środa, 18 marca 2015

Rozdział 4

        Minęły trzy miesiące odkąd mieszkam w Kielcach. Zaaklimatyzowałam się, bardzo mi się podobało. Tydzień temu rozpoczęłam studia, więc miałam trochę pracy. Krążyłam między domem, uczelnią i halą. Każdą wolną chwilę spędzałam z przyjaciółmi. Zaprzyjaźniłam się z Angelą, Pauliną i Nikolom na dobre, do pakietu dostałam  Jureckiego, Szyprzaka, Bieleckiego i resztę gromady. Od incydentu tamtego wieczoru w moim mieszkaniu, unikałam Lijewskiego jak tylko się dało. Były jednak sytuacje, gdy nie daliśmy rady omijać się szerokim łukiem, dlatego wtedy milczeliśmy. Zachowywaliśmy się jak dwie nieznajome osoby, poniekąd nie znaliśmy się. Układało mi się naprawdę dobrze, jednak czegoś mi brakowało. Było tak pusto, co wieczór wracałam do pustego mieszkania. Otworzyłam oczy, ostatnie promienie słońca wpadały do pokoju  przez otwarte okno. Przeciągnęłam się i przekręciłam na bok. Sięgnęłam ręką po komórkę leżącą na podłodze, obok łóżka. 8:27. Cóż, nie jest źle. Wróciłam do poprzedniej pozycji i zakryłam dłonią oczy. Ziewnęłam. No nic, trzeba coś robić. Wstałam i poszłam prosto do salonu, a będąc tam otworzyłam szeroko drzwi balkonowe i wyszłam na taras. Stanęłam przy barierce i wystawiłam twarz do słońca, uwielbiałam wygrzewać twarz w słońcu. Z racji tego, że nie był to lipiec, a początek października - weszłam do środka z powrotem. Wróciłam do sypialni i stanęłam przed lustrem. Nic się od wczoraj nie zmieniło w moim wyglądzie, z resztą sama nie wiem czego szukałam. Siwizny? Pryszczów? Trądzika? Pokręciłam głową, wzięłam gumkę do włosów i zrobiłam wysokiego kucyka na czubku głowy. Ubrałam czarne legginsy, szarą koszulkę, która była przeznaczona do biegania i pierwsze lepsze adidasy. Wzięłam ze sobą słuchawki oraz telefon i wyszłam z domu. Miałam ustaloną trasę po której biegałam. Moja trasa prowadziła przez park, a później przez osiedle domków jednorodzinnych, gdzie było wiele krętych uliczek. Biegłam właśnie jedną z tych uliczek, gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Kamil. Dalej biegnąc, odebrałam.
 - Ola? - Zapytał lekko zdziwiony, słysząc moje sapanie w tle.
 - Nie, święta krowa. - Rzuciłam. - No ja, ale streszczaj się, bo biegam. - Powiedziałam do telefonu, skręcając. Zwolniłam, ale nie przestałam biec.
 - Trener kazał Ci przekazać, że masz zabrać strój i dres klubowy, bo jakaś sesja nas dziś czeka. - Kiwnęłam do siebie głową, no tak - zdjęcia na stronę internetową klubu.
 - W porządku, przyjęłam. Coś jeszcze? - W telefonie na chwilę zapanowała cisza.
 - Wiesz tak pomyślałem, że może poszłabyś dziś ze mną gdzieś na kawę? - Kamil, jeju. Chłopak wyraźnie mnie podrywał, jednak nie chciałam robić mu niepotrzebnych nadziei.
 - Czy ty mi właśnie zaproponowałeś randkę? - Zatrzymałam się z wrażenia, czekając na odpowiedź.
 - A chcesz, aby była to randka? - Zmieszałam się, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.
 - Słuchaj, to nie jest rozmowa na telefon. Porozmawiamy na hali, bo wy też będziecie, tak? - Mężczyzna potwierdził, a więc pożegnałam się i zakończyłam rozmowę. Z frustracji, przebiegłam dwa razy dłuższą trasę niż zwykle. Wróciłam do domu, wzięłam szybki prysznic i zrobiłam sobie kawę. Dochodziła dziesiąta rano, za godzinę miałam być na uczelni. Ubrałam się w to, włosy wyprostowałam, troszkę podkładu, tuszu, błyszczyk i gotowe! Popijając kawę, przygotowałam się do nauki. Miałam jeszcze pół godziny, więc zjadłam serek wiejski i posprzątałam po sobie. Parę minut przed jedenastą wyszłam z domu. Dojechałam dosłownie chwilę przed jedenastą, a na salę weszłam równo z nauczycielem. Wprowadzenie do teorii fotografii. Nudy jak nie wiem co, a babka, która prowadziła te zajęcia przekrzykiwała nawet najgłośniejszą rozmowę. Poznałam jedną dziewczynę, która była naprawdę w porządku, bo co do męskiej części grupy to powiem tyle, że są niedorozwinięci umysłowo. Przewaga panów była porażająca, łącznie było nas ok. 20, jednak panów było 12, a kobitek 8. Z czego jedna naprawdę przypadła mi do gustu i to właśnie obok niej siedziałam.
 - Cześć - Szepnęła do mnie i odgarnęła za ucho ogniście rudy pukiel włosów. Tych włosów to ja jej zazdrościłam! Były przepiękne, ale kochałam moje włoski.
 - Co tam? - Wyszczerzyłam zęby w jej stronę, nie owijając w bawełnę. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczyma. Ruda o czarnych oczach, ale egzemplarz.
 - Poszalałam wczoraj w Barbiadanie żałuj, że Cię nie było! - Pokręciłam głową, śmiejąc się cicho.
 - Miałam trening wieczorem. - Ta machnęła na mnie tylko ręką. Andrzejewska, spojrzała w naszą stronę i wrogo spojrzała. Zamilkłyśmy na chwilę i zaczęłyśmy słuchać, wywracając oczami. Reszta wykładu minęła nam na pisaniu karteczek o wszystkim i o niczym i podśmiewaniu się z profesorki. Wychodząc z budynku, szłyśmy obok siebie i głośno się śmiałyśmy. Na murku obok parkingu, siedziała grupa chłopaków. Prawdopodobnie była to część naszej grupy. Niestety, przechodziłyśmy obok nich i usłyszałyśmy gwizdy. Zero szacunku do kobiety. Westchnęłam.
 - Maleńkie, trzeba z wami chodzić czy puszczacie się od razu? - Nie wytrzymałam i się odwróciłam. Podeszłam do nich.
 - Który to powiedział? - Jeden z mężczyzn wstał.
 - No co, mała? - Obejrzałam się przez ramię, Marta stała i patrzyła co wyrabiam. Spojrzałam w twarz temu typowi, zamachnęłam się otwartą dłonią i trafiłam prosto w jego policzek. Rozległ się charakterystyczny odgłos, aż mnie ręka zabolała. Idiota złapał się za policzek i spojrzał na mnie w szoku.
 - Gówniaro, jeszcze pożałujesz tego. - Rzucił, a ja się odwróciłam i zadowolona z siebie wróciłam do Marty.
 - Jeszcze jedno słowo a obiecuję Ci, że na policzku się nie skończy. - Zagroziłam i odwróciłam się do Marty. Posłałam jej szeroki uśmiech.
 - Nie wierzę w to, co zrobiłaś! - Powiedziała ruda z niedowierzaniem. Wzruszyłam ramionami i puściłam jej oczko.
 - Mam starszego brata, więc wiesz. - Zaczęłyśmy się śmiać, po czym pożegnałyśmy się. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Wróciwszy do domu, rzuciłam swoją torbę obok szafy, która była na przedpokoju i zdjęłam buty. Wzięłam się za sprzątanie, chociaż tego nienawidziłam. Nie będę żyć w syfie przecież. Dwie godziny i mieszkanie lśniło! Byłam z siebie dumna, była dopiero piętnasta. Zrobiłam sobie kanapkę, nalałam wody do szklanki i usiadłam przed telewizorem. W telewizji leciała powtórka meczu Vice Tauron Kielce - Orlen Wisła Płock. Byłam osobiście na tym meczu, dlatego przełączyłam. Piłka ręczna na każdym kroku. W końcu puściłam jakiś głupkowaty serial, którego i tak nie oglądałam. Leżałam tak resztę popołudnia, aż do czasu, gdy musiałam zbierać się na trening. Spakowałam do torby buty, niebieskie spodenki sportowe i białą koszulkę z turnieju w Gdyni. Stanik sportowy, skarpetki z hummela, dezodorant i ręcznik. Wrzuciłam do torby jeszcze szczotkę i kilka gumek do włosów, po czym ją zamknęłam. Zarzuciłam torbę na ramię i już chciałam wychodzić, ale w porę przypomniałam sobie o dresie i stroju, który miałam zabrać. Wzięłam potrzebne rzeczy i już kilka minut później wysiadałam z samochodu pod halą. Pod wejściem zatrzymał się Sławek i widząc mnie, zaczekał. Przytuliłam go na powitanie i uśmiechnęłam się.
- Co słychać, nasza pilna uczennico? - Wzruszyłam ramionami, a on objął mnie ramieniem.
- Kasa, ty nie podrywaj! - Krzyknął z daleka młody Lijek. Jego też lubiłam był w porządku, nie to co jego brat. Kasa pokazał język Krzysztofowi, a ten dołączył do nas.
- Gdybym wiedziała, że kilka godzin dziennie będę siedziała z bandą debili, nie poszłabym na studia. - Rzuciłam do mężczyzn. Krzysiek również mnie objął, przez co poczułam się jak sardynka w puszcze - ściśnięta między nimi dwoma. Opowiedziałam im całe to zdarzenie z chłopakami z uczelni.
- No i wtedy on dostał w twarz, bo nie wytrzymałam. - Obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem, w sumie sama śmiać się teraz zaczęłam. Rozbawieni weszliśmy na halę, gdzie czekał na chłopaków niejaki Marcin. Chłopcy przybili sobie piątki, po czym starszy Lijewski stanął przede mną i się uśmiechnął.
 - Ola, możemy porozmawiać po zdjęciach? - Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.
 - Jasne, nie ma problemu. - Odpowiedziałam zaskoczona. Uśmiechnęłam się i przeszłam obok, do damskiej szatni.Przywitałam się gorąco z dziewczynami, przebrałam i wspólnie gromadą weszłyśmy na halę. Angela od razu rzuciła się w objęcia Jureckiemu, po czym oddali się swojej ulubionej czynności - całowaniu. Odwróciłam głowę i spojrzałam na resztę tej zgrai. Coś ktoś powiedział, za chwilę Kamil był goniony przez Bieleckiego. Jak tylko mnie Szyprzak zobaczył, podbiegł i schował się za mną.
 - Ratuj, Ola! - Roześmiałam się i stanęłam wojowniczo przed Bieleckim.
 - Odsuń się po dobroci. - Uniosłam wysoko głowę i odważnie spojrzałam mu w twarz, a ten.. Schylił się, złapał mnie za nogi i przerzucił sobie przez ramię. Zaczął ze mną biegnąć, nie powiem nie była to wygodna pozycja. Moja koszulka podwinęła się i opadła mi na twarz. Oczywiście, cały brzuch miałam odkryty i pół stanika. Zaraz dało się usłyszeć gwizdy, a Karol stanął po chwili jak wryty. Skorzystałam z sytuacji i próbowałam mu się wyrwać. 
 - Co tu się dzieje? - Tuż obok zawył głos trenera mężczyzn. Na hali zapadła cisza, co było naprawdę niespotykane wśród całej tej gromady seniorskiej. - Karol w tej chwili postaw Aleksandrę. Olka - Gdy już stałam, zwrócił się do mnie. - co ty taka roznegliżowana? Dekoncentrujesz moich chłopców. - Speszyłam się i zarumieniłam. Uciekłam szybko do Natalii, która stała nieopodal. Więc następnie przebrnęliśmy przez a'la sesję zdjęciową i byliśmy wolni, no prawie. Miałam po zdjęciach porozmawiać z Marcinem, a potem iść na kawę z Kamilem, ale trener zarządził godzinę treningu z racji, że mamy za trzy dni mecz. 
 - Kamil. - Podeszłam do niego. - Kamciu, możemy spotkać się troszkę później? Mam trening jeszcze, a przecież nie będziesz czekał. Zadzwonię do Ciebie później, to wyjdziemy na jakiś spacer, hm? - Chłopak stanął naprzeciwko mnie i popatrzył mi w oczy. 
 -W porządku, to się zdzwonimy. - Schylił się i mnie przytulił, a ja pocałowałam go w policzek. 
 - Kamil, bo będę zazdrosny! - Wrzasnął Kasa. Oderwaliśmy się od siebie z Szyprzakiem i spojrzeliśmy na Kasę. Wystawiłam mu język, wspięłam się na palce i jeszcze raz złożyłam krótkiego buziaka na policzku przyjaciela. Razem z Sławkiem i Karolem udał się do szatni, jednak w pewnym momencie odwrócił się i posłał mi buziaka. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu. 
 - Moje panie, zróbmy co mamy zrobić i idźmy do domu. - Powiedział do nas trener Wąs. Posłusznie zaczęłyśmy od rozciągania, później biegałyśmy troszkę, porzucałyśmy na bramkę i przećwiczyłyśmy zagrywki na kolejny mecz. Po wszystkim byłyśmy wolne. Nie spiesząc się nigdzie wzięłam prysznic i ubrałam się. Jako ostatnia wyszłam z szatni, odniosłam kluczyk od szatni do recepcji i wyszłam z hali. Stanęłam prze budynkiem i zaciągnęłam się powietrzem. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą sylwetkę Marcina. Na wysokości mojego wzroku była jego szyja, a więc podniosłam wzrok wyżej i ujrzałam jego oczy. 
 - A czy teraz poświęcisz mi kilka minut? - Uśmiechnęłam się szeroko. 
 - Grzecznie i uprzejmie czy chamsko i bezczelnie? - Chłopak uniósł brwi w zdziwieniu. 
 - A co to za pytanie? 
 - Pytam, bo raz jesteś chamski i bezczelny, potem znów grzeczny i uprzejmy. Za tobą nie trafie. - Włożyłam do bagażnika samochodu swoją torbę, a do kieszeni przełożyłam kartę, komórkę i klucze. 
 - Właśnie o tym chciałem też porozmawiać. - Kiwnęłam głową w zrozumieniu. 
 - To będziemy tak stali i patrzyli na siebie czy gdzieś idziemy? - Marcin wskazał mi ręką kierunek, a więc ruszyłam pierwsza. Mężczyzna dotrzymał mi kroku i już po chwili weszliśmy do przytulnej kawiarenki. Usiedliśmy w najbardziej oddalonym kącie, ja po jednej stronie, on po drugiej. Podeszła do nas kelnerka i podała kartę. Otworzyłam ją, jednak po chwili zamknęłam i bez wahania powiedziałam:
 - Gorącą czekoladę i karpatkę. - Tak, kochałam tę zestawienie.
 Marcin posłał mi zaskoczony uśmiech i również zamówił gorącą czekoladę. Do swojego napoju jednak wybrał jabłecznik. Kelnerka po chwili nam to wszystko przyniosła, życzyła smacznego i odeszła. 
 - Tak więc, może zacznę. - Kiwnęłam głową na słowa bruneta i upiłam łyczka gorącego napoju. - Chciałbym Cię bardzo przeprosić za moje zachowanie. - Spojrzał badawczo na moją twarz. - Naprawdę zachowywałem się jak dupek, ale miałem trochę problemów i wszystko to przełożyło się na moje zachowanie. - Uniósł wzrok ze swoich dłoni na moją twarz i uśmiechnął się delikatnie. Czujnie obserwowałam go, przeżuwając kawałek mojej karpatki. 
 - Mam nadzieję, że już wszystko w porządku. - Uśmiechnął się do mnie ukazując rządek bialutkich zębów. Był słodki, uroczo słodki. 
 - Tak, już poukładałem wszystko na nowo. To co, wybaczysz mi czy mam błagać na kolanach? - Roześmiałam się, myśląc o Marcinie klęczącym przede mną i błagającym o wybaczenie. Jakaś starsza pani, siedząca kilka stolików dalej spojrzała na mnie karcącym spojrzeniem. Zamilkłam i dalej wpatrywałam się w chłopaka siedzącego przede mną. 
 - Ola, no powiedz coś - Wyjęczał, pochylając się nad stolikiem. 
 - Dobra, niech Ci będzie. - Wsadziłam do ust kolejny kawałek deseru. Marcin napił się gorącej czekolady, spojrzał na mnie swoimi hipnotyzującymi oczyma i posłał mi najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałam. Moje serce wywinęło koziołka i podskoczyło. Rozmawiając o tym, co nam ślina na język przyniesie siedzieliśmy i wcinaliśmy ciastko za ciastkiem, popijając wszystko gorącą czekoladą. Od tych słodkości zrobiło mi się niedobrze, a więc w końcu zamaszystym ruchem odsunęłam od siebie talerzyk z kawałkiem tiramisu. Marcin zaczął się ze mnie śmiać. 
 - I z czego się śmiejesz? - Zapytałam oburzona. Chłopak pokręcił głową i śmiał się dalej. Wstałam i podeszłam do lady. Zapłaciłam rachunek i wyszłam z kawiarni, jednak po chwili chłopak mnie dogonił i złapał za rękę. Pociągnął mnie do tyłu, jednocześnie przyciągając do siebie. Stałam blisko niego i wdychałam zapach jego perfum. Pachniał naprawdę nieziemsko. Trzymał mnie nadal za rękę, schylił się i spojrzał mi prosto w oczy. Owinął mnie jego oddech. 
 - Gdzie mi uciekasz? - Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego
 - Ładnie to tak kpić sobie ze mnie? - Przysunął się jeszcze bliżej mnie. 
 - Przepraszam Cię po raz kolejny, nie chciałem Cię urazić. 
 - Długo będziesz jeszcze mnie przepraszał? - Wyszeptałam. Stykaliśmy się niemal nosami, cały czas patrząc sobie w oczy. W pewnym momencie chłopak zerknął na moje usta, a to mnie orzeźwiło i się odsunęłam. Zaczęło lekko kropić. Spojrzałam w górę, a na moją twarz spadło kilka kropel deszczu. Zrobiło się chłodno. Marcin zdjął swoją bluzę i podał mi ją. 
 - Zabieraj tą bluzę, bo zmarzniesz i mnie Wenta zabije! - Marcin wzruszył ramionami i zarzucił mi na ramiona swoją bluzę. Staliśmy i kłóciliśmy się tak dobre parę minut, po których zrezygnowana się poddałam. Założyłam jego bluzę na siebie, a mężczyzna zaproponował, że odwiezie mnie do domu. 
 - Sama się odwiozę, a ty możesz mnie odprowadzić pod halę. - Wróciliśmy w dobrych nastrojach pod halę, która była dawno zamknięta. Mokrzy, ale zadowoleni z naszego dzisiejszego spotkania stanęliśmy naprzeciwko siebie.
  - Miało być kilka minut, a było kilka godzin! - Powiedziałam zaskoczona patrząc na zegarek. Marcin również zerknął i zaskoczony uniósł brwi. 
 - Tak jakoś przeleciał mi ten czas. - Powiedział i uśmiechnął się zakłopotany. Podeszłam i wspięłam się na palce tuż przed mężczyzną. Złożyłam szybkiego buziaka na jego policzku, odwróciłam się i wsiadłam do samochodu. Odjeżdżając z parkingu, widziałam chłopaka stojącego w osłupieniu w miejscu, gdzie go zostawiłam. Prowadząc samochód śmiałam się sama do siebie, chwilowo byłam owładnięta poczuciem szczęścia. Zaparkowałam na moim stałym miejscu, zabrałam torbę z bagażnika i wróciłam do domu. Torbę jak zawsze rzuciłam tam, gdzie zawsze a sama usiadłam w salonie. Dopiero teraz zorientowałam się, że mam na sobie bluzę Marcina. Zaciągnęłam się tym zapachem. Boże Ola, co ty wyprawiasz! Zachowujesz się jak zakochana gówniara, a wcale tak nie jest! Potrząsnęłam głową. Spoko, to tylko kolega. Jednym ruchem rozpięłam suwak błyskawiczny, ściągnęłam bluzę i rzuciłam na łóżko w sypialni. Sama wskoczyłam pod prysznic i poszłam spać. 

          Kolejnego dnia byłam tak zabiegana, że nie miałam czasu dla nikogo. Pół dnia spędziłam na hali, drugie pół na uczelni. Kamil pogniewał się na mnie za to, że ostatnio o nim zapomniałam. Jednak myślałam tylko o zbliżającym się meczu. Tak właśnie nadszedł ten dzień - piątek. Dzień meczu. Właśnie dziś nie poszłam na uczelnię, tłumacząc sobie, że bez problemu nadrobię ten jeden dzień. Moja mama przyjeżdżała z Chorzowa specjalnie na mecz, jak i zarówno mój brat i jego żona tyle, że ci zostawali na weekend. Mecz zaczynał się o osiemnastej, ja miałam być już o szesnastej trzydzieści. Nie brałam swojego autka,  ponieważ jechałam z Angeliką. Dziewczyna równo o szesnastej czekała pod blokiem, więc złapałam moją torbę i wyszłam z mieszkania. Przywitałyśmy się buziakiem w policzek i ruszyłyśmy w stronę hali. 
 - Zestresowana? - Blondynka zapytała, spoglądając na mnie. 
 - Trochę, to ważny mecz. - Wyjaśniłam i uśmiechnęłam się ciepło. - Moja mama i brat z żoną przyjadą. - Angelika skupiła się na drodze.
 - Chłopaki też przyjdą nam pokibicować. - Kiwnęłam głową. Próbowałam skupić się porządnie na mecz. Przez resztę drogi, oraz czas, gdy się przebierałam Milczałam. Dziewczyny mnie zagadywały, jednak zbywałam je krótkimi odpowiedziami. Wybiła godzina siedemnasta dziesięć. Zaczęłyśmy rozgrzewkę, każda porządnie się rozgrzewała. Potem nastąpiła przemowa motywacyjna od trenera i zaczęłyśmy rzucać na bramkę z pozycji. Usłyszałyśmy gwizdek trenerów, nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy ten czas minął. Trener mówił coś tam, a ja rozejrzałam się po hali. Było zadziwiająco dużo ludzi, po chwili zobaczyłam tych, których szukałam. 
 - Zaraz wrócę. - Rzuciłam do trenera i pobiegłam w stronę, gdzie siedziała moja rodzicielka oraz brat. Mama wstała, a ja przeskoczyłam bandy reklamowe i rzuciłam jej się na szyje. Robert klepnął mnie w plecy i złożył buziaka na moim policzku, życząc powodzenia. Wróciłam na boisko, mecz się rozpoczął. Okazało się, że wychodzę w pierwszej siódemce. Zajęłam posłusznie miejsce na prawym rozegraniu. Gwizdek sędziego i zaczęło się. Niestety tak wypadło, że boisko wzięła drużyna przeciwna, więc my rozgrywamy pierwszą akcję. Natalia do Angeli, Nikola, piłka trafia do mnie, obracam ją chwilę w dłoniach i podaję do skrzydła. Za chwilę piłka znów jest w moich rękach, a ja bez zastanowienia ściągam na siebie dwie zawodniczki markując rzut na bramkę, jednak podaje do koła. Nasza kołowa wykorzystuje sytuację i rzuca bramkę. Przybijamy sobie piątki i wracamy do obrony. 
  - Olka, podwyższaj to! - Usłyszałam, a więc wyszłam przed dziewiąty metr. Udaje mi się wy haczyć piłkę i biegnę z nią przez boisko, jednak zrobiłam błąd kozłowania. Widzę niezadowoloną minę trenera i wracam na swoje miejsce do obrony. Gwizdek sędziego, 1:1. Próbuje atakować bramkę jeden na jednego, ale nie udaje się i jest rzut wolny dla mojej drużyny. Marta podaje mi piłkę, a ja wyskakuje i rzucam. Nie trafiam do bramki, a obok. Łapię się za głowę. Ola, co się z tobą dzieje? Sama sobie zadaje to pytanie. Widzę wzrok moich koleżanek z drużyny. Popełniam głupie błędy, takie jak kroki czy błędy kozłowania. Trener próbuje przemówić mi do rozumu i każe grać, mimo tego, że prosiłam o zmianę. Koniec pierwszej połowy, wynik 11:10 dla naszej drużyny. Biorę swój bidon i siadam na krzesełku. 
 - Co się dzieje, Ola? - Pyta trener Wąs. 
 - Nie potrafię. - Spojrzałam na cała drużynę. - Nie potrafię trafić do bramki, popełniam głupie błędy, których normalnie nie robię. - Westchnęłam ciężko i otarłam spocone czoło. Nastąpiła zamiana stron. 
 - Trenerze, ja już nie zagram. - Trener podszedł do mnie i niemal siłą wepchnął na boisko. 
 - Do boju Lewandowska! - Krzyknął. Rozpoczęła się druga połowa. W momencie, gdy przegrywałyśmy jedną bramką, zdenerwowałam się i próbowałam grać sama. Rozpędziłam się i próbowałam wejść między dwie zawodniczki, gdy poczułam, jak ucieka mi kolano. Upadłam na ziemię na to zgięte kolano. Próbowałam się podnieść, ale nie dałam rady, przekręciłam się tylko na plecy płacząc z bólu. Podbiegł do mnie nasz klubowy lekarz razem z trenerem. Nie wiadomo skąd, obok pojawił się stary Lijek, który wziął mnie na ręce jakbym ważyła tyle co piórko i zniósł z boiska. Położył mnie delikatnie obok ławki rezerwowych. Zasłoniłam rękami twarz, czułam niemiłosierny ból w prawej kończynie. Lekarz zaczął opatrywać moją nogę, poruszał nią trochę i popryskał lodem w sprayu. Ból był okropny, palący jakby ktoś mnie palił żywcem. Wierzgałam zdrową nogą, a łzy siarczyście spływały mi po twarzy. Boże, wszystko tylko nie więzadła, nie przeżyję tak długiej przerwy. Lekarz klubowy patrzył na moje kolano, które puchło coraz bardziej.
 - Ola, trzeba jechać do szpitala. - Uniosłam głowę i spojrzałam na niego, kręcąc głową.
 - Nie, nic mi nie będzie. - Powoli zaczęłam się uspokajać. - Zaraz przejdzie i wejdę na boisko. - Lekarz spojrzał na mnie z żalem w oczach i wtedy zrozumiałam. Nie zagram już na tym meczu, ani na żadnym kolejnym. Pokręciłam głową. Zamknęłam powieki, wmawiając sobie, że to wszystko to tylko zły sen. Ktoś uklęknął obok mnie i pogłaskał mnie po włosach. Spojrzałam na tą osobę - Marcin patrzył na mnie i próbował uspokoić. Zanosiłam się płaczem.
 - Ola, jeszcze nie raz skopiesz mi dupsko na boisku! - Pocieszał, ale nie słuchałam go. Zostałam wyniesiona na noszach z hali przez ratowników medycznych i zawieziona do szpitala. Parę minut później, leżałam na oddziale ratunkowym w Kieleckim szpitalu specjalistycznym i czekałam, aż ktoś się mną zajmie. Na korytarzu czekała moja rodzina i z tego co słyszałam, pół drużyny. Zaciskałam zęby mając nadzieję, że nie jest tak źle. Po chwili przyszedł lekarz, sam ordynator chirurgi ogólnej. Moje kolano zostało dokładnie zbadane, po czym lekarz stwierdził, że mam płyn w kolanie i jest to najprawdopodobniej krew. Zgodziłam się na wykonanie punkcji stawu kolanowego. Zostałam przeniesiona na stół w sali zabiegowej, a tam pielęgniarka przygotowała moje kolano do zabiegu. Odkaziła je specjalnym preparatem i przygotowała potrzebne narzędzia do tego. Leżałam milcząc i wpatrując się w sufit cały czas. Wyciszyłam wszystkie bodźce z zewnątrz. Kolejne co poczułam, to ogromny ból w kolanie i igłę wbijającą się do środka. Automatycznie napięłam mięśnie i krzyknęłam z bólu. Miła pielęgniarka podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
 - Spokojnie, spokojnie. Rozluźnij mięśnie, spokojnie. - Wzięłam kilka wdechów i wydechów i zacisnęłam zęby. Gdy igła była wystarczająco wbita, cały czas ją czułam. Odczuwałam również coraz większą ulgę, potem znów ból - lekarz wyciągnął igłę ze strzykawką. Cały czas patrzyłam w sufit, zwymiotowałabym jakbym spojrzała na narzędzie, które dostarczyło mi tyle bólu i ulgi zarazem. Spojrzałam w bok i ujrzałam obok mojego kolana małą miseczkę i w niej jakby wodę zabarwioną na czerwono, jak się okazało - to była moja krew, która była w kolanie. Jak się potem dowiedziałam - 35 mililitrów.
 - Za ile zagram znów? - Zapytałam, patrząc na pielęgniarkę. Ta spojrzała na lekarza, a on zmieszany, odpowiedział:
 - To zależy. Jeżeli to nic poważnego poza tym płynem to za minimum sześć tygodni. - Zrobiłam ogromne oczy, po czym naszły mi do nich łzy.
 - Na razie trudno jest nam powiedzieć czy kolano jest skręcone czy zostały uszkodzone więzadła. - Pokręciłam głową. Po moich policzkach spłynęła strużka łez, nie wierzyłam w to co słyszę. Nie, nie - zaraz się obudzę i okaże się to wszystko jednym, wielkim złym snem.

Cześć pysiaki! 
Pod poprzednim rozdziałem jest jeden komentarz, serio? A już myślałam, że jest lepiej. To może by tak pod tym rozdziałem było tak z 5 komentarzy chociaż? Proszę! Piszę to, bo piszę. A nie chcę, aby to opowiadanie zginęło śmiercią naturalną. Zwłaszcza, że mam więcej czasu na pisanie - spotkało mnie dokładnie to samo, co naszą bohaterkę w dzisiejszym rozdziale, mianowicie: Krew w stawie kolanowym, naruszone więzadła i skręcone. Eh. No to do następnego, papa:* 
 

3 komentarze:

  1. Mnie też to spotkało ale angielscy lekarze są nieczuli noga mnie boli jak kurde nie wiem co :( a rozdział świetny :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, rozdział jest naprawdę ciekawy ^^ Czekam na następny i szybkiego powrotu do zdrowia ;)

    OdpowiedzUsuń