Stałam i patrzyłam jak zaczarowana. Szczypiornista odrzucił mi piłkę, którą zręcznie złapałam. Trener Wąs razem z Bogdanem Wentą, zawołali męski, jak i zarówno damski oddział Vive. Zebraliśmy się w półokręgu obok trenerów, po jednej stronie kobiety, po drugiej mężczyźni. Wenta podszedł do mnie i objął ramieniem, wzrok wszystkich był wlepiony w naszą dwójkę.
- Słyszałem, że jesteś naszym nowym diamentem - Zawstydzona, kiwnęłam głową. - Oraz, że spadasz jak worek ziemniaków, po czym podnosisz się i rzucasz bramkę. - Na określenie "worek ziemniaków" znaczna część towarzystwa, roześmiała się. Poczułam się zawstydzona na maksa!
- Nie poddaje się po prostu. - Ujęłam to wszystko w słowa. Szybko wtopiłam się między resztę damskiego oddziału Kielc. Trenerzy wybrali składy, które jako pierwsze miały zagrać w naszym mini towarzyskim meczu.
- Angelika koło, Wera do bramki, Nikola lewe skrzydło, Natalia prawe skrzydełko - Wąs przebiegł spojrzeniem po naszych twarzach. - Klaudia lewa połówka, hm, Kinga na prawe rozegranie - Słysząc to, usiadłam sobie na spokojnie na ławce rezerwowych, co uczyniła też reszta drużyny. Szczypiorniaki stali już, gotowi do gry. Wśród nich rozpoznałam Michała Jureckiego i braci Lijewskich. O mój boże. Teraz rozpoznałam ofiarę mojego nieudanego rzutu. Marcin Lijewski. Olka, ale ty głupia jesteś. Pokręciłam głową, będąc w szoku.
- A kto na środek? - Zawołała Angela, stojąc na środku boiska z piłką w ręku. Tak, dziewczyny zaczynały. Trener spojrzał po twarzach siedzących na ławce.
-Aleksandra. - Wstałam i wbiegłam na boisko. No to jedziemy z nimi. Szczęśliwa stałam na rozegraniu. Nikola do mnie, ja do Kingi,Kinga do Natali. One boją się zaatakować czy co? Nie zastanawiając się dłużej, krzyknęłam do Kingi, aby się ze mną zamieniła. Zamienilyśmy się a trener krzyknął, że mam wrócić na środek rozegrania. Nie słuchając go, rozpędziłam się na trzech krokach, odbiłam tuż przed panem Lijewskim i skoczyłam w górę. Michał stojący obok Marcina pociągnął mnie za rękę w momencie rzutu. Upadłam na parkiet, spadając na lewą stronę ciała. Z początku nie umiałam złapać oddechu, po chwili zaciągnęłam się powietrzem. Leżałam na ziemi, a dookoła panowała cisza. Dopiero po chwili, zaczął się gwar niosących się rozmów. Trenerzy stali i patrzyli się, czułam ich wzrok na moich plecach. Michał ukucnął obok mnie.
- Przepraszam Cię strasznie, nie chciałem. Taki odruch, wiesz. - Podrapał się po głowie. - Rzeczywiście, spadasz jak worek ziemniaków. - W tym momencie roześmiałam się i wstałam powoli. Rękę położyłam na biodrze, ałajć.
- Może się zmienisz? Pierwszy trening i już jesteś poobijana. Paznokcie połamiesz jeszcze czy coś - Rzucił w moją stronę niejaki Marcin Lijewski. Prychnęłam pod nosem. Cały czar minął.
- Nie bądź taki pewny siebie, chłopczyku - Odparłam cicho i wzięłam piłkę. Rzut karny dla nas.
- Angela rzucaj! - Podałam koleżance piłkę i wróciłam do obrony.
- Laska, bo nam sie połamiesz. - Usłyszałam od Nikoli. Roześmiałam się.
- Spokojnie, dam radę. - Angela nie rzuciła karnego, trafiła słupek. Piłka trafiła do Michała, Marcina, Łukasza, znów do Marcina. Michał wbiegł na koło. Marcin chciał rzucić, spadł z kozłem na ziemię, jednak zgrabnie wybiłam mu piłkę i zaczęłam biec przez boisko, kozłując ją. Obróciłam głowę i zobaczyłam, że mężczyzna biegnie za mną. Będąc na szóstym metrze, wyskoczyłam i bramka! Wróciłam do obrony, zdenerwowany Marcin stał i patrzył się, gdy przybijałam sobie piątki z resztą drużyny.
Gra zakończyła się wynikiem 18:16 dla mężczyzn. Sfrustrowana wzięłam prysznic po treningu i ubierając się, słuchałam rozmowy dziewcząt.
- Ola, co powiesz na imprezkę zapoznawczą? - Weronika rozczesując włosy zapytała.
- Impreza? Jestem za! - Krzyknęłam niemalże podskakując w powietrzu.
- Okej panienki, to na 20 się umawiamy. Gdzie się bawimy?
- Lacosta? - Rzuciła Natalia. Spakowałam resztę rzeczy do torby.
- Nie bardzo wiem, gdzie to jest. - Angelika odwróciła się w moją stronę.
- To podaj mi swój adres, wpadne po Ciebie po drodze i pójdziemy razem, okej? - Napisałam jej na kartce papieru mój adres oraz numer telefonu. Pożegnałyśmy się i wyszłam z szatni. Spojrzałam na telefon, jeden nowy sms. Odblokowałam go i przeczytałam smsa od brata, który pytał jak mi poszedł pierwszy trening. Odpisywałam właśnie Robertowi, gdy uderzyłam o coś wielkiego i twardego. Odbiłam się od tego 'czegoś' i upadłam na ziemię. Wiązanka przekleństw cisła mi się na usta, jednak popatrzyłam w górę i zamarłam w bezruchu. Ciemnooki mężczyzna wpatrywał się we mnie. Poszedł i podał mi rękę, za którą chwyciłam. Wstałam, podniosłam torbę i komórkę z ziemi. Marcin nadal stał i się we mnie wpatrywał. A patrzył się tak... Pesząco. Rumieńce miałam jak nigdy! Cicha woda rzeki rwie. Pomyślałam sama o sobie i zaśmiałam się w duchu. Chciałam wyminąc Lijka i iść w swoją stronę, jednak on zastąpił mi droge.
- To co księżniczko, może kawa na przeprosiny? - Uniosłam wysoko brwi.
- Słucham? - Co za gnojek! Nie wierzę po prostu!
- Ja, Ty i kawa - Teraz to się roześmiałam. Za kogo on mnie ma? Za panienkę, która się z nim umówi, bo ma ładny uśmiech? Albo może dlatego, że gra w reprezentacji? Dobre.
- Wiesz do kogo mówisz? - Teraz to on uniósł wysoko brwi. - To ja Ci powiem. Do Szczypiornistki! Przeliterować? A wiesz czym charakteryzuje się dziewczyna, grająca od lat w ręczną? Tym, że ma charakter i nie leci na byle jakich piłkarzyn mających się za niewiadomo kogo! - Zakończyłam swój monolog, wyminęłam osłupiałego mężczyznę i wyszłam z hali. Zdenerwowana rzuciłam torbę na tylnie siedzenie mojego autka i odjechałam z parkingu. To teraz co? Trzeba coś do jedzenia kupić, bo w mojej lodówce to tylko światło zostało. Zatrzymałam się pod tesco i ruszyłam na zakupy. Mleko, jajka, jogur naturalny, ciemne pieczywo, warzywa, owoce. Ryż, makaron, zgrzewka wody, soki. Takie duperele. Zadowolona z zakupów, wróciłam do domu. Rozpakowałam wszystko i stwierdziłam, że ugotuję sobie warzywa z ryżem. Ryż ugotowałam, a warzywa pokroiłam w kosteczkę i wrzuciłam na patelnię. Potem wszystko wymieszałam i nałożyłam na miseczkę. Wzięłam widelec, włączyłam tv i usiadłam na kanapie, zajadając. Sama pychotka! Uwielbiam zdrowe odżywianie, jestem fit na 100 procent! Chociaż święta nie jestem, też czasem coś niezdrowego zjem. Trzeba jakoś umilać sobie życie. Skończyłam jeść, misieczkę odniosłam do zmywarki. Resztę jedzenia przełożyłam do plastikowego pojemnika i włożyłam do lodówki. Nalałam sobie wody do szklanki i oparłam się o okno. Wzięłam łyka i oparłam głowę o szybę. Olka, co ty robisz ze swoim życiem? No co? Rzucasz wszystko i wyjeżdzasz ot, tak. A jedyne osoby, które o tym wiedzą to twoi rodzice, trener i brat. Zacisnęłam powieki. I co dalej? Otworzyłam oczy i spojrzałam przez okno. Widok miałam na mały park, w którym w sumie nie działo się nic specjalnego. Nie zastanawiając się długo, ubrałam czarne baleriny na stopy i wyszłam z mieszkania. Tym razem wybrałam schody, zawsze jest to okazja do spalenia kalorii. Obeszłam blok i usiadłam w parku. Cieszyłam się słońcem. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer do najwspanialszej kobiety na świecie.
- Halo? - Jej głos był aksamitny, taki miły dla ucha.
- Cześć mamo. - Głos mi zadrżał, gdy powiedziałam słowo: 'mama'. Kochałam moją rodzicielkę jak nikogo innego.
- Oleńka! - Radość w jej głosie była ogromna - Córeczko, co u Ciebie słychać? Jak sprawdza się samochód? Jak treningi? Opowiadaj starej matce. - Zaśmiałam się do komórki.
- Spokojnie mamo, daj mi złapać oddech. - Właśnie taka jest moja mama, tysiąc pytań na minutę. - Jest wszystko w porządku, bryka działa bez zarzutu, mieszkanie też jest cudowne! Byłam dziś na pierwszym treningu, zobaczymy jak to będzie.
- Stało się coś? Aleksandra, wiesz co właśnie powiedziałaś? Co było nie tak z treningiem? - Zmarszczyłam brwi z frustracji i westchnęłam ciężko.
- Było w porządku, poza takim jednym dupkiem w męskim oddziale Kielc. I tęsknie za przyjaciółmi. - Wyznałam.
- Wiesz, myślę, że Marlena też się martwi. Była tutaj dwa razy, pytając o Ciebie. Tyle lat się przyjaźnicie, powinnaś jej powiedzieć. - Kolejny raz westchnęłam. Za dużo już jej powiedziałam.
- Mamo, muszę kończyć. Kocham Cię. - Nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się. Wybiła godzina 14, pora wracać. Wróciłam do domu. Mam dużo czasu jeszcze. W sumie zabiję go szykując się. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Wydepilowałam starannie nogi i posmarowałam balsamem. Zrobiłam sobie maseczkę oczyszczającą i pomalowałam paznokcie na niebiesko. Wysuszyłam włosy i je rozczesałam. Włosy sięgały już niemalże pasa, jednak uwielbiam je. Zrobiłam sobie delikatny makijaż, nigdy mocno się nie malowałam. Dobra, która godzina? O, już 17. Z dwie godziny jeszcze miałam na spokojnie. Weszłam do sypialni i stanęłam przy szafie
Co by tu ubrać? Moja szafa jest bez dna, jednak ciągle wydaje się pusta. Pokręciłam głową, niektóre moje zachowania były identyczne jak Roberta. Będąc młodsza, zawsze chciałam być jak on. I w sumie stałam się damską wersją Lewandowskiego. Aleksandra Lewandowska. Westchnęłam. Poznając nowych ludzi, nie podaje im mojego nazwiska. Nie wszyscy orientują się, że jesteśmy rodzeństwem, jednak większość jest na tyle inteligentna, aby to pojąć. Stałam przed lustrem. Byłam przeciętną dziewczyną, przynajmniej jak dla mnie. Długie, brązowe włosy, niebieskie oczy. To była jedyna różnica między mną a Robertem - oczy. On miał po mamie, a ja po tacie. Tacie, którego nie pamiętam. Potrząsnęłam głową, aby otrząsnąć się z własnych myśli. Nie myśl o takich rzeczach, nie przed imprezą! Z szafy wyłowiłam parę ciemnych dżinsów, beżową koszulkę z odkrytym kawałkiem pleców, szpilki w tym samym kolorze, które mówiły: bierz mnie, pieprz mnie - jak to mawiała Marlena. Ubrałam się i obejrzałam dokładnie w lustrze. Przełożyłam jakieś drobiazgi do czarnej torebki i włożyłam małe, okrągłe kolczyki. No, teraz wyglądam jak człowiek! Wzięłam szkatułkę z biżuterią z szafki nocnej i wysypałam jej zawartość na łóżko. Znalazłam wisiorek i go włożyłam. Najbardziej uwielbiałam zawieszkę, która była na nim - zielono-czerwona piłka. Prezent od mamy. 18;51. Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie kawę i usiadłam w jadalni. Dziwnie siedzi się samemu przy tak dużym stole. No cóż, takie życie. Zdążyłam wypić kawę, gdy zadzwonił domofon. Poszłam i odebrałam.
- Cześć Ola! Tutaj Andzia, idziesz?
- Jasne, już schodzę. - Wzięłam torebkę, zamknęłam mieszkanie i zjechałam windą na dół. Przywitałyśmy się buziakiem w policzek i ruszyłyśmy w stronę wskazaną przez Angie.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że będą chłopcy? - Zapytała obserwując moją twarz.
- Jasne, że nie. Nie wiedziałam tylko, że też są zaproszeni.
- Wiesz, jak Michał się dowiedział, to tak jakby wprosił się razem z resztą bandy. - Wyjaśniła przepraszającym tonem.
- Nie ma sprawy, naprawdę. A czy stary Lijewski też będzie? - Zagryzłam wargę. Nie wytrzymam jak będę musiała patrzeć akurat na jego ryj.
- Ej, co on Ci zrobił? - Zapytała zdziwiona. - Marcin jest jednym z najporządniejszych facetów jakich znam. - Teraz ja się zdziwiłam.
- Jest bezczelny, żałosny i ma się za pępek świata. A w telewizji wydawał soę taki fajny.. - Westchnęłam teatralnie. Obie się roześmiałyśmy, a blondynka szturchnęła mnie w bok.
- Ty, kto się czubi ten się lubi! - Zrobiłam przerażoną minę.
- Po moim trupie! - Akurat doszłyśmy do klubu. Wkroczyłyśmy, wcześniej płacąc za wstęp. Angelika od razu pokierowała mnie do loży dla Vipów, tłumacząc: "Jak się bawić to na bogato". Przy połączonych stolikach siedziała większość gromady. Od razu w oczy rzucił mi się wystrojony Marcin, w czarnej koszuli. Witając się z każdym po kolei, zignorowałam go i usiadłam obok Jureckiego i Angeliki. Wspominałam, że są parą? Nie? O, to teraz wspominam.
- Dobra, jesteśmy chyba w komplecie. Panienki, co pijecie? - Zapytał Łukasz. Jako pierwsza wyrwalam się, że wściekłego psa co spotkało się ze zdziwionym wzrokiem moich towarzyszek.
- Mam mocną głowę. - Wyjaśniłam, wzruszając ramionami. Trzy godziny później wywijałam na parkiecie z dziewczynami. Polubiłam bardzo Angelikę, Nikolę, Paulinę. Z nimi balowało mi się najlepiej. Wywijałam właśnie tyłkiem na wszystkie strony z Paulą, gdy kogoś łapy spoczęły na moich biodrach.
- Maleńka, może się zabawimy, co? - Jakiś glos szepnął mi do ucha. Obróciłam głowę i krzyknęłam, próbując przekrzyczeć muzykę:
- Maleńki, może zabierzesz te łapy i pójdziesz, gdzie pieprz rośnie? - Uśmiechnęłam się i wróciłam do stolika. Siedział tam Marcin, Weronika i jacyś dwaj piłkarze. Znałam ich z treningu, jednak nie bardzo kojarzyłam ich imiona. Marcin uniósł dwa kieliszki z czystą w moją stronę, a ja śmiało usiadłam obok niego. Podsunął mi jeden kieliszek i szklankę coli. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy. Spływający płyn palił mi gardło. Wypiłam pół szklanki napoju i odstawilam kieliszek.
- Czemu ty jesteś jeszcze trzeźwy?! - Zapytalam zbulwersowana.
- Nie piję dużo, robie dziś jako kierowca - Pokręcilam głową.
- Co to za zabawa, jeśli nie pijesz? - Obróciłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Ten, złapał mój wzrok.
- Dziecinko, ledwo co od matki odeszłaś, a jesteś schlana gorzej niż obaj Jureccy razem wzięci - Poczułam się urażona slowem: "dziecinka". Wstałam od stolika.
- A ty, nie bądź taki hop do przodu, bo ci z tyłu zabraknie. Wiek to tylko liczba, a to że jesteś starszy o te 9 lat nie oznacza, że mądrzejszy. - Chociaż to co mówiłam nie mialo sensu, odwróciłam się na pięcie i odeszłam, chwiejąc się na nogach. Będąc przy barze zamówilam drinka. Jednego, drugiego, trzeciego. Potem szalałam na parkiecie i znów piłam. Już chciałam zamawiać kolejnego drinka, gdy wszystko się rozmazało.
O mój boże, moja głowa chyba zaraz wybuchnie. Powoli otworzyłam oczy i patrzyłam się w sufit. No proszę, mieszkam tutaj kilka dni i już mam plamę na suficie. Ciekawe z czego to? Moment. Mój sufit był idealnie biały. Obróciłam głowę w prawo - TO NIE SĄ MOJE ZASŁONY. Zerwałam się do pozycji siedzącej. TO NIE JEST MÓJ POkÓJ. O nie, nie, nie. Byle nie to! Unioslam kołdrę i zajrzałam na mój strój. Miałam na sobie bieliznę i męską koszulkę. Co gorsza, jest to koszulka reprezentacji piłki ręcznej mężczyzn. O nie. Jęknęłam i rzuciłam się na poduszkę. Moja głowa, ała. Wstałam i po cichu wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się w progu kuchni. Była ogromna i nowocześnie urządzona, ale nie to mnie zmyliło. Zmylił mnie widok Lijewskiego stojącego przy ekspresie do kawy w samych bokserkach. Odchrząknęłam, a on uśmiechnięty odwrócił się w moją stronę.
- Dzień Dobry! - Zatkałam sobie uszy. Głowa mi zaraz pęknie! Marcin widząc w jakim jestem stanie, postawił przede mną szklankę z wodą i aspirynę. Podziękowałam kiwnięciem głowy i posłusznie wzięłam tabletkę.
- Siadaj, nie stój tak. - Posłusznie usiadłam przy stole kuchennym. Spojrzałam na wpatrującego się we mnie mężczyznę.
- Czy my..? - Speszona zapytałam.
- Ale co? - Jezu. Czy on od rana próbuje mnie zdenerwować?
- No wiesz. - Rzuciłam patrząc na niego.
- Nie, nie wiem. - Odpowiedział, niemalże śmiejąc się ze mnie.
- Doskonale wiesz o co pytam, Lijewski. CZY MY SPALIŚMY ZE SOBĄ?! - Nie wytrzymałam. Zaraz go zabiję! Marcin spoważniał.
- Oj, byłaś wczoraj bardzo chętna. - Podszedł i oparł się o stół tuż przede mną. - Nie jestem takim dupkiem, żeby wykorzystywać dziewczynę, która zabalowała trochę. - Zrobiło mi się głupio.
- Ehn, a jak znaleźliśmy się tutaj?
- Nie byłaś w stanie mi powiedzieć, gdzie mieszkasz więc zabrałem Cię do siebie. Kawy? - Kiwnęłam głową. - A rozebrałaś się sama, chociaż trochę musiałem Ci pomóc. - Ukryłam twarz w dłoniach. Taki wstyd! Dopiero teraz zauważyłam, ze stoi przede mną prawie nagi. Moje spojrzenie powędrowalo na jego klatkę piersiową. Jezu kochany, trzymajcie mnie! W odpowiednim momencie się opamiętałam. Kawę dokończyliśmy pić w milczeniu.
- Jesteś glodna? Bo ja bardzo. - Marcin wyciągnął jajka z lodówki. Uśmiechnęłam się na ten widok. Był bardzo słodkim dupkiem. Gawędziłam z nim, podczas gdy on robił jajecznicę. Ding dong. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Ciemnowłosy strzelił tak zwanego facepalma.
- Kurwa, moja mama miała przyjechać. - Spojrzałam na zegarek, byla 10.28. Niedziela, bogu dzięki w niedziele oboje mamy wolne.
- Co mam robić?! - Szepnęłam, zrywając się z miejsca.
- Nie wiem! - Patrzeliśmy na siebie w szoku.
- Marcinie Lijewski otwieraj te drzwi wiem, ze tam jesteś!
Siemaneczko! Misiaki, a więc 2 oddaje w wasze ręce. Proszę o opinie! Co u was słychać? Kolejny w ciągu kilku dni, pozdrawiam gorąco! Do usłyszenia! 😍💜💋
pisz dalej, bo no niestety, o ręcznej to prawie nie ma, a twój póki co się super zapowiada. czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńświetny blog :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię ręczną i cieszę się że trafiłam tu :)
wszystko jest dobrze opisane i mi się to bardzo podoba :)
Ola i Marcin pewnie teraz będą udawać parę przed jego matką :P a to pewnie będzie się działo :)
już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
końcówka bardzo mnie rozśmieszyła :)
pozdrawiam :)
Padłam pocieszyłaś mnie :)
OdpowiedzUsuń