć... - Słysząc to zdanie i westchnięcie chłopaka, zaczęłam chichotać. Zatkałam sobie ręką usta. W pomieszczeniu obok, zapadła cisza. Po chwili drzwi od sypialni otworzyły się na całą szerokość, a w nich stanęła starsza kobieta. Widząc mnie, na twarzy zagościł jej szeroki uśmiech. No tak, przecież to niecodzienny widok - młoda dziewczyna w łóżku twojego syna, ubrana jedynie w jego koszulkę i zwijająca się ze śmiechu. Niemal od razu spoważniałam i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
 - Marcin! - Zawołałyśmy obydwie w tym samym czasie. Mężczyzna przybiegł i to od razu. Stanął za matką i patrzył na mnie błędnymi oczyma. Rodzicielka szczypiornisty odchrząknęła. 

 - Oj Marcin, co to za dziewczyna? - Marcin wyglądał jakby dostał nagle odpowiedź na swoje pytanie. 
 - Mamo, chciałem zrobić to w tradycyjny sposób, ale poznajcie się. To jest Olka, moja dziewczyna. Ola to moja mama. - Zachłysnęłam się powietrzem i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Jego spojrzenie błagało mnie o ciągnięcie tej szopki. Wstałam czym prędzej z łóżka i wyciągnęłam rękę do jego matki. 
 - Bardzo panią przepraszam za mój strój, ale Marcin nie uprzedził mnie o Pani wizycie. - Ku mojemu zdziwieniu, kobieta nie podała mi ręki tylko podeszła i przytuliła do siebie. 
 - Dziecko, nie przejmuj się! - Puściła mnie po chwili. - Marcin już taki zapominalski jest. - Uśmiechnęłam się jadowicie w stronę Marcina, a ten skrępowany stał i się patrzył. 
 - To ten, no. - Jego mama odwróciła się w jego stronę. - To może ja kawy zrobię i usiądziemy w salonie, a ty Ola ubierzesz się? - Spojrzałam na niego jak na debila.
 - Kotku, może ty też byś się ubrał? - Spojrzał na siebie.
 - No fakt. - Spojrzał na matkę. - Może pójdziesz do salonu, a my ubierzemy się i zaraz do Ciebie przyjdziemy? - Ciemnowłosa kobieta przystała na propozycję i wyszła z pokoju.
 - Nie żyjesz, Lijewski! - Chłopak podszedł do mnie.
 - Proszę, zrób to dla mnie. - Spojrzałam mu w oczy i wymiękłam.
 - Pierwszy i ostatni raz! - Zagroziłam i zaczęłam kompletować moje ubranie. Oboje ubraliśmy się i już po chwili siedzieliśmy na kanapie przed jego matką.
 - A więc, dzieci - Kobieta ciepło się na nas spojrzała. - Ile jesteście już razem?
 - Pół roku.
 -  Parę miesięcy. - Powiedzieliśmy w tym samym momencie. Wystraszeni spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać.
 - Wie pani, szczęśliwi czasu nie liczą. - Powiedziałam. Moim powołaniem powinno zostać aktorstwo. Bogu dzięki, matka Marcina posiedziała pół godziny i pojechała do Krzyśka. Oczywiście nie obeszło się bez obiecania, że przy najbliższej okazji odwiedzimy ją i jego ojca razem oraz, że jeszcze porozmawiamy nie raz. Odczekałam 10 minut od jej wyjścia, przez które panowała cisza.
 - Ty jesteś nienormalny czy co?! - Krzyknęłam wstając z kanapy, którą zajmowałam. Chłopak ściągnął koszulkę i rzucił ją na podłogę, patrząc mi prosto w oczy. Uniósł brwi. - Pytam się ciebie coś!
 - Jesteś cholernie zadziorna, wiesz? - Stanęłam w osłupieniu. A kim on jest, żeby mówić mi jaka jestem? Czym prędzej pozbierałam moje rzeczy i wychodząc podziękowałam za wszystko. Chłopak stanął w progu i patrzył na mnie.
 - Odwieść Cię do domu? - Rzuciłam szybkie 'nie' i nie czekając na windę, zeszłam po schodach. Było to co prawda odrobinę trudne na tych szpilkach od których bolały mnie nogi, ale dałam radę. Wyszłam z klatki i co? I dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie trafię sama do domu. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Westchnęłam. Myśl Aleksandra, myśl! Wyciągnęłam już komórkę i zastanawiałam się, czy poprosić o pomoc Angelikę. Nie musiałam, ponieważ jak się okazało szanowny pan Lijewski zjechał na dół i stał za mną, machając trzymanymi w ręce kluczykami do samochodu.
 - Chodź. - Wyminął mnie i szedł przed siebie. Westchnęłam i ruszyłam zaraz za nim. Zatrzymał się przed czarnym BMW. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i czekał, aż wsiądę. Usiadłam, a on zamknął drzwi, obszedł auto i wsiadł po stronie kierowcy. Odwrócił się w moją stronę.
 - Ale wiesz, że żebym Cię odwiózł, musisz podać mi adres? - Patrzyłam na niego w osłupieniu. Co on do mnie mówi? Jakby nie mógł jeszcze obciślejszej koszulki ubrać... Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Po chwili dopiero ogarnęłam to, co chłopak do mnie mówił.
 - Och, przepraszam. Zamyśliłam się. - Rumieńce wstąpiły na moje policzki. Marcin patrząc na mnie szeroko się uśmiechnął. Przy nikim nigdy tak się nie rumieniłam jak czy nim. Zawstydzał mnie. Znalazłam w komórce esemesa od Roberta i pokazałam mu adres. Kiwnął głową. Miał tak zmienne humory, że ciężko było za nim nadążyć. A może to ja? Ruszył z parkingu i włączył radio. Najwyraźniej piosenka była przez niego znana, bo zaczął nucić pod nosem. Nie odzywałam się nic, oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam oczy. Rozkoszowałam się tą chwilą, bo była inna niż wszystkie. Gdyby ktoś mi miesiąc temu powiedział, że rozgrywający reprezentacji Polski w piłce ręcznej będzie mnie odwoził do domu, nie uwierzyłabym. Poczułam jak auto się zatrzymuje, otworzyłam oczy. Byliśmy pod moim blokiem. Odwróciłam głowę w jego stronę, podziękowałam po cichu i wysiadłam. Czułam, że Marcin odprowadza mnie wzrokiem. Będąc w domu, rzuciłam rzeczy na kanapę, rozebrałam się i zawędrowałam do wanny. Napełniłam ją wodą, dodałam pachnących olejków i zanurzyłam się. Od zawsze byłam zwolenniczką kąpieli. Moje odprężenie trwało dobrą godzinę, do momentu aż woda zrobiła się chłodna. Owinięta w ręcznik poszłam po telefon, a będąc tam wybrałam numer do Pauli.
 - Halo? - Głos dziewczyny był ożywiony. Przynajmniej jej nie obudziłam.
 - Paula, co aktualnie robisz? - Wstawiłam wodę na kawę, telefon trzymając między uchem a ramieniem.
 - Leżę. - Dziewczyna się zaśmiała. - Jakieś propozycje? - Zaświeciła mi się żółta lampka nad głową.
 - Ja to bym proponowała zakupy. - Dziewczyna się chętnie na to zgodziła, więc umówiłyśmy się w galerii za pół godziny. To samo zrobiłam z Angeliką, do niej też zadzwoniłam i powiadomiłam o moich planach. Po zakończeniu rozmowy z Angelą, poszłam się ubrać. Postawiłam na dżinsowe, krótkie spodenki, białą bokserkę i czarny sweterek z rękawem 3/4. Na nogi włożyłam czarne baleriny i wzięłam w tym samym kolorze torebkę. Stanęłam przed lustrem. Włosy rozpuściłam, ale po chwili zorientowałam się, że nie mam na szyi mojego ukochanego wisiorka. Przeszukałam torebkę, którą miałam na imprezie, łazienkę, salon i kuchnię. Nie ma. No nic, będę musiała jakoś Lijewskiego zapytać. O kurczę, jeśli chcę zdążyć, to muszę już wychodzić. Popryskałam się perfumami i wyszłam z mieszkania. Parę minut później parkowałam auto pod galerią. Tak, jakoś znalazłam drogę. Wysiadłam i stanęłam przed galerią, rozglądając się. Ktoś rzucił się na mnie od tyłu, ale od razu zorientowałam się kto to. Blondi to tylko i wyłącznie Angela. Po chwili dołączyła do nas również Paulina. Weszłyśmy do galerii, rozmawiając. Weszłyśmy do pierwszego sklepu, nie patrząc nawet jak się nazywa. Przeglądałyśmy wieszaki, gdy Angelika rzuciła do mnie: 

 - A ty jak tam z Marcinem? – Zaprzestałam czynności, którą wykonywałam i spojrzałam na nią.
 - O czym ty mówisz? – Dziewczyny spojrzały się na mnie jak na upośledzoną.
 - Film Ci się urwał? – Zawstydzona, kiwnęłam głową na pytanie Pauli. Spojrzały na siebie i się uśmiechnęły.
 - Moment, moment. Mówcie o co wam chodzi i to już! – Zarządziłam, podchodząc bliżej. Dziewczyny z uśmiechami stwierdziły, że to nic takiego i zmieniły temat. Połknęłam haczyk, bo nie wnikałam w ten temat, ale kiedyś to z nich wyciągnę. Parę godzin łaziłyśmy po galerii i czułam się świetnie. Wiedziałam, że jest to coś, czego potrzebowałam. Przy okazji kupiłam nową dostawę ciuchów do mojej nowej szafy. Po wszystkim, poszłyśmy na duże lody. Jak szaleć to szaleć! Popołudniem wróciłam szczęśliwsza do domu. Rozpakowałam nowe ciuszki, poukładałam i poszłam ogarnąć salon. Zaprosiłam na osiemnastą dziewczyny na tzw: ''babski wieczór''. Spacerkiem przeszłam się do pobliskiego sklepu, gdzie zakupiłam takie produkty jak popcorn (taki do zrobienia w mikrofalówce) cola, dwie butelki wina i inne duperelki. Lubiłam zawsze mieć coś dobrego do jedzenia w domu i to niekoniecznie zdrowego, a dziś była szczególna okazja. Wróciłam do mieszkania, przygotowałam przekąski i wszystko postawiłam na stole w jadalni. Stwierdziłam, że nic nie będę gotowała tylko jak zgłodniejemy to zamówimy coś. Wyciągnęłam trzy kieliszki do wina i postawiłam na stole obok win. Przebrałam się w białą sukienkę i rozczesałam dokładnie włosy. No, nie najgorszej. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i wróciłam do salonu. 17:48. W sam raz! Zdążyłam usiąść w salonie i włączyć telewizję, gdy zadzwonił domofon. Otworzyłam, nie sprawdzając kto dzwoni. Po chwili ktoś zapukał do drzwi, więc otworzyłam. Za nimi zobaczyłam dwie dziewczyny i cóż, pięciu rosłych mężczyzn. Uniosłam brwi w szoku.
 - Przepraszamy Cię strasznie Ola. - Powiedziała Angelika.
 - Przyjechałam po Angelę, a u Michała byli chłopacy i gdy usłyszeli, że idziemy do ciebie też się wprosili. - Pokiwałam głową w szoku i przesunęłam się, aby zrobić im miejsce. Cała banda weszła.
 - Ale ja przygotowałam tylko jakieś głupie przekąski. - Przejęłam się, jednak nie na długo. Michał podszedł do mnie z reklamówką piw i butelką wina.
 - Zaopiekujesz się nimi? - Roześmiałam się, widząc jego minę. Wzięłam od niego alkohol i wrzuciłam do lodówki.
 - Kochana, jedzenie to nie problem, zaraz coś zamówimy! - Krzyknął Szypczak, który również się przyplątał. Towarzystwo zaprosiłam do salonu, a z dziewczynami zamówiłyśmy jedzenie w jednej z tutejszych restauracji. Polegałam na ich zdaniu, ponieważ nie byłam zorientowana, co takiego jedzą te wielkoludy. Dziewczyny poszły do salonu, a ja zabrałam dwa czteropaki piwa z lodówki i stanęłam jak wryta przy wejściu do salonu. Bowiem, bokiem do mnie, obok Dzidziusia siedział przeklęty Lijewski. On jest jak naklejka - jak się przylepi to nie umie odkleić. Weszłam do salonu jak gdyby nigdy nic i postawiłam piwa na stoliku przed kanapą. Balkon został otwarty, mężczyźni siedzieli na kanapie rozwaleni, a dziewczyny machały zachęcająco butelką wina w moją stronę wskazując na wyjście na balkon. Kiwnęłam głową i pierwsza wyszłam. Usiadłam na fotelu, który składał mój brat, a dziewczyny rozsiadły się po moich bokach. Otworzyłyśmy pierwszą butelkę.
 - Naprawdę przepraszam za nich. - Pokręciłam przecząco głową i wyjaśniłam, że nie ma sprawy.
 - A ja wiem, za co przeprosić. Lijek przyjaźni się z dzidziusiem i zazwyczaj siedzą razem. - Wyjaśniła Angelika. Uśmiechnęłam się.
 - Dawno żaden facet nie działał mi tak bardzo na nerwy jak on. - Paulina podała mi butelkę, a ja przechyliłam ją i pociągnęłam łyka z gwinta.
 - A on Ci się przypadkiem nie spodobał? - Zapytała brunetka siedząca po mojej lewej.
 - Wiesz, z początku mnie.. oczarował. - Wyznałam cicho. - A potem otworzył buzię i czar prysnął. - We trzy roześmiałyśmy się.
 - Znam Marcina od lat i nigdy nie zachowywał się tak jak teraz. - Pokręciła głową Angela. Wstałam i rzuciłam przez ramię:
 - Może sława odbiła mu do tego zakutego łba? - Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Nikogo w salonie nie było. - Angela! Paula! Te dryblasy zaginęły! - Dziewczyny weszły za mną.
 - Przecież nie zamknęli się razem w łazience. - Rzuciła Paulina, a my z blondynką spojrzałyśmy na nią. - No tak, po nich można się wszystkiego spodziewać... - Rzuciłyśmy się ich szukać, ale daleko nie musiałyśmy szukać. Stali w moim korytarzu i oglądali zdjęcia i wyróżnienia wiszące na ścianie. Stałyśmy cicho z dziewczynami i przysłuchiwałyśmy się im.
 - Stary - Jurecki zwrócił się do Marcina. - Ta laska ma wszystkie możliwe wyróżnienia. - Marcin przyglądał się jednemu ze zdjęć. Było to jedne z najważniejszych dla mnie zdjęć - Ja, medal za mistrzostwo Polski, Robert i mama. Na tej fotografii byłam w stroju, na ramiona miałam zarzuconą bluzę, a na szyi spoczywał medal. Mama obejmowała mnie z jednej strony, Robert z drugiej. Mój uśmiech i świecące oczy mówiły same za siebie - byłam szczęśliwa jak nigdy. Wróciłam do teraźniejszości i odchrząknęłam, a mężczyźni odskoczyli od pamiątek, wiszących na ścianie. Podeszłam i poprawiłam przekrzywione zdjęcie, na które patrzył Lijek. 
 - Sporo masz tego jak na tyle lat, ile masz. - Powiedział Szypczak. Spojrzałam na niego, uśmiechając się figlarnie. 
 - A ile mam? - Płeć brzydka patrzyła się po sobie, szukając odpowiedzi. 
 - Dziewiętnaście. - Rzucił Marcin. 
 - Legitowałeś mnie, że wiesz? 
 - Nie musiałem, sama się przyznałaś. - Zwęziłam oczy i wypiełam klatkę piersiową dumnie do przodu. 
 - W snach twoich chyba! - Rzuciłam, szczerząc zęby w uśmiechu. Wygrałam, otóż to. Lijewski podszedł bliżej mnie i patrząc w moje oczy, powiedział:
 - Nie pamiętasz, jak w klubie powiedziałaś, że jestem tylko dziewięć lat starszy? - Mina mi zrzędła. 
 - Czyżbyś nie pamiętał, że najpierw zarzuciłeś mi, że "ledwo co od matki odeszłam a jestem pijana bardziej niż dwaj Jureccy razem wzięci"? - Cytując jego słowa, udawałam jego głos. Niekoniecznie mi wyszło, za to śmiesznie było. Marcin się zmieszał. Wszyscy patrzyli na to, jak skaczemy sobie do gardeł. 
 - A prawda może jest inna? Myślisz, że jak jesteś nowa to, że będziesz inna niż wszyscy? Na szacunek trzeba zasłużyć a to, że wysoko skaczesz i potrafisz trafić do bramki nie znaczy, że jesteś wyjątkowa. - Otworzyłam szeroko oczy. Teraz to ja sie zdenerwowałam. 
 - COŚ TY POWIEDZIAŁ?
 - To co słyszałaś. - Skrzyżował ręce na piersi. Wciągnęłam powietrze do płuc i odliczyłam do dziesięciu. 
 - To teraz ty mnie posłuchaj, pieprzony dupku. Oglądając Cię w telewizji myślałam o tym, jaką fajną musisz być osobą. Widząc Cię na treningu dalej miałam takie zdanie, w dodatku grałeś super! A ty co? Otworzyłeś buzie i czar prysł jak bańka mydlana. Ja Ci dziś rano dupe broniłam i udawałam przed twoją matką, że jestem szczęśliwie zakochana a ty co? Po wszystkim okazuje się, że jesteś facetem z napięciem przedmiesiączkowym! - Wykrzyczałam wszystko w porywie złości. Chłopak aż się cofnął z wrażenia. Przez chwilę panowała cisza, którą rozładowała Paulina. 
 - Facet z napięciem przedmiesiączkowym, a to nowość. - Wszyscy wybuchnęli śmiechem, razem ze mną. Marcin stał i patrzył się na mnie. Włosy zgarnęłam na prawę ramię i wróciłam do salonu. 
 - Lijewski tyś głupi jak but. - Rzuciła tylko do Lijka, Angela. Parę minut później przyjechało nasze jedzenie. Resztę wieczoru spędziliśmy objadając się i rozmawiając. Nie zamieniłam ani słowa z Marcinem, za to blizej poznałam chłopaków i dziewczyny. Towarzystwo po 22 zebrało się, przecież jutro jest już trening. Nie sprzątając tego bałaganu, wzięłam prysznic i położyłam się spać. 


Cześć wszystkim! Więc jest trójka widzę, że mam pierwszych czytelników! Dziękuje za te zacne trzy komentarze, przecież nie od razu Rzym zbudowali. Więc do kolejnego, pozdrawiam! :*

 

środa, 4 marca 2015

Rozdział 2!

Stałam i patrzyłam jak zaczarowana. Szczypiornista odrzucił mi piłkę, którą zręcznie złapałam. Trener Wąs razem z Bogdanem Wentą, zawołali męski, jak i zarówno damski oddział Vive. Zebraliśmy się w półokręgu obok trenerów, po jednej stronie kobiety, po drugiej mężczyźni. Wenta podszedł do mnie i objął ramieniem, wzrok wszystkich był wlepiony w naszą dwójkę.
- Słyszałem, że jesteś naszym nowym diamentem - Zawstydzona, kiwnęłam głową. - Oraz, że spadasz jak worek ziemniaków, po czym podnosisz się i rzucasz bramkę. - Na określenie "worek ziemniaków" znaczna część towarzystwa, roześmiała się. Poczułam się zawstydzona na maksa!
- Nie poddaje się po prostu. - Ujęłam to wszystko w słowa. Szybko wtopiłam się między resztę damskiego oddziału Kielc. Trenerzy wybrali składy, które jako pierwsze miały zagrać w naszym mini towarzyskim meczu.
- Angelika koło, Wera do bramki, Nikola lewe skrzydło, Natalia prawe skrzydełko - Wąs przebiegł spojrzeniem po naszych twarzach. - Klaudia lewa połówka, hm, Kinga na prawe rozegranie - Słysząc to, usiadłam sobie na spokojnie na ławce rezerwowych, co uczyniła też reszta drużyny. Szczypiorniaki stali już, gotowi do gry. Wśród nich rozpoznałam Michała Jureckiego i braci Lijewskich. O mój boże. Teraz rozpoznałam ofiarę mojego nieudanego rzutu. Marcin Lijewski. Olka, ale ty głupia jesteś. Pokręciłam głową, będąc w szoku.
- A kto na środek? - Zawołała Angela, stojąc na środku boiska z piłką w ręku. Tak, dziewczyny zaczynały. Trener spojrzał po twarzach siedzących na ławce.
-Aleksandra. - Wstałam i wbiegłam na boisko. No to jedziemy z nimi. Szczęśliwa stałam na rozegraniu. Nikola do mnie, ja do Kingi,Kinga do Natali. One boją się zaatakować czy co? Nie zastanawiając się dłużej, krzyknęłam do Kingi, aby się ze mną zamieniła. Zamienilyśmy się a trener krzyknął, że mam wrócić na środek rozegrania. Nie słuchając go, rozpędziłam się na trzech krokach, odbiłam tuż przed panem Lijewskim i skoczyłam w górę. Michał stojący obok Marcina pociągnął mnie za rękę w momencie rzutu. Upadłam na parkiet, spadając na lewą stronę ciała. Z początku nie umiałam złapać oddechu, po chwili zaciągnęłam się powietrzem. Leżałam na ziemi, a dookoła panowała cisza. Dopiero po chwili, zaczął się gwar niosących się rozmów. Trenerzy stali i patrzyli się, czułam ich wzrok na moich plecach. Michał ukucnął obok mnie.
- Przepraszam Cię strasznie, nie chciałem. Taki odruch, wiesz. - Podrapał się po głowie. - Rzeczywiście, spadasz jak worek ziemniaków. - W tym momencie roześmiałam się i wstałam powoli. Rękę położyłam na biodrze, ałajć.
- Może się zmienisz? Pierwszy trening i już jesteś poobijana. Paznokcie połamiesz jeszcze czy coś - Rzucił w moją stronę niejaki Marcin Lijewski. Prychnęłam pod nosem. Cały czar minął.
- Nie bądź taki pewny siebie, chłopczyku - Odparłam cicho i wzięłam piłkę. Rzut karny dla nas.
- Angela rzucaj! - Podałam koleżance piłkę i wróciłam do obrony.
- Laska, bo nam sie połamiesz. - Usłyszałam od Nikoli. Roześmiałam się.
- Spokojnie, dam radę. - Angela nie rzuciła karnego, trafiła słupek. Piłka trafiła do Michała, Marcina, Łukasza, znów do Marcina. Michał wbiegł na koło. Marcin chciał rzucić, spadł z kozłem na ziemię, jednak zgrabnie wybiłam mu piłkę i zaczęłam biec przez boisko, kozłując ją. Obróciłam głowę i zobaczyłam, że mężczyzna biegnie za mną. Będąc na szóstym metrze, wyskoczyłam i bramka! Wróciłam do obrony, zdenerwowany Marcin stał i patrzył się, gdy przybijałam sobie piątki z resztą drużyny.

Gra zakończyła się wynikiem 18:16 dla mężczyzn. Sfrustrowana wzięłam prysznic po treningu i ubierając się, słuchałam rozmowy dziewcząt.
- Ola, co powiesz na imprezkę zapoznawczą? - Weronika rozczesując włosy zapytała.
- Impreza? Jestem za! - Krzyknęłam niemalże podskakując w powietrzu.
- Okej panienki, to na 20 się umawiamy. Gdzie się bawimy?
- Lacosta? - Rzuciła Natalia. Spakowałam resztę rzeczy do torby.
- Nie bardzo wiem, gdzie to jest. - Angelika odwróciła się w moją stronę.
- To podaj mi swój adres, wpadne po Ciebie po drodze i pójdziemy razem, okej? - Napisałam jej na kartce papieru mój adres oraz numer telefonu. Pożegnałyśmy się i wyszłam z szatni. Spojrzałam na telefon, jeden nowy sms. Odblokowałam go i przeczytałam smsa od brata, który pytał jak mi poszedł pierwszy trening. Odpisywałam właśnie Robertowi, gdy uderzyłam o coś wielkiego i twardego. Odbiłam się od tego 'czegoś' i upadłam na ziemię. Wiązanka przekleństw cisła mi się na usta, jednak popatrzyłam w górę i zamarłam w bezruchu. Ciemnooki mężczyzna wpatrywał się we mnie. Poszedł i podał mi rękę, za którą chwyciłam. Wstałam, podniosłam torbę i komórkę z ziemi. Marcin nadal stał i się we mnie wpatrywał. A patrzył się tak... Pesząco. Rumieńce miałam jak nigdy! Cicha woda rzeki rwie. Pomyślałam sama o sobie i zaśmiałam się w duchu. Chciałam wyminąc Lijka i iść w swoją stronę, jednak on zastąpił mi droge.
- To co księżniczko, może kawa na przeprosiny? - Uniosłam wysoko brwi.
- Słucham? - Co za gnojek! Nie wierzę po prostu!
- Ja, Ty i kawa - Teraz to się roześmiałam. Za kogo on mnie ma? Za panienkę, która się z nim umówi, bo ma ładny uśmiech? Albo może dlatego, że gra w reprezentacji? Dobre.
- Wiesz do kogo mówisz? - Teraz to on uniósł wysoko brwi. - To ja Ci powiem. Do Szczypiornistki! Przeliterować? A wiesz czym charakteryzuje się dziewczyna, grająca od lat w ręczną? Tym, że ma charakter i nie leci na byle jakich piłkarzyn mających się za niewiadomo kogo! - Zakończyłam swój monolog, wyminęłam osłupiałego mężczyznę i wyszłam z hali. Zdenerwowana rzuciłam torbę na tylnie siedzenie mojego autka i odjechałam z parkingu. To teraz co? Trzeba coś do jedzenia kupić, bo w mojej lodówce to tylko światło zostało. Zatrzymałam się pod tesco i ruszyłam na zakupy. Mleko, jajka, jogur naturalny, ciemne pieczywo, warzywa, owoce. Ryż, makaron, zgrzewka wody, soki. Takie duperele. Zadowolona z zakupów, wróciłam do domu. Rozpakowałam wszystko i stwierdziłam, że ugotuję sobie warzywa z ryżem. Ryż ugotowałam, a warzywa pokroiłam w kosteczkę i wrzuciłam na patelnię. Potem wszystko wymieszałam i nałożyłam na miseczkę. Wzięłam widelec, włączyłam tv i usiadłam na kanapie, zajadając. Sama pychotka! Uwielbiam zdrowe odżywianie, jestem fit na 100 procent! Chociaż święta nie jestem, też czasem coś niezdrowego zjem. Trzeba jakoś umilać sobie życie. Skończyłam jeść, misieczkę odniosłam do zmywarki. Resztę jedzenia przełożyłam do plastikowego pojemnika i włożyłam do lodówki. Nalałam sobie wody do szklanki i oparłam się o okno. Wzięłam łyka i oparłam głowę o szybę. Olka, co ty robisz ze swoim życiem? No co? Rzucasz wszystko i wyjeżdzasz ot, tak. A jedyne osoby, które o tym wiedzą to twoi rodzice, trener i brat. Zacisnęłam powieki. I co dalej? Otworzyłam oczy i spojrzałam przez okno. Widok miałam na mały park, w którym w sumie nie działo się nic specjalnego. Nie zastanawiając się długo, ubrałam czarne baleriny na stopy i wyszłam z mieszkania. Tym razem wybrałam schody, zawsze jest to okazja do spalenia kalorii. Obeszłam blok i usiadłam w parku. Cieszyłam się słońcem. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer do najwspanialszej kobiety na świecie.
- Halo? - Jej głos był aksamitny, taki miły dla ucha.
- Cześć mamo. - Głos mi zadrżał, gdy powiedziałam słowo: 'mama'. Kochałam moją rodzicielkę jak nikogo innego.
- Oleńka! - Radość w jej głosie była ogromna - Córeczko, co u Ciebie słychać? Jak sprawdza się samochód? Jak treningi? Opowiadaj starej matce. - Zaśmiałam się do komórki.
- Spokojnie mamo, daj mi złapać oddech. - Właśnie taka jest moja mama, tysiąc pytań na minutę. - Jest wszystko w porządku, bryka działa bez zarzutu, mieszkanie też jest cudowne! Byłam dziś na pierwszym treningu, zobaczymy jak to będzie.
- Stało się coś? Aleksandra, wiesz co właśnie powiedziałaś? Co było nie tak z treningiem? - Zmarszczyłam brwi z frustracji i westchnęłam ciężko.
- Było w porządku, poza takim jednym dupkiem w męskim oddziale Kielc. I tęsknie za przyjaciółmi. - Wyznałam.
- Wiesz, myślę, że Marlena też się martwi. Była tutaj dwa razy, pytając o Ciebie. Tyle lat się przyjaźnicie, powinnaś jej powiedzieć. - Kolejny raz westchnęłam. Za dużo już jej powiedziałam.
- Mamo, muszę kończyć. Kocham Cię. - Nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się. Wybiła godzina 14, pora wracać. Wróciłam do domu. Mam dużo czasu jeszcze. W sumie zabiję go szykując się. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Wydepilowałam starannie nogi i posmarowałam balsamem. Zrobiłam sobie maseczkę oczyszczającą i pomalowałam paznokcie na niebiesko. Wysuszyłam włosy i je rozczesałam. Włosy sięgały już niemalże pasa, jednak uwielbiam je. Zrobiłam sobie delikatny makijaż, nigdy mocno się nie malowałam. Dobra, która godzina? O, już 17. Z dwie godziny jeszcze miałam na spokojnie. Weszłam do sypialni i stanęłam przy szafie
Co by tu ubrać? Moja szafa jest bez dna, jednak ciągle wydaje się pusta. Pokręciłam głową, niektóre moje zachowania były identyczne jak Roberta. Będąc młodsza, zawsze chciałam być jak on. I w sumie stałam się damską wersją Lewandowskiego. Aleksandra Lewandowska. Westchnęłam. Poznając nowych ludzi, nie podaje im mojego nazwiska. Nie wszyscy orientują się, że jesteśmy rodzeństwem, jednak większość jest na tyle inteligentna, aby to pojąć. Stałam przed lustrem. Byłam przeciętną dziewczyną, przynajmniej jak dla mnie. Długie, brązowe włosy, niebieskie oczy. To była jedyna różnica między mną a Robertem - oczy. On miał po mamie, a ja po tacie. Tacie, którego nie pamiętam. Potrząsnęłam głową, aby otrząsnąć się z własnych myśli. Nie myśl o takich rzeczach, nie przed imprezą! Z szafy wyłowiłam parę ciemnych dżinsów, beżową koszulkę z odkrytym kawałkiem pleców, szpilki w tym samym kolorze, które mówiły: bierz mnie, pieprz mnie - jak to mawiała Marlena. Ubrałam się i obejrzałam dokładnie w lustrze. Przełożyłam jakieś drobiazgi do czarnej torebki i włożyłam małe, okrągłe kolczyki. No, teraz wyglądam jak człowiek! Wzięłam szkatułkę z biżuterią z szafki nocnej i wysypałam jej zawartość na łóżko. Znalazłam wisiorek i go włożyłam. Najbardziej uwielbiałam zawieszkę, która była na nim - zielono-czerwona piłka. Prezent od mamy. 18;51. Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie kawę i usiadłam w jadalni. Dziwnie siedzi się samemu przy tak dużym stole. No cóż, takie życie. Zdążyłam wypić kawę, gdy zadzwonił domofon. Poszłam i odebrałam.
- Cześć Ola! Tutaj Andzia, idziesz?
- Jasne, już schodzę. - Wzięłam torebkę, zamknęłam mieszkanie i zjechałam windą na dół. Przywitałyśmy się buziakiem w policzek i ruszyłyśmy w stronę wskazaną przez Angie.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że będą chłopcy? - Zapytała obserwując moją twarz.
- Jasne, że nie. Nie wiedziałam tylko, że też są zaproszeni.
- Wiesz, jak Michał się dowiedział, to tak jakby wprosił się razem z resztą bandy. - Wyjaśniła przepraszającym tonem.
- Nie ma sprawy, naprawdę. A czy stary Lijewski też będzie? - Zagryzłam wargę. Nie wytrzymam jak będę musiała patrzeć akurat na jego ryj.
- Ej, co on Ci zrobił? - Zapytała zdziwiona. - Marcin jest jednym z najporządniejszych facetów jakich znam. - Teraz ja się zdziwiłam.
- Jest bezczelny, żałosny i ma się za pępek świata. A w telewizji wydawał soę taki fajny.. - Westchnęłam teatralnie. Obie się roześmiałyśmy, a blondynka szturchnęła mnie w bok.
- Ty, kto się czubi ten się lubi! - Zrobiłam przerażoną minę.
- Po moim trupie! - Akurat doszłyśmy do klubu. Wkroczyłyśmy, wcześniej płacąc za wstęp. Angelika od razu pokierowała mnie do loży dla Vipów, tłumacząc: "Jak się bawić to na bogato". Przy połączonych stolikach siedziała większość gromady. Od razu w oczy rzucił mi się wystrojony Marcin, w czarnej koszuli. Witając się z każdym po kolei, zignorowałam go i usiadłam obok Jureckiego i Angeliki. Wspominałam, że są parą? Nie? O, to teraz wspominam.
- Dobra, jesteśmy chyba w komplecie. Panienki, co pijecie? - Zapytał Łukasz. Jako pierwsza wyrwalam się, że wściekłego psa co spotkało się ze zdziwionym wzrokiem moich towarzyszek.
- Mam mocną głowę. - Wyjaśniłam, wzruszając ramionami. Trzy godziny później wywijałam na parkiecie z dziewczynami. Polubiłam bardzo Angelikę, Nikolę, Paulinę. Z nimi balowało mi się najlepiej. Wywijałam właśnie tyłkiem na wszystkie strony z Paulą, gdy kogoś łapy spoczęły na moich biodrach.
- Maleńka, może się zabawimy, co? - Jakiś glos szepnął mi do ucha. Obróciłam głowę i krzyknęłam, próbując przekrzyczeć muzykę:
- Maleńki, może zabierzesz te łapy i pójdziesz, gdzie pieprz rośnie? - Uśmiechnęłam się i wróciłam do stolika. Siedział tam Marcin, Weronika i jacyś dwaj piłkarze. Znałam ich z treningu, jednak nie bardzo kojarzyłam ich imiona. Marcin uniósł dwa kieliszki z czystą w moją stronę, a ja śmiało usiadłam obok niego. Podsunął mi jeden kieliszek i szklankę coli. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy. Spływający płyn palił mi gardło. Wypiłam pół szklanki napoju i odstawilam kieliszek.
- Czemu ty jesteś jeszcze trzeźwy?! - Zapytalam zbulwersowana.
- Nie piję dużo, robie dziś jako kierowca - Pokręcilam głową.
- Co to za zabawa, jeśli nie pijesz? - Obróciłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Ten, złapał mój wzrok.
- Dziecinko, ledwo co od matki odeszłaś, a jesteś schlana gorzej niż obaj Jureccy razem wzięci - Poczułam się urażona slowem: "dziecinka". Wstałam od stolika.
- A ty, nie bądź taki hop do przodu, bo ci z tyłu zabraknie. Wiek to tylko liczba, a to że jesteś starszy o te 9 lat nie oznacza, że mądrzejszy. - Chociaż to co mówiłam nie mialo sensu, odwróciłam się na pięcie i odeszłam, chwiejąc się na nogach. Będąc przy barze zamówilam drinka. Jednego, drugiego, trzeciego. Potem szalałam na parkiecie i znów piłam. Już chciałam zamawiać kolejnego drinka, gdy wszystko się rozmazało.

O mój boże, moja głowa chyba zaraz wybuchnie. Powoli otworzyłam oczy i patrzyłam się w sufit. No proszę, mieszkam tutaj kilka dni i już mam plamę na suficie. Ciekawe z czego to? Moment. Mój sufit był idealnie biały. Obróciłam głowę w prawo - TO NIE SĄ MOJE ZASŁONY. Zerwałam się do pozycji siedzącej. TO NIE JEST MÓJ POkÓJ. O nie, nie, nie. Byle nie to! Unioslam kołdrę i zajrzałam na mój strój. Miałam na sobie bieliznę i męską koszulkę. Co gorsza, jest to koszulka reprezentacji piłki ręcznej mężczyzn. O nie. Jęknęłam i rzuciłam się na poduszkę. Moja głowa, ała. Wstałam i po cichu wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się w progu kuchni. Była ogromna i nowocześnie urządzona, ale nie to mnie zmyliło. Zmylił mnie widok Lijewskiego stojącego przy ekspresie do kawy w samych bokserkach. Odchrząknęłam, a on uśmiechnięty odwrócił się w moją stronę.
- Dzień Dobry! - Zatkałam sobie uszy. Głowa mi zaraz pęknie! Marcin widząc w jakim jestem stanie, postawił przede mną szklankę z wodą i aspirynę. Podziękowałam kiwnięciem głowy i posłusznie wzięłam tabletkę.
- Siadaj, nie stój tak. - Posłusznie usiadłam przy stole kuchennym. Spojrzałam na wpatrującego się we mnie mężczyznę.
- Czy my..? - Speszona zapytałam.
- Ale co? - Jezu. Czy on od rana próbuje mnie zdenerwować?
- No wiesz. - Rzuciłam patrząc na niego.
- Nie, nie wiem. - Odpowiedział, niemalże śmiejąc się ze mnie.
- Doskonale wiesz o co pytam, Lijewski. CZY MY SPALIŚMY ZE SOBĄ?! - Nie wytrzymałam. Zaraz go zabiję! Marcin spoważniał.
- Oj, byłaś wczoraj bardzo chętna. - Podszedł i oparł się o stół tuż przede mną. - Nie jestem takim dupkiem, żeby wykorzystywać dziewczynę, która zabalowała trochę. - Zrobiło mi się głupio.
- Ehn, a jak znaleźliśmy się tutaj?
- Nie byłaś w stanie mi powiedzieć, gdzie mieszkasz więc zabrałem Cię do siebie. Kawy? - Kiwnęłam głową. - A rozebrałaś się sama, chociaż trochę musiałem Ci pomóc. - Ukryłam twarz w dłoniach. Taki wstyd! Dopiero teraz zauważyłam, ze stoi przede mną prawie nagi. Moje spojrzenie powędrowalo na jego klatkę piersiową. Jezu kochany, trzymajcie mnie! W odpowiednim momencie się opamiętałam. Kawę dokończyliśmy pić w milczeniu.
- Jesteś glodna? Bo ja bardzo. - Marcin wyciągnął jajka z lodówki. Uśmiechnęłam się na ten widok. Był bardzo słodkim dupkiem. Gawędziłam z nim, podczas gdy on robił jajecznicę. Ding dong. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Ciemnowłosy strzelił tak zwanego facepalma.
- Kurwa, moja mama miała przyjechać. - Spojrzałam na zegarek, byla 10.28. Niedziela, bogu dzięki w niedziele oboje mamy wolne.
- Co mam robić?! - Szepnęłam, zrywając się z miejsca.
- Nie wiem! - Patrzeliśmy na siebie w szoku.
- Marcinie Lijewski otwieraj te drzwi wiem, ze tam jesteś!

Siemaneczko! Misiaki, a więc 2 oddaje w wasze ręce. Proszę o opinie! Co u was słychać? Kolejny w ciągu kilku dni, pozdrawiam gorąco! Do usłyszenia! 😍💜💋